17. - Ciemność
Kiedy miłość odejdzie świat pogrąży się w ciemności. Nie było jeszcze tej ciemności a moja miłość jeszcze mnie nie opuściła, ale to powoli się zbliżało. Wiedziałam , że kiedy Justin wyjdzie przez te drzwi cały mój świat pogrąży się w ciemności. On był moim światem. Jak niby miałabym moc bez niego funkcjonować?
Jak mogę go przy sobie zatrzymać?
Raz udało mi się przywrócić go do mnie z powrotem. Upozorowane kłamstwo naszych znajomych cztery lata temu mogło spowodować nasze rozstanie. Zatrzymałam go prawdą, ale teraz wiem że to nie będzie proste.
Dowody są oczywistym faktem, a moja pamięć potrzebnym kluczem. Ale nie pamiętam. Nic.
- Justin.. Proszę nigdy świadomie bym cię nie skrzywdziła - łkam wyciągając ręce w jego kierunku, ale on delikatnie ale stanowczo daje mi do zrozumienia, że nie chce mojego dotyku.
To boli. Odrzucenie przez ukochaną osobę, a samo uświadamianie tego dlaczego nie pozwala mi na dotyk rani jak cięcie ostrzem noża po ciele. Zostawia trwały ślad. On nie chcę mnie dotykać bo uważa, że jestem skażona dotykiem innego mężczyzny.
Ale nie ma pojęcia o tym, że zostałam skażona wbrew mojej woli. Znajduje w sobie siłę na wyznanie mu całosci.
- Nie pamiętam nic z tamtej nocy. Byłam... - ... upiłaś się i dałaś się zaciągnąć do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi w klubie aby zagłuszyć swoją tęsknotę za narzeczonym. Czy tak właśnie było kochanie? - przerywa moją wypowiedź i jeździ słowami po grubej tafli lodu zostawiając kolejny trwały ślad w mojej psychice.
Płaczę i dygocze cała bo nie umiem tego powstrzymać. To boli i jego i mnie.
Ale to ja zawiniłam. Choć nie chciałam. Ale prawda jest taka, że to przeze mnie mrok wtargnął do naszego światła zasłaniając je całkowicie.
- N-i-e - próbuje skleić słowa i popchnąć je do przodu, ale nic mi z tego nie wychodzi. Tak trudno mi przyznać się do tego, że zostałam wykorzystana kiedy on nie chce słuchać.
- To nie tak. Proszę wysłuchaj mnie. - błagam go na co on zaciska usta w wąska linię. - Dlaczego właściwie zgodziłaś się zostać moją żoną skoro nie kochałaś prawdziwie?
Bum.. czuję jak coś pęka wewnątrz mnie. I wiem, że jest to serce.
- Kocham cię.
- Pierdolenie.
- Nie ma już nas Liliano. To koniec. - jego wypowiedziane słowa pokładają się z moim niedawnym nocnym koszmarem. Wtedy przebudził mnie z niego i zapewnił, że zawsze będzie.
Ale mój anioł znikał.
- Ślubu też nie będzie. Może być co najwyżej pogrzeb. Tego skurwiela, który dostał to co było do tej pory moje - oznajmił, a mi zrobiło się gorąco po jego słowach. Moje całe ciało oblala fala niewyobrażalnego gorąca, a na oczy nachodziła mgła.
I nie ma nas.
Ślubu nie będzie. To koniec.
Koniec.
Koniec.
Słowa te odtwarzały się w mojej głowie raz po raz. Były jak smutna melodia, którą wygrywało moje zranione serce. W tym momencie byliśmy na swoim własnym pogrzebie. Przyglądałam się jak nasze serca przestają bić w jednym rytmie. Nasza wywalczona miłość umierała.
- Jak mu na imię?
- Nie wiem. - szepnęłam na co pokręcił tylko głową.
Dotknął ręką klamki i otworzył drzwi. Wyszedł na zewnątrz, a ja pobiegłam za nim potykając się o próg o, który zaczepiła moja suknia ślubna.
- Proszę. Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam w desperacji i mocno uczepiłam się jego ramienia czarnej marynarki. Nie mógł mnie opuścić.
Strząchnął moją rękę i udał się do swojego samochodu.
Opuszczał mnie.
W jednej chwili zakręciło mi się w głowie, mroczki zatańczyły przed moimi oczami, a ja nie mogłam utrzymać się na gruncie. Próbowałam się czegoś złapać, ale nie zdążyłam. Upadłam, a świat pogrążył się w ciemności.
Bo życie bez niego było tylko ciemnością.
A ja do niej zmierzałam.
I kolejny powiew wiatru. Ale was rozpieszczam, co? ❤️I przy okazji umilam wam poniedziałek 🥰🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro