Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8-Grzechów moich wina.

Spałam dzisiaj niespokojnie. Pomimo tego, że czułam ciepło bijące od mojego jedynego ta noc była inna. Jego zapach działał na mnie jak najlepszy usypiacz. A jednak tej nocy zadziałał tylko w połowie. Niby wszystko było na stabilnym gruncie za cztery miesiące mieliśmy się połączyć na zawsze. Kochałam go tak samo , a nawet mocniej. On kochał mnie i miałam tego pewność.

Jednak ... gdzieś czułam, że jest za idealnie. Nie wyczekiwałam tego złego po prostu czułam, że coś jest nie tak... Nie wiedziałam skąd mam takie przeczucie bo czasami lubiłam przesadzać zbytnio panikować kiedy nie było ku temu powodu.

Justin nazywał takie moje panikowanie "czarnym natłokiem myśli " bo obmyślałam zbyt dużo scenariuszy co do jednej sytuacji.

Potrafiłam widzieć coś złego w czymś czym tak naprawdę nie powinnam.

Byłam tą wysoko - wrażliwą analizującą duszą pośród tych pewności ludzkich. Pośród tej jednej , jedynej najważniejszej dla mnie pewności.

Justin był pewny siebie. Mówił to co chciał powiedzieć nie miał żadnych wahań był szczery- nawet do bólu tak potrzebnego niektórym do otrząśnięcia się.

Tym pewnym głosem przemówił wtedy mojej mamie.

*Kilka lat wcześniej

-Nie możecie tak żyć. Dzisiaj siniaki na biodrze, jutro poważne złamanie , a pojutrze być może koniec... Taki psychol jak James nie cofnie się przed niczym. Jego motorem napędowym jest alkohol a workiem treningowym WY. Im więcej będzie sobie tak bezkarnie trenował na was to się nigdy nie skończy.

Justin spojrzał się twardym spojrzeniem na moją mamę , a potem zerknął na mnie - Musisz od niego odejść. TERAZ.- zaznaczył a po chwili westchnął ciężko walcząc z czymś co nasuwało mu się na usta.

- Chcę dać lepsze życie Lilianie , ale jednocześnie chcę mieć pewność , że niebezpieczeństwo i przemoc nie zapuka w drzwi waszych pokoji.

-Pomogę WAM , ale to ty musisz wyjść na prowadzenie i podać tego drania do sądu.

Tego dnia Justin pomógł nam bardzo. Naprowadził moją mamę na właściwą drogę i to dzięki jego skutecznej przemowie odważyła się stanąć do walki z dużym złem.

Justin był ziemskim odpowiednikiem anioła. A moja mama zrobiła dla niego specjalne miejsce w swoim sercu odkąd tylko pojawił się wtedy po raz pierwszy w naszym mieszkaniu.

Pokochała go i wymarzyła go sobie na swojego idealnego zięcia a dla mnie widziała go w roli męża. Kibicowałam jej cichym marzeniom bo prawda była taka, że to było również moje najskrytsze - w sercu marzenie.

Tamtego wieczoru kiedy poczułam jak tulił mnie do siebie zapewniając mi bezpieczeńtwo przed osłoną złej nocy zapragnęłam aby nie wypuszczał mnie nigdy z tych dających schron objęć.

Zapragnęłam go mieć na zawsze.

* Następnego dnia rano wcale nie chciałam się budzić. Mogłabym leżeć w tej aksamitnej białej pościeli i kochać się z moim narzeczonym do następnych nocy i dni. Leżałam na jego gołej klatce piersiowej i palcem obrysowywałam jego tatuaż krzyża. Był wierzący , a ten tatuaż nie był na pokaz dla innych.

Dla niego był zapewnieniem, że w trudnych chwilach Bóg zawsze będzie przy nim. Ufał mu i wierzył w to , że to dzięki jego pomocy firma ma tak poważny zasięg na skalę światową. Dobrze jest mieć w kim pokładać nadzieję ,dobrze jest komuś ufać a wreszcie dobrze jest mieć wiarę.

Ona często nas motywuje do działania. Do wzięcia czystej kartki i napisania wszystkiego od nowa.
Stworzenia swojej własnej historii pośród skał o , które każdy z nas się potyka. Bo te skały będą zawsze trzeba tylko nauczyć się je omijać i patrzeć pomimo wszystko przed siebie.

W przyszłość.

Tą przyszłością byliśmy my. I ufałam w to , że nasza historia nie skończy się nigdy. Ale jak ufałam tak samo odczuwałam niepokój.

Jednak najgorsze było to , że moje czarnowidztwo nie przewidziało wtedy tego co zdarzyło się potem...

* Kilka dni później

- Zobacz , a może zrobię to w ten sposób?- kliknęłam parę przycisków myszy i nagle na pulpicie ukazała się nasza domniemana sala weselna wyglądająca jak z bajki. Stoły były przykryte białym obrusem na obrusie rozsypane zostały czerwone płatki róży , które układały się w serce.

Wysoko na suficie dumnie zwisały białe światełka , które będą dawały w nocy efekt świetlików. Justin przyglądał się uważnie mojemu pomysłowi , a jego uśmiech rozświetlał nasz salon.

Nie powiedział nic - odwrócił się w moją stronę i pocałował mnie ujmując mnie czule za mój kark i wciągając mnie tym samym na swoje kolana. - To jest ... coś niesamowitego malutka, choć uważam , że nie powinnaś się przepracowywać i zarywać nocek- skarcił mnie bo faktycznie jeśli już przypłynie do mnie wena twórcza nie ma zmiłuj się i nawet późna pora nie powstrzymuje mnie przed przelaniem jej do właściwego ujścia.

A przez te ostatnie noce wytrwale pracowałam choć Justin proponował, żebym nie projektowała sama wystroju naszej sali tylko przekazała komuś to zadanie bo znał mnie bardzo dobrze i wiedział , że będąc w swoim żywiole potrafię odpłynąć bardzo daleko nie zauważając czasem zbliżającego się świtu. Ale kochałam to co robię i spełniałam się w tym , a poza tym chciałam żebyśmy mieli wesele jak z bajki.

Jednak postanowiłam zgodzić się i przekazać pałeczkę mojej zaufanej koleżance - Stelli Wools , która zna się na tym. Sama zaczęłam" szkicować plan na białej kartce , ale pozwoliłam jej dorysować kontury jej własnej wyobraźni".

- Mogę się zmieścić w twojej walizce. Mogę wziąć wolne i polecieć tam z tobą....- szepnęłam przytulając się do mojego jedynego i chowając swoją łzę bo gdybym teraz pozwoliła jej wydostać się na zewnątrz nie skończyłoby się na jednej...

Miesiąc bez niego.

To brzmiało jak wyrok bezsennych nocy bo dobrze wiedziałam, że takie będą.

-Wiem, malutka. Możesz mi wierzyć , że staram się być twardym kamieniem , ale w środku kruszę się- wewnętrznie zawyłam płaczem, ale musiałam się trzymać. Inaczej to stałoby się trudniejsze.

Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej a on docisnął swoje usta do mojego czoła wyciskając na nich mocny dowód niesłabnącej miłości.
- To tylko miesiąc. Damy radę. Masz przy sobie naszego pieska. On będzie twoim wiernym towarzyszem do mojego powrotu. I jest jeszcze Lena ta twoja przyjacielska gaduła kiedyś przegada samego prezydenta, ale jej potok słów jest ci potrzebny.- zachichotał i musnął moje włosy.

Miał rację. Lena była moją siostrzaną duszą , moją powierniczką sekretów i nieodłączną wspierającą mnie towarzyską życia.

Z początku zarówno ona jak i Justin nie pałali do siebie sympatią , ale ich stosunki się znacznie polepszyły. Co mnie bardzo cieszyło.

Naszą chwilę przerwało pukanie do drzwi.
-O wilku mowa- mruknął Justin i poszedł otworzyć drzwi , a do salonu weszła moja przyjaciółka. Drobna o kręconych blond włosach nastawiona optymistycznie do świata , kochająca koty ponad wszystko i największa gaduła pod słońcem posiadająca romantyczną duszę w tym nieromantycznym świecie.

To była właśnie ona.

-Witam moje kochane papużki nierozłączki- blondynka uśmiechnęła się szczerze , a ja ruszyłam aby ją przytulić.

-Nie płacz. Skarbie nie płacz. Będzie mu trudnej wyjść i zamknąć za sobą te drzwi. A poza tym musi dojechać na lotnisko bez zadnych niespodzianek na drodze. Prawda?- mruknęła cicho a ja przyznałam jej w duchu rację i postanowiłam być twarda niczym głaz.

I byłam do momentu naszego rozstania przed drzwiami. Kiedy patrzył na mnie tak jak w tym momencie nie chciałam , żeby leciał. Ale to była niepowtarzalna okazja , której nie mógł przegapić. Nowy Orlean w końcu nieczęsto wzywa. I ja to rozumiałam.

- Będzie dobrze?
-Będzie jeszcze lepiej niż dobrze. Tylko nie podrywaj mi ładnych gości pod moją nieobecność. Wyczuję jego zapach i nic nie ukryjesz przede mną.- powiedział to tak poważnie , że przez chwilę stałam bez słowa.
Czy on...

-Co?
-Uspokój się moja jedyna. Tylko żartowałem -uściślił unosząc moją dłoń , którą pocałował czule. Trącił palcem pierścionek zaręczynowy , a potem musnął go czule.

- Niedługo na twoim palcu będzie symbol naszej wieczności.

-Do zobaczenia moje serce- tymi słowami mnie rozżalił i kiedy się pocałowaliśmy w tym pocałunku był słony strumień żali.

Nie patrzyłam jak wychodzi przez te drzwi wolałam patrzeć jak przez nie wchodzi.

Pamiętacie , że czułam ten niepokój , którego nie mogłam w żaden sposób wyjaśnić ?Opuścił mnie na krok, ale wrócił tamtego dnia... Od tego momentu będzie tylko trudniej.... Zostajecie ?

*

"Justin nie może podejść do telefonu bo właśnie bierze prysznic.Po odgłosach słyszę , że już kończy. Przekazać mu coś?"

-Kto to Samantho?
-Powiedziała, że jest twoją narzeczoną. Przekazałam jej, że...

"Przekazałam jej , że ...- mam ochotę potrząsnąć tym telefonem a najlepiej to przeteleportować się tam gdzie jest on.- Skarbie?- kojący głos Justina ostudza moje nerwy.

-Tak, to ja.- słyszę jego chichot
- Kazałem jej wyjść.

-Ale przecież za chwilę masz spotkanie - zaprotestowałam , a on westchnął- To może poczekać kiedy słyszę, moje serce ono zawsze wychodzi na prowadzenie.- uśmiechnęłam się szeroko i poczułam ogromny powiew wzruszenia.

Tak bardzo go kochałam.

-Kocham cię.
-Ja ciebie też maluchu. Co się dzieję?

- Lena chce mnie zabrać na imprezę, ale ja...

-Idź.
-Słucham?-marszczę brwi przeglądając mój projekt na wesele pani Lindy , które będzie w tą sobotę. Czyli za pięć dni.

-Oczywiście idź kochanie. I korzystaj z tej wolności bo kiedy będziesz już związana wiecznymi więzami mojej miłości do ciebie , nie pozwolę ci mnie opuścić na krok- powiedział stanowczo.

Ohh...

-Mógłbyś nawet teraz mnie związać- proponuję, a on klnie przez słuchawkę- Mała .... nawet nie wiesz jak dobrze to zabrzmiało. Zrobię to. Ale teraz idź się szykować. I przestań mnie prowokować kiedy kilometry są naszą barierą - warknął , a potem przełączył na kamerkę i zauważył w co jestem ubrana.

Westchnął , ale po chwili pokiwał głową- Niech będzie w końcu to tylko sukienka nie odkrywająca dekoltu, ale odrobinę odsłaniająca plecy-wyraził na głos swoje przemyślenia- Jak rozpuścisz swoje śliczne brązowe włosy będzie dobrze- ustalił i zmrużył swoje oczy a ja parsknęłam śmiechem na jego słowa.- Zazdrośnik.
-Zawsze... Dobra ma kobieto rozłącz sie bo wsiadę do tego samolotu pieprząc tym samym ważne spotkanie i zabronię ci iść do tego klubu...
No już..- mruknął , a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko i pocałowałam ekran telefonu wyobrażając sobie, że całuje jego usta.
-Kocham cię.
-Ja ciebie mocniej. Uważaj na siebie- powiedział, a ja rozłączyłam się.

Nie miałam chęci iść do tego klubu, ale Lena uznała , że przyda mi się odrobinę rozluźnienia pośród tych codziennych - pracowitych dni.

Poza tym klub "Seven nights" brzmiał interesująco , a szczególnie jego nazwa była dosyć tajemnicza...

Gdybym tylko wiedziała ....







Nie wiem gdzie jestem. Nie rozpoznaję w dotyku tej pościeli. Nie czuję znajomego zapachu płynu do płukania , który kojarzyłby mi się z naszą symfonią domową. Czekane promienie słońca nie rozbudzają mnie tak jak dzieje się to często. Nic nie jest znajome w tym powolnym powrocie do rzeczywistości. Nie chcę się wybudzać kiedy nie wiem z jakim widokiem przyjdzie mi się zmierzyć po otwarciu oczu.

Nigdy w życiu nie straciłam poczucia świadomości zawsze trzeźwo przyglądałam się światu. Moje jutro , wczoraj były dokładnie zapamiętywane przeze mnie.

A teraz w moim umyśle jest chaos wyrwanych momentów z wczorajszego wieczoru. Tak trudno mi jest się skupić. Czuję blokadę. Ale jedno pamiętam dobrze .Ich. Było ich trzej. Każdy z nich ubrany był w czarną skórzaną kurtkę. Czułam ich mroczne rozbierające mnie spojrzenie.

Pamiętałam ten strach powoli kiełkujący we mnie. Pamiętałam ....

I nagle otwieram oczy. Pierwszym co widzę jest Justin. Uśmiecham się z rozczuleniem i przejeżdżam opuszką palca po jego odkrytym bicepsie.
Zamieram kiedy nagle zauważam tatuaż z kompasem na górze jego bicepsu. Wiem, że to nie jest Justin.

Czuję przepływającą przez moje ciało ogromną , gwałtowną falę paniki. W ustach nagle brakuje mi śliny. A moje serce zaczęło wybijać przyspieszony rytm mojego lęku o stan dzisiejszy.
Jestem przerażona. Tak bardzo przerażona. Krzyczę głośno i nagle nie leżę na białym atłasowym łóżku. To nawet nie jest łóżko. To jest pieprzony materac. Przekręcam się na bok i powoli siadam. Nagle moje podbrzusze przeszywa cholerny ból. A ja nie wiem co się dzieje.

Krzyczę najgłośniej jak potrafię. Jest to krzyk wyrwany prosto z mojej zalęknionej duszy.

Dlaczego to mi się przytrafiło?

Dlaczego?!


-Lil?
-Kochanie.... on musi wiedzieć.- czuję delikatny dotyk mojej przyjaciółki , która głaszcze moje plecy. Czuję w niej oparcie , ale mimo to wybucham cierpieniem po raz kolejny.

Wiem, że nic już nie będzie takie same. Wczoraj nie odwróci się choćbym bardzo chciała zmienić życia bieg. Jutra może nie być, a ja tkwię w letargu własnej egzystencji...

- Boże, Lil...przepraszam... Nie powinnam była ...

"Nie powinnam była. Nie powinnam była."








Trzęsłam się targana gwałtownym spazmem płaczu. Nie czułam ulgi , leżąc na jego połowie łóżka choć zazwyczaj zapach mojego Jussa unoszący się z poduszki dawał małe przerwy moim bezsennnym nocom bez niego. Jednak dzisiaj nie działało nic. Leżałam w pozycji embronialnej i odliczałam głuche uderzenia mojego serca głośno obijającego się o moją klatkę piersiową. W głowie miałam chaos poplątanych nieskładnych myśli , a we wspomnieniach czarną zaklejoną szczelnie dziurę. Nie przedostał się do niej nawet fragment - oderwanej części tamtej koszmarnej nocy ... Nie było nic... Była tylko pustka...

Grzechów moich wina. To była wina moich grzechów.

Witajcie!Czułam dreszcz podczas pisania tego rozdziału.
Niejednokrotnie czułam łzy w moim sercu. Zapewne będziecie mieli pytanie dlaczego zostawiłam to w takim momencie? Cóż żebyście sięgali po więcej! Ale tak serio to... jeszcze nie jest koniec. To dopiero początek. Musiałam to tak zostawić. Mam nadzieję,że nie będziecie źli. Kocham was - jesteście moją motywacją.❤Bez Was nie byłoby mnie dlatego proszę o szczerość co sądzicie o tym opowiadaniu do tej pory? Dziękuję za ... to, że jesteście i postaram się aby ten wiatr tu był częstszy. Wchodzimy w mrok a z mrokiem ostatnio jesteśmy kompanami !😎😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro