▲ Rozdział 09.
Sana spojrzała na komórkę ze smutkiem, gdy w końcu przestała nakrywać do stołu. Miała jeszcze jakieś dwadzieścia minut na szybką kąpiel i ubranie ładniejszych ubrań. Obecnie cała była w przyprawach i sosie. Nawet jej włosy smakowały jak pysznie przyrządzony przez nią makaron. Nie mogła jednak powstrzymać się przed sprawdzeniem, ile łącznie Jaebum wysłał jej SMS-ów. Próbował się z nią skontaktować od jakiegoś czasu, a ona nie odbierała. Dlaczego? Chyba nie była w stanie z nim rozmawiać na temat pracy i jego najlepszej przyjaciółki, w którą był zapatrzony. Nie lubiła tej dziewczyny i czuła, że będzie miała przez nią kłopoty, choć kreowała się na przemiłą dziewczynę o złotym sercu.
Cóż, kto by się spodziewał, że załatwienie pracy dziewczynie z poprawczaka posiadało ukryte dno?
Wytarła brudne palce o czarną koszulkę, która była na nią za duża o jakieś trzy rozmiary i odblokowała komórkę. Jedna wiadomość należała do Hyejin. Siostra zapewniła, że wróci do domu z Kyungsoo oraz Markiem, i kupią po drodze alkohol. Pozostałe dwie należały do Jaebuma.
„Zrobiłem coś nie tak? A może Jisung dał ci popalić podczas rozmowy?", „Jeżeli nie odezwiesz się w ciągu dwóch godzin, znajdę cię. Wiesz, że nie będę miał z tym problemu, prawda?".
Oczywiście, że nie będzie miał z tym problemu. W końcu wiedział, gdzie mieszkała. Nie wierzyła jednak, by przyjechał tylko po to, by dowiedzieć się, czy pomyślnie przeszła rozmowę kwalifikacyjną. Jisoo z pewnością już mu o wszystkim powiedziała, więc byłaby to jedynie strata jego czasu. No, chyba że byłby to pretekst i po prostu potrzebował z kimś porozmawiać.
Odłożyła komórkę z powrotem na blat i wzięła z walizki pierwsze lepsze legginsy oraz koszulkę i bieliznę, po czym ruszyła do łazienki. Na wszelki wypadek zamknęła drzwi na zamek. W końcu nie miała pewności, czy zdąży przed przyjściem rodzeństwa i Marka, a nie chciała dopuścić do żenującej sytuacji, o której Kyungsoo nigdy nie pozwoliłby jej zapomnieć. Wystarczyło, że niemalże codziennie przypominał jej o tym, jak po pijaku kleiła się do Marka. Na samo wspomnienie tego felernego dnia, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Odkręciła kurek i ustawiła wodę na odpowiednią temperaturę, czekając, aż wanna w końcu się napełni. Wlała do wody płyn o zapachu truskawek i mimowolnie podeszła do lustra. Policzki miała całe umazane czerwonym sosem, jednak nie to przykuło jej uwagę, a wystające obojczyki, chuda szyja i kościste ramiona. Miała malutkie piersi, przez które nie czuła się kobieco. Najgorsza była jednak paskudna blizna, która pokrywała jej skórę. Zaczynała się tuż nad prawą piersią i kończyła pod obojczykiem. Była naprawdę duża i sprawiała, że myśl o nadchodzącym lecie, krótkich koszulkach i bikini wywoływała w niej okropny smutek. Nawet jeśli przytyłaby te kilka kilo, by nie wyglądać jak niedożywiona, nigdy nie będzie czuła się dobrze w swoim ciele. Nie po tym, jak Eunha ją oszpeciła.
Mimo wszystko, to niewielka cena, jaką musiałam zapłacić za swój błąd. Przynajmniej wciąż żyję, pomyślała i w końcu odeszła od lustra.
Jaebum zajął miejsce przed barem z naburmuszoną miną i skinął na powitanie Jisoo, która znalazła się przy nim z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Hej, co jest? Znowu Bora cię wkurzyła? – zagadnęła, wyciągając spod lady szklankę, by przygotować przyjacielowi jego ulubionego drinka. Widząc, że ten nie chce od niej alkoholu, zmarszczyła brwi. – Jae? Wszystko w porządku?
Jaebum przetarł zmęczone oczy i wyjął z kieszeni komórkę, mając nadzieję, że Sana w końcu się odezwała. Nie zrobiła tego, a on czuł się z tego powodu naprawdę źle, choć nie wiedział dlaczego. Po prostu... wydawało mu się, że stali się dobrymi znajomymi i wkraczali na kolejny etap ich relacji. Przecież napisał jej wieczorem, że będzie trzymał za nią kciuki. Odprowadził ją nawet pod same drzwi i szczerze powiedział o swoich zamiarach wobec niej. Może i go zbyła, twierdząc, że mogli być jedynie przyjaciółmi, ale nie wierzył w to. Był pewien, że Sana mu się nie oprze, tymczasem w ogóle się do niego nie odzywała. Czy to miało jakiś sens?
– Wiesz może coś na temat Sany? Jisung ją zatrudnił? – spytał w końcu, wpatrując się w butelki alkoholu ustawione za plecami Jisoo na czarnych półkach. Miał wielką ochotę napić się czegoś mocniejszego, ale zastanawiał się nad pojechaniem pod dom Sany, więc na razie dał sobie na wstrzymanie. Poza tym zbliżała się dopiero dziewiętnasta. Jak tak dalej będzie topił smutki w alkoholu, to niedługo popadnie w alkoholizm.
– Oczywiście, że ją zatrudnił. W końcu poprosiłam go, by dał jej szansę, a wiesz, że mam ogromny dar do przekonywania. – Uśmiechnęła się promiennie, trzepocząc przy tym pomalowanymi rzęsami. – Zaczyna od środy. Na razie będzie pracowała tylko po cztery godziny, ale jak się sprawdzi, to z pewnością dostanie pracę na pełny etat. Jisung to naprawdę świetny gość. Nie zraziła go nawet jej przeszłość.
– Jaka przeszłość?
Jisoo zamrugała gwałtownie powiekami, nie wierząc, że się wygadała. Oczywiście rozważała tę opcję, jednak nie chciała zdradzać szczegółów przyjacielowi, zanim nie dotrze do całej prawdy. Czuła, że Lee Sana przeskrobała coś naprawdę złego, skoro zamknęli ją w poprawczaku aż na cztery lata, ale nie należała do ludzi, którzy rozpowiadają na temat innych kłamstwa. Jeśli już o nich mówiła i puszczała w świat jakąś plotkę, to tylko tę prawdziwą. A to, co działo się z tą plotką później, w ustach innych, już jej nie interesowało.
Nerwowo bawiła się skórkami przy pięknie pomalowanych na czerwono paznokciach, gdy ujrzała Borę. Dziewczyna zmierzała w ich stronę ze smutnym uśmiechem na twarzy, wyglądając jak anioł, w białej sukience, sięgającą nieco powyżej kolan. Ciemnobrązowe włosy opadały na jej chude ramiona, a oczy były dość mocno pomalowane. Jisoo jeszcze nigdy nie cieszyła się na jej widok, ponieważ jej nie lubiła, ale tym razem miała ochotę przytulić ją na powitanie.
– Bora! – krzyknęła z wymuszonym uśmiechem, wskazując na nią palcem. Widząc minę Jaebuma, odetchnęła z ulgą, ponieważ była pewna, że całkowicie stracił zainteresowanie jej wcześniejszymi słowami. – Może się czegoś napijesz? Wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje kopa, by komuś nagadać – odezwała się żartobliwie, gdy dziewczyna stanęła obok wyraźnie wkurzonego Jaebuma.
Jisoo było jej żal. Nie rozumiała, jak dziewczyna mogła tak bardzo ubiegać się o zainteresowanie faceta, który potrafił ośmieszyć ją na oczach innych ludzi. Osobiście za bardzo ceniła swoją niezależność i dumę, by latać za kimkolwiek. Wciąż czekała na kogoś, kto zdobędzie jej serce podczas pierwszego spotkania.
Bora wyjęła z torebki białą kopertę i położyła ją na bar.
– Wiem, że przyjaźnisz się z Jaebumem. Z pewnością chciał, byś to dostała.
Jaebum spojrzał na zdezorientowaną Jisoo, która wciąż się uśmiechała, trzymając w dłoni kopertę ze swoim imieniem. Gdy niepewnie ją otworzyła, a jego oczom ukazało się błyszczące zaproszenie na ślub (jego ślub!), podniósł się z furią z krzesła, wyrwał Jisoo zaproszenie z rąk i siłą wyprowadził Borę z baru. Nie zamierzał robić scen w środku, ponieważ przyjaciółka miałaby przez niego problemy.
– To boli! – jęczała Bora, próbując wyrwać się z uścisku chłopaka, jednak ten nie ustępował i wciąż ciągnął ją przed siebie, niczym szmacianą lalkę. – Jae!
Popchnął ją w stronę ściany i z furią zaczął targać zaproszenie, które doprowadziło go do szału. Cały ten cyrk ze ślubem doprowadzał go do szału i coraz ciężej sobie z tym radził. Gdyby tylko miał miejsce, do którego mógłby uciec, zrobiłby to bez wahania. Nie miał jednak dokąd się udać i wiedział, że wszystkie jego karty zostaną zablokowane w chwili, gdy odejdzie od ojca. A co zrobi bez pieniędzy i dachu nad głową? Jak sobie poradzi? W takich momentach wracał myślami do ukochanej matki, która zostawiła go i sama uciekła z tego piekła. Jak mogła go ze sobą nie zabrać? Dlaczego w ogóle o nim nie pomyślała?
– Kochanie, uspokój się. Niczym nie musisz się martwić, ponieważ wszystkim zajmuję się z mamą. – Głos Bory brzmiał łagodnie. Jakby mówiła do przerażonego dziecka, a przecież on nie był przerażony, a wściekły. – Obiecuję, że ten dzień będzie wyjątkowy. Niczym nie musisz się...
Zacisnął palce na jej ramionach, z furią wpatrując się w jej przerażone oczy. Czuł ogromną potrzebę uderzenia jej twarz, ale nie mógł tego zrobić. Choć nienawidził jej całym sercem, nie potrafił uderzyć kobiety.
– NIGDY – zaczął stanowczym, gniewnym tonem, a w jego oczach lśniło czyste szaleństwo – PRZENIGDY SIĘ Z TOBĄ NIE OŻENIĘ!
– Dlaczego tak często to mówisz? – spytała załamana, dotykając jego dłoni. Od razu ją odtrącił, pokazując tym samym, jak bardzo się jej brzydził. – Dobrze wiesz, że Jisoo nigdy z tobą nie będzie. Dlaczego więc nie pozwolisz mi być tą, która zajmie miejsce w twoim sercu? Dlaczego to nie mogę być ja?
Nie działały na niego jej łzy i naprawdę miał gdzieś to, że była załamana. To przez nią coraz częściej kłócił się z ojcem. To przez nią ostatnio wylądował z poobijanymi żebrami. To przez nią powroty do domu stały się jeszcze gorsze, a życie cięższe do zniesienia. Dopóki nie pojawiła się w jego życiu, wszystko jakoś się toczyło. Był szczęśliwy nawet ze złamanym sercem, ponieważ posiadał Jinyounga, Jisoo i pyszne panierowane jajka gosposi. Od czasu do czasu umówił się z jakąś dziewczyną, by szybko dojść do wniosku, że nic z tego nie będzie.
– Ponieważ tobą gardzę. Nie widzisz tego? – spytał szorstko, nie spuszczając wzroku z jej załzawionych oczu. – Nienawidzę cię tak bardzo, że wizja wspólnego życia u twojego boku doprowadza mnie na skraj szaleństwa. Ja nawet cię nie lubię, jak miałbym cię więc pokochać?!
Bora drżącymi dłońmi wyjęła z torebki kolejne zaproszenie i pokazała chłopakowi zdjęcie, na którym trzymali się wspólnie za ręce. Oczywiście była to manipulacja, fałszywe zdjęcie, do którego Bora pozowała z modelem, którego twarz została wycięta i zastąpiona twarzą Jaebuma. Grafik wykonał pracę tak perfekcyjnie, że nikt by nie pomyślał, iż Jae został tutaj wklejony.
– Tylko spójrz – prosiła, podchodząc bliżej chłopaka. – Spójrz, jacy możemy być szczęśliwi. Jeśli tylko pozwolisz mi zostać twoją żoną, będę wiernie trwała przy twoim boku. Będę cię kochała aż do ostatniego oddechu i nigdy cię nie zawiodę.
– Masz obsesję na moim punkcie! Powinnaś się leczyć!
– Proszę! Wysłuchaj mnie...
Jaebum krzyknął, rwąc sobie włosy z głowy.
– Chcesz, żebym zdradzał cię na lewo i prawo!? Żebym ignorował cię przez resztę życia i sprawiał, że ciągle będziesz czuła się samotna i niekochana!? Tego właśnie chcesz!?
Bora milczała przez krótką chwilę. Miał nadzieję, że w końcu coś do niej dotarło, jednak szybko zrozumiał, że jego wysiłek szedł na marne. Nieważne, co jej powie i, co zrobi. Ona z niego nie zrezygnuje.
– Możesz mnie zdradzać. Możesz robić, co tylko cię uszczęśliwia – powiedziała pewnie, wpatrując się w jego twarz. – Tylko bądź przy mnie. Niczego więcej nie potrzebuję.
– Zapomnij. Prędzej umrę, nim pozwolę, byś stała się moją żoną. – Splunął na ziemię i ruszył w stronę swojego samochodu, chcąc czym prędzej znaleźć się z dala od baru i Bory.
Dziewczyna krzyczała za nim i płakała. Błagała, by nie odchodził. Prosiła, by dał jej szansę, ale on nawet nie odwrócił się w jej stronę. Miał jej dość i nie potrafił przejmować się jej losem. Nie obchodziło go to, co się z nią stanie. Pragnął, by Choi Bora raz na zawsze zniknęła z jego życia, ale czuł, że to nie będzie takie proste.
Odjechał z piskiem opon, wymuszając pierwszeństwo. Tym razem to nie z Jisoo pragnął porozmawiać. Chciał zobaczyć się z Saną i miał nadzieję, że otworzy mu drzwi. W końcu nie zrobił nic złego, by się od niego odsunęła.
Hyejin tańczyła wokół niskiego stolika, na którym stały butelki soju oraz przeróżne przekąski. Śpiewała do mikrofonu zrobionego z drewnianej łyżki tekst, który wyświetlał się na odpalonym laptopie. Gdy tylko usłyszała, że Sana otrzymała pracę, rozpłakała się ze szczęścia, sprawiając, że młodszej Lee momentalnie pękło serce. Kyungsoo musiał szybko wymyślić jakiś sposób, na opanowanie wzruszenia Hyejin, by nie przepłakała reszty dnia i tak też wpadł na karaoke. Oczywiście Sana wybierała same piosenki BTS, z dumą śpiewając każde słowo. Muzyka towarzyszyła jej każdego dnia w poprawczaku i tak naprawdę chyba tylko dzięki niej jakoś funkcjonowała. Jedna z koleżanek, która wyszła z tego okropnego miejsca miesiąc po tym, jak Sana się w nim znalazła, oddała jej zdjęcie Park Jimina w różowych włosach, pozostawiając z tyłu swój podpis oraz słowa, które napędzały ją każdego dnia: „Przetrwasz to". Wciąż miała to zdjęcie, schowane na dnie nierozpakowanej walizki. Sana zawsze lubiła BTS, ale to Jiyeon sprawiła, że całkowicie straciła głowę dla tego zespołu.
– Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej – szepnął Kyungsoo Sanie na ucho. – Oczywiście pomijając twój powrót.
Sana uśmiechnęła się smutno w stronę siostry. Gdy Hyejin skończyła śpiewać i opadła radośnie na białą kanapę, nalewając sobie soju do szklanki, Mark podszedł do laptopa i tym razem puścił swoją piosenkę. Długo zarzekał się, że nie będzie śpiewał, ponieważ jego głos brzmiał tragicznie i tylko rodzeństwo Lee wygłupiało się przy prowizorycznym mikrofonie. Najwyraźniej w końcu zmienił zdanie. Być może pomógł mu w tym alkohol.
Była pewna, że jego wybór padnie na jakiś męski zespół albo wokalistę, ale on wybrał piosenkę, której nigdy by się nie spodziewała. Zaczął śpiewać, nie spuszczając z niej wzroku.
– Czekając, aż ten wiatr ustanie, rozmyślam, co począć z mym rwącym się ku tobie sercem – Jego głos był naprawdę piękny i wcale nie przypominał wyjącego psa. Nawet Hyejin zaniemówiła ze szklanką przy ustach – Tkwiąc w odmętach smutku, nie potrafię wyzbyć się tych uczuć, opadających na mnie niczym krople deszczu...
Sana poczuła wibracje telefonu, który włożyła pod poduszkę i sięgnęła po niego, by odwrócić wzrok od Marka. Wcześniej nie potrafiła tego zrobić, ponieważ nie miała ku temu pretekstu.
– Gdy napotykasz mój wzrok, usilnie pragnę rzec, że cię kocham, lecz ty nie jesteś świadoma kategorii mojego serca...*
Dlaczego odnosiła wrażenie, że celowo śpiewał tak, jakby zwracał się do konkretnej dziewczyny? Jakby zwracał się... do niej? To niemożliwe!, pokręciła energicznie głową, chcąc wyzbyć się głupich myśli. W końcu z Markiem znała się od niedawna. Owszem, świetnie się dogadywali i odnosiła nawet wrażenie, że znalazła swoją bratnią duszę, ale nigdy nie było sytuacji, która kazałyby jej sądzić, iż mógł na nią patrzeć, jak na kobietę. Nawet jeśli Hyejin próbowała ich zeswatać, nigdy nie byli na żadnej randce. Nie trzymali się nawet za ręce.
Nie. Z pewnością po prostu śpiewał tekst piosenki, a ona zaczęła wariować. Po prostu dawno nie miała chłopaka. To normalne, że hormony buzowały w jej ciele.
Drżącymi dłoni odpaliła komórkę. Jaebum dzwonił siedem razy. Może coś się stało?
Widząc, że zostawił kolejną wiadomość, pospiesznie ją otworzyła, a jej serce momentalnie zabiło szybciej.
„Czekam pod twoim domem. Miałem naprawdę kiepski dzień i nie uwierzysz, ale... to zabawne... od razu pomyślałem o tobie. O tym, że chcę cię zobaczyć. Czy to normalne? Czy ty również czasem o mnie myślisz?".
Zerwała się z kanapy, wybijając Marka z rytmu, przez co przestał śpiewać.
– Muszę wyjść – oznajmiła, pospiesznie kierując się do przedpokoju, gdzie nałożyła buty, płaszcz oraz ciepły szalik. Nie miała czasu na szukanie jakiegoś swetra, dlatego liczyła się z tym, że zmarznie.
– To ten bogaty pijak z namiotu. – Usłyszała głos brata. Stał przed oknem i najwyraźniej widział Jaebuma.
Hyejin oraz Mark podeszli do niego, a Sana poczuła się winna. Nie chciała ich porzucać. To miał być ich wieczór, ale nie miała też sumienia zostawiać Jaebuma samego. Wiedziała, że był bardzo samotny, a skoro przyszedł pod jej dom, to nie mógł obecnie liczyć na żadnego ze swoich przyjaciół.
Widziała, że Mark posmutniał na widok chłopaka. Zaciskał dłonie i nie spuszczał wzroku z Jae, który na nią czekał. Nie rozumiała jego reakcji. W końcu ani on, ani Kyungsoo nie znali Jaebuma. Dlaczego więc tak bardzo wkurzyło ich to, że zamierzała do niego zejść?
– Bawcie się dalej, a ja niedługo wrócę – powiedziała z uśmiechem. Jedynie Hyejin nie opuścił dobry humor.
– Ja zrobię pyszne muffinki i odwiedzę jutro twojego szefa, by mu podziękować za danie ci szansy – oznajmiła radośnie Hyejin, klaszcząc w dłonie. – Myślałam, że wszyscy upijecie się tak bardzo, że położę was grzecznie spać i potem się tym zajmę, ale skoro sprawy tak się potoczyły, to też dobrze. Chłopaki zajmą się sobą, ty pójdziesz do przyjaciela, a ja będę piekła.
Sana skinęła jedynie głową i wyszła z mieszkania. Gdyby dłużej patrzyła na Marka, nie zrobiłaby tego. Miała ogromne wyrzuty sumienia, a przecież nikomu niczego nie obiecywała. Miała prawo spotykać się z tym, kim chciała.
Hyejin podeszła do Marka i przyłożyła głowę do jego ramienia, wzdychając przy tym głośno. Całą trójką patrzyli przez okno, przez co byli świadkiem, jak Jaebum przytula do siebie Sanę i długo nie wypuszcza jej ze swoich objęć. Kyungsoo momentalnie się najeżył, a Mark odwrócił głowę, jakby patrzenie na ową scenę sprawiało mu ból.
– Jeśli nie zrobisz pierwszego kroku, stracisz ją – oznajmiła, totalnie ignorując oszołomione spojrzenie młodszego brata. Kyungsoo musiał w końcu zrozumieć, że Sana nie była małym dzieckiem, które powinien przed wszystkimi chronić. Miała prawo do szczęścia. – Moja siostra wiele przeszła i nie pozwoli sobie na snucie jakichś przypuszczeń. Jeśli nie dasz jej jasno do zrozumienia, że ją lubisz, ona odejdzie z kimś innym. A nie ukrywam, że fajnie byłoby mieć cię w rodzinie.
Mark spojrzał na Hyejin z wdzięcznością i objął ją ramieniem. Zawsze była dla niego wsparciem, przez co cenił sobie jej zdanie. Świadomość, iż całkowicie go wspierała, wiele dla niego znaczyła.
Niepewnie zerknął na wściekłego Kyungsoo, który obserwował, jak Sana znika w drogim samochodzie i odjeżdża w nieznanym mu kierunku.
– Będziesz moim przyjacielem nawet wtedy, gdy zaproszę Sanę na randkę? – spytał, tym samym zyskując zainteresowanie chłopaka.
Kyungsoo długo się zastanawiał nad odpowiedzią. Jeszcze kilka dni temu przywaliłby mu w twarz za to pytanie, ale teraz było zupełnie inaczej. Jeśli miał wybierać jakiegoś nadzianego bufona, a Marka, którego znał i bardzo lubił, to wybór był oczywisty.
– Będę trzymał za ciebie kciuki. Mam nadzieję, że ten chłopak nie zdążył zawrócić jej w głowie i wciąż masz szansę.
Mark też miał taką nadzieję.
*Davichi – Today I miss you too.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro