#14 - zasługujesz na wszystko, co najlepsze
- Ej, Tyler, bo ja w zasadzie to nawet nie wiem, gdzie ty pracujesz, a jeśli miałem po ciebie przyjechać, to przydałoby się znać jakiś adres czy coś takiego... - powiedział na wydechu Josh do słuchawki swojego telefonu, jednocześnie wsiadając do swojego samochodu.
- Naprawdę? - odpowiedział mu zbity z tropu chłopak, całkowicie nie spodziewając się tego, żeby różowowłosy miał naprawdę po niego przyjechać, nawet jeśli wcześniej to potwierdził. Przez cały dzień brunet zdążył o tym całkowicie zapomnieć, przez co w jego drżącym głosie było słychać zaskoczenie.
- Ano jakoś tak wyszło, że nie - mężczyzna zaśmiał się krótko, przeglądając się w lusterku w aucie i przeczesując wyblakłe włosy, które po pracy były w jeszcze gorszym stanie niż na co dzień. Zdecydowanie potrzebowały nie tylko umycia, ale także farbowania, bo ich kolor nie dość, że zaczynał mu się nudzić, to teraz nawet nie przypominał różowego.
- Ugh, naprawdę cię przepraszam. Podjedź pod Starbucksa przy Madison Ave. Jeśli tylko możesz, bo pewnie masz lepsze zajęcia... - Josh był pewny tego, że w tym momencie brunet oblał się rumieńcem. Ponownie wybuchnął śmiechem i odpowiedziawszy mu krótko, pożegnał się z nim i rozłączył się.
Na całe szczęście wskazana przez Tylera ulica była niedaleka sklepu dwudziestojednolatka, więc zaledwie piętnaście minut później stał już przed kawiarnią, opierając się o maskę swojego cadillaca. Chwilę potem podszedł do niego nieco przestraszony Tyler z kapturem zaciągniętym na głowę, na co mężczyzna zmarszczył czoło.
- Coś się stało? - spytał, odpychając się od swojego samochodu i otwierając drzwi od strony pasażera.
- Pamiętasz tych facetów, którzy mnie pobili? - Josh przytaknął, zaczynając coraz bardziej martwić się o Tylera przez wspomnienie tamtego wieczoru. - Przez cały dzień kręcili się tutaj - wyznał, przy wsiadaniu do auta rozglądając się nerwowo. - Moja współpracownica powiedziała, że podobno mnie szukają od dłuższego czasu... - dodał cicho, kiedy różowowłosy zajął swoje miejsce. Wyraźnie nie panował nad drżeniem swojego głosu, choć Dun nie dziwił mu się. Na jego miejscu byłby równie przerażony. Nie spotykał się jeszcze z takimi problemami i nie testował ich na własnej skórze, ale mimo wszystko taki obrót spraw mu pasował. Pozostawał pozytywnie nastawiony do każdego, dzięki czemu nie miał wrogów. Ale tym razem było mu cholernie szkoda Tylera, który całe życie odczuwał lęk.
- Nie myślałeś o zgłoszeniu tego na policję? - spojrzał na niego, będąc rzeczywiście przejętym tym wszystkim.
Nawet nie chciał sobie wyobrażać, po co tamci mężczyźni go szukali. Tym bardziej, że zawsze było prawdopodobieństwo, że w takim wypadku nikt nie spróbowałby pomóc Tylerowi i nie mogłoby się to już skończyć tak dobrze jak ostatnio. Dwudziestolatek miał mnóstwo szczęścia w związku z tym, że Josh akurat przejeżdżał obok i zauważył to. Do tej pory był mu za to niewyobrażalnie wdzięczny.
- Nie rozumiesz, Josh. Nawet gdybym tego spróbował, prędzej czy później by się na mnie zemścili. Lub nasłali na mnie innych, a tego już bym nie przeżył... - położył drżące dłonie na swoich kolanach, wbijając w nie rozbiegane spojrzenie.
- Ale nie możesz tego tak po prostu zostawić, tym bardziej, jeśli nie bez powodu się tutaj pojawili - stwierdził Josh, wjeżdżając na główną ulicę.
- Co niby mam zrobić? - prychnął Tyler.
- Wszystko, żeby nie było powtórki z rozrywki - odparł mężczyzna, zagryzając dolną wargę w zamyśleniu. - Możemy umówić się tak, że będę cię wszędzie odwoził, dopóki nie odwalą się. Może i dalej nie ma pewności, że cię nie zaczepią, ale możesz być pewny tego, że ci wtedy pomogę. Wiedzą, gdzie mieszkasz? - na chwilę przeniósł wzrok z jezdni na Tylera, by sprawdzić, w jakim jest stanie. Z ulgą przyjął to, że chłopak jeszcze nie zaczął panikować. W jego rękach leżało teraz to, czy będzie zmierzał w stronę uspokojenia się czy tylko pogłębiał jego i tak już zły stan.
- Nie. Ale Josh, naprawdę nie musisz, ja... jakoś sobie poradzę - zacisnął dłonie na rękawach swojej bluzy, co zdradziło jego zestresowanie.
- Kiedy to dla mnie nie jest problem, naprawdę. Mam bardzo elastyczne godziny pracy, więc mogę być do twojej dyspozycji. Nie chcę, żeby coś ci zrobili, boję się o ciebie. Mówiłem ci już, że zasługujesz na wszystko, co najlepsze - jego ton głosu był spokojny i łagodny. Liczył na to, że jego spokój zacznie udzielać się Tylerowi, który teraz wbił zmieszane spojrzenie w widok za oknem po jego stronie. Był koniec listopada, więc zaczynało ściemniać się coraz szybciej, co sprawiało, że miasto o tej porze wyglądało niezbyt przyjemnie, ale to nie odrzuciło ciemnowłosego.
- Nie rób ze mnie nie wiadomo kogo, nie zasługuję nawet na taką osobę jak ty - wymamrotał zawstydzony chłopak. Josh w reakcji na to przewrócił oczami i wzmocnił uścisk na kierownicy.
- Mylisz się i zamierzam ci to udowodnić - odrzekł tajemniczo, skręcając w nieznaną brunetowi ulicę, na co ten zmarszczył czoło, bo od razu zauważył tę zmianę.
- Co? Co ty robisz? - spojrzał na Josha z nadzieją, że uzyska jakąś odpowiedź, lecz ten tylko uśmiechał się półgębkiem, do końca drogi milcząc jak grób, co było do niego mocno niepodobne. - Josh, jeśli zamierzasz mnie wywieźć i sprzedać, to zapewniam cię, że... - przerwał w połowie, kiedy jego oczom ukazała się jedna z droższych w Columbus restauracji, w której stronę Josh wyraźnie zmierzał. Zaparkowawszy pod bogato zdobionym budynkiem, uśmiechnął się szeroko na widok oniemiałego i onieśmielonego chłopaka, który wpatrywał się w logo restauracji, dalej nie wierząc w to wszystko.
- Mówiłeś dziś rano coś o tej kolacji? - odezwał się w końcu, po czym wysiadł z auta, aby podbiec z drugiej strony i otworzyć drzwi przed Tylerem.
- Co ty właśnie odwalasz? - wyjąkał, przy wysiadaniu musząc trzymać się samochodu, aby nie upaść z wrażenia, bo nogi dosłownie odmawiały mu posłuszeństwa.
- Nadrabiam piątkowy wieczór - odpowiedział pogodnym tonem. Cały czas uśmiechał się przez całkowicie naturalną i niewymuszoną reakcję Josepha, do którego dalej to wszystko jeszcze nie doszło.
- Przecież mnie tam nawet nie wpuszczą w tych ubraniach - w odpowiedzi Josh jedynie złapał go za nadgarstek i pociągnął w stronę wejścia. Podszedł do jednej z kelnerek i wspomniał jej o tym, że miał rezerwację, na co ta kiwnęła głową i zaprowadziła ich do czteroosobowego stolika, na którym widniała karteczka z jego nazwiskiem. Miejsce to było z daleka od pozostałych, odgrodzone dodatkowo parawanem, co Josh wcześniej uzgodnił. Chciał, aby Tyler czuł się jak najbardziej komfortowo, a prywatność miała mu w tym pomóc. - Ty to wszystko zaplanowałeś... - stwierdził Tyler, siadając na wolnym krześle.
- Oczywiście, przecież mówiłem, że zasługujesz na najlepsze. Załatwienie stolika tutaj na ostatnią chwilę nie było łatwe, uwierz mi - odpowiedział Josh i zajął miejsce obok bruneta, który był wyprostowany niczym struna. Czuł i był świadomy tego, że nie pasował tutaj. Nigdy wcześniej nie był w tak drogim miejscu i ta myśl go przytłaczała, podobnie jak każdy centymetr tej restauracji.
- Nie wiem, co powiedzieć... - wydukał, bojąc się choćby wziąć do ręki kartę dań.
- Wolisz wino białe czy czerwone? - spytał Josh, który już dawno był na etapie przeglądania deserów. Swoim pytaniem sprawił, że Tyler jeszcze bardziej się zawstydził i spuścił wzrok na swoje dłonie. - Co się stało? - odłożył menu, marszcząc czoło.
- Nie mam dwudziestu jeden lat... - wyszeptał, czując, jak jego policzki się czerwienią. Mężczyzna westchnął, bo dopiero teraz przypomniało mu się to, jak Tyler wspominał, że był rok młodszy od niego.
- A kiedy masz urodziny? - kontynuował niewzruszony mężczyzna, zamierzając nie pozostawić tego problemu bez rozwiązania. Nawet, jeśli miał zapłacić obsłudze za trzymanie języka za zębami, co było ostatecznością, ale dalej możliwością.
- Pierwszego grudnia - odpowiedział Tyler, dalej nie znajdując w sobie tyle odwagi, by podnieść wzrok na różowowłosego, który uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby.
- No to problem rozwiązany. To co zamawiasz?
~*~
Chociaż Tyler z początku najchętniej uciekłby z restauracji, szybko się rozluźnił, a zawdzięczał to głównie wypitemu trunkowi. Nie wątpił w to, że ta cholerna lampka wina była warta jego miesięcznej pensji, ale wolał już nic nie mówić, bo widział, że tym tylko irytował Josha, który musiał nieszczęśliwym trafem sączyć swój soczek pomarańczowy ze względu na to, że był kierowcą. To jednak nie sprawiło, że dobre poczucie opuściło go chociaż na chwilę, bo cały czas pilnował tego, aby między nimi nie zapadała cisza. Bez problemu udało mu się znaleźć wspólne tematy z Tylerem, dzięki którym wzajemnie się lepiej poznali i co zacieśniło ich relację. A rozmawiali o wszystkim - przez ulubione zespoły muzyczne po oceny w szkole i plany na przyszłość, a raczej ich całkowity brak.
Nim się obejrzeli, minęły już ponad dwie godziny, a lokal opustoszał. Był początek tygodnia, więc mało kto decydował się na dłuższe pozostanie poza domem - w przeciwieństwie do Josha i Tylera. Zdawali się nie zwracać uwagi na to, że jutro obaj będą musieli iść do pracy o wczesnej porze. Zwyczajnie cieszyli się tą chwilą i swoją osobą, starając się czerpać z tego jak najwięcej radości, o co dbał w szczególności Josh. Dopiero wibrujący telefon zdołał wybudzić go z tego transu pod postacią konwersacji z Tylerem.
- Przepraszam, myślałem, że go wyłączyłem... - odpowiedział i wyciągnął komórkę z tylnej kieszeni spodni. Cały pobladł, kiedy na ekranie zobaczył dwanaście wiadomości oraz sześć nieodebranych połączeń od tej samej, jednej osoby, o której całkowicie zdążył zapomnieć.
Debby.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wiem, wiem, zgrzeszyłam, bo nie wstawiałam przez dłuższy czas niczego. Bardzo za to wszystkich przepraszam, ale ostatnie dni były dla mnie dość pracochłonne i zwyczajnie nie znalazłam czasu na napisanie czegokolwiek. Niestety, ale także ferie nieubłaganie mi się kończą, więc obawiam się, że od przyszłego tygodnia nie będę mogła już pisać tak często, ale będę starała się nadrabiać to w weekendy. Nie myślałam, że tyle osób będzie zainteresowanych tym ff (który ma zaledwie miesiąc i 800 wyświetleń oraz 200 głosów, j a k) i nie spodziewałam się, że niesie to za sobą tyle odpowiedzialności, ale plz, bądźcie wyrozumiali czy coś, wynagrodzę to wam jakoś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro