20. No more problems
Yeri obudziła się z gwałtownie z sercem bijącym jej tak mocno, jakby próbowało wyskoczyć z piersi. Oczy miała szeroko otwarte, a w głowie wciąż brzmiały echa koszmaru, który śniła. Wciąż czuła ten sam niepokój, który towarzyszył jej od kilku dni – przeczucie, że coś złego miało się wydarzyć, że coś już się stało, ale nie wiedziała co.
Leżała przez chwilę nieruchomo, starając się uspokoić swój przyspieszony oddech, próbując powstrzymać narastający lęk. Spojrzała w stronę drzwi, ale była tylko cisza. W sali nie było nikogo – ani Taehyunga, ani żadnego z jego przyjaciół, którzy przez ostatnie dni nie odstępowali jej na krok.
Poczuła narastające poczucie osamotnienia. Zwykle szpitalne korytarze tętniły życiem, ale teraz panowała tu martwa cisza. Jedyny dźwięk, który dochodził do jej uszu, to szum maszyn monitorujących jej stan. Z wyraźnym trudem, pełna niepokoju, uniosła się z łóżka, czując, jak nogi lekko się uginają, gdy postawiła pierwszy krok.
„Co się dzieje?" – pomyślała. W jej głowie nadal kłębiły się myśli o Sehunie, o tym, że wciąż pozostaje zagrożeniem, o tym, że choć Yeri była teraz w bezpiecznym miejscu, jej przeszłość nie pozwalała jej czuć się w pełni spokojną. Przypomniała sobie, jak Taehyung i Jungkook obiecali, że zadbają o nią, ale teraz, kiedy nie było nikogo obok, wszystko, co robiła, to czekała na jakiekolwiek wieści.
Postanowiła więc przejść się po korytarzu. Każdy jej krok był powolny, jakby niepewny, jakby sama nie wierzyła, że to, co czuje, to tylko niepokój, a nie coś bardziej nieuchwytnego, jak zapowiedź nadchodzącego nieszczęścia.
Szpital był pusty, a ściany korytarza wydawały się nieco zbyt białe, zbyt puste, jakby odzwierciedlały jej stan umysłu. Zatrzymała się na moment, czując, jak jej serce przyspiesza, jak narastająca niepewność zaczyna tłumić w niej rozsądek. Po kilku krokach ruszyła dalej, kiedy z końca korytarza dotarł do jej uszu odgłos głośnych kroków.
Zanim zdołała zareagować, na szpitalny parking wjechała karetka. Oświetlona przez migoczące światła syren, wjechała przez bramę szpitala, zatrzymując się tuż przed wejściem. Gdy drzwi otworzyły się, wybiegiem wyskoczyli ratownicy, a jeden z nich natychmiast wziął na ręce nosze. Yeri zauważyła, że na nich leżał ktoś, nieprzytomny, z bandażami i przesiąkniętym krwią ubraniem.
Serce Yeri zatrzymało się na moment, kiedy zobaczyła, że na noszach leży Jungkook.
– Co się stało? – szepnęła przez zaciśnięte zęby, podchodząc w stronę karetki, starając się nie stracić równowagi.
Ratownik, który widział jej niepokój, zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią z współczuciem.
– Został postrzelony. Wydaje się być w ciężkim stanie, ale będzie dobrze, jeśli tylko teraz dostanie pomoc. – Ratownik nie zdradził więcej, ale w jego oczach było coś, co niepokoiło Yeri jeszcze bardziej.
Próbowała podejść do niego, ale ratownicy szybko ruszyli w stronę sali operacyjnej. Zatrzymała się w miejscu, serce wciąż waliło jej w piersi. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Jungkook – postrzelony, ranny, ledwie przytomny. A ona stała tam, bezsilna, patrząc na niego, jakby nie mogła zrobić nic, by go ochronić.
Kiedy drzwi sali operacyjnej zamknęły się za ratownikami, Yeri poczuła, jak jej ciało zaczyna się trząść. W tej samej chwili wszystko wydawało się rozmywać w jednym wielkim niepokoju. Sehun, Jungkook, wszystko, co się działo, wszystko, co czuła. W tej chwili czuła, że nie ma już nic pewnego.
– Proszę... – wyszeptała, zamykając oczy. – Proszę, nie zabieraj mi go.
Zatrzymała się w miejscu, wstrzymując oddech. Wszystko wskazywało na to, że nie skończyło się jeszcze. Czuła, że niepokój narasta, a każdy odgłos w szpitalu, każdy krok, tylko dodawały tej przerażającej ciszy, która zapowiadała coś gorszego.
Yeri stała nieruchomo, wstrzymując oddech, gdy patrzyła przez drzwi sali operacyjnej, w której ratownicy walczyli o życie Jungkooka. Jej serce biło w szybkim, nieuporządkowanym rytmem, a myśli kłębiły się w głowie, wypełniając ją chaosem i niepokojem. Czuła, jak świat wokół niej zaczyna się kruszyć, a uczucie bezsilności tylko potęgowało jej lęk. Nie wiedziała, co się stało, nie rozumiała, dlaczego to wszystko musiało wydarzyć się w takim momencie.
W tej samej chwili na końcu korytarza usłyszała znajome kroki. Obróciła się i zobaczyła Hoesoka i Yoongiego, którzy szli w jej stronę, ich twarze poważne, ale i pełne jakiegoś zrozumienia. Obaj byli przemoknięci, ale to nie z ich mokrej odzieży emanowało teraz największym ciężarem. W ich oczach było coś, co mówiło więcej niż jakiekolwiek słowa.
– Yeri, spokojnie – zaczął Yoongi, jego głos cichy, ale pełen troski, gdy tylko stanął obok niej. – Jungkook jest silny. On da radę.
Hoesok spojrzał na nią z ukosa, po czym poklepał ją delikatnie po ramieniu.
– Będzie dobrze, Yeri. Wiem, że to trudne, ale on przejdzie przez to. Wiesz, jak silny jest.
Yeri skinęła głową, choć serce nadal nie chciało się uspokoić. To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, było przytłaczające. Działo się za dużo, a ona czuła się przytłoczona, nie mając kontroli nad niczym. Sehun. Jungkook. To wszystko było jak zły sen, który ciągnął się w nieskończoność.
Wtedy Yoongi spojrzał na nią uważniej, a jego twarz nagle rozluźniła się w delikatnym, choć pełnym ulgi uśmiechu.
– Mamy dla ciebie dobrą wiadomość, Yeri – powiedział spokojnie, ale w jego oczach dało się wyczytać radość, która była ulga, którą Yeri zaczęła powoli czuć w sercu. – Sehun został aresztowany.
Te słowa uderzyły w nią jak fala. Wydawało się, że w jednej chwili świat, który zawalił się w wyniku strachu i niepewności, na nowo zaczął nabierać kształtów.
– Co? – zapytała z niedowierzaniem, wciąż nie rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło. Jej głos brzmiał jak szept, jakby bała się, że wszystko to może okazać się tylko chwilowym złudzeniem. – Jak to możliwe?
Hoesok uśmiechnął się lekko, wiedząc, że ta wiadomość była tym, czego potrzebowała, by poczuła się choć trochę lepiej.
– Tak, Sehun został złapany. Dzięki wspólnej pracy naszej i policji, udało się go w końcu schwytać. Znaleźli go w jednym z ukrytych miejsc, które wskazali nam informatorzy. To koniec, Yeri. Już nie musi cię więcej dręczyć.
Yeri czuła, jak ciężar na jej klatce piersiowej zaczyna opadać. Sehun – człowiek, który przez tak długi czas zagrażał jej życiu, jej rodzinie, który wywołał tyle bólu i niepokoju, teraz był już w rękach sprawiedliwości. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Myśl o tym, że jej życie wreszcie zyskuje jakiś porządek, była niemal nie do przyjęcia.
W oczach Yeri pojawiły się łzy, ale teraz były to łzy ulgi, a nie strachu. Z wielką siłą, której wcześniej nie potrafiła poczuć, pozwoliła sobie na oddech pełną piersią. Nagle poczuła, że może w końcu naprawdę odpocząć.
– Dziękuję... dziękuję, że to się skończyło – wyszeptała, patrząc na nich obojgu, a głos drżał od emocji. – Teraz możemy wreszcie zacząć od nowa.
Yoongi poklepał ją po ramieniu, a Hoesok spojrzał na nią z troską.
– Nie musisz dziękować – powiedział Yoongi, jego głos był ciepły i pełen zrozumienia. – To my powinniśmy ci dziękować. Zrobiliśmy to dla ciebie, Yeri. Dzięki temu znowu mogliśmy działać jako paczka najlepszych przyjaciół.
W tej chwili Yeri poczuła, że wszystko, co do tej pory przeżyła, miało sens. To wszystko nie było tylko przypadkiem. Wszystko to miało swój koniec, który był początkiem czegoś nowego. I chociaż nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, wiedziała, że teraz nie była już sama w tej walce.
Wiedziała, że będzie dobrze.
Yeri spojrzała na Hoesoka i Yoongiego, a pytanie, które nagle wybrzmiało w jej umyśle, wydobyło się z jej ust. Choć czuła ogromną ulgę po wiadomości o aresztowaniu Sehuna, jej serce wciąż było pełne niepokoju. Z całej tej burzy emocji jedno pytanie wciąż nie dawało jej spokoju.
– Wiecie, gdzie jest Taehyung? – zapytała cicho, jej głos drżący, choć na twarzy malował się niepokój. – Czuję, że muszę go zobaczyć, muszę być z nim.
Hoesok i Yoongi spojrzeli na siebie, wymieniając krótkie spojrzenie, zanim Hoesok odpowiedział.
– Taehyung jest w szpitalu. – Jego głos był spokojny, ale w jego oczach pojawiła się lekka troska. – On... nie odstępuje cię na krok, Yeri. Zajmuje się tobą i nie chce, byś się martwiła.
Yoongi, stojąc obok, dodał z nieco bardziej ciepłym uśmiechem:
– Wiem, że jest tam cały czas, czuwa przy tobie, nie chce, żebyś była sama. Musisz dać mu czas, żeby też się trochę uspokoił, Yeri. Wiem, że jesteś zmartwiona, ale Taehyung przeżywa to wszystko mocno.
Yeri poczuła, jak jej serce zmiękcza się przy tych słowach. Cały czas czuła się nieco oszołomiona tym, co się działo, ale wiedziała, że Taehyung był jej podporą, a to, co powiedzieli Hoesok i Yoongi, tylko pogłębiło jej przekonanie, że nie byłby teraz nigdzie indziej.
Z westchnieniem, bardziej świadoma tego, że nie mogła teraz sama o sobie myśleć, dziękowała w duchu, że Taehyung, mimo wszystko, pozostał przy niej, kiedy ona czuła, że cały świat pędził w chaosie.
– Dziękuję – powiedziała miękko, patrząc na nich obojga. – Muszę go znaleźć, muszę wiedzieć, że wszystko z nim w porządku.
Yoongi pokiwał głową, rozumiejąc.
– Pójdź do niego, Yeri – powiedział. – On będzie na ciebie czekał. To wszystko było trudne, ale teraz masz w sobie siłę, którą Taehyung zawsze w tobie widział.
Zdecydowana, choć jej ciało wciąż było słabe, Yeri ruszyła w stronę korytarza, starając się nie tracić nadziei, że z pomocą swoich bliskich wszystko w końcu znajdzie swoje miejsce.
Yeri przeszła przez szpitalne korytarze, z każdym krokiem czując, jak jej serce bije mocniej, a niepokój zaczyna ustępować. Wiedziała, że Taehyung musi być gdzieś blisko. Wciąż nie była do końca pewna, co się dzieje – wszystko było zamazane przez ostatnie dni, pełne niepokoju, strachu i niepewności. Jednak jedno było pewne: musiała go znaleźć.
Po drodze mijali ją lekarze, pielęgniarki i pacjenci, a szpital, który wcześniej wydawał się jej tak obcy, teraz stał się miejscem pełnym wspomnień i emocji. Z każdym krokiem czuła się coraz pewniej, jakby te kilka chwil samotności, na które teraz miała czas, pozwalały jej zebrać siły, by zmierzyć się z tym, co czekało na nią za rogiem.
W końcu dotarła do bufetu. Wokół było cicho, mimo że zewsząd docierały dźwięki odgłosów ludzi przechodzących obok, szum maszyn i rozmowy. Wchodząc do pomieszczenia, jej wzrok natychmiast padł na postać siedzącą przy jednym z stolików, opartą lekko o stół, z kubkiem kawy w ręce. To był on – Taehyung.
Siedział tam, wciąż w tym samym ubraniu, w jakim był, gdy ostatni raz widziała go przy jej łóżku, ale teraz wyglądał na bardziej zmęczonego, jakby cały ten czas przepełniony strachem i opieką nad nią, odbił się na nim. Zmarszczki na jego czole zdradzały, że przez ostatnie dni nie spał, a jego oczy były delikatnie podkrążone, jakby wciąż trzymał w sobie niepokój. Jednak, kiedy podeszła bliżej, zobaczył ją.
– Yeri... – wyszeptał, a w jego oczach pojawił się błysk ulgi, jakby w tej jednej chwili wszystko, co działo się przez ostatnie dni, miało sens.
– Taehyung – odpowiedziała cicho, podchodząc do niego, czując, jak znowu narasta w niej emocjonalne napięcie. Jej krok stał się pewniejszy, ale wciąż była świadoma, że nie miała jeszcze odpowiedzi na wszystko, co ją dręczyło. – Szukałam cię.
Taehyung spojrzał na nią, a jego ręka, trzymająca kubek, opadła na stół. Bez słowa wstał, podchodząc do niej. Na jego twarzy malował się smutek, ale także coś, co przypominało ulgę – ulgę, że była bezpieczna, że znów była z nim.
– Nie musisz mnie szukać, Yeri – powiedział, głos mu drżał. – Wiem, że to wszystko było trudne, ale teraz... teraz już nic ci nie grozi.
Yeri przez chwilę patrzyła mu w oczy, a potem, nie zastanawiając się długo, zrobiła krok do przodu i objęła go. Czuła, jak jego ciało drży, jakby w tej chwili wszystkie emocje, które przez cały czas tłumili, w końcu znalazły ujście.
– Dziękuję... – wyszeptała, czując, jak ciężar ostatnich dni zaczyna opuszczać jej serce. – Dziękuję, że byłeś przy mnie.
Taehyung delikatnie otoczył ją ramionami, czując, jak całe napięcie powoli ustępuje. Uściski były ciche, jakby w tej jednej chwili, wszystko to, co złe, mogło zostać zapomniane. Niezależnie od tego, co jeszcze miało się wydarzyć, teraz byli razem. Znowu.
– Będziemy razem – powiedział w końcu, jego głos pełen czułości. – Wszystko będzie dobrze, Yeri. Znajdziemy sposób, by wszystko się poukładało.
Yeri spojrzała w jego oczy, czując, jak ta prosta obietnica daje jej siłę, by spojrzeć w przyszłość. Była przy nim. A to było najważniejsze.
Od Autorki: Tak więc został nam już tylko epilog.
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro