7.-Morze spokoju
Moje morze spokoju. Zanurzam się w nim cała. Przyjmuję mnie w swoje bezpieczne fale i chroni przed wszelkimi przepływami. Nie pozwala mi zatonąć w tym brudnym bagnie. Ja po prostu tonę w jego prawdziwości i ogromnej rzece miłości , która z każdym dniem wylewa jej więcej. Nie chcę żeby to się skończyło. Na samą myśl czuję ścisk w mojej klatce piersiowej.
Jestem przerażona tym , że kiedykolwiek mogłoby się to skończyć. Już raz prawie go straciłam.
Wtedy stałam nad ogromną przepaścią moich powodów co do tego by zostać. Tu na ziemi. Nie chcę tego nigdy więcej. Wtedy zatrzymał mnie przed skokiem. Dzisiaj wiem , że gdyby odszedł ode mnie skoczyłabym.
Bez żadnego wahania. Bo nie mając go w swoim życiu wszystko inne straciłoby sens. Szczególnie moje życie. On trzymał pieczę nad nim. Był moim domem - powietrzem. Nie mogę go nigdy stracić.
*
Nasze jęki roznoszą się dzwiecznie po tej królewskiej łazience , a do mnie dociera , że gdyby przechodziła teraz obok drzwi łazienkowych jego matka na pewno usłyszałaby nas.
Uśmiecham się na samą myśl - naszych dawnych szczeniackich szatańskich działań. Nie powracam do nich wspomnieniami bo chwilę później zalewa mnie orgazm.
Dochodzę z krzykiem wbijając zęby w jego ramię chronione przez granatową marynarkę. Justin dochodzi zaraz po mnie. Bucha w nas niczym gejzer szczęście pomimo tej niezdrowej sytuacji jaka wcześniej miała miejsce. Jednak nie przejmuję się już jej słowami bo wiem, że słowa to nic w porównaniu do tego co mamy my sami. A tego nie zabierze nam nikt.
Nasza miłość jest niezniszczalna.
Żadne pociski rzucane nam po drodze nie zdołają jej rozerwać. Odporna na wilki ciemności kryjące się pod postaciami złych fałszywych ludzi tak bardzo aktywnych w tym świecie. Nic jej nie zaszkodzi. Razem przeszliśmy tak wiele. A jednak wciąż tu jesteśmy. Wciąż trwamy. I trwać będziemy.
Ogarniamy się szybko przywracając się do porządku starając się wyglądać tak jakbyśmy nie popełnili wcale grzechu w posiadłości Crueli De Mon.
Wiem, że zapewne nie wybuchłaby entuzjazmem na wiadomość , że jej syn właśnie kochał się na blacie umywalki z wybranką jego serca, której ona nie akceptuje. Patrzę się na rozbitą buteleczkę perfum nie czując z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Justin też ich nie czuję. Na moich oczach umyślnie strąca kolejną buteleczkę perfum CHANEL N°5 N°5 wartą tysiąc dolarów. W jego oczach widzę złość - widzę , że przymierza się do kolejnej buteleczki, ale powstrzymuję go przed tym działaniem chwytając go za rękę.
-Chodzmy. Nie warto... Czasami po prostu złość innych warto zwalczyć uprzejmnością- odpowiadam na jego niezadane pytanie czające się w tych pięknych brązowych oczach. Czasami jednak po prostu trzeba odpuścić.
Wychodzimy z łazienki kierujemy się w stronę schodów , gdy nagle Justin zatrzymuje mnie na przedostatnim podeście. Bierze moją twarz w swoje silne dłonie i atakuje moje usta mocnym nie z tej ziemi pocałunkiem.
Kładę rękę na jego torsie i mruczę wprost w jego usta.
- Jeśli chcecie uprawiać seks to nie na moich oczach.- nagle rozumiem dlaczego mnie zatrzymał.Powoli odkleja się od moich ust lecz nie zdąża nic powiedzieć.
Robię to ja. Wychodzę jej naprzeciw i patrzę prosto w te chłodne oczy uśmiechając się tylko sobie znanym w myślach odważnym do niej uśmiechem. Bo to co zaraz powiem niekoniecznie będzie szerzyło kulturę.- Umywalka w łazience jest bardzo wytrzymała- moje słowa ją oburzają. Robię krok do przodu i schodzę z ostatniego stopnia.
- Nie wiem jakim cudem mój syn upatrzył sobie akurat Ciebie. Nie jesteś jego warta. Odwracam głowę na jej słowa.- Pański syn wybrał głos serca- mówię z przekonaniem nie wahając sie ani chwili.
-Nie podążał za ścieżką pieniędzy ani na siłę zaaranżowanym narzeczeństwem. To co nas łączy to prawda. Widoczna jest w tym co robimy. W każdych gestach. Nasza miłość to ścieżka prawdy- nie słyszę nic po moich słowach. Ewidetnie ją zaskoczyłam.
Nie mogłam juz dłużej słuchać tego steku bzdur przepływająych niczym rwący nurt rzeki przez jej usta. To co powiedziałam było prawdą. Justin raz mi powiedział, że jego matka i ojciec nie pobrali się z powodu miłości.
Wzięli ślub , ponieważ jego matka trzymała go już w swoim łonie. Miłość pojawiła się z czasem. Jakim prawem taka osoba jak ona ma osądzać i brać pod skalpel nasze uczucie? Ono jest trwałe i prawdziwe. Słyszę powoli zbliżającą się burzę.
- Jak możesz być tak bezczelna? Masz tupet naprawdę ... A przecież wszystko co teraz masz zdobyłaś dzięki mojemu synowi. Gdyby nie on nie miałabyś nic.
- Synu... ona Cię zrani. Znam takie jak ona.
Miałam dość.
- Nigdy go nie zranię. Nie zrobię nic co mogłoby złamać mu serce. Nie będę łamaczką naszego szczęścia. Nie zrobię tego.
Nie świadomie.
Musiałabym być przez diabła kuszona.
- Kocham go , a on kocha mnie.
- Kochasz jego pieniądze. W miłość nie wierzę- założyła ręce na piersi i oceniła mnie wzrokiem , który dawał jasno do zrozumienia , że nie chce wierzyć moim słowom. I nie musiała.
Ważne było to, że my wierzyliśmy.
I wierzyć będziemy...
- Dziękujęmy za obiad, ale musimy już iść. Nie powiem, że było miło. Nie będę obiecywał, że następnym razem nasza obecnośc będzie dłuższa. Nie zamierzam kłamać, mamo- ostry ton głosu Justina zdziwił nas obie.
Chwycił moją dłoń uniósł ją i pocałował zewnętrzną stronę.
- Jeśli jeszcze raz w taki sposób będziesz się odnosić do mojej damy twoje zaproszenie na nasz ślub zostanie cofnięte- powiedział przyciągając mnie do siebie i obejmując mnie jedną ręką w pasie. Byliśmy już na dole blisko wyjścia.
-Powinnaś się cieszyć , że kocham prawdziwie, a nie drzazgi wtykać- tymi słowami zakończył rozmowę i opuściliśmy jego rodzinny dom.
*
Kropla zimnej wody na moim ciele oderwała mnie od mojego stanu zadumania.
- Jesteś ze mną na ziemi ?- uśmiechnęłam się na słowa mojego narzeczonego , a chwilę później jego ręce wsunęły się pod moje boki.- Z tobą zawsze jestem w niebie- odpowiedziałam.
- Za to ten strój kąpielowy zdecydowanie pochodzi z piekła. Wyglądasz tak cholernie seksownie - mruknął i znaczył swoimi ustami ścieżkę pocałunków po moich obojczykach.
Uwielbiałam to. Te niewinne pocałunki zaprowadzily nas do czegoś głębszego.
Uniesieni pożądaniem skończyliśmy w wodzie. Byłam niesiona przez prąd miłości. Niesiona przez mojego jedynego ratownika , który zawsze był. Przy mnie. Nawet wtedy kiedy losy naszego bycia razem były ważone.
Był przy mnie...
*Dzień minął nam bardzo szybko. Zamim się obejrzeliśmy a już nastał wieczór. Leżeliśmy spleceni w łóżku a ja z jakiegoś niewiadomego powodu czułam niepokój.
Zagniezdził się głęboko we mnie i nie potrafił odejść. Niby wszystko było dobrze. Byłam w objęciach ukochanego, ale czułam, że kartki naszej szczęśliwej historii wkrótce przestaną opowiadać bajki, a przyniosą tragedie.
To było o krok...
Ten ciemny ocean agonii powoli się zbliżał , ale żadne z nas nie widziało znaków. Trwaliśmy w naszej bajce.
I trwać chcieliśmy.
Witam was kochani po dłuższej przerwie.Przepraszam za moją nieobecność, ale miałam sporo na głowie.Egzaminy mi spędzały sen z powiek.A potem trwałam w smutku...Wreszcie poznałam kogoś 🙈, ale to nic dłuższego niestety.Chciałabym żeby było inaczej... bo to było warte czegoś więcej ...Ale życie jest życiem.Dziękuję za waszą troskę!Nie spodziewałam się tego, że zatęsknicie 🙈❤Kocham i ściskam do następnego!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro