Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲ Rozdział 20.

Kilka miesięcy później.


Soomi weszła do ogrodu, niosąc w dłoniach tace z pokrojonym mięsem. Tuż za nim szli Jinyoung, Jisoo oraz Kyungsoo, którzy zażarcie o czymś rozmawiali. Gdy kobieta zdecydowała się zaprosić do siebie przyjaciół syna oraz brata jego dziewczyny, nie sądziła, że atmosfera w jej domu będzie tak przyjemna. Przyzwyczaiła się do samotności, przez co zapomniała, jak to było, gdy dom tętnił życiem. Teraz gdy znów miała przy sobie Jaebuma i codziennie mogła patrzeć na jego radosną twarz, nie potrzebowała do szczęścia nic więcej. I, choć szczerze żałowała, że pojawiła się w jego życiu tak późno, pragnęła mu to wszystko wynagrodzić.

Siwon całkowicie odpuścił sobie nękanie syna i pogrążył się w pracy, dzięki czemu, Jae w końcu mógł żyć tak, jak chciał. Nie musiał dłużej martwić się o to, że ktoś będzie układał mu życie po swojemu. Soomi pozwalała mu samodzielnie podejmować decyzje, od czasu do czasu służąc mu jedynie dobrą radą.

Sana przez ostatnie trzy miesiące często bywała w ich domu, dlatego też stała się Soomi bardzo bliska. Kobieta uwielbiała tę dziewczynę i cieszyła się, że Jaebum trafił na kogoś tak wartościowego. Poznała nawet jej przeszłość i ani myślała ją przez nią skreślić. Sama popełniła w swoim życiu ogromny błąd, wiążąc się z Siwonem, dlatego też doskonale rozumiała, że człowiek był tylko człowiekiem i zasługiwał na drugą szansę.

– Mam nadzieję, że starczy dla wszystkich jedzenia – powiedziała Soomi, podchodząc do zajmującego się grillem syna.

Jaebum posłał jej uśmiech i pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Kupiłaś tyle mięsa, że całą armię mogłabyś wykarmić – oznajmił, gdy dostrzegł wygłupiających się Sanę oraz Marka. Na ten widok momentalnie zmarszczył gniewnie brwi i wskazał na nich ostro zakończonym sztućcem, którym obracał mięso na drugą stronę. – Mark, opanuj się. Wiem, że wciąż czujesz jakieś amory względem mojej dziewczyny, ale ja na was patrzę.

Kyungsoo parsknął śmiechem i usiadł na wygodnym krześle, zabierając z drewnianego stołu puszkę piwa. Z początku był przeciwny złożeniu wizyty Jaebumowi, ponieważ nie wyobrażał sobie spędzania czasu u boku jego matki, ale szybko przekonał się, że Soomi była naprawdę spoko babką i pozwalała swojemu synowi na bardzo wiele. Żałował nawet, że miała już swoje lata, ponieważ w innym wypadku chętnie by się z nią umówił.

– Ale z niego zazdrośnik, no kto by pomyślał – parsknął, puszczając Jisoo oczko, co ta skwitowała głośnym śmiechem.

Nawet jeśli nie przepadał za nią po akcji w barze, gdzie nie stanęła w obronie Bory, tak całkowicie zmienił o niej zdanie, gdy poznał całą prawdę. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że pijana dziewczyna, którą wtedy uratował wraz z Markiem, mogła być takim potworem. Całe szczęście, że Jaebum całkowicie pozbył jej się ze swojego życia i uniknął ślubu.

– Jest zazdrosny, bo jestem od niego o wiele przystojniejszy – skwitował Mark, obejmując Sanę ramieniem. – Gdybym wtedy nie dał ciała, Sana byłaby moja i dobrze o tym wiesz.

– Sana była moja, odkąd omal jej nie przejechałem, więc lepiej przestań marzyć – warknął Jaebum, mrużąc groźnie oczy. – I serio, zabierz te łapy, bo ci je zaraz utnę.

Mark uniósł rozbawiony ręce i zajął miejsce pomiędzy Kyungsoo, a Jinyoungiem. Wszyscy żartowali z Jaebuma, przez co Sana musiała odrobinę poprawić mu humor. Wiedziała, że ciężko znosił obecność Marka w jej życiu, ale nigdy nie postawił jej żadnego ultimatum, za co była mu ogromnie wdzięczna. Poza tym na każdym kroku udowadniała mu, że był dla niej najważniejszy, więc nie musiał się o nic martwić.

Przytuliła swojego chłopaka od tyłu, a do jej nozdrzy od razu dotarł przyjemny zapach grillowanego mięsa.

– Aż zrobiłam się głodna – jęknęła, zerkając w stronę spoglądającej na nią Soomi.

Kobieta momentalnie sięgnęła po papierowy talerzyk i odsunęła syna na bok, nakładając na niego gotowe kawałki mięsa.

– Mamo...

– Moja synowa jest głodna – spojrzała na Jae z groźną miną. Gdy podała Sanie talerzyk, momentalnie się rozpogodziła. – Jedz, bo marnie wyglądasz. Mam nadzieję, że jak wspólnie zamieszkacie, to mój syn będzie o ciebie dbał.

Dziewczyna podziękowała i pokazując Jaebumowi język, zajęła miejsce przy stole.

Soomi od razu zaczęła nakładać jedzenie pozostałym gościom, na samym końcu nakładając sobie i Jaebumowi.

Sana z radością patrzyła na Soomi, która oddawała synowi najlepsze kawałki mięsa, jakie wzięła dla siebie. Uśmiechała się przy tym tak pięknie, że serce jej się krajało na samą myśl, że ta dwójka tak długo żyła osobno. Sama okropnie tęskniła za zmarłą mamą i naprawdę zazdrościła Jae tego, że mógł żyć szczęśliwie u boku rodzicielki.

Kątem oka dostrzegła, jak ręka Kyungsoo ląduje pod stołem, dlatego udała, że spadł jej widelec i ukradkiem zerknęła pod spód. Widząc splecione palce brata z palcami Jisoo, gwałtownie podniosła się do pionu, przez co z hukiem uderzyła głową o stół.

– Nic ci nie jest, kochana? – spytała przejęte Soomi, momentalnie znajdując się przy dziewczynie, której twarz wykrzywiał grymas bólu. – Po co brałaś widelec z ziemi? Przecież jest ich tak dużo na stole, że nie musiałaś zawracać sobie nim głowy!

– To nic takiego – zapewniła, posyłając bratu uważne spojrzenie. Jisoo momentalnie zrozumiała, o co chodziło i nie minęła chwila, jak uciekła od niej wzrokiem i zaczęła zagadywać Jinyounga, który właśnie był zajęty opowiadaniem Markowi o najnowszych grach na PlayStation.

Soomi jednak nie dała sobie nic przegadać i wyrzuciła Jaebuma wraz z Saną do kuchni, gdzie osobiście miała wybrać mrożonkę, którą przyłoży sobie do głowy.

– Czasem odnoszę wrażenie, że moja mama troszczy się o ciebie bardziej niż o mnie – odparł Jaebum, wyjmując z zamrażalki woreczek z jakimś dużym kawałkiem mięsa.

Sana niechętnie przyłożyła go do głowy i wzruszyła ramionami.

– To chyba dlatego, że to ja ją odnalazłam. Gdyby nie ja, wciąż nie miałaby o niczym pojęcia, a ty byłbyś teraz mężem Bory.

Jaebum momentalnie do niej podszedł i złożył na jej ustach szybki pocałunek. Był to najlepszy sposób na oderwanie Sany od przykrych myśli, którymi potem zaprzątałaby sobie głowę.

– Skoro Hyejin i Jisung tak bardzo spieszą się ze ślubem, to może i ja powinienem ci się oświadczyć? – pomyślał na głos, wspominając śliczne zaproszenie ślubne, które otrzymał zaledwie dwa dni temu. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Kang Jisung chciał stanąć na ślubnym kobiercu z kimś, kogo znał zaledwie trzy miesiące. Szczerze mówiąc, to nikt nie potrafił tego pojąć, ale nie było sensu wtrącać się w ich życie. Najważniejsze, że Sana cieszyła się szczęściem siostry.

– Mam dopiero dwadzieścia lat – zauważyła, wbijając palec w jego czoło – i nie zamierzam tak szybko dać się zaobrączkować. W końcu, jaką mam pewność, że po ślubie ci nie odbije?

Jaebum prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Mi? Wybacz, że to powiem, ale to nie ja chodzę na sesje do psychologa.

– Serio, Jae!? – Patrzyła na niego z niedowierzaniem. – Chyba przeginasz.

Chciała odejść, nie mając najmniejszej ochoty na niego patrzeć, gdy siłą ją do siebie przyciągnął i zamknął w niedźwiedzim uścisku. Tkwiła tak bez jakiegokolwiek ruchu, nie zamierzając odezwać się słowem. Jaebum czasem mówił coś, co naprawdę ją raniło i dopiero po fakcie zdawał sobie z tego sprawę.

– Przepraszam. Jestem głupi.

– Jesteś – przyznała, wyswobadzając się z jego ramion.

– Całe szczęście, że jestem też taki przystojny i uroczy, co nie? – zagadnął, poruszając zabawnie brwiami. Widząc jej rozgniewaną minę, dodał z niewinną miną: – Gdyby nie to, już dawno byś mnie zostawiła.

– Kocham cię i dlatego z tobą jestem.

– A kochasz mnie, bo jestem mega ciachem.

– Błagam, daruj sobie. Większego Narcyza od ciebie to ja chyba nigdzie nie widziałam – wywróciła oczami i ruszyła w stronę drzwi, jednak nim zdołała je otworzyć, została do nich przygwożdżona. Odwróciła się do Jaebuma, wpatrując się w niego oszołomionymi oczami. – Co ty robisz?

– Może pójdziemy do mojego pokoju i pogodzimy się w odpowiedni sposób? – spytał, zerkając na jej usta. – Myślę, że nikt nie zauważy, jak znikniemy na moment. Będę szybki.

Sana prychnęła, odsuwając od siebie niepocieszonego chłopaka.

– A co mi po tym twoim „będę szybki"? Dlaczego tylko ty masz czerpać przyjemność?

Próbował ją zatrzymać, ale skutecznie mu się wymsknęła, przez co zaklął pod nosem i uderzył pięścią w ścianę. Naprawdę liczył, że urwą się choć na chwilę na górę i spędzą przyjemnie czas sam na sam. Odkąd jego mama zaprosiła do siebie Kyungsoo, Jisoo, Jinyounga oraz Marka, nie mógł pobyć ze swoją dziewczyną w samotności, ponieważ musiał dzielić pokój z pozostałymi chłopakami. Soomi wzięła dziewczyny pod swoje skrzydła, choć normalnie pozwalała, by Jae i Sana spali w jednym pokoju.

Oparł się o ścianę i wyjrzał przez okno. Obserwował przyjaciół, którzy żywo dyskutowali o czymś z jego mamą. Patrzył na Sanę, przykładającą sobie okład do głowy i mimowolnie na jego usta wtargnął uśmiech, gdy zaczęła śmiać się z czegoś, co powiedział Jinyoung.

Miał u boku ludzi, którzy byli mu bardzo bliscy. Dzięki nim zrozumiał, że pieniądze tak naprawdę nie miały większej wartości. Co z tego, że dotychczas żył u boku niebywale bogatego ojca i mógł kupić sobie dosłownie wszystko, skoro był traktowany przez niego jak niewolnik? Dopiero u boku matki poznał prawdziwy smak szczęścia i miał ogromną nadzieję, że nigdy nie będzie musiał nauczyć się przez niego żyć.

Na szczęście, Sana również czuła się coraz lepiej, a sesje u doktora Kang przynosiły wspaniałe efekty. Odważyła się nawet odwiedzić grób potrąconej przez nią dziewczyny, dzięki czemu w końcu przeprosiła ją za to, że uciekła z miejsca zdarzenia. Było to dla niej bardzo ciężkie, ale towarzyszył jej i obdarował ją wsparciem.

Wspólnie byli w stanie znieść naprawdę bardzo wiele i wierzył, że zostanie tak już do końca życia.

– O, zabiorę dzisiaj Sanę na randkę! – Pstryknął palcami, nie dowierzając, że dopiero teraz na to wpadł. – Dzięki temu spędzę z nią trochę czasu sam na sam. Ło, ale ze mnie cwana bestia!

Radośnie otworzył drzwi i wrócił do śmiejących się przyjaciół, zajmując miejsce obok ukochanej mamy.

W tamtym momencie do szczęścia nie potrzebował niczego więcej. W końcu czuł, że los uśmiechnął się nie tylko do niego, ale również do Sany, której życie także nigdy nie rozpieszczało. 

KONIEC!

Tak, to koniec. Szczęśliwi? Zawiedzeni? Mam nadzieję, że miło spędziliście czas, czytając "I Need You" i chętnie będziecie wspominać to opowiadanie. Z całego serca pragnę podziękować za tak wiele gwiazdek oraz komentarzy pod rozdziałami. Naprawdę cieszę się, że ta historia zyskała tylu cudownych czytelników <3. Co do wątku Hyejin oraz Jisunga: możecie odczuwać niedosyt, ale mam w planach napisać opowiadanie, w którym poświęcę im więcej uwagi, więc wyczekujcie tego cierpliwie :). 

Tymczasem serdecznie zapraszam na coś nowego ode mnie: Rainy Tears oraz na pozostałe historie znajdujące się na moim profilu. Kto wie, może coś Wam się spodoba? :>.

Dziękuję za wszystko!

Wasza Snooki  ツ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro