▲ Rozdział 15.
Jaebum dopiero przy drzwiach zorientował się, że Sana zamierzała wprowadzić go do domu. Nim zdążył się wycofać, na korytarz wybiegła młoda kobieta, która przytuliła oszołomioną Lee z taką siłą, że ta nie umiała się nawet poruszyć.
– Co ci przyszło do tej głowy!? – łkała Hyejin, odsuwając siostrę na długość ramion. Uważnie przyjrzała jej się z każdej strony. – Nie jesteś ranna? Nic ci się nie stało?
Sana nerwowo wyswobodziła się z uścisku, posyłając jej przy tym delikatny, wymuszony uśmiech.
– Dlaczego tak się zachowujesz? – spytała, choć zaczynała podejrzewać, że Mark zdążył już o wszystkim ją poinformować. Jakby nie mógł po prostu się zamknąć i zachować to dla siebie, skoro i tak nie zamierzał jej w żaden sposób powstrzymać.
Niespodziewanie w przedpokoju pojawił się Kyungsoo. Chłopak najpierw zmierzył Jaebuma z góry na dół, dopiero potem skupiając uwagę na Sanie. Wyglądała dość normalnie, pomijając opuchnięte oczy i bladą cerę.
– Mark powiedział, że widział cię na Moście Samobójców – powiedział bez ogródek, uważnie obserwując reakcję siostry. Gdy dziewczyna zmarszczyła brwi, skrzyżował dłonie na klatce piersiowej i wskazał na nią palcem. – Jeżeli mówił prawdę i poszłaś tam tylko dlatego, że na ciebie nawrzeszczałem, to osobiście cię zamorduję. Nie powinnaś przejmować się czymś tak błahym, jak kłótnia z młodszym bratem.
Jaebum dostrzegł w oczach Sany łzy, dlatego pospiesznie złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie.
– Sana spędziła ze mną dzisiejszy dzień i zapewniam, że żadne głupie myśli nie chodziły jej po głowie – powiedział, patrząc to na zdumioną jego zachowaniem Hyejin, to na wyraźnie zirytowanego Kyungsoo. Chłopak wyglądał, jakby chciał odciągnąć od niego Sanę, jednak nie poruszył się ani o milimetr, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.
– Dlaczego Mark miałby kłamać? – Hyejin pokręciła powątpiewająco głową. – Był naprawdę załamany.
– Przewidziało mu się – oznajmił stanowczo, Jae. Posłał Sanie pogodny uśmiech i znów spojrzał na jej rodzeństwo. – Spotkaliśmy go na dole i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Myślę, że dręczą go wyrzuty sumienia po tym, jak potraktował Sanę, gdy dowiedział się o niej prawdy. Jest zwykłym tchórzem, którym nie warto zawracać sobie głowy.
Kyungsoo zmrużył oczy, kładąc palce przy skroni, jakby chciał w ten sposób pozbyć się bólu głowy. Gdy zdołał stłumić w sobie gniew, spojrzał na Sanę i spytał z niedowierzaniem:
– Teraz wszystkim opowiadasz o tym, że jesteś morderczynią?
Hyejin zakryła zszokowana usta i podbiegła do brata, bijąc go dłonią po ramieniu.
– Nie odzywaj się tak do niej! Oszalałeś!?
Sana zagryzła wargę i spuściła wzrok. Nie potrafiła patrzeć na Kyungsoo i nienawidziła, gdy tak ją nazywał. Nawet jeśli w przeszłości rzeczywiście zabiła człowieka, to nazywanie ją „morderczynią" było cholernie bolesne i sprawiało, że miała ochotę na zawsze zniknąć z tego świata. Znów zaczynała żałować, że Jisoo powstrzymała ją przed skokiem. Gdyby nie ona, nie musiałaby teraz mierzyć się z wkurzonym bratem.
Czując na dłoni uścisk, posłała Jaebumowi pytające spojrzenie. Ten uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i odwrócił się w stronę Kyungsoo.
– Czy Sana celowo wjechała w tę nastolatkę? Czy potrąciła ją z premedytacją? – spytał, a spojrzenie Kyungsoo momentalnie złagodniało. Jaebum miał ochotę przywalić mu w twarz na opamiętanie, ale powstrzymał się przez wzgląd na Sanę. – Nie. Nie jechała tą pieprzoną ulicą z myślą: „Dziś jest piękny dzień. Mam ochotę kogoś przejechać"! – krzyknął, wskazując na niego palcem. – Prowadziła bez prawa jazdy, była nieletnia i miała w samochodzie mnóstwo alkoholu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten jeden dzień skończy się dla niej tak tragicznie! Gdy zorientowała się, że potrąciła człowieka, była w takim szoku, że uciekła z miejsca zdarzenia. Była przerażona!
Sana wpatrywała się w Jaebuma wielkimi oczami, uważnie wsłuchując się w każde jego słowo. Widziała, że do Kyungsoo zaczęły docierać jego słowa i robiło mu się głupio. Spuścił głowę, błądząc wzrokiem wszędzie, byleby nie patrzeć na mówiącego do niego chłopaka. To, jak Jae zaciekle jej bronił, sprawiło, że miała ochotę się do niego przytulić i mu podziękować.
– Owszem, popełniła błąd, uciekając i nie pomagając tej dziewczynie, ale płaciła za to przez ostatnie cztery lata i będzie płacić do końca życia. Widziałeś jej ogromną bliznę pod obojczykiem? – Widząc zdumione spojrzenie chłopaka, wskazał na Sanę i miejsce, w którym znajdowała się blizna. – Niemal codziennie była przypalana żelazkiem przez współlokatorki, które znęcały się nad nią w każdy możliwy sposób. Wciąż nie może sobie wybaczyć tego, co zrobiła, a ty, zamiast ją wesprzeć, jako jej brat, tylko bardziej ją dołujesz!
Hyejin podeszła do milczącej siostry i drżącymi dłońmi dotknęła rękawów jej płaszcza.
– Czy to prawda? – spytała łamiącym się głosem. – Czy te dziewczyny...
Sana bez słowa zrzuciła z siebie płaszcz. Wciąż miała na sobie koszulkę Jisoo, która odkrywała bliznę, więc nie musiała nic mówić.
Hyejin momentalnie zakryła usta dłonią, wybuchając głośnym płaczem.
– Nie miałam o tym pojęcia...
– Nie chciałam zawracać wam głowy takimi błahostkami. To nic – zapewniała, dotykając dłoni siostry. – Już nie boli.
Kyungsoo musiał odwrócić wzrok, by ukradkiem zetrzeć łzy. Blizna na ciele Sany sprawiła, że dopiero teraz do niego dotarło, iż życie w poprawczaku nie było czymś łatwym. Tym bardziej dla osób, które nie potrafiły się bronić. Sana nigdy nie opowiadała żadnych szczegółów pobytu w tym okropnym miejscu i uśmiechała się, przez co pozwolił sobie myśleć, że wszystko było z nią w porządku. Może i czasem mówił okrutne rzeczy, ale robił to dla jej dobra. W końcu nie chciał, by ludzie dowiedzieli się prawdy i ją wytykali. Nie chciał uciekać z miasta przez siostrę, która popełniła okropny błąd.
Hyejin starła z policzków łzy i uśmiechnęła się, gładząc siostrę po włosach.
– Najważniejsze, że żyjesz – próbowała przekonać samą siebie, nie spuszczając wzroku z twarzy szatynki. – Pewnie jesteś głodna?
– Niespecjalnie.
– Jest głodna – wtrącił Jaebum, posyłając Sanie groźne spojrzenie. – Przy mnie nie chciała nic jeść, więc i ja umieram z głodu. Dlatego też wrócę do siebie i pozwolę wam spędzić wspólnie czas.
Już miał wyjść, gdy poczuł na łokciu niepewny uścisk. Posłał Hyejin pytające spojrzenie, a ta uśmiechnęła się szczerze.
– Zostań z nami. Zrobiłam pyszne babeczki, a nikt ich nie je.
Jae posłał niepewne spojrzenie Kyungsoo. Chłopak jedynie prychnął pod nosem i zniknął mu z oczu, przez co zapanowała napięta atmosfera.
Chciał wyjść i pozwolić rodzeństwu się dogadać, ale błagalny wzrok Hyejin sprawiał, że nie był w stanie jej odmówić. W dodatku Sana wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, przez co nie umiał dojść do tego, jakiej odpowiedzi od niego oczekiwała. Dlatego też przytaknął, wywołując tym samym ogromną radość u starszej z sióstr, która momentalnie zniknęła w kuchni.
– Zjedzmy wspólnie ramen! – krzyknęła z kuchni.
Jaebum odniósł wrażenie, że siostra Sany była bardzo miłą i gościnną osobą. Bez wątpienia kochała też swoje rodzeństwo, choć ich relacja nie była idealna.
– Teraz nie wyjdziesz stąd, dopóki wszystkiego nie zjesz – ostrzegła Sana, podnosząc płaszcz z podłogi i wieszając go na wieszaku przy drzwiach.
– I tak nie mam dokąd pójść. – Wzruszył ramionami i również zdjął swój płaszcz. – W moim domu ostatnio pojawiają się nieproszeni goście, przez co nie mam w ogóle prywatności. – Wzdrygnął się na samo wspomnienie Bory w kusym stroju.
Sana jedynie skinęła głową i ruszyła z nim do pomieszczenia, w którym znajdowała się kuchnia połączona z jadalnią oraz salonem. Posadziła Jaebuma przy stole i zostawiła go rozgadanej Hyejin, podczas gdy sama sięgnęła po walizkę ukrytą za rogówką i wyjęła z niej szeroką koszulkę z ogromnym napisem BTS na plecach.
– Pójdę się przebrać i zaraz wracam – poinformowała, choć szczerze wątpiła, by ktokolwiek ją usłyszał.
Jaebum był zbyt zestresowany nalewaniem wody do garnka i słuchaniem o tym, jak przyrządzało się ramen. Nic dziwnego, w końcu nigdy nie gotował i nawet głupią herbatę przygotowywały mu gosposie.
Kręcąc głową, ruszyła w stronę łazienki. Drzwi do pokoju Kyungsoo były zamknięte, co świadczyło o tym, że chłopak nie miał ochoty na wspólny posiłek.
– Przepraszam, Kyungsoo. – Sana położyła dłoń na drzwiach, wpatrując się w nie ze szczerym smutkiem. – Przepraszam, że nie jestem siostrą, z której mógłbyś być dumny. Musisz być przeze mnie przerażony, ponieważ w każdej chwili twoje życie może legnąć w gruzach. Rozumiem to i nie jestem na ciebie zła, więc nie masz czym się przejmować.
Nie miała pojęcia, że w chwili, gdy zniknęła w łazience, Kyungsoo wyszedł z pokoju. Wszystko słyszał, dlatego postanowił zjeść z nimi wspólny posiłek, nie chcąc sprawiać siostrze przykrości.
Bora przemierzała korytarze centrum handlowego, stukając przy tym obcasami. W dłoniach trzymała torby z erotyczną bielizną, którą zamierzała zwrócić. Nie mogła uwierzyć, że Jaebum był w stanie jej się oprzeć w chwili, gdy dosłownie podała mu się na tacy. Była pewna, że gdy tylko odsłoni więcej ciała, zadziała jego męski instynkt i przestanie się opierać, a jednak bezwzględnie wyrzucił ją z pokoju. Wciąż miała w pokoju jego płaszcz, którym ją wtedy okrył. Mimo wszystko nie pozwolił, by inni ujrzeli ją w kusym ubraniu, a to oznaczało, iż wcale nie był takim draniem, na jakiego się kreował.
Gdy tylko weszła do odpowiedniego sklepu, rzuciła torby na ladę.
– Zwracam towar. Paragon znajduje się w środku.
– A-ale dlaczego? – spytała zaskoczona ekspedientka, zaglądając do środka.
– Stroje nie podobają się mojemu przyszłemu mężowi – odpowiedziała, głośno przy tym wzdychając. – Naprawdę tego nie rozumiem, ale proszę nie robić problemów i po prostu przyjąć towar z powrotem. Jest nietknięty. Brakuje tutaj jednego stroju, który założyłam, więc proszę po prostu nie brać go pod uwagę. – Wzięła paragon do ręki i wskazała na odpowiednią cenę.
Znudzona wpatrywała się w swoje czerwone paznokcie i gdy tylko złożyła podpis w odpowiednim miejscu, otrzymując przy tym pieniądze, opuściła sklep. Może i miała dużo pieniędzy, ale nie zamierzała być posiadaczką erotycznych ubrań, które leżałyby na dnie szafy i tylko się kurzyły. Skoro Jaebum nie lubił takich rzeczy, musiała wymyślić coś innego.
Przystanęła przed stoiskiem z ciepłymi napojami i poprosiła o gorącą czekoladę. Zamierzała usiąść przy jednym ze stolików, gdy ujrzała wysokiego chłopaka o blond włosach. Szedł między ludźmi z przybitą miną, nad czymś rozmyślając. Wyglądał jak siedem nieszczęść w pogniecionej koszulce i obtartych dżinsach. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że już go kiedyś widziała, dlatego stanęła mu na drodze, wyciągając przed siebie palec, na który się nadział.
– O co chodzi? – spytał, nie racząc jej nawet dłuższym spojrzeniem. – Nie chcę żadnych ulotek ani innych pierdół.
– Czy my się już kiedyś spotkaliśmy? – spytała, zaciskając palce na jego nadgarstku, by nie odszedł. Gdy ponownie na nią spojrzał, zmarszczyła brwi. – Wydaje mi się, że już cię kiedyś widziałam, ale nie potrafię cię skojarzyć z żadnym miejscem ani sytuacją.
Mark uważnie wpatrywał się w ładną twarz dziewczyny. Rozpoznał ją dopiero w chwili, gdy odebrała swoje zamówienie.
– Nic dziwnego, że mnie nie pamiętasz – zaczął, a brunetka posłała mu pytające spojrzenie. – Spotkaliśmy się w barze Pluton. Byłaś tak pijana, że ledwie trzymałaś się na nogach. Obrzygałaś mojemu przyjacielowi buty.
Bora pociągnęła go w stronę stolika stojącego w ustronnym miejscu pod oknem i poprosiła, by usiadł naprzeciwko niej.
– Czy wy... czy my... – Próbowała zadać pytanie, jednak tak plątał jej się język, że nie była w stanie wydusić z siebie odpowiednich słów.
Mark od razu zorientował się, o co chciała spytać i pokręcił rozbawiony głową.
– Nic z tych rzeczy. Wyciągnęliśmy cię z klubu, bo jakieś dryblasy chciały zabawić się twoim kosztem i zadzwoniliśmy po taxi, która odwiozła cię do domu.
Bora odetchnęła z ulgą, zaciskając palce na parującym kubku.
– To dobrze. – Skinęła głową, uśmiechając się do swojego wybawiciela. – Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc. Może napijesz się ze mną czekolady? Przynajmniej tak mogę ci się odwdzięczyć.
Mark spuścił wzrok na swoje dłonie i odparł smutnym głosem:
– Chyba wolałbym coś mocniejszego. Coś, co choć na moment pozwoliłoby mi zapomnieć o tym, jakim jestem palantem.
– Nie wyglądasz na palanta.
– Ale nim jestem.
Upiła łyk słodkiej czekolady, uważnie analizując wygląd chłopaka. Był przystojny i gdyby nie fakt, że niebawem miała stanąć na ślubnym kobiercu, spróbowałaby go poderwać. Musiała jednak pozostać wierna Jaebumowi, by nie dać mu powodu do odwołania ślubu.
– Dziewczyny lubią kwiaty, czekoladki i romantyczne spacery po parku. Mimo wszystko lubią też dupków, którzy najpierw łamią im serca, a potem składają je w całość – odezwała się, myślami błądząc w stronę Jaebuma. – Nieważne, co złego zrobiłeś. Jeśli dziewczyna naprawdę cię kocha, a ty się odpowiednio postarasz, wybaczy ci.
Mark roześmiał się nerwowo pod nosem, drapiąc się po czuprynie.
– Niestety ta znajomość nie zaszła tak daleko. Jestem pewien, że nie ma tutaj mowy o żadnej miłości.
Bora głośno westchnęła i dotknęła dłoni chłopaka, która leżała na stole. Widząc jego zdziwioną minę, odparła:
– W takim razie masz przerąbane – odparła szczerze, posyłając mu współczujący uśmiech. – Lepiej poszukaj innej dziewczyny, bo ta z pewnością już cię skreśliła. Tylko miłość trzyma dziewczyny przy dupkach.
– Dzięki za pocieszenie – burknął Mark, pocierając dłońmi twarz.
Wiedział, że znalazł się w opłakanej sytuacji, ale dopiero siedząca przed nim dziewczyna uświadomiła mu, jak bardzo zawalił. I zaczynał siebie za to szczerze nienawidzić.
Jinyoung niepewnie zaparkował auto przed budynkiem i wyszedł na zewnątrz, wpatrując się w budynek. Gdy upewnił się, że dojechał na miejsce, oparł się o maskę samochodu i napisał do Jaebuma, że na niego czeka.
Kilka minut później, drzwi do budynku się otworzyły i wyszedł z nich chwiejący się na nogach Jaebum. Był prowadzony przez jakiegoś niskiego chłopaka z grymasem wymalowanym na twarzy oraz przez Sanę.
– Przyjacielu! – krzyknął radośnie Jae, widząc zmierzającego w jego stronę Jina. – Mówiłem, że po mnie przyjedzie. Jest dla mnie jak brat, choć ostatnio mnie zaniedbuje.
Sana mimowolnie uśmiechnęła się, gdy jego usta wygięły się w podkówkę. Wyglądał naprawdę uroczo i nie obchodziło jej, że Kyungsoo działał na nerwy. Przez cały posiłek prowokował Jaebuma i wypytywał go o wiele rzeczy, a Lim skutecznie odpierał ataki, zdobywając tym samym sympatię Hyejin. Oczywiście starsza z sióstr nie potrafiła przestać nalewać mu soju, chcąc jak najlepiej zadbać o swojego gościa, przez co Jaebum skończył pijany.
Jinyoung przywitał się i niepewnie przejął przyjaciela.
– Trochę wypił – zaczęła Sana, chowając dłonie w kieszenie dresów. Miała na sobie jedynie bluzę, przez co było jej zimno – ale nie jest z nim najgorzej. Kontaktuje, a to chyba jest najważniejsze, prawda?
Kyungsoo prychnął, mierząc Jaebuma pogardliwym spojrzeniem.
– To drugi raz, gdy widzę go w takim stanie. Jak ktoś nie umie pić, to nie powinien pić wcale – skwitował, a Sana wywróciła oczami.
– Dobrze wiesz, że ciężko jest odmówić Hyejin. Pił, by nie sprawiać jej przykrości.
Nagle Jaebum wskazał na Sanę i zwrócił się do Jinyounga z szerokim uśmiechem na twarzy:
– To wariatka, której omal nie potrąciłem – ledwie zaczął, a Jin już miał ochotę zapaść się pod ziemię. Posyłał wściekłemu Kyungsoo przepraszające spojrzenie i spróbował zaciągnąć przyjaciela do samochodu, jednak ten mówił dalej: – Pomyślałbyś, że spotkanie jej, odmieni moje życie? Cholera, ja naprawdę ją polubiłem, a nawet nie jestem w stanie określić, kiedy dokładnie to się stało. W końcu nie tak dawno moje serce należało do Jisoo...
– Przestań. Robisz z siebie idiotę.
– Ja – Poklepał się po piersi i z bólem spojrzał na przyglądającą mu się Sanę – tak bardzo bałem się, że już więcej jej nie zobaczę, że myślałem, iż umrę. Myślałem: „Nie mogłaby tego zrobić. W końcu coś mi obiecała", a mimo to, bałem się. Nawet jeśli wiedziałem, że znajduje się teraz w mieszkaniu Jisoo, zastanawiałem się, czy nie znalazła innego sposobu. Dlatego gnałem do niej jak szalony, a gdy ją ujrzałem, dziękowałem Bogu za to, że nie odeszła. Nie zostawiła mnie...
Dopiero mocno zaciskające się palce Kyungsoo na nadgarstku Sany, sprawiły, iż odwróciła załzawiony wzrok z Jaebuma.
– O czym on mówi?
Sana posłała bratu smutny uśmiech.
– Jest pijany. Gada tak, bo chciałam zerwać z nim kontakt jakiś czas temu. Nie masz czym się przejmować.
– Czyżby?
Jinyoung siłą zaciągnął Jaebuma do samochodu. Gdy tylko zapiął mu pas, podszedł do rodzeństwa i ukłonił się nisko.
– Przepraszam za jego zachowanie. Ostatnio przeżywa w domu bardzo trudny okres i to pewnie dlatego – próbował tłumaczyć zachowanie przyjaciela.
Kyungsoo wywrócił oczami.
– Jeżeli widok dziewczyny w erotycznym stroju nazywasz „trudnym okresem", to ja chętnie się z nim zamienię. Naprawdę nie rozumiem tego kolesia i wolałbym, żeby trzymał się od mojej siostry z dala, skoro jest w jego życiu dziewczyna, która ma na jego punkcie obsesję. Sana ma jednak swój rozum i nic mi do tego. Dobranoc. – Pomachał na pożegnanie i zniknął.
Sana wzruszyła bezradnie ramionami i posłała Jinowi lekki uśmiech, gdy Jaebum wychylił głowę zza szyby i zaczął wrzeszczeć na całe gardło:
– Jinyoung! Kocham cię!
Sana roześmiała się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Musiała przyznać, że zażenowany Jinyoung wyglądał naprawdę uroczo.
– Kocham cię, Jinyoung!
– On nie jest gejem – zapewniał Jinyoung, ruszając energicznie rękoma. – Kocha mnie, jak brata. Zapewniam, że o to mu chodzi.
– Sana! – Oboje znów spojrzeli na pijanego chłopaka. Jaebum ułożył z palców serce, uśmiechając się przy tym najszerzej, jak tylko potrafił. Po chwili ciszy kontynuował: – Sana, ciebie kocham bardziej! Dlatego, proszę, nie odchodź. Nie odchodź, dobrze!?
– Ja już będę się zmywał – powiedział pospiesznie Jin i pobiegł w stronę auta, chcąc czym prędzej uciszyć przyjaciela.
Sana z szybko bijącym sercem patrzyła na Jaebuma, który obecnie wykłócał się z Jinyoungiem o coś w aucie. Nie miał bladego pojęcia o tym, że jego słowa całkowicie namieszały jej w głowie. Jak mógł powiedzieć, że ją kocha? Znali się dość krótko, a on dopiero co leczył się z nieodwzajemnionej miłości do Jisoo. Czy to w ogóle było możliwe?
– Jest pijany. Nie mogę brać tych słów na serio – przekonywała samą siebie, ruszając w stronę bramy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro