Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tajemniczy groszek

Kilka tygodni wcześniej

- Hyung, nie wiem czy to dobry pomysł. To jednak nasz przyjaciel- powiedział zmartwiony Hobi.

- Daj spokój, to przecież będzie tylko niewinny żart. Zielony groszek jeszcze nikogo nie zabił. Zresztą sam mówiłeś, że ukradł Ci tazosa z Dewgongiem, gdy ostatnio jedliście chipsy- odparł Yoongi, przypominając swojemu chłopakowi o tamtej stracie i towarzyszącemu mu później smutkowi. Sam nie do końca do rozumiał reakcję młodszego. To przecież tylko kawałek plastiku z rysunkiem Pokémona, ale dla niego był on bardzo ważny i tylko to miało dla Mina znaczenie.

- Pamiętam, czułem jakby wyrwano mi wtedy serce- teatralnym ruchem złapał się za miejsce, w którym znajduje się ten organ- W dodatku zrobił mi to mój przyjaciel. Może i czułem wtedy jakby mi wbił nóż w plecy, przyznaję. To jednak nie zmienia faktu, że posunę się do czegoś takiego jak zemsta. On panicznie się go boi. Nie chcę go skrzywdzić.

- Wiesz, że rozlał mi ostatnio na biblioteczne fiszki moją pyszną karmelową kawę, którą mi przyniosłeś przed pracą? Pani Wong widząc to kazała mi zostać dłużej i zrobić nowe. Nie dość, że pozbawił mnie ulubionego napoju, w dodatku od Ciebie, to jeszcze uciekł od samego spojrzenia kobiety i musiałem wszystko robić sam. Tyle mi to zajęło, że nie mogłem się z Tobą spotkać po Twojej popołudniowej zmianie w kinie i zjeść wspólnie kolacji. Później oboje byliśmy tak zajęci, że nie widzieliśmy się do końca tygodnia, pamiętasz?

- Co?! To on odebrał mi jeszcze randkę z Tobą? Tego mu już nie daruję. Idziemy do sklepu i to natychmiast- spojrzał na zegarek- Szybko, musimy zdążyć zanim wrócą ze szkoły- nim skończył wypowiadać te słowa, jedną ręką kończył już wiązać buty a drugą ciągnął bibliotekarza w kierunku drzwi.

- Wiedziałem, że zmienisz zdanie- uśmiechnął się chytrze- Spokojnie, damy radę- wyrwał rękę z mocnego uścisku- Napiszę po drodze do Jungkooka, żeby ich gdzieś potem zabrał to zyskamy trochę więcej czasu. W końcu nadal ma żal do Taehyunga za zostawienie go w tym tunelu miłości. Przeziębił się i nie chodził do szkoły przez tydzień. Matka zakazała mu potem grać w piłkę do czasu aż nadrobi wszystkie zaległości.

- Jesteś naprawdę przebiegły, hyung. Prawdziwy mistrz w wymyślaniu zbrodni doskonałej. Obym nigdy się nie przekonał o Twojej diabelskiej smykałce na własnej skórze – powiedział Hoseok patrząc z pewnym podziwem i jednocześnie obawą na niższego, gdy ten zamyka za nimi drzwi mieszkania.

Jungkook faktycznie nie widział problemu by pomóc im w słodkiej zemście. Junga martwiło to, że i on zaczyna mieć na najmłodszego zły wpływ. Jak może on potem słuchać jego rad i zakazów palenia, skoro teraz prosi o pomoc w popełnieniu tej zbrodni?

Jak na złość w trzech sklepach nie było mrożonego groszku. Akurat teraz ludzie naszło na zdrową dietę. Na szczęście w czwartym wreszcie go dostali, choć zajęło im to za dużo czasu. No nic. Trzeba wymyślić nowy plan. Po raz kolejny szatańskie ziarenko Mina wykiełkowało i dało owoce w postaci wersji B.

Początkowo mieli podmienić zawartość pojemnika z jednym z ulubionych smakołyków Tae tymi zielonymi kulkami. Uprzednio oblaliby je mleczną czekoladą by imitowały wyglądem pyszną słodkość. Wiedzieli, że Taehyung codziennie zaraz po szkole po nie sięga. Podobno dzięki nim może w nocy komunikować się ze swoimi kosmicznymi rodakami. Nigdy nie wnikali w szczegóły, jakim cudem czekoladowe draże miały pozwolić mu na komunikację międzygalaktyczną. Dla nich była to raczej kolejna wymówka by objadać się słodyczami.

Zamiast tego mieli po prostu wkraść się do mieszkania, które wynajmował z Jiminem, by rozsypać go w szufladach z ubraniami V i po podłodze. Sami schowaliby się za kanapą by obserwować jego reakcję. Zaiste genialne w swojej prostocie.

Nim podnieśli zapasowy klucz spod ich wycieraczki usłyszeli dzwoniący telefon Yoongiego. Jak on mógł zapomnieć o jego wyciszeniu przed akcją? Miał ochotę sobie palnąć w czoło za taki szkolny błąd, ale lepiej będzie jak sięgnie ręką do kieszeni i wreszcie odbierze.

- Hyung, gdzie jesteście?- powiedział zestresowany Jeon.

- Właśnie wchodzimy do ich mieszkania. Coś się stało, że tak się denerwujesz?- odparł spokojnie Min.

- Tak. Nie wiedziałem, że odwołali im ostatnią lekcję. Nie ma ich w szkole od dobrej godziny! Pisałem do Jimina, żeby zapytać gdzie są, bo chciałem z nimi wracać i pogadać. Odpisał, że wracają właśnie z Tae z pierożków u Pani Song, ale jak chcę to mogę wpaść do nich, bo za 5 minuty będą w domu. Musicie uciekać i to zaraz!- powiedział najszybciej jak potrafi, by przyjaciele zdążyli stamtąd zniknąć i nie dali się przyłapać na gorącym uczynku.

- O kurde. Dobra, dzięki za informacje. Zaraz się zwijamy. Pa- nie usłyszał odpowiedzi, bo młodszy już się rozłączył.

- Hoseok, mamy problem.

- Ja wiedziałem, że to się źle skończy. No wiedziałem. Przecież ja się kompletnie nie nadaję do takich rzeczy. I po co mnie namawiałeś? Nie znasz mnie czy co? A może znasz aż za dobrze i wiesz jak mnie podejść, hmm? Naprawdę musisz mieć w sobie coś demonicznego Min Yoongi, że tak łatwo przekabaciłeś moją biedną, niewinną duszyczkę na stronę zła. Jak takie słoneczko jak ja może sobie poradzić po ciemnej stronie ? To jakiś absurd- paniczny potok słów zaczął się wylewać z jego ust, ale szybko został przerwany.

- Przestań panikować, bo przez Ciebie mamy teraz tylko trzy minuty. Otwórz wreszcie te cholerne drzwi, zdążymy.

Nie dość, że plan się walił to na dodatek czarnowłosy, trupioblady chłopak patrzył na niego niczym bazyliszek. Serce Hobiego waliło mu od tego jak młot pneumatyczny, a ręce trzęsły się tak, że nie mógł nawet włożyć klucza do zamka.

- Daj mi to koniu i uspokój się, bo któraś z ciekawskich sąsiadek usłyszy Twój ciężki oddech. Odliczaj mi lepiej czas tylko w miarę cicho.

Zdenerwowany jego zachowaniem Min wyrwał mu klucz z ręki. Bez problemu otworzył drzwi i wpadł do środka. Rozglądał się rozkojarzony po mieszkaniu, bo lekka panika ogarnęła i jego umysł, zwłaszcza, że z oddali słyszał jak Hoseok odlicza mijające sekundy. Gdy zostało ostatnie dwie minuty zdesperowany po prostu schował groszek najgłębiej jak tylko mógł w jednej z szuflad zamrażarki. Oby nikt go nie znalazł zanim tu jutro wrócą i dokończą swoje dzieło. Może nawet zrealizują wersję A. Wychodząc rozejrzał się jeszcze czy wszystko jest na swoim miejscu oraz czy nie zostawił po sobie błotnych śladów. Salon z aneksem oraz przedpokój wyglądały dokładnie tak, jakby go tu nigdy nie było, więc odetchnął i ruszył w stronę drzwi. Schował klucz pod wycieraczką i pociągnął sparaliżowanego strachem Junga za rękę w kierunku schodów na kolejne piętro, bo z dołu obaj słyszeli już znajome głosy.

- Ale objadłem się tymi pierożkami, ledwo idę- narzekał od drugiego piętra Taehyung.

- Mówiłem Ci, żebyś tyle nie jadł. Co z tego, że była promocja „Spróbuj każdego smaku i zapłać mniej"? Twój żołądek nie rozciągnie się aż tak bardzo byś mógł zjeść ich 30. Ale Ty oczywiście nigdy mnie nie słuchasz, bo jak zwykle wszystko wiesz najlepiej. To kara za to, że oprócz nich zjadłeś mi też mojego ostatniego, kiedy byłem w toalecie- odpowiedział oburzony Jimin.

- Oj, przepraszam Chimiś. Nie mogłem się powstrzymać. Wiesz jak działają na mnie takie przeceny. I to nie ja go zjadłem tylko ten wredny, kłamliwy chłopiec, który siedział obok! Niewychowany gnojek zwalił wszystko na mnie, ale to naprawdę nie ja. Musisz mi uwierzyć. Nie mógłbym Ci tego zrobić. I 31 pierożków to chyba tylko krowa byłaby w stanie zjeść. Cztery żołądki, ta to ma fart. Chciałbym mieć tyle. Nie cierpiałbym teraz tak bardzo. Ała, ale boli.

- Dobrze, dobrze, wierzę. Skoro Ty tak mówisz o dziecku to musi być ono jakimś szatańskim nasieniem- zaśmiał się Park- Ale ja bym nie chciał. Z czterema zjadałbyś cztery razy więcej a to oznacza cztery razy większe zakupy i wydatki. Chodź już, zrobię Ci zielonej herbaty i pomasuję ten bolący brzuszek.

- Jesteś najukochańszą kluseczką pod Słońcem, wiesz?- oparł Chima plecami o drzwi od mieszkania, przysunął się na tyle blisko by dzieliły ich zaledwie milimetry, spojrzał na niego pełnym wdzięczności spojrzeniem by w końcu złączyć ich usta w namiętnym pocałunku.

- Mógłbyś chociaż poczekać aż wejdziemy do środka. Wystarczy, że od czasu do czasu nasi sąsiedzi nas słyszą. Nie muszą nas też widzieć- wydyszał Jimin z trudem łapiąc oddech, gdy Tae minimalnie się od niego odsunął.

- Masz całkowitą rację kwiatuszku. Nie mam zamiaru pozwolić byś natknął się później na te oceniające spojrzenia, kiedy będziesz ich mijał na schodach.

Po tych słowach zniknęli w zacisznym zakątku swojego gniazdka, z dala od oczu i uszu innych mieszkańców budynku.

- Myślisz, że nas zauważyli, hyung?- zapytał Hoseok z wtulonym w swój tors Minem by byli jak najmniej widoczni na ciasnym półpiętrze.

- Nie ma szans. Sam widziałeś, że te glonojady były zajęte tylko sobą- odsunął się od większego i poprawił przekrzywione od uścisku okulary.- Chodź, idziemy stąd zanim to my będziemy tematem plotek wszystkich staruszek z całego osiedla. Spróbujemy dokończyć naszą misję „Zielony krasnal" jutro.

- „Zielony krasnal" ? Skąd ta nazwa?- zdiwił się Hobi.

- Bo groszek jest zielony, a Tae boi się go jak jakiś trzylatek, czyli krasnal. Myślałem, że to dość logiczny kryptonim operacji i sam się domyślisz znaczenia poszczególnych słów- odparł zawiedziony bibliotekarz.

- No przepraszam, że przez stres nie myślę.

- Czyli stresujesz się przez 99% swojego życia, dobrze wiedzieć- zadrwił Min.

- Jesteś naprawdę podły, wiesz?- odpowiedział Hoseok pochlipując.

- Tak wiem. Za to mnie pokochałeś, nie pamiętasz?

- A Ty mnie za moją wrażliwość i umiejętność okazywania emocji. Ty, ty, ty...kamieniu!

- Cicho bądź, bo zaraz nas usłyszą- przyłożył mu do warg swój palec- I przestań się mazgaić. Chodź już- znów złączył ich dłonie by skierowali się wreszcie w stronę wyjścia.- Wracamy tu jutro i kończymy sprawę.

-Coś czuję, że nigdy nam się nie uda, hyung.

Chwila obecna

Obolały Jimin w końcu dotarł do kuchni. Zajęło mu to dużo więcej czasu niż zwykle. Był pewien, że nawet ślimak bez nogi byłby tam szybciej niż on. Wciąż trzymał się za głowę i mamrotał z bólu przy każdym kolejnym kroku. Wydawało mu się, że za chwilę, każda część jego ciała odpadnie od pozostałych. Zapewne turlałyby się po podłodze niczym fioletowe kłębuszki Pchełki. Nic dziwnego, jeszcze przed chwilą leżał nieprzytomny w sypialni.

Oparł się rękami o kuchenny blat by odsapnąć i nabrać sił na kolejny ruch. Musiał zrobić to szybko. Dokładnie tak jak z odrywaniem plastra. Nie dotyczyło to oczywiście plastrów na ciele Taehyunga. Najpierw trzeba było zwilżać je wodą by następnie delikatnie i bardzo powoli odklejać kolejne milimetry. Nie obywało się też bez wycałowania każdego możliwego miejsca wokół wygojonej już rany. Z takim doświadczeniem Chim mógłby spokojnie pomagać szkolnej pielęgniarce lub nawet ją zastąpić. Kto jej pozwolił zajmować się dziećmi lub jakimkolwiek człowiekiem? Na wszystkie dolegliwości, z jakimi przychodzili do niej uczniowie, dawała paskudne krople na żołądek. Nieważne czy był to ból głowy, cyrkiel w uchu czy skręcona kostka. Najśmieszniejsze, że na ból brzucha zamiast nich proponowała właśnie plaster. W dodatku była wredna i wszystkich brała za symulantów. Każdy umie udawać, że ma złamaną rękę, a to coś, co z niej wystaje to wcale nie kość lub potrafi krwawić z nosa na zawołanie, prawda? Park wzdrygnął się na samą myśl o tej okropnej babie.

Policzył do trzech by wreszcie schylić się do zamrażarki. Jedyne co w niej znalazł oprócz lodów to paczka mrożonego groszku. Skąd się tam wzięła? Ani on ani Tae na pewno jej nie kupowali. Jimin go najzwyczajniej w świecie nie lubił. V natomiast musiał z nim przeżyć jakąś traumę w dzieciństwie. Gdy tylko go widział w sklepie zaczynał krzyczeć i uciekać. Mijając go na dziale z lodówkami zawsze szedł za jego plecami mocno trzymając go za rękę. Wyglądało to dosyć śmiesznie, może nieco dziwacznie, ale było sporo innych rzeczy, które częściej zwracały uwagę innych klientów, a tym bardziej pracowników. Chociażby zwykłe „rozmowy przez telefon" z bananem albo rzucanie się na podłogę i głośne szlochy za każdym razem, gdy Jimin nie chciał mu nic kupić, mijając dział z niezdrową żywnością. Najgorzej, kiedy była dostawa chipsów z nową edycją tazosów z Pokémonami.  Któregoś razu tym sposobem naciągnął trzy naiwne staruszki na sześć paczek. Chyba i tak nic nie przebije tego, jak raz wszedł do jednej z chłodziarek z lodami by wyhodować sobie pod nosem lodowe kły i udawać morsa. Do dziś nie zdradził mu jakim cudem się tam wcisnął. Ten chłopak był pełen zagadek, mimo tylu lat znajomości. Chyba nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Starszy nigdy nie wnikał skąd mu się wzięła ta awersja do groszku. Akceptował wszystkie zalety, wady, dziwactwa oraz niedoskonałości bruneta. Tak samo jak Taehyung w pełni akceptował jego.

Nie wnikając dalej w pochodzenie mrożonki chwycił ją drepcząc do salonu. Wreszcie mógł odpocząć na kanapie i położyć sobie ten prowizoryczny zimny okład pod głową. Siedział sobie spokojnie z odchyloną głową. Po chwili na jego kolanach pojawiła się Pchełka, moszcząc się na jego udach. Cisza nie trwała długo, bo zaraz po dźwięku zatrzaskujących się drzwi usłyszał okropny pisk Taehyunga.

- Aaaaaaaaa! Skąd masz to zielone okropieństwo?- zapytał z przerażeniem upuszczając z hukiem przyniesiony z piwnicy karton.- Zdejmij to, bo jeszcze wyżre Ci mózg. Pozbądź się tego! Czemu te podstępne kulki są w tym mieszkaniu? Wyrzuć to, wyrzuć to. Proszę! Dlaczego mi to robisz? Chcesz, żebym znów zawału dostał albo padł ze strachu?

Zaskoczony wysokim dźwiękiem, jaki wydobył się z gardła V, Jimin podniósł i odwrócił głowę w jego stronę, a Pchełka najeżyła futerko i zeskoczyła na dywan. Jak na złość paczka groszku spadła za sofę rozsypując zawartość po całej podłodze. Tae chcąc uniknąć z nim spotkania wskoczył na kuchenne krzesło i podkulił nogi. Ostatkiem sił powstrzymywał się przed wybuchem płaczu.

- Nie bój się tygrysku. To była jedyna rzecz w zamrażarce. Też nie wiem, czemu się u nas znalazła, ale pomogła mi na mój ból głowy. Nie panikuj, to tylko niegroźne warzywo, w dodatku mrożone. Nie zrobi Ci krzywdy- powiedział najspokojniejszym tonem Park.

- Właśnie, że tak. Ono za każdym razem czyha na ludzkie życie- zaczął chlipać brunet.

- Nieprawda i zaraz Ci to udowodnię.

Chim wstał z wersalki i powoli zaczął się zbliżać do chłopaka.

- Uważaj Chimiś, żeby nie dopadł Cię ten paskudny, podstępny groszek.

Jimin staną przy krześle, na którym siedział młodszy i wtulił w siebie jego zapłakaną twarz. Poczuł jak wokół tali zaciskają się drżące ręce Kima. Osłabił własny uścisk by móc gładzić go po włosach.

- Wszystko dobrze, widzisz? Nic mi się nie stało. No już, spokojnie- otarł mu delikatnie dłońmi kolejne spływające po policzkach łzy.- Wszystko jest w porządku. Nie bój się. Nic nam nie grozi. Jesteś bezpieczny, rozumiesz? Chodź, sprzątniemy ten bałagan nim Pchełka zacznie go jeść.

- Nie waż się nękać mojej córeczki barbarzyński, zielony potworze!- wykrzyczał zeskakując z krzesła i łapiąc szarego futrzaka w swoje dłonie nim ten zdążył powąchać jedną z rozsypanych kulek.

- Zanieś ją do naszej sypialni i wróć mi pomóc.

Taehyung nieśmiało opuścił pomieszczenie z kotką na rękach. Minuty mijały, a jego wciąż nie było. Jimin w końcu się poddał. Poszedł po zmiotkę i sam pozbył się zielonej zarazy postękując przy każdym zgięciu. Groszek może i pomógł z głową, ale nie zdążył uśmierzyć bólu innych części ciała. Wyrzucił go do kosza pod zlewem i poszedł szukać uczulonego na słowo „sprzątanie" uciekiniera. Wchodząc do sypialni oprócz wciąż walających się po parkiecie pisaków zobaczył jak coś, a raczej ktoś trzęsie się na łóżku zakopany pod miękką pierzyną. Usiadł na skraju materaca i zaczął się szamotać z pościelą by pozbyć się kryjówki V. Niestety bezskutecznie.

- Kochanie? Wyjdź spod tej kołdry. Wiem, że tam jesteś- przytulił się do jednego z wybrzuszeń pierzyny- Groszek już zniknął. Pokaż się, bo nawet nie wiem czy tulę się do Twojej głowy czy tyłka. Jesteś bezpieczny, no wyjdź proszę.

- Na pewno już go nie ma?- usłyszał cichy szept.

- Na tysiąc dwieście procent. Ten zielony drań gnije teraz na dnie śmietnika. Po tych słowach z ciepłego schronu wychyliła się mokra twarz bruneta, na której zaczął się pojawiać nieśmiały kwadratowy uśmiech. Czyli jednak przytulał się i mówił do pupy, świetnie.

- Jesteś moim bohaterem Jiminie. Nigdy Ci tego nie zapomnę.

- Skoro i tak leżymy to posuń się, bo mi niewygodnie, a nadal wszystko mnie boli. I daj trochę kołdry, bo zmarzłem od tej mrożonki.

Kim posłusznie wykonał polecenie starszego i po chwili wtulił się w jego klatkę piersiową. Znów miał okazję posłuchać tych uspokajających tonów serca ukochanego. Tym razem obaj byli przytomni, więc mógł dodatkowo bez żadnych obaw napawać się także słodkim zapachem kwiatowego proszku do prania zmieszanym z jeszcze słodszym należącym do skóry ChimChima. Taehyung od zawsze wiedział, że jego Mochi jest najsłodszą istotką na świecie. Zarówno fizycznie jak i pod względem osobowości. Był święcie przekonany, że nawet gdyby chłopak przestał się z jakiegoś powodu kąpać przez tydzień to i tak jego ciało wydzielałoby tą samą kuszącą woń, co teraz.

- Przepraszam skarbie, że Ci nie pomogłem. Dopiero co miałeś wypadek, w dodatku spowodowany przeze mnie, a już musiałeś się męczyć i sprzątać bajzel, który narobiłem swoim krzykiem. Po prostu spanikowałem. Wiesz, że okropnie boję się groszku pod każdą postacią. Jestem zwykłym tchórzem- powiedział smutno Tae, przerwając w końcu tą błogą ciszę.

- Nic nie szkodzi. Poradziłem sobie. Wiem i liczę, że kiedyś wyjaśnisz mi dlaczego. Ty tchórzem? Nie żartuj sobie ze mnie. Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam. Kto, chcąc wygrać zakład z Dooyoung nie bał się wykrzyczeć babce od matmy, żeby zgoliła tego paskudnego wąsa? Kto nigdy nie bał się mnie bronić przed wszystkimi w szkole i poza nią nie zważając na konsekwencje? Kto, mimo lęku wysokości wspiął się na to wielkie drzewo w parku by zdjąć z niego naszą córcię? Kto nie przejmuje się tym, czy inni biorą go za kosmitę, bo zachowuje się inaczej niż oni? I wreszcie, kto był na tyle odważny by wyznać mi swoje uczucia? Ty mój drogi, więc nie wciskaj mi tu kitu, że jesteś tchórzem, bo to bzdura.

- Przed chwilą się uspokoiłem, a znów chce mi się płakać. Dlaczego musisz mnie tak rozczulać swoją dobrocią? Dziękuję Ci za te słowa aniołku. Naprawdę mi pomogły. Być może kiedyś się dowiesz, może nawet dziś, ale później, dobrze?- odparł z nutą tajemniczości w głosie.- Choć ostatnią rzecz to akurat spaprałem i to po całości. Miało być tak romantycznie, a wylałem Ci oranżadę na ulubiony sweter, zniszczyłem plakat, nad którym tak długo pracowałem, by na końcu zemdleć.

- Dobrze, poczekam ile trzeba. I przepraszam bardzo, ale jak dla mnie to było bardzo romantyczne. Nikt się tak przy mnie nigdy nie denerwował, a to znaczy, że bardzo Ci na mnie zależy. Sweter doprał się za piątym razem, chociaż do dziś pachnie pomarańczami. Wiesz, że gdy wyjeżdżam zawsze zabieram go ze sobą tylko po to, by przypominał mi o Tobie i o tym wspaniałym dniu, w którym wreszcie wyznaliśmy sobie miłość? A teraz zamknij oczy. Chcę Ci coś pokazać.

- Skoro mam coś zobaczyć to raczej powinienem mieć odsłonięte oczy. Po co, więc ma je zakryć? Chcesz pobawić się w chowanego?

-Nie chcę. Jeny, nie czepiaj się słówek i po prostu zrób o co Cię proszę. I nie podglądaj.

- No dobrze- zakrył niezadowolony oczy, ale nie buzię.- Faktycznie ta zabawa tylko we dwóch nie jest taka fajna. Musimy przekonać resztę, żebyśmy w to zagrali. Po tym jak przestaną się na siebie wkurzać i wszystko będzie jak dawniej. Jestem ciekawy czy pierwszą osobą jaką znajdę będzie Cheng. Jest taki wysoki. Biedny zawsze musi przegrywać, bo raczej w niewielu miejscach może się ukryć. Chyba, że umie zwijać swoje ciało niczym precel tak jak to robił ten Chińczyk na tym filmie, pamiętasz?

Jimin schylił się pod swoją część łóżka by wyciągnąć spod niego niewielką ramkę. Myślał też czy nie zrobić teraz Taesiowi tego deseru, ale postanowił, że przekupi go nim by nie bał się zajrzeć do salonu i jednocześnie kuchni po całej tej przygodzie z groszkiem.

- Nie wiem, o jakim filmie ani tym bardziej o jakim Chińczyku mówisz. Możesz już patrzeć.

Tego było już dla V za wiele. Najpierw obrona przed arcywrogiem wśród warzyw, później te niesamowicie piękne słowa, a teraz jeszcze to. Przed jego oczami ukazała się śliczna biała ramka z naklejonymi fioletowymi serduszkami, ale to jej zawartość najbardziej go rozczuliła. Po raz kolejny tego dnia rozpłakał się jak bóbr, ale jak miał się nie wzruszyć, kiedy zobaczył w jej środku swój sklejony fioletową taśmą plakat. Zaczął szperać pod poduszką chusteczek by pierwszy raz tego dnia wytrzeć nos nią, a nie swoim przedramieniem.

- Skąd Ty go...? Ale jakim cudem...? Myślałem, że się go pozbyłem- dokończył wreszcie zdanie.

- Coś Ty sobie wyobrażał? Że będę się brzydził wygrzebać go ze śmietnika, w którym zostawiłeś go na pastwę losu? Po moim trupie. Doświadczenie samo w sobie było ohydne, ale w gumowych rękawiczkach po łokcie i maseczce dałem radę. Nie mogłem pozwolić, by dowód Twojej miłości do mnie przepadł na jakimś śmierdzącym wysypisku. Zacząłem go szukać jak tylko wyszedłeś i zorientowałem się, że go u mnie nie ma. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo bezduszni śmieciarze już chcieli dzwonić do wariatkowa, widząc jak w nim buszuję. Wróciłem z moim łupem, odłożyłem w bezpiecznym miejscu, umyłem się by pobiec do sklepu po ramkę, taśmę i brystol. Ślęczałem nad tym pół nocy, ale się opłaciło. Od wtedy trzymam go pod łóżkiem. Dzięki niemu nie mam koszmarów i poprawia mi samopoczucie, kiedy leżę chory a Ty siedzisz w szkole i nie możesz być przy mnie.

- Ty chyba naprawdę chcesz, żebym się odwodnił- wymamrotał brunet między kolejnymi dmuchnięciami w chusteczkę.

- Wcale nie chcę moja Ty fontanno. Zresztą teraz wiesz jak czułem się dziś rano. No już, wypłacz się do końca i chodź ze mną do kuchni. To nie koniec niespodzianek- uśmiechnął się Park puszczając Kimowi oczko.

- Idź przodem, a ja zacznę zbierać te, jak dobrze to ująłeś, „ niedoszłe narzędzia zbrodni" i przenosić do kartonu, który został w salonie.

- Łatwiej byłoby chyba, gdybyś przyniósł pudełko tutaj, ale zrób jak wolisz.

- Tam jest lepsze światło, a chcę Ci pokazać moje zbiory zanim zaniosę je do piwnicy.

- Rozumiem. W takim razie będę tam na Ciebie czekał- ucałował czoło swojego TaeTae i ostrożnie, by znów nie paść ofiarą flamastrów, opuścił pokój. Taehyung nadal leżał na łóżku rozmyślając o tamtym dniu. Do piersi wciąż przytulał ramkę by następnie odłożyć ją tam, gdzie jej miejsce. Spojrzał po raz kolejny w biały sufit i znów pogrążył się w zadumie.

- Oj Jiminie... Czym zasłużyłem sobie na kogoś tak wspaniałego jak Ty?

Po raz kolejny tego dnia na jego twarzy pojawił się kwadratowy uśmiech. Nic dziwnego. Ten uroczy, troskliwy chłopak o wielkim sercu był nie tylko jego chłopakiem. Przede wszystkim był jego największym szczęściem. Szczęściem, które nie wiadomo dlaczego, postanowiło wybrać akurat jego.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro