Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.-Miłość.

Za każdym razem, gdy patrzyłam na niego czułam motyle w brzuchu.
Za każdym razem czułam, że unoszę się wysoko. Bo uczucie do niego napędzało moje płuca nieodpartym helem miłości. Był moim balonikiem raju. Z nim mogłabym polecieć gdziekolwiek. Dokądkolwiek.

Z nim mogłabym przemierzać
arabską pustynię w czterdziestu stopniach temperatury Celsjusza.
A i tak upał byłby mi niestraszny.
Był moją codzienną szklanką wody ochładzającą moje strapione  zmartwieniem serce.

Moim wiatrem przeganiającym ciemne chmury kłopotów. Zawsze był tam gdzie go potrzebowałam. Po to żeby mnie pocieszyć wesprzeć i przelać flakon czystej miłości w moje otwarte serce. Dawał mi dobre rady i pomógł zbudować mój biznes dokładając się do niego. Wiele osób snuło plotki na temat tego , że zostawię go kiedy tylko rozwinę skrzydła jako architekt imprez ślubnych. Ale nie mieli pojęcia o tym ,  że on był moją grawitacją. To dzięki niemu utrzymywałam się na ziemi.

Dawał mi pełen pobór tlenu dzięki niemu oddychałam pełną piersią. Nie miałam bezdechu. W nocy się nie dusiłam. Kiedy był obecny w moim życiu noc nie była czarna. Na niebie świeciły gwiazdy oświetlając ten mrok niepewności następnego dnia.

Choć przy nim nie czułam  niepewności tego co przyniesie jutro. Dawał mi siłę. A co najważniejsze dawał mi miłość.

Wieczną i jedyną silną miłość.
Ta miłość pomagała pokonać ostry szczyt zaśnieżonych gór. Zamieć. Ostrą wichurę. Zamgloną niewidoczną drogę. I na końcu każdej jednej z tych przeszkód czekało na mnie moje ocalenie. Moja miłość. j narzeczony.

Moje wszystko. Znalazłam szczęście bo miałam niego i przy nim nic nie wydawało się takie straszne.

No może oprócz...
Przełknęłam mój ciężki kamień na dnie mojego zakorzenionego lęku przed starciem z Cruelą De Mon.

Dojechaliśmy na miejsce i
moim oczom ukazał się idealnie
przystrzyżony zadbany trawnik
oraz wielka fontanna tryskająca sporym wysokim strumieniem wody.

Podobno jego mama miała od tego ludzi i to oni dbali o porządek wokół domu. Nawiasem mówiąc dom , w którym kiedyś mieszkał Justin do dziś robił na mnie ogromne wrażenie.

Wysoki trzypiętrowy biały dom z ozdobnymi kolumnami podtrzymującymi drugie piętro,  a do tego bajeczne spiralne schody w środku i odkryty podświetlany basen.

To wszystko wyglądało jak z bajki. Justin żył w bajce  , a teraz dzięki niemu ja mogłam być jej częścią. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego , że nie każdemu się to podoba. A zaraz miałam na własnej skórze przekonać się jak bardzo.

-Maleństwo?- odwróciłam wzrok od domu i uśmiechnęłam się delikatnie do Justina. Na czole miał ukazaną drobną zmarszczkę, a jego oczy zdradzały zmartwienie. Widocznie nie umiałam dobrze grać bo on wiedział co jest prawdą. Chwilę mi się przyglądał , a potem westchnął.
- Obiecuję , że nie będzie źle. Osobiście będę przyjmował wszystkie strzały przeznaczone dla ciebie. Ale...kochanie damy radę- ujął moją brodę  i musnął czule mój usta.

-Chodź, maleństwo- zgasił silnik odpiął pas i wyszedł z samochodu.
Obszedł go i otworzył mi drzwi od strony pasażera.

Odpięłam pas i opuściłam bezpieczne wnętrze samochodu. Usłyszałam kliknięcie oznaczające , że Ford Mustang został zamknięty. Justin wyciągnął dłoń w moim kierunku,  a ja ją chwyciłam i poszłam z nim jak posłuszne maleństwo , którym byłam. Wiedziałam, że ten obiad był dla niego ważny dlatego postanowiłam z odwagą wkroczyć w samą paszczę lwa. Przecież nie może być tak źle...

*
- Jesteś pewien , że zaufałeś dobrej osobie? Synu prawda jest taka, że od zawsze wolałeś okazywać serce tym potrzebującym i biedniejszym. Ale czy wybrałeś ... właściwie?- jej  świdrujący wzrok wpatrywał się w moją osobę, a ja wolałam się skupić na obiedzie udając , że nie wiem o co jej chodzi.

I udawać , że nadal jestem twarda choć w środku powoli robiła się mała rysa.- Nie wiem o czym mówisz mamo. Albo wiem, ale być może użyłaś złych sformułowań. Przemyśl to i zapytaj jeszcze raz. Wtedy ci odpowiem- odpowiedział Justin , a ja odważyłam się unieść na nią wzrok.

Zobaczyłam w jej oczach złość  i nieodpartą chęć brnięcia w to dalej bo lubiła ranić. Szczególnie mnie. Nie lubiła mnie i wcale się z tym nie ukrywała.- Mówię tylko , że pomogłeś jej już wystarczająco. To dzięki tobie zamkęli jej niedoszłego ojczyma.

Pomogłeś odbudować ich dom wykładając duże pieniądze z
własnej kieszeni. Zbudowałeś jej firmę. Zapłaciłeś za jej pobyt w ....

Wyłączyłam się. Na chwilę zapomniałam gdzie jestem. Jej słowa bolały. Było tak jakbym przejechała nożem po odkrytej skórze. Kolejne  słowo to kolejna rana.

-.... nie musisz się z nią żenić. Zrobiłeś już wystarczająco.- ton głosu jego matki był chłodny i oziębły. Nagle w salonie zrobiła się mroźna zima , a ja  nie chciałam zamarznąć od dalszych słów.

-Ja... przepraszam muszę na chwilę - odsunęłam krzesło sprawiając , że Juss zwrócił swoje spojrzenie na mnie. Musiał wyczytać ból w moich oczach bo przeklął pod nosem.
-Lil..
- Zaraz wrócę- posłałam mu szybki słaby uśmiech i odeszłam od stołu udając się do łazienki. Będąc w łazience zamknęłam oczy i zacisnęłam ręce mocno na
umywalce.

Spod prawej powieki na wolność wydostała się jedna łza. Wypłacze się i wrócę. Wiedziałam, że będzie źle , ale nie spodziewałam się , że aż tak. Dlaczego jego mama tak mnie nienawidzi? Nie byłam bogatą idealną kandydatką. Tak naprawdę nie mogłam zaoferować wiele. Czy moja miłość do niego będzie wystarczająca? Czy ja będę dla niego....

- Jesteś dla mnie wszystkim maleńka. Nie potrzebuje nikogo innego. Razem z Tobą stanowię całość. Pieprzyć wszystkich innych , którzy pierdolą te bzdury- jego gniewny warkot wyrwał mnie z zamyślenia.

Dotyk jego rąk na moich biodrach
na powrót przywrócił we mnie ciepło. Nie zauważyłam nawet kiedy wszedł do łazienki. Mruknęłam kiedy musnął czule moją szyję. Odchyliłam  głowę do tyłu , a on uśmiechnął się pod nosem. Po chwili zsunął ramiączko mojej sukienki i obdarzył pocałunkiem moje ramię. Jego wilgotne pocałunki przeniosły się na mój dekolt , a ja zapomniałam o smutku , który przed chwilą mnie dręczył.

- Jus... twoja matka- zaprotestowałam kiedy jednym ruchem posadził mnie na umywalkę stając między moimi rozkraczonymi nogami.

- Pieprzyć ją. Zamknąłem drzwi.- Nie wywaliłem jej cholernej  okropnej zastawy. Nie doszło do kłótni choć było  blisko. Ty również nie pokłóciłaś się z nią. A więc należy nam się nagroda- stwierdził rezolutnie i podwinął w górę dół mojej białej sukienki. Niedługo potem usłyszałam brzęk klamry paska , a później  poczułam go w sobie.

- Ohh- jęknęłam i wplotłam palce w jego włosy przyciągając jego twarz do siebie. Rozbił swoje usta o moje i rozpoczęliśmy nasz zmysłowy taniec pocałunków. Byliśmy tylko my.

Słychać było jęki naszego intymnego raju a do raju dołączył dźwięk spadającej szklanej buteleczki perfum Channel, którą Justin niechcący zrzucił.

Moja miłość  zjawiająca się tam gdzie jej potrzebuje. Jest moim lekiem na wszystko. Moją łuną światła. Niech świeci zawsze w nas.

Hejka kochani.Życzę wam spokojnych snów.Dziękuję , że ze mną jesteście.Ściskam i do następnego wiatru ! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro