#12 - to tobie chcę poświęcić resztę swojego życia
- Jak to się z nim pocałowałeś?! - wykrzyczała kobieta o jasnych, platynowych włosach, która sprzeczała się z Joshem od dobrych trzydziestu minut.
- Uspokój się, Debby, nie robisz tym na mnie wrażenia - odpowiedział znudzony już różowowłosy, beznamiętnie bawiąc się widelcem. - Mówiłem ci już, że to on mnie pocałował - ciągnął dalej, na co blondynka wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który łączył cechy jęknięcia i warknięcia.
- Za kogo ty się uważasz, Josh?! - kobieta zdawała się nie słuchać Josha, dalej mówiąc podniesionym głosem oraz chodząc w tę i z powrotem. - Najpierw cały weekend spędzasz z jakimś pieprzonym pedałem, a teraz mi jeszcze mówisz, że się do ciebie przystawia? Czy ty w ogóle jeszcze o mnie pamiętasz? Ten jeden, jedyny dzień chciałam spędzić z tobą, bo dobrze wiesz, że w tygodniu nie mam czasu, bo ciężko pracuję, podczas kiedy ty kisisz dupę w tym zasranym sklepie. Liczyłam, że zjemy kolację i obejrzymy jakiś film, ale nie, ty wolisz wystawić mnie dla jakiegoś zboczeńca, który ma na ciebie ochotę!
Debby powtarzała praktycznie to samo od kiedy tylko Dun napomknął o tym, jak skończyło się jego ostatnie spotkanie z Tylerem, co było niefortunnym wypadkiem przy jego nieustannej paplaninie. Już od pół godziny siedział w kuchni, wysłuchując jej kazania niczym dziecko, które dostało złą ocenę w szkole czy pobiło się z kimś. Żałował tego, że czasami nie panował nad tym, co mówił, bo przez to jego dziewczyna dowiedziała się o tak niefortunnej sytuacji w tak niefortunny sposób. Nie wydawał się być przejęty, a już na pewno nie tym. Bardziej obawiał się o Tylera, z którym nie zamienił ani słowa. Minął już jeden pełny dzień, a on dalej nie dawał żadnych znaków życia, odrzucał połączenia od Josha i nie odpisywał na jego wiadomości.
- Po pierwsze to nie był cały weekend, tylko piątkowy wieczór i sobota. Równie dobrze mogliśmy spotkać się dzisiaj po południu, ale tym razem to ty wolałaś wyjść ze swoimi przyjaciółkami na zakupy. I ja nie miałem nic przeciwko. A po drugie nie nazywaj go pedałem ani zboczeńcem - choć negatywne emocje kobiety powoli zaczynały się udzielać mężczyźnie, dalej potrafił zachowywać spokojny ton głosu, czym jeszcze bardziej irytował dziewczynę.
- Byłam umówiona z nimi na niedzielę już od dwóch tygodni! Tak samo jak z tobą, Josh, z tymże to ty nie potrafisz odróżnić odpowiedzialności od głupoty i poszedłeś z tym pieprzonym... A może... może ty go kochasz? Może wolisz go ode mnie? Może ci już nie wystarczam? - zatrzymała się i przeniosła wzrok na niego, przyszpilając go zimnym spojrzeniem swoich brązowych oczu.
Josh nie potrafił zapanować nad sobą wraz z jej nagłymi, bezpodstawnymi oskarżeniami. Zaśmiał się, nie kryjąc swojego rozbawienia tym, do czego zdolne były zazdrosne kobiety. Widząc, że tym tylko jeszcze bardziej ją zdenerwował, wstał z krzesła i podszedł do niej. Ujął delikatnie jej podbródek i zachęcił do tego, aby spojrzała mu w oczy.
- Posłuchaj. Tyler to tylko znajomy, który ma problemy i któremu chcę pomóc. To tobie chcę poświęcić resztę swojego życia, rozumiesz? - nachylił się nad jasnowłosą i pocałował subtelnie jej usta smakujące maliną. - Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, i naprawdę nie rozumiem, dlaczego mogłabyś pomyśleć, że mogłoby być inaczej - w oczach Debby pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach. Josh uśmiechnął się delikatnie i kciukiem otarł jej twarz, po czym pocałował ją jeszcze raz. - Nie masz o co być zazdrosna, obiecuję - wymamrotał i pozwolił jej na oparcie się jego ramieniu, sam otulając ją swoimi ramionami w czułym uścisku. Wtulił twarz w jej miękkie włosy, które pachniały jaśminem i wanilią - jego ulubione połączenie. Zaciągnął mocno się jej zapachem i pocałował ją w czubek głowy.
- Kocham cię - powiedziała po chwili ciszy, chowając mokrą od łez twarz w bluzie różowowłosego.
- Ja ciebie też, skarbie - odrzekł i przytulił ją mocno. Czuł, jak drży, co zwiastowało tylko i wyłącznie kolejną falę płaczu. Nie odzywając się już niepotrzebnie, podniósł ją z lekkością i zaniósł do sypialni.
~*~
Na drugi dzień wczesnym rankiem Josh wstał z łóżka. Przez całą noc praktycznie nie zmrużył oka, więc nie miał z tym większych problemów. Udał się do kuchni, korzystając z tego, że blondynka dalej spała. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że miała na tyle mocny sen, aby on bez problemów mógł przygotować ciasto na gofry. Słońce jeszcze nie zdążyło wzejść, a on już krzątał się po całym mieszkaniu, by zdążyć przed tym, jak Debby się obudzi. Budzik miała nastawiony na szóstą, tak więc różowowłosy był świadomy tego, że nie zostało mu wiele czasu.
Na całe szczęście udało mu się na tyle pospieszyć z pieczeniem gofrów, by zdążyć jeszcze przed alarmem, który w ostatniej chwili wyłączył. Talerzyk w jeszcze gorącymi goframi ustawił na stoliku śniadaniowym w komplecie z nutellą, bitą śmietaną, dżemem, truskawkami oraz czekoladowym sosem, a także świeżo zaparzoną kawą. Słysząc, jak kobieta powoli się przebudza, ruszył do ich sypialni, witając rozespaną dziewczynę promiennym uśmiechem. Odstawił stolik ze śniadaniem na łóżku, po czym nachylił się nad nią i złożył krótki pocałunek na jej czole.
- Dzień dobry, kochanie - wymruczał, po czym usiadł z brzegu materaca.
- Dzień dobry... - ziewnęła przeciągle, zasłaniając usta dłonią. Spojrzała na przygotowane śniadanie, na widok którego uśmiechnęła się szeroko. - Jejku, tak dawno nie robiłeś mi śniadań... - oznajmiła, w pierwszej kolejności sięgając po parujący kubek kawy.
- Postaram się to nadrobić - stwierdził i zabrał jednego gofra z niemałego stosu, którego posmarował bitą śmietaną i pospiesznie zjadł.
- Kochany jesteś. Na którą masz dziś do pracy? - spytała, zabierając się za dekorowanie swojego gofra.
- Ugh, dziesiątą, ale mimo to i tak nienawidzę poniedziałków - jęknął i odchylił się do tyłu, by położyć się na nogach kobiety, która zaśmiała się cicho. Z gofrem w bezpiecznej odległości pochyliła się do przodu, aby najpierw zetrzeć śmietanę z jego nosa, a potem krótko go pocałować.
- I specjalnie dla mnie wstawałeś tak wcześnie?
- Tak i licz się z tym, że to był pierwszy i ostatni raz. Od dawna nie byłem tak zmęczony, następnym razem w niedzielę mamy przespać całą noc, zrozumiano? - wyprostował się i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jeszcze będziesz błagał o powtórkę - zachichotała i ugryzła kawałek gofra.
- A jeśli jesteśmy przy błaganiu... - jego twarz spoważniała, na co Debby zmarszczyła czoło. - Obiecałem być z tobą szczery i tego dotrzymam. Chciałem pogadać z Tylerem o... no wiesz. O tym wszystkim. Czy byłabyś zła, gdybym...
- Idź. Wyjaśnijcie sobie to chociaż - głos kobiety był wyjątkowo suchy, co oznaczało, że nie była tym zbyt zachwycona. Josh jednak wydawał się nie zdawać sobie z tego sprawy, bo od razu rozpromieniał.
- Naprawdę? Dziękuję ci! - pocałował ją ponownie, nie zwracając uwagi na to, że była cała ubrudzona w dżemie truskawkowym. - Nadrobimy to dzisiaj wieczorem, dobrze? Przyjadę po ciebie do pracy! - zapewnił i zerwał się z łóżka, by z szafy wyjąć ubrania, które miał założyć.
- Bądź o siedemnastej - mruknęła, przyglądając się mężczyźnie ubierającemu czarne, obcisłe spodnie z dziurami. Zagryzła wargę, znowu czując ukłucie zazdrości, ale nie zdążyła niczego powiedzieć, bo różowowłosy wybiegł z ich pokoju, szukając kluczyków do samochodu.
Miała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej trzask zamykanych drzwi, po którym zapadła cisza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro