11-Czas.
- Justin?...
- Dzień Dobry , a właściwie to Dobry Wieczór moje serce. Jak Ci...
Powiedz mu. Pchnij tą prawdę, a będzie Ci lżej.
- Dlaczego , żeby znaleźć szczęście trzeba szybować tyle kilometrów w poszukiwaniu niego? Dlaczego nie można po niego sięgnąć od zaraz?Dlaczego jesteś tam ... tak daleko?
- Lil...
- Dlaczego kiedy już je znajdziemy ono nagle wymyka się z rąk ?Dlaczego ludzie dobrzy muszą cierpieć... - biorę wdech i dokańczam - ... kilometry rozłąki ?
- Maleństwo co się stało?
"Panie Justinie za chwilę ma pan rozmowę z panem Sierrem.
- Liliano co się stało?
- Chyba cię zdradziłam... Chyba bo mam luki we własnej pamięci. Wspomnienia z tamtego wieczoru zachodzą mi mgłą , nie mogę jej za nic odgonić. Próbowałam i próbuję , ale jedyne co pamiętam to ból. Ten przeszywający ból zamrażający wszystko. Nie pamiętam niczego, ale mało piłam to jedno , wiem na pewno. Być może ktoś mi czekał dosypał do picia , ale tego nie wiem. A potem nagle obudziłam się , czując nic... i wszystko. Ale kocham cię wiesz? Najbardziej na świecie. I wiem, że ty mnie też. Poradzimy sobie?
Tak powinnam powiedzieć. Ale tego nie zrobiłam.
Zamiast tego powiedziałam: Po prostu... tęsknię.
- Cholera jasna Liliano! Mów co się dzieję. Czuję , że coś jest nie tak... powiedz mi i włącz kamerkę - zarządził stanowczo Juss.
Zrobiłam o co prosił i włączyłam kamerkę w telefonie widząc po chwili jego zmartwioną przystojną twarz.
- Powiedz mi co się stało- poprosił spokojnie.
- Tęsknię...i nie mogę...- wybucham płaczem i rozłączam się.
Nie mogę mu złamać serca. Nie mam nic co potwierdziłoby koszmar tamtej nocy. Poza tym bałam się.
Stchórzyłam. I skłamałam. Wobec siebie i jego. Nie wiedząc , że od tamtej pory kłamstwa będą codziennością.
Kłamstwo.
Bezradność. Niemoc. Czarny ocean. Bagno bez wyjścia. Tak nazywałam po kolei te stany , które mnie teraz dręczyły.
Przekopywałam aktywnie komory mojej pamięci starając się znaleźć ten jeden interesujący mnie fragment bo tak bardzo mi zależało na odkryciu prawdy. Mrocznej - mniej, ale prawdy.
Tamtego wieczoru Lena wraz z barmanem znalazła mnie nieprzytomną- w klubowej łazience. Nie kontaktowałam wcale. A dostęp do mnie był znacznie przez to utrudniony. Z tego momentu też mam tylko migawki , bo nie wiedziałam jakim cudem znalazłam się w swoim łóżku pamiętałam tylko , że Lena chciała zawołać lekarza , ale zaprotestowałam głośno na jej pomysł.
Nie wiedziałam skąd , więc w moich koszmarach pojawiał się ten pieprzony materac, ale być może była to mylna wizja mózgu po przeżytym dramacie.
*
Czułam twarde ostrze zagłębiające się głęboko. Dni zlewały się w jeden dzień , a dla mnie nocy nie było. Była za to bezsenność, ale istniały jeszcze pastylki na "dobry sen ", których użyłam dzisiaj, bo za dwa dni było wesele pani Lindy i to właśnie praca sprowadziła mnie na chwilę z powrotem. Pozwoliła mi przypomnieć sobie , że mam misję do wykonania. I nie mogłam jej odwołać i przełożyć na inny termin, bo ktoś mi zaufał.
I choć moje ciało krzyczało , że potrzebuję odpoczynku - musiałam wstać. Po prostu wstać. Bo nic już nie zmienię.
Gdy zgaśnie swiatło w czyimś ludzkim istnieniu , świat nie zatrzyma się nagle jak karuzela - która stopniowo normalnie zwalnia. On nadal będzie taki sam. Będzie się posuwał swoim szlakiem dnia a czyjeś cierpienie nie sprawi , że nagle wszystko stanie w miejscu.
Mój czas jednak stanął w miejscu. A ja nie słyszałam dźwięku wskazówek zegara. Wszystko stanęło w miejscu.
Oby żyć i oby trwać... Jeśli się da.
Witajcie kochani! Wiem, że pewnie wiele z was liczyło , że Liliana powie Justinowi prawdę i tak się stanie. Ale jeszcze nie teraz. Miłej nocy !💕Dziękuję, że jesteście!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro