Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#10 - chcę, żebyś wrócił na prostą

Tym razem to nie Josh obudził się jako pierwszy. Tak jak Tylerowi udało się zasnąć jako pierwszemu o dość wczesnej porze, tak przez całą noc przewracał się z boku na bok, nie mogąc znowu oddać się w objęcia Morfeusza. Nie chciał wstawać po tabletki, które teoretycznie miałyby mu pomóc w zaśnięciu, bo przez to najprawdopodobniej obudziłby Josha, którego chrapanie słyszał nawet mimo zamkniętych drzwi pokoju. Nie to jednak sprawiało, że już do samego rana nie zasnął na dłużej niż pół godziny. Jego myśli nieustannie błądziły wokół przeróżnych tematów, które w większym lub mniejszym stopniu były związane właśnie z Joshem. Tyler dalej nie potrafił uwierzyć w to wszystko; że może naprawdę znalazł kogoś, z kim mógłby nawiązać nieco bardziej zobowiązującą relację nieograniczającą się tylko do mówienia "cześć" na ulicy - choć jak na bruneta to i tak było dużo. Dwudziestolatek już od najmłodszych lat był aspołeczny i uważał kontakty z ludźmi za zło konieczne. Nigdy nie miał przyjaciół, ale przede wszystkim nie chciał ich mieć i to nie dlatego, że nie potrafił się do kogoś przywiązać. W rzeczywistości mógł być lojalny jak pies, a problem leżał w tym, że nie umiał nikomu zaufać. Każdy był dla niego wrogiem. Był jak zranione zwierzę, które potrzebowało pomocy, ale nie pozwalało nikomu na dojście do niego, nawet tym z najczystszymi intencjami. Całe życie uciekał. Przed innymi, przed sobą. Przed wszystkim. 

Kiedy na dworze było już wystarczająco jasno, Tyler w końcu zdecydował się na to, że nie ma po co się dalej męczyć, jeśli i tak nie uda mu się zasnąć. Wstał z łóżka i wyjął spod jego materaca stary, poniszczony dziennik w skórzanej okładce. Zapalił lampkę nocną i odnalazłszy długopis, otworzył zeszyt na pierwszej wolnej stronie. Westchnął ciężko i zaczął przelewać swoje myśli na papier w chaotycznej formie składającej się głównie z drobnych rysunków i pojedynczych, z pozoru nic nieznaczących wyrazów ułożonych w całkowicie przypadkowy sposób.

Wada.
Kawa.
Hałas.
Relacja.
Altruizm. 
Głód. 
Odrzucenie.

Nim się obejrzał, zaczął notować pierwsze słowa czegoś, co miało układać się w coś z nieco większym sensem niż poprzednie słowa-klucze.

It's four, crack the door to the hallway of my dreams,
But it seems that my hallway keeps closing in on me

Zatrzymał się w tym miejscu, zastanawiając się nad sensem tego, co napisał. Wystukując losowy rytm w kartkę zeszytu, zaczął analizować każde z wszystkich słów zapisanych jego niewyraźnym, krzywym charakterem pisma. 

Forcing me out

Zanim zdążył zauważyć, pierwsza łza spłynęła na kartkę, rozmazując niestaranny rysunek oczu o głębokim, mocnym wyrazie. Przeklął pod nosem i zaczął poprawiać szkic, tym samym jeszcze bardziej go psując. Zacisnął dłonie w pięści, ale zaraz rozluźnił je bezsilnie, by dopisać kolejne dwa wersy.

Making me think about you and how you're gone.
I see four o'five with teary eyes and then I write this song.  

Czuł coraz większą wściekłość związaną ze zniszczeniem rysunku. Czy naprawdę musiał spieprzyć nawet tak nieistotną rzecz? Czy naprawdę musiał niszczyć wszystko, co tylko dotknął? Padł na łóżko i krzyknął w poduszkę, która częściowo spełniła swoje zadanie zagłuszenia tego. Wyjątkowo jednak Tyler w tym momencie nie przejmował się tym, czy obudzi Josha. W przypływie emocji zrzucił z agresją dziennik z łóżka na podłogę, czemu towarzyszył głośny łomot. Zanim się obejrzał, wybuchnął nieopanowanym płaczem, mocząc przy tym swoją poduszkę.

- Tyler? Co się dzieje? - usłyszał zza swoich pleców, na co znieruchomiał. Poczuł, jak materac po jednej stronie się ugina, przez co podniósł twarz z pościeli i skierował ją w stronę zaspanego Josha, którego włosy były skierowane na wszystkie strony świata. 

- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić... - wyjąkał, znowu chowając twarz, lecz tym razem w celu ukrycia różowych plam, które wstąpiły na jego twarz.

- O co chodzi? Czemu płaczesz? Słyszałem krzyk, co się stało? Czemu nie śpisz? - w głosie Josha można było usłyszeć troskę, która dla Tylera była czymś nowym, z czym nie spotykał się od dawna. Jedynie rodzice umieli zainteresować się jego osobą na tyle, by przyjść do niego w nocy. Najczęściej jednak robili to tylko po to, aby sprawdzić, czy Tyler nic sobie nie zrobił. Nikt nigdy nie usiadł obok niego i spytał o to, co go nękało od miesięcy. Nikt z wyjątkiem Josha. 

- Josh, naprawdę nic się nie stało. Znaczy się nie, przepraszam, że cię obudziłem. Ja... ja nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś jest u mnie w domu... Ugh, wolę o tym nie mówić - sam plątał się w tym, co mówił, ale pierwszy raz poczuł to, co Josh czuł zawsze. Słowa przychodziły same, łącząc się w niespójną całość pozbawioną większego sensu. 

- Czyli to nie pierwszy raz? - spytał, na co otrzymał kiwnięcie głową w geście potwierdzenia. Zagryzł wargę, rozważając to, co powinien teraz zrobić. - Dobrze. W takim razie zrobię ci śniadanie - westchnął i już miał wstać, kiedy ciemnowłosy złapał go za rękę.

- Nie chcę jeść... - jego słowa dalej były zagłuszane przez poduszkę, do której miał zwróconą zapłakaną twarz. 

- Tyler, musisz jeść. Wyglądasz gorzej niż duch, jeszcze trochę i zemdlejesz z osłabienia - odrzekł spokojnym tonem. - Może idź pod prysznic, a ja pójdę do sklepu po świeże pieczywo - zasugerował, na co brunet odpowiedział mu jęknięciem. 

- Nie chcę... 

- Nie możesz cały dzień zalegać w łóżku. Prysznic ci pomoże, zobaczysz - od razu było widać, że Tyler męczył się z tym problemem już od kilku dni. Na całe szczęście Josh nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkał, choć przez to nie mógł zrozumieć tego, co czuł chłopak. Nie wiedział, co to znaczy nie mieć sił na to, by wstać z łóżka i choćby pójść się umyć. 

Wychodząc z pokoju, Josh nieomal potknął się o dziennik zalegający w przejściu. Był otwarty na jakiejś stronie, gdzie głównie rzucał się w oczy mroczny rysunek w ciemnych barwach przedstawiający duszącego się chłopaka, który wyjątkowo przypominał mu Tylera. A może tylko mu się wydawało? Wolał się w to nie zagłębiać, ani tym bardziej pytać o to właściciela zeszytu. Podniósł go i odłożył na stolik nocny, starając się udawać, że nie widział jego zawartości, choć dalej miał przed oczami chude, kościste dłonie owinięte wokół smukłej szyi. 

~*~ 

Josh przekrawał na pół bułkę, podśpiewując pod nosem piosenkę, która akurat leciała we włączonym radiu. Tyler jeszcze siedział w łazience, ale kolorowłosy nie zwracał na to większej uwagi. Sądził, że brunetowi przydałoby się to, żeby w końcu przywołał się do porządku. Nie sądził, żeby przez tak krótki czas mógłby się do niego przywiązać do tego stopnia, ale zwyczajnie martwił się o niego. Szczególnie po tym, co zaserwował mu dzisiaj rano, spędzając sen z powiek.

- Tyler, chcesz kawę czy herbatę? - spytał, opierając się o drzwi łazienki, aby było go lepiej słyszeć po ich drugiej stronie.

- Herbatę poproszę - dostał w odpowiedzi. Kiwnął głową i wrócił do kuchni, gdzie otworzył świeżo kupioną owocową herbatę i jedną saszetkę wsadził do kubka, który od razu zalał wrzątkiem. Kubek z naparem odstawił na stół, gdzie wszystko było już prawie przyszykowane. Dostawił jedynie koszyk z świeżym chlebem i bułkami, kiedy w tej samej chwili Tyler wyszedł z łazienki, za którym unosiła się mocna woń męskiego żelu pod prysznic. - Chyba miałeś rację z tym prysznicem - zmusił się do słabego uśmiechnięcia.

- No widzisz, mówiłem, żebyś mi zaufał. Teraz siadaj i jedz - brunet dalej nie potrafił zrozumieć tego, w jaki sposób Joshowi uśmiechanie się przychodziło z taką łatwością.

- Próbujesz zastąpić mi babcię? - spytał, zajmując swoje miejsce przy stole. - Bo robisz jej naprawdę sporą konkurencję - skomentował, wlepiając błyszczące spojrzenie w najbardziej różnorodne rzeczy wystawione na stole, od przynajmniej trzech rodzajów sera, przez mnóstwo wędlin, aż po nutellę czy masło orzechowe.

- Może troszkę. To nie moja wina, wyglądasz naprawdę mizernie - usprawiedliwił się Josh, zajmując miejsce obok Tylera.

- Mam anemię, to przez to - wyjaśnił brunet i sięgnął po bułkę, którą posmarował grubą warstwą nutelli.

- Anemię się leczy, kochanieńki, nie usprawiedliwiaj się tym - prychnął Josh, nalewając sobie mleka do miski z płatkami. - Pogódź się z tym, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - dodał, mieszając płatki, które od razu zaczął jeść. - I mam nadzieję, że umiesz grać w kręgle - na jego twarz wkradł się tajemniczy uśmiech.

- Co? - spytał Tyler, spoglądając na niego ze zdziwieniem. Całą twarz miał ubrudzoną kremem czekoladowym, podobnie jak ręce. Josh specjalnie zwlekał z odpowiedzią, niewinnie zajadając się śniadaniem.

- Zabieram cię dzisiaj na kręgielnię. I nie przyjmuję żadnych sprzeciwów - tak, jak się spodziewał, Tyler nie wydawał się być bardzo podekscytowany na ten pomysł, a wręcz przeciwnie. Jęknął przeciągle, na co Josh zareagował śmiechem. - Nie marudź, ciesz się, że nie chciałem cię zabrać na żadną imprezę dzisiaj wieczorem - zaśmiał się ponownie, ukazując przy tym rząd białych zębów.

- Co ja ci takiego zrobiłem, że mnie tak męczysz? - wymamrotał, nie kryjąc się ze swoim niezadowoleniem.

- Nic takiego, kochanieńki. Po prostu chcę, żebyś wrócił na prostą, a uspołecznienie się będzie pierwszym kroku w tym kierunku - odpowiedział wesoło Josh.

  ~*~*~*~*~*~*~*~ 

Niestety, ale wolę nie bawić się w tłumaczenie tekstów piosenek, bo przez to tylko bym je zniszczyła. Musicie się więc pogodzić z tym, że będę je wstawiać po angielsku (chociaż nie sądzę, abym robiła to często), a jeśli komuś to przeszkadza, to zawsze można wyszukać tłumaczenie w internecie. Mi to po prostu nie pasuje do reszty opowiadania, więc zdecydowałam się na oryginał.

Zaczęłam ferie, więc możecie już przygotować się na to, że rozdziały będą pojawiały się częściej! Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ucieszy, ugh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro