Rozdział 36
Pov. Peter
Odprowadziłem starszego wzrokiem i przymknąłem oczy. Byłem zmęczony tą krótką rozmową. Choć nigdy nie sądziłem, że powiem coś takiego, chciałem, żeby pan Stark ze mną został. Jego obecność w niezrozumiały sposób sprawiała, że czułem się bezpiecznie. Nie sądziłem, że mój opiekun jest zdolny do czegoś takiego, ale on nagle zrobił się taki czuły. Taki pełen ciepła. Taki... dobry. W jego życiu wydarzyło się coś strasznego, z czym nie potrafił sobie poradzić, ale gdyby jego życie potoczyło się inaczej, czy właśnie taki byłby Tony Stark? Taki jak w warsztacie, taki jak tu. Choć teraz był tak bardzo wystraszony. Bał się i patrzył na mnie jak przerażone dziecko. Wyglądał tak, jakby zupełnie nie wiedział co ma robić. Traktował mnie tak, jakbym w każdej chwili mógł się rozpaść. Jakbym był ze szkła, albo... jakbym był jego synem. Tak właśnie się zachowywał. Przez te miesiące nie okazał mi nawet połowy dobra, które tu pokazywał od wczoraj. Głaskał mnie, uspokajał, parzył na mnie tak czule i obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Wyglądał tak, jakby naprawdę zależało mu, żeby było dobrze. Nie rozumiałem tego. I zastanawiałem się, czy milioner rzeczywiście musiał po coś jechać, czy chciał po prostu uciec ze szpitala tak jak wcześniej. Choć moim zdaniem, nie powinien spędzać tu nocy. Zdarzało się, gdy byłem mały, że spędzałem noc na szpitalnej kanapie, gdy May miała nocną zmianę, a Ben wyjeżdżał w podróż służbową i nie chciałem być sam w domu. Wiedziałem dobrze, że te kanapy nie były wygodne, więc ktoś taki jak pan Stark musiał odczuć to podwójnie. Był przecież przyzwyczajony do luksusu przez wielkie "L". A mimo to, był tutaj. Został. Skłamałbym, mówiąc, że wcale tego nie potrzebowałem. Czułem się bezpieczniej, gdy ktoś był ze mną, kiedy się budziłem, nawet jeśli pan Stark zupełnie nie wiedział, jak ma ze mną rozmawiać. Gdyby nie to, jak się czułem, uznałbym to wszystko za bardzo niezręczne, ale teraz było mi wszystko jedno.
Bałem się. Bardzo się bałem. Wszystko mnie bolało. Nie mogłem otworzyć jednego oka, a obraz przede mną był zamazany. Czułem się skołowany i wciąż lekko oszołomiony. Mówienie sprawiało mi kłopot, bo ledwo mogłem się ruszać. I wciąż byłem taki wykończony, pomimo tego, że dopiero co się obudziłem.
Było mi źle. I nie dlatego, że wszystko mnie bolało. Nie dlatego, że dwóch mężczyzn mnie pobiło bez wyraźnego powodu. Było mi źle, bo jeszcze nigdy nie brakowało mi May tak bardzo jak teraz. Potrzebowałem jej ciepła, jej czułości, zapachu, głosu. Chciałem, żeby tu była. Żeby się mną zajęła. Pan Stark się starał, ale nie potrafił być tym, kogo potrzebuję. Nie był rodzicem. Nie kochał mnie, nawet nie wiedziałem, czy mnie lubi. Tak bardzo za nią tęskniłem, że aż brakowało mi powietrza. Nie płakałem tylko dlatego, że nie miałem na to siły, ale mógłbym wręcz trząść się z żalu. Od śmierci May czułem się podle, moje życie stało się paskudnie trudne i choć nie miałem nikogo, jeszcze nigdy nie byłem tak samotny jak teraz.
Zacisnąłem dłoń na kocyku, wkładając w to dużo wysiłku. Byłem zdziwiony, kiedy pan Stark mi go przywiózł. Byłem zdziwiony, bo nie sądziłem, że w ogóle zwracał na takie rzeczy uwagę. Miałem szczerą nadzieję, że go nie zauważał, ale on najwidoczniej to zrobił. Ponadto, zauważył, jakie ma dla mnie znaczenie. Wiedział, że będę chciał mieć go w szpitalu. Wiedział, że pomoże mi się uspokoić i oswoić z bólem. Nie miałem tylko pojęcia skąd on to wiedział. Czy naprawdę zwracał na mnie aż tak dużo uwagi?
-Pete? Nie śpisz?- usłyszałem. Nie mogłem podnieść głowy, ale rozpoznałem po głosie dyrektora.
-Nie śpię- szepnąłem, starając się poruszyć, ale nie miałem dość siły. Ciemnoskóry podszedł do łóżka, ale w przeciwieństwie do pana Starka nie usiadł na materacu, tylko przysunął sobie krzesło.
-No i co? Jak się czujesz, Peter?- spytał, a ja przełknąłem ślinę, zanim zmusiłem się do cichej odpowiedzi.
-Lepiej.
Dyrektor wiedział, że jestem słaby i zmęczony, dlatego sam zaczął mówić o postępach w śledztwie. Słuchałem go, walcząc z opadającymi powiekami, bo choć to co mówił było bardzo interesujące, zmęczenie powoli brało górę. Tak naprawdę, wiedziałem dobrze, że nic nie udało im się zdziałać. Zresztą, nie miałem siły się nad tym zastanawiać.
***
-Muszę to po prostu sprawdzić. Jeśli ktokolwiek wie, dzieciak jest...- mężczyzna zamilkł, gdy przekręciłem się lekko na materacu- koniec drzemki, dzieciaku?
-Mhm- mruknąłem, wypuszczając powietrze, choć nie otworzyłem jeszcze oczu.
-Jesteśmy w kontakcie, Tony. Trzymaj się, Pete- usłyszałem głos dyrektora. Mężczyzna wyszedł z sali, a pan Stark podszedł do łóżka i usiadł na materacu.
-Zabrałbym cię do lepszego szpitala, ale lekarze nie zgadzają się na podróż- powiedział starszy. Uchyliłem oczy, zmuszając się do posłania starszemu delikatnego uśmiechu.
-Jest dobrze- szepnąłem. Pan Stark uśmiechnął się cierpko, kręcąc głową.
-Jasne- mruknął- jak się czujesz?
-Lepiej.
-Dzień dobry, panie Stark! Cześć, Pete!- rzuciła wesoło młoda pielęgniarka, wchodząc szybkim krokiem do sali ze strzykawką w dłoni. Uśmiechnęła się czule, pochylając się nade mną i odgarniając mi włosy z twarzy, a ja zmusiłem się do uniesienia kącików ust- jak się czujesz, słoneczko? Spójrz, mam tutaj dla ciebie lek przeciwbólowy. A później, kiedy przyjdzie pan doktor, zabierzemy cię na tomografię, dobrze, kochanie?- spytała łagodnie. Przełknąłem ślinę, wypuszczając powietrze.
-Mhm... tak- mruknąłem.
-Wyniki już przyszły, panie Stark. Pan doktor zaczyna obchód o dwunastej, wszystko panu powie- oznajmiła kobieta, gładząc mnie po głowie. Gdy milioner kiwnął głową, pielęgniarka wacikiem oczyściła skórę na moim ramieniu, bezboleśnie wbiła igłę i wstrzyknęła mi lek- może być tak, że Peter będzie po tym leku trochę otępiały.
-Zajmę się nim- usłyszałem głos pana Starka. Odwróciłem głowę w jego stronę. Milioner zamienił jeszcze kilka słów z pielęgniarką, a gdy wyszła, znów usiadł na materacu, tym razem z torbą na kolanach- przywiozłem dla ciebie kilka rzeczy. Dla zabicia czasu. Mam książki, mogę...- mężczyzna zerknął na mnie niepewnie, jakby wstydził się powiedzieć swoje myśli na głos- um... mogę ci poczytać... jeśli chcesz- wymamrotał- mam jeszcze laptop, mogę puścić ci jakieś kreskówki, albo film. Albo może...
-Książki- szepnąłem. Pan Stark zamilkł, zerkając na mnie, po czym kiwnął głową i wymienił kilka tytułów. Mruknąłem jedynie ciche "może być", znów mu przerywając. Mężczyzna wyciągnął więc książkę, na której tytule się zatrzymał, po czym podsunął sobie krzesło i usiadł na nim, rezygnując ze swojego miejsca na materacu. Widocznie uznał, że na dłuższą metę, tak będzie wygodniej dla nas obu. Nie mylił się, oczywiście.
Pan Stark zaczął czytać na głos, a ja musiałem przyznać, że choć czułem się infantylnie, słuchając go, było to dość przyjemne. I zaskakujące, ale to swoją drogą. Kilka tygodni temu nigdy nie uwierzyłbym, że przyjdzie dzień, w którym mój opiekun będzie czytał mi książkę, siedząc przy moim łóżku, a ja będę z tego powodu zadowolony. Pan Stark też szybko otrząsnął się z początkowego skrępowania i zaczął czytać pełnym głosem, spokojnie i powoli, tak jakby chciał mnie tym uśpić.
W ten sposób kolejna godzina minęła zaskakująco szybko, a ja zasnąłem, wsłuchując się w głęboki głos milionera.
*****
1133 słowa
Hejka!
Hm...
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro