Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#11 - jesteśmy sami, to chyba ci pasuje?

Jeszcze przed wyjściem na kręgle Josh zaciągnął Tylera do jednego z większych sklepów, by tam samodzielnie zadbać o to, aby chłopakowi nie zabrakło jedzenia na najbliższy czas. Różowowłosy wziął sobie mocno do serca postanowienie zadbania o Josepha, który nie wydawał się być tym zachwycony. Z racji, że sam nie miał wielu pieniędzy, cały rachunek pokrył Josh, co Tylerowi niezbyt przypadło do gustu. Przez całą drogę powrotną na zmianę dziękował mu za wszystko i zaklinał od najgorszych przez to, że nie liczył się z jego zdaniem i nie słuchał sprzeciwów przed tym gestem okazania dobrego serca. Naturalnie dwudziestojednolatek nie przykładał do tego wielkiej uwagi, a na każdą taką zmianę w nastroju bruneta reagował nieopanowanymi napadami śmiechu. 

- Nie zamierzam pozwolić ci się zagłodzić - odpierał za każdym razem, kiedy Tyler znowu próbował w jakiś sposób przekonać Josha, że zrobił błąd. To go tylko bardziej rozbawiało i praktycznie całą drogę do domu Josepha śmiał się z jego huśtawek nastrojów, nieustannie nawiązując do tego, że najprawdopodobniej zbliżał mu się okres.

- Jooosh, zabiję cię kiedyś - jęknął Tyler, kiedy otworzył bagażnik wypełniony do granic możliwości.

- I kto cię wtedy będzie tuczyć? - znowu zaśmiał się cicho i wziął pierwszą torbę z zakupami, którą podał niezadowolonemu brunetowi. Sam wziął dwie inne torby i gestem zaproponował, aby Tyler prowadził. Zamknął swoje auto i ruszył bez słowa za nim, nadal uśmiechając się promiennie. 

- Skoro już powiedziałeś, że zachowuję się jak babcia, to chcę spełnić tę rolę w stu procentach - dodał, kiedy przekroczyli próg mieszkania dwudziestolatka. Josh odstawił obie torby na stół i szybko zajął się ich rozpakowywaniem. 

- Przecież tym wykarmiłbyś sześcioosobową rodzinę. Przez tydzień - wymamrotał Tyler, chowając cztery butelki mleka do lodówki. 

- W takim razie masz jedzenie na najbliższe sześć tygodni. Podziękujesz kiedy indziej - odpowiedział różowowłosy, w jakże świetnym nastroju upychając przeróżne ciastka po szafkach. Bawił się tym jak nigdy, kątem oka widząc Tylera, z którego negatywne emocje z minuty na minutę zaczynały schodzić, dając miejsce uśmiechopodobnemu grymasowi. 

- To się szybciej zepsuje niż dam radę to wszystko zjeść - mruczał pod nosem ciemnowłosy, co naturalnie nie umknęło wszędobylskiemu Joshowi.

- Po tym, jak rzucałeś się na naleśniki czy taco, śmiem zwątpić, czy wystarczy na ten tydzień - stwierdził, uśmiechając się nieustannie. 

Kiedy zauważył, że wszystkie artykuły spożywcze są już na swoim miejscu, wyciągnął paczkę czekoladowych ciastek i złapał Tylera za rękę, siłą wyciągając go z mieszkania, które w jego imieniu zamknął. Schodząc na parter, dalej nie pozwalał chłopakowi na jakąkolwiek ucieczkę, zeskakując po kilka schodków na raz, by jeszcze szybciej zejść na dół. Szczerze nie mógł doczekać się już tych kręgli, w które kiedyś był całkiem niezły. Był niesamowicie ciekawy, czy Tylerowi w tej dziedzinie będzie szło tak świetnie jak jedzenie pałeczkami, choć oczywiście nie spodziewał się wielkiej konkurencji. Joseph wyglądał mu na takiego, który na wychowaniu fizycznym robił wszystko, aby tylko uniknąć ćwiczenia.

- Nikt ci wcześniej nie powiedział, że powinieneś się leczyć? - jęknął Tyler, kiedy był dosłownie wpychany do samochodu przez Josha. - Na adhd - wyjaśnił, spotkawszy się z pytającym spojrzeniem różowowłosego.

- Nie, czemu? W ogóle nie rozumiem, o co ci chodzi - droczył się z nim, zająwszy miejsce kierowcy. Przekręcił kluczyki i zaczął wycofywać, aby wyjechać z parkingu pod blokiem Josepha. 

~*~

Nie minęło pół godziny, kiedy auto Josha znowu się zatrzymało, tym razem pod znanym mu budynkiem, do którego niegdyś przyjeżdżał prawie codziennie z przyjaciółmi. Odetchnął z ulgą na widok znajomego logo kręgielni, po czym wysiadł. Tyler niedługo po nim poszedł w jego ślady i stanął u jego boku, co Dun wziął za wystarczający pretekst do tego, aby ruszyć do środka, ciągnąc za sobą wiecznie niezadowolonego bruneta. Akurat teraz z jego zdaniem liczył się najmniej, podobnie jak z nieustannym marudzeniem w trakcie jazdy tutaj.

- Jaki masz rozmiar buta? - spytał Josh, podchodząc do recepcjonistki, która powitała ich promiennym, wyjątkowo naturalnym jak na to, że musiała siedzieć w sobotę w pracy uśmiechem.

- Siedem i pół - odpowiedział Tyler, starając się za wszelką cenę uniknąć spojrzenia kobiety. W tym celu stanął centralnie za Joshem, starając się zgarbić na tyle, aby pozostać niewidocznym dla pracownicy kręgielni.

- Dzień dobry. Znalazłby się dla nas wolny tor? - zwrócił się do wcześniej wspomnianej kobiety, która entuzjastycznie pokiwała głową. - Świetnie! W takim razie poprosiłbym o zajęcie go dla nas oraz parę butów siedem i pół oraz dziesięć - obdarował ją najszczerszym uśmiechem, na jaki go było w tym momencie stać. Otrzymawszy dwie pary butów, podał te mniejsze Tylerowi i zaprowadził go w stronę torów. Na pierwszy rzut oka było widać, że brunet był tutaj pierwszy raz, bo cały czas rozglądał się po wszelkich kątach, tak więc najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie grał w kręgle. Mogło być... ciekawie. 

- Ile chcesz tutaj siedzieć? - zapytał Tyler, ubierając swoje buty.

- Ledwo przyszliśmy, a ty już chcesz wracać? Zaufaj mi, naprawdę będziesz się dobrze bawić - odparł Josh radośnie. - Poza tym zobacz, jesteśmy sami, to chyba ci pasuje? - rzeczywiście na tę wiadomość nastrój młodszego chłopaka wydawał się nieco poprawić, choć i tak była to ledwie zauważalna zmiana. Dun od razu to wykorzystał do tego, aby wepchnąć Tylera na tor znajdujący się całkowicie z brzegu.

- Nigdy wcześniej nie rzucałem... - przyznał się po chwili, na co różowowłosy był już przygotowany.

- To nie jest trudne, nauczę cię - podał mu jedną z mniejszych kul i pokazał, jak poprawnie ją trzymać. - Ważne jest to, żebyś nie rzucał na taflę, ale nieco przed. A tak to raczej nie ma żadnych zasad. Tylko wiesz. Celujesz w te takie tam stojące na końcu, te takie z boku są be - jego śmiech przybrał na szczerości, kiedy ujrzał na twarzy Tylera promyk uśmiechu. - Spróbuj, naprawdę łatwo załapać.

Zachęcony przez łagodne podejście Josha, który usunął się na bok, robiąc więcej miejsca, brunet westchnął ciężko i przełożył kulę do prawej ręki. Wykonał drobny krok i popchnął lekko kulę, której dojście do końca toru zajęło sporo czasu. Ostatecznie zbiła jeden, najbardziej wysunięty na prawo kręgiel. Wydał z siebie zduszone jęknięcie, od razu zniechęcając się słabym wynikiem. Widząc to, dwudziestojednolatek od razu do niego podszedł i położył dłoń na ramieniu towarzysza.

- Powoli. Najpierw zacznijmy od tego, że najlepiej będzie, jeśli staniesz trzy kroki przed taflą. Kiedy rzucasz, patrz na kręgle, a nie na kulę, będziesz miał większe szanse na to, że trafisz w sam środek... - mówiąc to, Josh intensywnie gestykulował, aby jak najlepiej przekazać swoją wiedzę.

- To nie ma sensu - wtrącił mu się w słowo brunet, który już zmierzał w stronę kanapy z zamiarem odpuszczenia sobie dalszej gry.

- Ma. Chodź tutaj - Josh złapał Tylera za nadgarstek i przyciągnął ponownie na tor, po czym podał kulę, stając tuż za nim. - Wyprostuj się - lekko przyciągnął ramiona chłopaka do tyłu, sugerując tym samym spięcie łopatek. Następnie delikatnie ujął jego prawą dłoń i pokazał mu, w jaki sposób najwygodniej będzie mu rzucać. Parę razy powtórzył to samo, nie pozwalając jednak mu na wypuszczenie kuli z rąk. Po takich kilku próbach odsunął się od niego z delikatnym uśmiechem. Zagubiony Tyler spojrzał na niego błagalnie, na co Josh tylko uniósł kciuki do góry. 

- I pamiętaj o sztywnym nadgarstku! I patrz do przodu! - rzucał kolejnymi radami, podczas gdy brunet spróbował kolejny raz popchnąć kulę. Tym razem efekt tego był nieco lepszy, bo udało mu się zbić cztery kręgle. - No widzisz! Mówiłem! - ucieszył się Josh, podchodząc do niego. Całkowicie zapomniawszy się, przyciągnął do siebie Tylera i krótko go przytulił, czemu towarzyszyło zaskoczenie chłopaka. - Zobaczysz, że jeszcze zbijesz strike - wymamrotał i wypuścił zdezorientowanego Josepha ze swoich ramion. 

- Jo... Josh... - wyjąkał dwudziestolatek, stojąc jak kołek w tym samym miejscu i próbując zrozumieć, co przed chwilą się stało.

- Tak, tak, wiem. Teraz ja rzucam - kolorowowłosy nie słuchał go, zabierając jedną z dostępnych kul i wykonując płynny rzut, w którym zbił osiem kręgli. - No to twoja kolej - odwrócił się na pięcie i zrobił miejsce Tylerowi. Ten niepewnie wszedł na tor i wziął najmniejszą kulę, po czym spojrzał w stronę równo ustawionych dziewięciu kręgli. Mała zmarszczka między jego brwiami świadczyła o pełnym skupieniu się na rzucie, które zakończyło się piątką. 

- Tyler - wtrącił się Josh, widząc, że chłopak znowu traci resztki swojego entuzjazmu. - Nie myśl tak intensywnie o tym. Pomyśl o czymś innym, czymkolwiek - zasugerował uprzejmym tonem. - Rzuć jeszcze raz. Możesz myśleć choćby o mnie - kontynuował Josh swój wywód. 

Młodszy chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie. Stojąc w wyznaczonej odległości, przestąpił z nogi na nogi i przymknął oczy, starając się skupić na czymś innym, byle nie kręglach. Głos Josha, który za nim dalej udzielał mu rad, raczej mu w tym nie pomógł. Ciemnowłosy starał sobie przypomnieć wszystkie pozytywne sytuacje związane z mężczyzną niepotrafiącym przestać mówić, których było całkiem sporo jak na tak krótki okres czasu. Wziął głęboki oddech i wykonawszy trzy kroki, popchnął kulę na taflę. Do jego uszu doszedł nieznajomy do tej pory dzwonek, na co spojrzał na tablicę, gdzie widniała okrągła dziewiątka. Spojrzał na Josha, który klaskał z promiennym uśmiechem, okazując przy tym tygrysie zęby.

- To teraz w końcu możemy zagrać przeciwko sobie - stwierdził i wyzerował wynik, po czym wszedł na miejsce Tylera. 

~*~ 

- Dalej nie mogę uwierzyć, że wygrałeś! - oznajmił Josh, zatrzymując się pod budynkiem, w którym mieszkał Tyler. 

- Już nie udawaj tak, że nie dawałeś mi fory - prychnął brunet, który mimo wszystko uśmiechał się ciepło.

- No przecież ci mówię, że grałem tak, jak umiałem! Nie dasz sobie wytłumaczyć... - pokiwał głową z politowaniem i zatrzymał auto, po czym wyjął kluczyki ze stacyjki. 

Było już całkiem późno, więc Dun zadeklarował, że odwiezie ciemnowłosego pod sam dom. Gra z Tylerem zajęła im dobre dwie godziny, ale Josh mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że wcześniej nie widział chłopaka tak szczęśliwego. Był niesamowicie dumny z tego, że udało mu się chociaż na chwilę wywołać na jego twarzy uśmiech. Szczerze liczył, że uda mu się sprawić, aby ten gest nie był już tak obcy dla zagubionego Josepha.

- Odprowadzę cię na górę - zaproponował i wysiadł z samochodu równo z Tylerem. Zamknął auto i skierował się z chłopakiem w stronę klatki schodowej. Otworzył przed nim drzwi i gestem dłoni zachęcił do wejścia, na co brunet zaśmiał się cicho. Zgodnie ustalili, że byli na tyle zmęczeni, aby skorzystać z windy i tym sposobem już po paru minutach znaleźli się pod siedemnastym mieszkaniem. 

- Josh, naprawdę ci za to wszystko dziękuję. Za zakupy, za zaciągnięcie mnie na kręgle. Od dawna się tak świetnie nie bawiłem i... - Tyler miał spore problemy z odnalezieniem odpowiedniego słowa, aby wyrazić swoją wdzięczność, na co spuścił wzrok na swoje stopy, czując jak rumieńce wpływają na jego policzki. 

- Nie ma za co, też miałem z tego niemałą frajdę. Ale widzisz? Następnym razem trzeba mi od razu zaufać, a nie marudzić całą drogę, bo nawet mi czasami może się cierpliwość skończyć - odpowiedział, opierając się biodrem o drzwi wejściowe i przyglądając się, jak Tyler przetrzepuje swoje kieszenie w poszukiwaniu kluczy. 

- Tak, tak, ale wiesz, nie musiałeś tego robić. Pewnie miałeś dużo więcej lepszych sposobów na spożytkowanie tego czasu, więc jeszcze raz dziękuję - zmarszczył czoło, nie mogąc znaleźć kluczy, które chwilę później pojawiły się na palcu Josha.

- Tego szukasz? - spytał. Tyler spojrzał na niego i uniósł brew, niezbyt rozumiejąc, jakim sposobem znalazły się u Duna. Szybko jednak chwycił za jednorożca pełniącego rolę breloczka i odebrał swoją należność. - Nie oddałem ci ich przed kręglami, przepraszam.

- Jasne, żaden... problem... - brunet znowu zaczął się jąkać, kiedy w końcu udało mu się otworzyć drzwi do mieszkania. - To ten... Dzięki...

- Do następnego razu, księżniczko - zaśmiał się Josh, odchodząc i zostawiając zmieszanego Tylera, który zawiesił rękę nad klamką. Zaczął obgryzać wewnętrzną stronę policzka, intensywnie walcząc ze swoimi myślami.

- Josh? - rzucił cicho z nadzieją, że różowowłosy tego nie usłyszy i odejdzie, czym mógłby rozwiązać problem Tylera. Ten jednak miał na tyle dobry słuch, że od razu się odwrócił, co było ostatnią szansą dla Josepha.

Wypuszczając klucze z dłoni, ruszył pospiesznie w stronę Josha, który na szczęście nie zdążył jeszcze daleko odejść i teraz czekał na Tylera zachęcająco zwrócony twarzą prosto do niego. Bijąc się z pokusą zawrócenia na pięcie i zaszycia się w swoim pokoju, podszedł do niego w przeciągu paru sekund. Starając się nie zwrócić obiadu ze stresu, zbliżył swoje wargi do ust Josha, łącząc je w krótkim, subtelnym pocałunku. Jeszcze szybciej odwrócił się i odbiegł, zatrzaskując z hukiem drzwi mieszkania.

  ~*~*~*~*~*~*~*~ 

Okej, okej, wiem, rozdział miał być wczoraj. Niestety, ale nie dałam rady niczego napisać i mam nadzieję, że nie zjecie mnie za to. Starałam się to wam wynagrodzić i macie część składającą się z prawie dwóch tysięcy słów w roli zadośćuczynienia. Nie bijcie, plz, czasami lubię udawać, że mam życie towarzyskie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro