Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Before the ending

Pogoda dzisiejszego wieczoru idealnie pasowała do wydarzeń, które miały właśnie miejsce w lesie, do którego Sehun zaciągnął swoją dziewczynę. Na dworze panował istny chaos przez szalejącą burzę, ale nie przeszkadzało to chłopakowi, by wybrać to miejsce na rozmowę z Yeri. Czuł, że może stracić nad sobą kontrolę i nikt nie powinien być świadkiem, gdyby posunął się za daleko. Do czego mogło dojść, ponieważ dotarły dzisiaj do niego informację, które powodowały, że tracił nad sobą kontrolę. A to, że wrócił po kilku miesiącach nieobecności świadczyło już tylko o tym, że znał całą prawdę.

Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale trzymał ją za mocno. Wiedziała, że jutro pojawią się siniaki na nadgarstkach, których nie będzie mogła ukryć przed chłopakiem, którego pokochała, lecz nie mogła z nim być ze względu na obecny związek, w którym utknęła. Sehun partner był niebezpieczny i szalony. Bała się go i tego co mógłby zrobić jej ukochanemu, gdyby dowiedział się o jego istnieniu. Do tej pory nie wiedział, że psycholog, do którego chodzi, był mężczyzną, ponieważ to on był powodem, przez który zaczęła terapię. Chciała odbudować swoją pewność siebie, którą zniszczył oraz przestać się bać o własne życie. Zniszczył ją i dalej było mu mało.

Musiała nabrać odwagi, by skończyć ten toksyczny związek, w którym tkwiła przez tyle lat, ale na chwilę obecną nie był to odpowiedni czas, ponieważ musiała zabezpieczyć w jakiś sposób swoją przyszłość, a jeszcze trochę do tego brakowało. Nieobecność chłopaka trochę jej w tym pomogła, ale mimo wszystko nie czuła się stuprocentowo pewnie.

Sehun popchnął ją na mokrą ziemię, przez co wylądował w ogromnej kałuży. Była już całkiem przemoczona, a teraz na jej ciele miało znaleźć się również błoto. Znowu chłopak chciał ją poniżyć, jakby tylko to potrafił w życiu robić poza działalnością przestępczą, przez którą jeszcze jakiś czas temu bała się wyjść z domu.

Nawet jeśli była teraz silniejsza i miała więcej odwagi dzięki sesjom terapeutycznym, nie potrafiła teraz mu się postawić. Widziała, jak bardzo targa nim złość i nie miała pojęcia, gdzie było jej źródło, ponieważ nie miał teraz powodów, by być na nią zły. Przecież nie mógł się dowiedzieć o jej kłamstwie, które tak dobrze ukrywała.

- Myślałaś, że się nie dowiem- warknął- masz mnie za idiotę?

- O co ci chodzi?- wyjąkała przerażona.

Sehun podszedł do swojej dziewczyny i mocno zacisnął dłonie na jej rękach, gdy podnosił ją z ziemi. Popchnął ją od razu na drzewo, przypierając ją swoim ciałem, złapał mocno za brodę i zmusił do spojrzenia w oczy, w których płonęła złość.

- Twój psycholog nie jest kobietą.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ponieważ sądziła, że dowiedział się tylko o tym fakcie, więc nie wie co ich ze sobą łączy.

- Przepraszam- wyszeptała cicho.

- To byłby jeszcze w stanie ci wybaczyć, ale ...

Przerwał swoją wypowiedź, a jego ręką powędrowała pod sukienkę, którą miała na sobie i umieścił rękę na jej kroczu, mocno ściskając. Dziewczyna jęknęła z bólu, ponieważ każdy dotyk jej partnera wywoływał ból i obrzydzenie, więc oczywistym był fakt, że od razu zaczęła odpychać go od siebie.

- Jemu dałaś dupy, a mnie nie chcesz?

- Nikomu przecież...

- Kim Taehyung. Mówi ci to coś?

W oczach Yeri dostrzec można było tylko czyste przerażenie. Sehun miał o tym nigdy się nie dowiedzieć, ponieważ niemal na pewno zrobi mu krzywdę i tym samym swojej dziewczynie. Chłopak jeszcze bardziej zdenerwował, gdy dostrzegł jej wyraz twarzy. Teraz był pewny tego, że jego ukochana go zdradziła.

Przeniósł swoje dłonie na szyję dziewczyny, mocno obejmując, ale nie zaciskając ich, więc miała jak oddychać bez żadnych przeszkód.

- Ile to trwało?- krzyknął i gdy przez dłuższą chwilę nie dostał żadnej odpowiedzi, zaczął zaciskać swoje dłonie i blokować dostęp powietrza- pół roku?

Yeri nie był zdolna do wypowiedzenia żadnego słowa, ponieważ zaczynało brakować jej powietrza. Skinęła lekko głową, ponieważ od pierwszego spotkania zaczęło ją coś do niego ciągnąć. Nie było sensu go okłamywać.

-Ostatnie słowa? Przemyśl je dobrze. Kim Taehyung, więcej cię nie zobaczy.

W chwili, gdy Sehun zaciskał dłonie na jej szyi, Yeri poczuła, jak życie wymyka się z niej z każdym kolejnym oddechem, którego nie mogła zaczerpnąć. Łzy spływały po jej policzkach, mieszając się z deszczem i błotem. Burza szalała wokół nich, a jej grzmoty wydawały się podkreślać grozę tej chwili.

W jej głowie przemykały obrazy – Taehyunga, jego spokojnego spojrzenia, delikatnych gestów, słów, które zawsze dodawały jej otuchy. To on był światłem w jej ciemności, jedyną osobą, która pokazała jej, że zasługuje na coś więcej niż strach i poniżenie. Myśl, że mogłaby go już nigdy nie zobaczyć, była równie przerażająca, jak to, co Sehun właśnie z nią robił.

Zebrała resztki sił, które jej pozostały, i w akcie desperacji uniosła rękę, chwytając za rękę Sehuna na swojej szyi. Jej paznokcie wbiły się w jego skórę, a on syknął z bólu, na moment rozluźniając uścisk. To wystarczyło, by Yeri złapała głęboki, urywany oddech i spróbowała wyrwać się z jego rąk.

– Ty dziwko! – wrzasnął, jego twarz wykrzywiona była wściekłością.

Sehun zamachnął się, a jego dłoń trafiła ją w policzek z siłą, która niemal powaliła ją z nóg. Upadła na ziemię, kaszląc i próbując złapać oddech. Czuła smak krwi w ustach i pulsujący ból na twarzy, ale wiedziała, że nie może się poddać.

– Myślisz, że uciekniesz? – kontynuował, jego głos był teraz głośniejszy niż burza. – Myślisz, że on cię ochroni?

Yeri spojrzała na niego, a w jej oczach, mimo przerażenia, błysnęła determinacja. Nie mogła już dłużej być ofiarą. Wiedziała, że to mogła być jej jedyna szansa, by wyrwać się z tego koszmaru.

– Nie masz prawa mnie tak traktować – wyszeptała, ledwo słyszalnie, ale wystarczająco, by go rozwścieczyć.

Sehun rzucił się na nią ponownie, ale tym razem Yeri była gotowa. W błocie, które ich otaczało, jej dłoń natrafiła na niewielki, ostry kamień. Zanim Sehun zdążył ją złapać, uderzyła go w ramię, a potem jeszcze raz w bok głowy.

– Cholera! – krzyknął, chwytając się za ranę, która natychmiast zaczęła krwawić.

Yeri wstała na drżących nogach i zaczęła biec w stronę lasu, nie oglądając się za siebie. Deszcz utrudniał widoczność, a gałęzie smagały ją po twarzy, ale biegła dalej, nie zatrzymując się ani na moment. Wiedziała, że musi uciec. Musi przeżyć.

Za sobą słyszała ciężkie kroki Sehuna i jego głos, który niósł się echem po lesie:

– Yeri! Wracaj tutaj, albo pożałujesz!

Jej serce biło jak oszalałe, ale w tej chwili myślała tylko o jednym – o Taehyungu. O tym, że musi do niego wrócić, że on jedyny może jej pomóc.

Sehun rzucił się na Yeri z siłą, która niemal wycisnęła z niej ostatni oddech. Upadli razem na ziemię, a jego ciało przygniotło ją do mokrego, zimnego błota. Uderzenie było tak gwałtowne, że na chwilę straciła orientację – ciemność lasu, deszcz i bijące w oddali pioruny wydawały się zlewać w jedną chaotyczną masę. W uszach słyszała tylko własny przyspieszony oddech i głuchy, pulsujący ból, który rozchodził się po całym jej ciele.

Sehun klęczał nad nią, wbijając kolana w jej uda, unieruchamiając ją w miejscu. Jego dłonie zacisnęły się na jej ramionach, a spojrzenie było zimne, pełne złości i czegoś jeszcze – jakiejś mrocznej, przerażającej satysfakcji.

– Myślałaś, że możesz przede mną uciec? – warknął, nachylając się nad nią tak blisko, że poczuła na twarzy jego oddech. Był zimny i ostry, jak sam deszcz, który spływał po ich twarzach. – Ty naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu odejść? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?!

Yeri szarpała się pod nim, ale każdy ruch wydawał się bezsilny wobec jego przewagi. Jej dłonie, które próbowały odepchnąć go od siebie, były słabe, zbyt zmęczone po szaleńczym biegu przez las. Czuła, jak jego uścisk wbija się w jej skórę, a ból promieniował aż do łokci. Desperacja rosła w niej z każdą sekundą, ale Sehun wydawał się nie do powstrzymania.

– Puść mnie! – krzyknęła, jej głos przesiąknięty był strachem, który teraz niemal ją paraliżował.

Sehun zaśmiał się – dźwięk był zimny i drwiący, a jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu.

– Ty mnie zabawiasz, Yeri. Naprawdę myślisz, że masz jakiekolwiek prawo mnie rozkazywać? – powiedział, zaciskając dłonie na jej ramionach jeszcze mocniej. Jego paznokcie wbiły się w jej skórę, pozostawiając głębokie ślady. – Jesteś moja, zawsze byłaś i zawsze będziesz. Nikt nie zabierze mi tego, co do mnie należy.

Yeri czuła, jak łzy mieszają się z deszczem, spływając jej po twarzy. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, szukając jakiejkolwiek możliwości ucieczki. Jej dłonie w desperacji zaczęły grzebać w błocie, szukając czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc.

– Nikt nie może mnie zatrzymać – kontynuował Sehun, teraz chwytając ją za szyję. Jego palce zacisnęły się wokół jej gardła, ale nie całkiem – jakby chciał ją tylko przestraszyć. – Kim Taehyung, tak? Myślałaś, że będziesz z nim szczęśliwa? Przykro mi, Yeri, ale ja zawsze będę częścią twojego życia. Rozumiesz? Zawsze.

Yeri wbiła paznokcie w jego rękę, próbując odsunąć ją od swojej szyi. W tej chwili jej dłoń natrafiła na coś twardego – kamień, który leżał zakopany w błocie. Bez chwili zastanowienia uniosła go i z całej siły uderzyła Sehuna w bok głowy.

Krzyk bólu wydobył się z jego gardła, a jego uścisk natychmiast osłabł. Zatoczył się do tyłu, chwytając się za ranę, a krew zaczęła ściekać po jego twarzy.

– Ty... – syknął, próbując złapać równowagę. Jego oczy płonęły wściekłością, jakiej Yeri nigdy wcześniej nie widziała.

Yeri, cała ubłocona i drżąca, wstała na chwiejnych nogach, chwytając się pobliskiego drzewa, by nie upaść. Jej oddech był urywany, a serce biło tak głośno, że niemal zagłuszało burzę. Wiedziała, że to jej jedyna szansa – musi biec. Musi przeżyć.

Nie czekając na jego kolejny ruch, odwróciła się i ruszyła przed siebie, ignorując ból w nogach i rękach. Las wydawał się nieskończony, a ciemność była niemal nieprzenikniona, ale Yeri biegła, walcząc o każdy oddech i każdą sekundę życia.

Za sobą słyszała kroki Sehuna, które były coraz bliżej. Jego wrzask, pełen furii, odbijał się echem od drzew:

– Yeri! Wracaj tutaj, ty głupia dziwko! Nie skończyłem z tobą!

Yeri biegła, czując, jak każdy krok staje się coraz cięższy. Jej nogi były jak z ołowiu, zmęczone walką z błotem i nierównościami lasu. Deszcz wciąż lał się z nieba, zalewając jej twarz, utrudniając widzenie i wypełniając uszy głuchym dudnieniem. W głowie miała tylko jedną myśl: Nie mogę się zatrzymać. Muszę uciec.

Jednak ziemia pod jej stopami była śliska, a ciemność sprawiała, że nie widziała, gdzie stawia kroki. W pewnym momencie poczuła, jak jej stopa traci oparcie. Poślizgnęła się na mokrym błocie, a jej ciało poleciało do przodu. Nim zdążyła zareagować, upadła z impetem na ziemię, a jej głowa uderzyła w coś twardego – wystający korzeń drzewa.

Świat na chwilę zamarł. Ból rozlał się po jej czaszce, ostry i pulsujący, sprawiając, że wszystko wokół zaczęło się rozmywać. Leżała nieruchomo, czując, jak zimne błoto wdziera się pod jej ubranie, a deszcz smaga jej twarz.

Próbowała się poruszyć, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Głowa pulsowała bólem, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Każdy oddech był płytki i urywany, a serce waliło w piersi jak szalone. W głowie słyszała tylko jeden dźwięk – zbliżające się kroki Sehuna.

– Myślisz, że możesz mnie pokonać? – usłyszała jego głos, choć brzmiał jak z oddali, jakby dochodził do niej przez warstwę wody. – Jak długo myślałaś, że uda ci się przede mną uciec?

Sehun zbliżył się, a jego cień zasłonił jedyne światło, jakie dawały błyskawice na niebie. Klęknął obok niej, chwycił ją za ramię i odwrócił na plecy.

– Zobacz, co mi zrobiłaś – warknął, wskazując na krew ściekającą mu po twarzy. – Myślisz, że ci to wybaczę? Że pozwolę ci tak po prostu uciec?

Yeri próbowała coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle. Jej wzrok był rozmyty, a ból w głowie sprawiał, że ledwo mogła myśleć. Czuła, jak jego ręce znów zaciskają się na jej ramionach, szarpiąc nią jak lalką.

– Nigdzie nie pójdziesz, Yeri – powiedział, nachylając się nad nią. – Jesteś moja. Zawsze będziesz.

Deszcz wciąż lał się z nieba, a las wydawał się cichy, jakby zatrzymał się, obserwując tę scenę. Yeri czuła, jak jej ciało słabnie, a jej nadzieja na ucieczkę zaczyna gasnąć. Nie miała siły, by dalej walczyć. Wszystko wydawało się zbyt trudne.

Ale w jej głowie wciąż tliła się jedna myśl: Taehyung. On mnie znajdzie. On mnie uratuje.

Od Autorki: Muszę przyznać, że naprawdę zbliżamy się do końca tej historii.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro