▲ Rozdział 17.
Jisoo z niedowierzaniem patrzyła na biegającą wokół stolików zdenerwowaną Sanę. Choć dziewczynie zdarzyło się pomylić zamówienia i rozlać kilka drinków, radziła sobie całkiem dobrze. Rozmawiała nawet z niektórymi klientami, którzy oczywiście nie omieszkali powiedzieć jej kilka komplementów. Gdy któryś był zbyt nachalny, Jisoo wkraczała do akcji i ratowała koleżankę z opresji. Czuła się za nią odpowiedzialna i uważnie obserwowała każdy jej ruch.
Nie wierzyła w cuda. Wiedziała, że gdy ktoś raz próbował popełnić samobójstwo, to mógł zrobić to ponownie. Dlatego nie dawała się zwieść radosnym uśmiechom dziewczyny i wypatrywała każdej choćby najmniejszej zmiany w jej nastroju. Naczytała się na internecie o samobójcach naprawdę wiele, dlatego dokładnie analizowała zachowanie Sany.
To ona znalazła ją na Moście Samobójców i widziała, jak bardzo cierpiała, dlatego nie dawała mydlić sobie oczu jej słodkimi uśmiechami i zapewnieniami, że wszystko było dobrze. Może i dzięki Jaebumowi czuła się szczęśliwsza, ale wystarczyło najmniejsze potknięcie, by znów się załamała. Dopóki nie zacznie chodzić na sesje do psychologa, dopóty nie zamierzała ufać jej nagłej chęci do życia.
– Jak się ma nasza nowa pracownica?
Jisoo poskoczyła w miejscu, chwytając się w okolice serca.
– Szefie! – krzyknęła oburzona, patrząc na uśmiechniętego mężczyznę. – Przestraszyłeś mnie!
– Ciekaw jestem, co masz na sumieniu, że tak się boisz – Pokiwał wskazującym palcem przed jej twarzą, dając jej pstryczka w nos. – Jak nasza nowa koleżanka? Mam nadzieję, że się nadaje, bo nie chciałbym jej zwolnić.
Jisoo pomasowała nos z oburzoną miną. Nie mogła uwierzyć, że ktoś tak przystojny, jak Kang Jisung miał cechy niedojrzałego dzieciaka. W dodatku był tak wybredny wobec kobiet, że nawet najpiękniejsza Miss Korei nie była w stanie sprostać jego wymaganiom.
– Pracuje dopiero trzy godziny, więc zdarzają jej się wpadki, ale będą z niej ludzie – oznajmiła, spoglądając na zziajaną dziewczynę. – Jestem tego pewna.
– To świetnie. – Klasnął w ręce i posłał jej szeroki uśmiech. – Skoro jej nie zwalniamy, to załatw mi numer jej siostry. Ma na imię Hyejin i jest totalnie w moim guście.
Jisoo zamrugała kilkakrotnie oczami, patrząc na szefa, jak na jakiegoś kosmitę. Czy on sobie robił z niej żarty? Jeśli tak, to tym razem kompletnie nie trafił w jej poczucie humoru.
– S-słucham?
– Numer telefonu? – spytał, robiąc głupią minę. – Coś, co wpisuje się w...
– Przecież wiem, co to! – fuknęła i cofnęła jego dłoń, gdy chciał pokazać jej komórkę. – Nie rozumiem tylko, dlaczego ja miałabym załatwić ten numer! Ma pan trzydzieści parę lat na karku, a prosi mnie o taką absurdalną przysługę!
– Ej, nie wypominaj mi mojego wieku! – Zagroził palcem, mrużąc groźnie brwi. – Wciąż jestem wysportowany i bardzo seksowny. Wszystko mam na swoim miejscu.
Jisoo wywróciła oczami i uśmiechnęła się do klienta, który właśnie usiadł przy barze. Zrobiła dla niego drinka, po czym ponownie zwróciła się do szefa z ironicznym uśmieszkiem:
– Proszę samemu sobie załatwić ten numer. Sana właśnie zmierza w naszą stronę.
Nim Jisung zdołał cokolwiek powiedzieć, Jisoo wyszła zza baru i przejęła od Sany tacę, mówiąc, że teraz to ona będzie chodziła koło stolików. Lee zatem przyszło nalewanie piwa i patrzenie, jak Sehun przygotowywał kolorowe drinki.
Sana niepewnie ukłoniła się, widząc Jisunga i stanęła obok młodego kelnera. Obecność szefa bardzo ją stresowała, a świadomość, iż Sehun nie był zbyt rozmowny i patrzył na nią, jak na kogoś, kto w ogóle nie powinien dostać tej pracy, w ogóle jej nie pocieszał. Dlatego stała jak kołek, patrząc mu przez ramię, dopóki Jisung nie zawołał jej na zaplecze.
Zestresowana zerknęła na zegarek. Została zaledwie godzina do końca jej zmiany. Czy to możliwe, by poradziła sobie aż tak źle, że od razu zostanie zwolniona?
Gdy tylko weszła na zaplecze, ujrzała Jisunga opierającego się o ścianę. Nie wyglądał na wkurzonego, ale wolała mieć się na baczności.
– Czy zrobiłam coś źle? – spytała, nie potrafiąc dłużej znieść tej okropnej ciszy.
Jisung skinął głową z grobową miną.
– Tak. Pojawiłaś się tutaj zdecydowanie zbyt późno.
Sana zmarszczyła brwi, uważnie analizując jego słowa. Nie miała pojęcia, o czym mówił, przez co zaczynała denerwować się jeszcze bardziej.
– Spóźniłam się? Wydawało mi się, że byłam dwadzieścia minut przed czasem...
– Och, nie o to mi chodzi – Pokręcił głową i posłał jej szeroki uśmiech. W jej oczach wyglądał naprawdę dziwnie. – Chodzi mi o to, że od wielu lat jestem kawalerem, ponieważ żadna kobieta nie była w stanie sprostać moim wymaganiom, a tu proszę! Pojawiasz się ty!
Cieszyła się, że nie miała niczego w ustach, bo bez wątpienia by się zadławiła. Wpatrywała się w szefa szeroko rozwartymi oczami i czekała, aż zacznie się śmiać i powie, że sobie z niej żartuje, ale on jedynie rozsiadł się wygodniej na krześle, szczerząc się do niej jak głupi do sera. Jego zachowanie kompletnie nie pasowało do kogoś z jego wyglądem oraz wiekiem.
– Nie sądzi pan, że między nami... jest... zbyt duża różnica wiekowa? – wyjąkała w końcu, nerwowo bawiąc się dłońmi.
Jisung chwilę rozmyślał nad jej słowami, aż w końcu wskazał na nią palcem z oburzoną miną.
– Myślisz, że ja i ty? – Parsknął, kręcąc przecząco głową. – W życiu! Chodzi mi o twoją siostrę, głupia! O Hyejin! To ona jest totalnie w moim typie!
Odetchnęła z ulgą, pozwalając sobie na szczery śmiech. Przez moment naprawdę myślała, że znalazła się w niekomfortowej sytuacji i będzie musiała złamać serce szefowi. Całe szczęście, iż to nie o nią chodziło.
– Tak więc najpierw opowiedz mi co nieco o swojej siostrze, a potem podaj mi jej numer – zarządził, skupiając na niej całą swoją uwagę.
Sana spojrzała na swój zegarek i mimowolnie zerknęła na drzwi.
– Nie powinnam pomagać Jisoo i Sehunowi? Wciąż muszę się wiele nauczyć.
– Masz czas do nauki. Nie zwolnię cię, więc możesz być spokojna – zapewnił, wskazując na krzesło obok. – No już, opowiadaj.
Jaebum jeszcze raz przejrzał się w lustrze i użył mocnych perfum, nim zdecydował się opuścić pokój. Zamierzał odebrać Sanę spod baru i zabrać ją gdzieś na kolację, dlatego włożył elegancki szary płaszcz, choć miał ochotę iść w zwykłej puchowej kurtce. Wiedział, że dla dziewczyny jego ubiór nie miał najmniejszego znaczenia, ale osobiście uwielbiał dobrze się ubierać i zawsze musiał świetnie się prezentować. Wierzył, że pewnego dnia, Sana pozwoli mu na odświeżenie jej garderoby i będzie prezentowała się przy nim równie dobrze.
– Dokąd się wybierasz? – Zamarł, słysząc głos ojca.
Mężczyzna wyszedł ze swojego gabinetu, posyłając mu uważne spojrzenie.
– Wydawało mi się, że od dawna cię to nie interesuje, więc skąd to pytanie? – spytał, posyłając ojcu pytające spojrzenie.
– Przymierzyłeś garnitur, który został dostarczony do twojego pokoju?
– Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Mam gdzieś cyrk związany ze ślubem, bo żadnego ślubu nie będzie.
Siwon zamachnął się laską, chcąc uderzyć syna w twarz, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Nawet jeśli ten dzieciak działał mu na nerwy, nie mógł pozwolić, by poszedł do własnego ślubu z poranioną twarzą.
– Dlaczego jesteś taki niewdzięczny, hm!? – krzyknął cały purpurowy ze złości. – Naprawdę chcesz wylądować na bruku jak twoja pieprzona matka!?
– Nie waż się nawet o niej wspominać! – ostrzegł, zaciskając z całej siły dłonie. – Nie masz do tego prawa.
Siwon parsknął śmiechem.
– Jeśli myślisz, że pozwolę ci wystawić Borę dla dziewczyny, która pochodzi z niższej klasy społecznej, to grubo się mylisz.
Jaebum momentalnie napiął całe mięśnie, z przerażeniem patrząc na ojca. Skąd wiedział o Sanie? Może niezbyt ukrywali się ze swoimi uczuciami publicznie, ale nie sądził, że ojciec tak szybko się dowie o ich związku.
– Wiesz, że mogę zniszczyć jej życie, prawda? – spytał Siwon, uważnie patrząc w oczy syna. – Wystarczy moje jedno słowo, by zniknęła z twojego życia. Nawet się przy tym nie spocę.
– Tylko spróbuj!
– I co mi zrobisz? – Siwon obdarzył syna pogardliwym spojrzeniem. – Jesteś słaby i żałosny. Odziedziczyłeś po matce najgorsze cechy, a to oznacza, że za tydzień pojawisz się w kościele i poślubisz Borę. Wiesz dlaczego? Bo to jedyny sposób, by świat nie dowiedział się o Lee Sanie i o tym, że śmiertelnie potrąciła czternastoletnią dziewczynę i uciekła z miejsca zbrodni.
Stała przed barem, co jakiś czas zerkając na komórkę. Czekała na Jaebuma od trzydziestu minut, a on nie dość, że wciąż się nie pojawił, to w dodatku nie odbierał od niej telefonu. Zaczynała się martwić, przez co powoli traciła zmysły i wyobrażała sobie setki różnych scenariuszy. Co, jeśli znów prowadził jak wariat i uległ jakiemuś poważnemu wypadkowi? Próbowała nakłonić go do bezpieczniejszej jazdy, ale nawet nie zamierzał jej słuchać.
Zrezygnowana ruszyła w stronę przejścia dla pieszych, gdy usłyszała radosne nawoływanie. Zdziwiona spojrzała przed siebie i momentalnie rzuciła się do biegu, przebiegając przez pasy. Nie minęła chwila, jak tkwiła w ramionach Jaebuma, uważnie oglądając jego dłonie i twarz.
– Nic ci nie jest? – spytała zmartwiona. – Myślałam, że coś ci się stało.
Jaebum wymusił na ustach uśmiech, ledwie powstrzymując się od płaczu. Na samą myśl, że za tydzień poślubi Borę, robiło mu się słabo. Nienawidził siebie za to, że miał za ojca kogoś, kto mógł skrzywdzić Sanę. Gdyby tylko nie urodził się w tej przeklętej rodzinie, wszystko wyglądałoby inaczej.
– Czekałaś na mnie? – spytał, a głos mimowolnie mu się załamał.
Z początku zamierzał nie przychodzić do baru, nie chcąc natknąć się na Sanę. Był pewien, że dziewczyna już dawno wróciła do domu, dzięki czemu będzie mógł wygadać się Jisoo i zatopić smutki w alkoholu. Tymczasem okazało się, że przez cały ten czas na niego czekała.
Zmarszczyła brwi, widząc smutek wymalowany w jego oczach.
– Oczywiście. Dlaczego miałabym nie czekać? – zdziwiła się. – Jeżeli mówisz, że przyjdziesz, to zrobisz wszystko, by przyjść. Nie jesteś kimś, kto rzuca słowa na wiatr.
A jednak. W końcu nie był w stanie dotrzymać słowa, gdy obiecywał jej, że już nigdy nie będzie sama. Przestanie być powodem, dla którego pragnęła żyć i w szybkim tempie stanie się kolejnym powodem jej smutku. Od jej próby samobójczej minęło zdecydowanie zbyt mało czasu, by mógł ją teraz porzucić. Zdeptanie danej jej nadziei, mogło okazać się grobem, który sam dla niej wykopał.
Na samą myśl o jej śmierci, przytulił ją mocno do siebie, by nie mogła ujrzeć jego łez.
– Wszystko w porządku? – spytała wyraźnie zmartwiona, zaciskając palce na jego płaszczu. – Ojciec znów cię uderzył albo sprawił ci przykrość?
Zaprzeczył skinieniem głowy, nie pozwalając jej się odsunąć, przez co czuła się coraz bardziej sfrustrowana. Nie rozumiała jego zachowania i z każdą chwilą coraz bardziej się martwiła.
– Jae...
– Śniło mi się, że skoczyłaś z Mostu Samobójców, a ja nie mogłem cię powstrzymać – skłamał. Starł z policzków łzy, tym samym pozwalając jej się odsunąć. – To był naprawdę okropny sen.
Sana dotknęła jego policzków, wspinając się przy tym na palce i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
– To tylko sen, Jae. Jestem tutaj – zapewniła, ale on gwałtownie pokręcił głową. Wyglądał na przerażonego.
– Jaką mam pewność, że nigdy więcej nie będziesz próbowała się zabić? Jaką mam pewność, że to ja nie doprowadzę cię na skraj rozpaczy? Składam ci tyle obietnic, ale co się stanie, gdy którejś z nich nie będę mógł dotrzymać? Przeraża mnie to.
Nagle zdał sobie sprawę z nadchodzącej wizyty Sany u psychologa, którą umówił. Jak miał opłacać jej lekarza, nie wzbudzając tym samym podejrzeń ojca? Zamierzał osobiście chodzić z nią na sesje. Nikt, prócz niego i Jisoo nie wiedział o tym, że Sana zdecydowała się na pomoc ze strony psychologa. Nikt nie miał pojęcia o tym, że ta dziewczyna próbowała się zabić.
On był jej światełkiem w tunelu. Nadzieją na lepsze jutro, która miała niebawem zniknąć. Jak miał jej o tym powiedzieć? Byli zaledwie na jednej randce, kupił jej jedną sukienkę, a już musiał się z nią rozstać. Nie robił tego dla siebie, ponieważ z całych sił pragnął przy niej być. Robił to dla niej i jej rodzeństwa. Nie chciał, by cierpieli przez to, że jego ojciec był skończonym draniem i po trupach dążył do celu.
Sana zacisnęła mocno palce na dłoni chłopaka i z uśmiechem spojrzała na jego twarz.
– Jesteś przy mnie, Jae. Jesteś moim powodem, by żyć, więc dlaczego miałabym chcieć umrzeć? – spytała, nieświadomie wbijając milion igieł w jego serce. Gdy nie odpowiedział, wzięła go pod ramię i zaczęła prowadzić przed siebie. – Kup mi coś pysznego i ciepłego. Od tego czekania na ciebie strasznie zgłodniałam i zmarzłam.
Jeszcze tylko dwa dni, pomyślał, z bólem serca patrząc na uśmiechniętą dziewczynę. Chcę z nią być jeszcze tylko przez dwa dni.
– Wiem, że Siwon to twój ojciec, ale chuj powinien smażyć się w piekle! – warknęła wściekła Jisoo, wbijając widelec w smażoną wołowinę.
Siedziała naprzeciwko załamanego Jaebuma, który wrócił właśnie ze wspólnej kolacji z Saną. Z niedowierzaniem słuchała ultimatum, jakie ten podły mężczyzna postawił własnemu synowi. Wiedziała, że Lim Siwon miał nie po kolei w głowie, ale chęć zniszczenia życia Sany i jej rodzinie, przekraczała wszystkie granice. W dodatku wszystko działo się przez Borę i jej chorą obsesję.
– Musisz mi obiecać, że będziesz przy Sanie, gdy zniknę z jej życia – poprosił Jaebum, błagalnym wzrokiem patrząc na przyjaciółkę. Bezustannie przecierał mokre od łez policzki. – Nie mogę uwierzyć, że w końcu znalazłem kobietę swojego życia, a mogłem spędzić z nią tak mało czasu. To cholernie niesprawiedliwe.
Jisoo dotknęła jego dłoni. Chciała powiedzieć coś na pocieszenie, ale wiedziała, że w jego sytuacji nic nie pomoże. Znalazł się w trudnym położeniu i nieważne, co zrobi, Sana i tak ucierpi. Sprawa była o tyle poważna, że nie tak dawno temu próbowała odebrać sobie życie i znów mogła chcieć to zrobić. Nawet Jisoo przerażała myśl, co mogła poczuć ta biedna dziewczyna w chwili, gdy Jae zakończy ich znajomość za pomocą jednego SMS-a, którego właśnie pomagała mu pisać.
– Naprawdę nie chcę jej zostawiać – mówił łamiącym się głosem, trzymając komórkę w dłoniach. – Przez ostatnie dni była taka szczęśliwa. Zrobiliśmy dużo zdjęć, choć ich nie lubi. Wiem, że znam ją dość krótko, ale naprawdę mi na niej zależy. I właśnie dlatego muszę to zrobić, choć boję się, że przeze mnie całkowicie straci sens życia.
– Jest jeszcze jedno wyjście z tej sytuacji, ale szczerze wątpię, by ono coś dało – powiedziała, skupiając na sobie uwagę załamanego przyjaciela. Poprawiła się wygodniej na krześle i spojrzała na chłopaka smutnymi oczami. – Możesz pójść do Bory i błagać ją, by odwołała ten cholerny ślub. Jestem pewna, że wtedy twój ojciec przestałby się wtrącać w to, z kim chcesz ułożyć sobie życie. Robi to, ponieważ jej rodzice go cisną, wiesz o tym.
Jaebum pokręcił głową.
– Ta wariatka nigdy sobie nie odpuści. Jest psychicznie chora i bez wątpienia cieszy się, że w końcu dopnie swego.
Niestety musiała się z nim zgodzić. Dlatego też niechętnie wzięła komórkę Jaebuma do ręki i dopisała kilka słów od siebie.
– Miejmy nadzieję, że zdoła cię zrozumieć.
Jae spojrzał na treść SMS-a z bólem serca. Czy naprawdę tak miał wyglądać ich koniec? Koniec szczęśliwego związku, który nawet nie miał szansy na dobre się rozpocząć?
Drżącym palcem wcisnął „wyślij" i ukrył twarz między palcami, wybuchając głośnym płaczem.
„Przepraszam, ale nie możemy dłużej być razem. Nie mam wyboru i muszę stanąć na ślubnym kobiercu u boku kobiety, którą wybrał dla mnie ojciec. Wybacz, że tak długo zwlekałem, by ci o tym powiedzieć. Było mi bardzo ciężko się z tobą rozstać, dlatego tak to wyszło. Nigdy nie chciałem cię zranić i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Wybacz, że nie mówię ci tego w twarz, ale boję się, że nie byłbym w stanie wypuścić cię z moich ramion. Żyj i nie myśl o śmierci, błagam cię. Jisoo będzie cię wpierać, gdy nie będę mógł być przy tobie. Jesteś warta więcej, niż myślisz, pamiętaj o tym. Pamiętaj również o tym, że wszystko, co robię, robię dla twojego dobra. Kocham cię, Sana. Wiem, że pewnie w to nie wierzysz, ale tak jest i nic tego nie zmieni. Nawet ten pieprzony ślub. Żyj szczęśliwie, twój Jae."
Specjalna dedykacja dla @UroczaKluska za te Twoje wszystkie litanie, które niesamowicie poprawiają mi humor. Dziękuję <3.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro