Rozdział 17
Pov. Peter
Nie miałem ochoty na jedzenie. Choć oferta pana Starka była naprawdę miła, nie miałem na to ochoty. W zasadzie, od jakiegoś czasu coraz rzadziej odczuwałem głód. Ostatnie kilkanaście posiłków zwróciłem, więc teraz, gdy pomyślałem o jedzeniu, robiło mi się niedobrze. Nie chciałem jeść. Choć kiedyś, jadłem znacznie więcej niż przeciętny nastolatek. Przyspieszony metabolizm dawał o sobie znać na każdym kroku. Ale teraz... teraz było inaczej. Czułem wstręt na myśl o jedzeniu. Mdliło mnie na jego zapach.
Pan Stark poszedł do warsztatu i zostawił mnie samego z bajkami i nową książką. Nie miałem naturalnie żalu, nawet więcej, bardzo mi to odpowiadało. Czasami, towarzystwo milionera potrafiło być naprawdę przyjemne, ale zawsze pozostawało to napięcie. Strach. A co, jeśli za chwilę wybuchnie? Co, jeśli powiem coś nie tak i mój opiekun nagle wpadnie w furię? Pan Stark był nieprzewidywalny i... momentami przerażający.
Wiedziałem dobrze, czemu milioner sobie poszedł. Nie przeszkadzało mu moje towarzystwo i nie miał nic ważnego do zrobienia. Tylko jego ręce znów drżały. Choć starał się to ukryć jak tylko mógł, chowając je w kieszeniach i udając swobodny krok, zauważyłem to. Poszedł napić się w warsztacie. Gdybym powiedział, że Tony Stark, ten Tony Stark mierzy się z tak przyziemnym problemem jak alkoholizm, wyśmiano by mnie. Jeszcze pół roku temu sam bym w to nie uwierzył. Przecież on był taki potężny i doskonały. Był ponadto, a przynajmniej zawsze sprawiał takie wrażenie. I pomyśleć, że ten człowiek był idolem tak wielu młodych ludzi. Był wzorem. Był bohaterem. Oni wszyscy tak myśleli. A w rzeczywistości, był niestabilnym emocjonalnie alkoholikiem.
Spuściłem wzrok na książkę i tabletki na stoliku. Nie mogłem rozgryźć tego wszystkiego. Rano na mnie nakrzyczał, kiedy zachciało mi się płakać, nalał mi mleka, jakby to miało cokolwiek zmienić, a jeszcze później, zrobił dla mnie kilka miłych rzeczy. Kupił mi tabletki na grypę. Powiedział, że mogę zamówić sobie jedzenie i nawet posłać po nie kogoś. Nagle był do mnie taki miły. Ale za chwilę mu się odwidzi i znów mnie uderzy.
***
*Time skip - tydzień później
Pan Stark mnie unikał. I to nie tak, jak można by się spodziewać. Chował się przede mną we własnym domu. Znikał w sypialni albo w warsztacie, gdy tylko pojawiałem się w zasięgu wzroku. A czasami, kazał mi "zmiatać do siebie", kiedy nie był w nastroju. I pił. Bezustannie. Zaczynał dzień od kawy, a zaraz po niej, sięgał po szklaneczkę whisky, żeby opanować drżenie rąk.
Zacisnąłem dłonie na kocyku, słysząc hałas w salonie. Skuliłem się nieco mocniej, siedząc pod ścianą. Bałem się. Mojemu opiekunowi przeszła ochota na bycie miłym i kiedy ostatni raz natknąłem się na niego w stanie głębokiego upojenia, bardzo na nie nakrzyczał. Usłyszałem, że jestem porażką i nigdy nie chciał mieć w swoim życiu takiego małego gnojka jak ja. Kazał mi wynosić się z wieży, ale ja uciekłem do pokoju, bo nie widziało mi się bezcelowe włóczenie po mieście. Milioner nie trudził się sprawdzaniem, czy aby na pewno udało mu się mnie pozbyć, więc mogłem w spokoju iść spać. We względnym spokoju.
Podskoczyłem w miejscu, gdy po piętrze rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Będę musiał posprzątać. Pan Stark stłukł butelkę, albo wytrącił z szafki kolejną delikatną lampkę na wino, która nie wytrzymała chaotycznego przetrząsania barku w poszukiwaniu kolejnych trunków. Zerknąłem na zegar. Była już noc.
W pewnym momencie, wstałem i na drżących nogach ruszyłem do drzwi, a potem w kierunku salonu. Pan Stark ostatnio był trochę inny, więc... może warto spróbować?
Pan Stark siedział na podłodze. Opierał się o ścianę, a w ręce trzymał szklankę whisky. Ściskał na niej dłonie tak mocno, że końcówki palców mężczyzny pobielały.
-Czego?- mruknął smętnie, gdy mnie zauważył. Zagryzłem lekko wargę, gdy zauważyłem rozlany alkohol przy kanapie.
-Może...- zacząłem cicho- m-może pomogę panu pójść do łóżka?- spytałem słabo. Pan Stark uniósł jedną brew- jest późno, więc... może...
-Co ty pieprzysz?- sapnął milioner, posyłając mi ostre spojrzenie. Spiąłem się lekko.
-Uh... ja po prostu... pomyślałem, że...
-Że przyjdziesz tu i zaczniesz mówić mi co mam robić?!- warknął, podnosząc się niezgrabnie z podłogi.
-Nie, n-nie, panie Stark, ja tylko... proszę...- zacząłem, nieco drżącym głosem.
-Cicho!- warknął milioner, a jednocześnie zamachnął się i trzepnął mnie lekko w głowę. Skuliłem się, stawiając dwa kroki w tył.
-Przepraszam!- pisnąłem, ale milioner mnie nie słuchał.
-Ciebie tu w ogóle nie powinno być!- wykrzyknął ze złością- wziąłem cię pod swój dach, do mojego domu, a ty śmiesz jeszcze mi rozkazywać?! Ty cholerna przybłędo, nie dziwię się, że nikt inny cię nie chciał!- krzyczał. Cios, który nadszedł, nie był nawet w połowie tak bolesny jak poprzedzające go słowa. Aczkolwiek zabolał. Mocno.
Upadłem na ziemię. Bez słowa, ze łzami w oczach. Nawet się nie broniłem.
-Dlaczego pan to robi?- szepnąłem, a brwi milionera w jednej chwili się wygładziły. Posłał mi zaskoczone spojrzenie- przecież... j-jest pan bohaterem- dodałem cicho, a wtedy, pan Stark uchylił lekko usta. Przez chwilę po prostu wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem w milczeniu. Ja z rozpaczą i pytaniem, a on w zupełnym osłupieniu. Przełknąłem nerwowo ślinę, gdy pan Stark drgnął lekko.
-Nie wiem- powiedział słabo. Uchylił lekko usta, jakby chciał coś dodać, ale się wycofał. Powtórzył to kilka razy. W końcu, spuścił głowę i westchnął ciężko, by następnie cofnąć się do baru, wziąć butelkę i ruszyć w kierunku korytarza.
Zatrzymał się przy wyjściu, ale nie obrócił w moją stronę.
-Przepraszam- szepnął. I wyszedł. Zostawił mnie samego. A ja znów płakałem na podłodze.
***
Pov. Stark
Time skip - następnego dnia
Miałem kaca. No cóż, czegóż innego można oczekiwać po nocach takich jak ostatnia? Ale tym razem, mój ból głowy nie był spowodowany jedynie zbyt dużą ilością alkoholu. Wiedziałem co zrobiłem i czułem się z tym naprawdę źle. Siedziałem więc teraz, wpatrując się w telefon leżący na biurku. Z ustami ściśniętymi w kreseczkę zastanawiałem się, co robić. Powinienem zadzwonić. Nawet nie musiałem mówić prawdy. Krótki telefon. Nic strasznego. "Wybacz, Fury, nie ułożyło nam się z dzieciakiem. Możesz go zabrać jeszcze dziś? Zaraz każę mu spakować rzeczy." To mogłoby być tak proste. Dlaczego po prostu nie zadzwonię?
Odchyliłem głowę w tył i westchnąłem słabo. Po co on w ogóle wczoraj wyszedł z pokoju? Po co przyszedł do mnie, skoro wiedział, że piję? Nie jest tu od wczoraj. Przecież wiedział. Wiedział, czym to grozi.
Zerknąłem na zdjęcie w brązowej ramce leżące na biurku i zacisnąłem usta w wąska kreseczkę.
-Co ty pieprzysz, Tony?- spytałem sam siebie, wzdychając przy tym ciężko. Nie mogłem wiecznie obwiniać sieroty za to co robiłem. To ja tu byłem dorosły. Ja powinienem być odpowiedzialny. I... musiałem coś zrobić. Musiałem coś zmienić. Dzieciak przyszedł, bo... chciał pomóc mi pójść do łóżka. To trochę tak jakby się... przejmował? Martwił?
Wyprostowałem się na tą myśl. Martwił? On się martwił? Mógł się martwić? Czy ktokolwiek mógł się o mnie martwić? Nie, przecież on mnie nienawidził. Nienawidził mnie, nie mógłby nawet życzyć mi dobrze. Zresztą, byłem potworem. O mnie nikt się nie martwił.
Spuściłem wzrok, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. O tym, jak dzieciaki gnębiły sierotę w szkole. Jak przyszedł do baru, szukając mnie. Był dziwną istotą, która pomimo wszystkiego co jej robiłem, nie odcinała się ode mnie. Nie zamykał się w pokoju, nie uciekał popołudniami z wieży. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że lgnie do mnie. Siedział rano w salonie, dobrze wiedząc, że przyjdę oglądać z nim kreskówki. Brał książki z mojej sypialni, a raz nawet podzielił się ze mną wrażeniami po lekturze. Co prawda nie rozmawialiśmy zbyt długo, ale było to bardzo przyjemne. A ja później wszystko psułem, ale on znów wracał. Czy naprawdę był tak zdesperowany, by mieć w swoim życiu kogokolwiek? Nawet, jeśli to musiałem być ja?
Wyciągnąłem rękę, sięgając po telefon. Wybrałem numer i zadzwoniłem, choć bardzo nie chciałem tego robić.
-Halo?
*****
1266 słów
Hejka!
Uhm... no tak, ten... um... to ja? Nie wiem czy pamiętacie, ta od bólu i cierpienia xD
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro