▲ Rozdział 08.
Sana przystanęła przed prowizoryczną bramą, którą tak na dobrą sprawę mógł każdy otworzyć, ponieważ nie posiadała żadnego zamka i wystarczyło ją popchnąć, by dostać się do drzwi domku, w którym mieszkała wraz z rodzeństwem i dwoma innymi rodzinami. Była pewna, że sąsiedzi dowiedzieli się o jej powrocie, ale najwyraźniej nie zamierzali wyjść jej na spotkanie i wypytać o jej rzekome życie za granicą. Całe szczęście, ponieważ nienawidziła kłamać i kiepsko jej to też wychodziło.
Nieco speszona spojrzała na Jaebuma, który przyglądał się budynkowi. Nie mógł zbyt wiele zobaczyć, ponieważ było już ciemno, a pojedyncza latarnia stojąca przed budynkiem nie dawała zbyt wiele światła. W dodatku żarówka co chwilę migała, jakby próbowała ich nastraszyć.
– Ten dom należy do was? – zagadnął, a dziewczyna momentalnie zaprzeczyła.
– Budynek został podzielony na trzy mieszkania. Ja mieszkam na poddaszu.
– Przesrane. Latem masz saunę w domu, co nie?
Sana uśmiechnęła się.
– Niestety. Skąd znasz uroki mieszkania na poddaszu? Nie wyglądasz na kogoś, kto żyłby w tak niewielkim mieszkanku.
– Coś ty, mój stary nie zniósłby minuty w takiej klitce. Dostałby klaustrofobii – parsknął śmiechem. – Jisoo wynajmowała kiedyś pokój na poddaszu z takimi idiotkami, że wytrzymała tam miesiąc i znalazła sobie kawalerkę. Stwierdziła, że nigdy więcej nie chce mieć żadnych współlokatorów.
– Wcale jej się nie dziwię – powiedziała cicho Sana, wspominając dziewczyny, z którymi dzieliła pokój w zakładzie poprawczym. Mogła błagać opiekunki o przeniesienie do innego pokoju, ale one były nieubłagane i ciągle tylko powtarzały: „Trzeba było być grzeczną dziewczynką i nie sprawiać kłopotów. Wtedy miałabyś o wiele łatwiejsze życie". – Musisz bardzo lubić Jisoo. Często o niej wspominasz – powiedziała, chcąc odbiec myślami od najgorszego okresu swojego życia.
Jaebum nagle dotknął jej ramienia i uśmiechnął się promiennie, mówiąc:
– Uwielbiam ją, ale nie musisz się martwić, ponieważ jest tylko moją przyjaciółką. Obecnie jestem zainteresowany tylko jedną kobietą: tobą.
Oszołomiona, wpatrywała się w jego twarz szeroko otwartymi oczami i z rozdziawioną buzią. Gdy w końcu doszła do siebie, pokręciła energicznie głową, jakby chciała wyrzucić z niej to, co przed chwilą usłyszała.
– Nie o to mi chodziło! – zapewniła, machając rękoma. – Nie mam nic przeciwko, byś ją lubił. Ja wcale nie chcę być kobietą, która cię interesuje. Wcale a wcale!
Jae zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc. Czyżby Sana nie uważała go za przystojniaka, z którym chciała pójść na randkę, być w związku i robić te wszystkie inne rzeczy, o których marzą dziewczyny?
– Dlaczego? – spytał zdruzgotany, nie spuszczając z niej wzroku. – Przecież niczego mi nie brakuje! No, może prócz normalnej rodziny, ale jestem przystojny, zabawny, bogaty...
– Och, nie o to chodzi!
– Więc o co?
Schowała dłonie w kieszenie płaszcza i spuściła na moment wzrok. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że niedawno opuściła poprawczak i musiała pozbierać się do kupy i spędzić trochę czasu z rodzeństwem, nim w ogóle pomyśli o jakimkolwiek związku. Ponadto myśl, że posiadała na lewym ramieniu wielką, paskudną bliznę, która bez wątpienia obrzydzi każdego mężczyznę w chwili zbliżenia, skutecznie ją hamowała. Nigdy nie zapomni dni, w których współlokatorki przypalały jej skórę żelazkiem, zakrywając przy tym usta i trzymając za ręce, by nie mogła uciec. Oczywiście nikomu tego nie zgłosiła. Wiedziała, że gdyby to zrobiła, to prowizoryczny nóż zrobiony ze szczoteczki do zębów i żyletki Eunhy, pozbawiłby ją życia. Ta dziewczyna była bezwzględna i pozbyła się w ten sposób nie jednej dziewczyny, która zagrażała jej policji, pozorując tym samym samobójstwo.
– Hej, dlaczego płaczesz? – Zaskoczona dotykiem jego palców na swoim policzku, odsunęła się od niego jak oparzona.
– Coś musiało mi wpaść do oka. Wejdę już do domu, więc wracaj do siebie. Miłej drogi – Wymusiła na ustach uśmiech i już miała otworzyć bramę, gdy została pociągnięta przez chłopaka w taki sposób, że opierała obecnie jedną dłoń na jego torsie.
– Wiem, że jest jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek uczucia, ale zdobędę cię. Sprawię, że mnie polubisz, a kiedy to się stanie, uczynię cię najszczęśliwszą kobietą na świecie. Wiesz, taki niepoprawny ze mnie romantyk, choć na takiego nie wyglądam.
Uśmiechał się tak pięknie, że nie potrafiła przestać wpatrywać się w jego twarz, choć rozum kazał jej go odtrącić. Znali się dość krótko i spokojnie mogła go jeszcze zdystansować, dopóki traktowała go, jak zwykłego kolegę, ale nie potrafiła całkowicie zerwać z nim kontaktu. Wiedziała, że potrzebowała w swoim życiu przyjaciół, a wszyscy, których posiadała, zniknęli z jej życia cztery lata temu. Ponadto, Jisoo załatwiła jej pracę przez wzgląd na Jaebuma. Jeśli karze mu o niej zapomnieć, nie będzie miała po co iść do baru, a pragnęła odciążyć finansowo Hyejin, by ta mogła znaleźć sobie lżejszą pracę.
Czy tego chciała, czy też nie, znajomość z Jaebumem ofiarowała jej wiele korzyści, z których nie potrafiła zrezygnować.
Westchnęła i wyswobodziła się z jego uścisku, mówiąc smutnym głosem:
– A ja nie jestem odpowiednią dziewczyną do stworzenia związku, choć na taką nie wyglądam. Znajdź sobie kogoś innego, Jae. My możemy pozostać dobrymi znajomymi.
Jaebum zacmokał niezadowolony ustami i dał jej pstryczka w nos.
– To się jeszcze okaże.
Puścił jej oczko i pomachał na odchodne, kierując się przed siebie. Słowa Sany nie zraziły go nawet w najmniejszym stopniu. Fakt, iż będzie musiał trochę o nią powalczyć, bardzo mu się podobał, choć sam wciąż niczego do niej nie czuł. Po prostu mu się podobała i lubił spędzać z nią czas. Jego serce mimowolnie wciąż należało do Jisoo, jednak miał nadzieję, że w końcu to się zmieni. Nie chciał dłużej tkwić w tej nieodwzajemnionej miłości.
Z uśmiechem poprawił czapkę i zerwał się do biegu, chcąc czym prędzej znaleźć się na postoju taksówek. Myślał, że dziś znów będzie pił, dlatego nie przyjechał samochodem. Skąd mógł wiedzieć, iż Sana nie zechce pójść z nim do baru i poznać bliżej Jisoo? Zależało mu na tym, by dogadała się z jego przyjaciółką, ale nie zamierzał jej naciskać. Skoro Jisoo załatwiła jej rozmowę z Kang Jisungiem, to sama zaczęła działać w tej kwestii.
Wyjął komórkę, by zadzwonić do przyjaciółki, jednak nim to zrobił, napisał wiadomość do Sany.
„Kolorowych snów i powodzenia na jutrzejszej rozmowie z Jisungiem. Będę trzymał za ciebie kciuki! ◕‿◕ ".
Ściskała w dłoni komórkę, raz po raz odczytując wiadomość od Jaebuma. Stała właśnie przed barem Pluton, ubrana w elegancką białą koszulę, czarną spódniczkę i baleriny. Drzwi okazały się zamknięte, dlatego też czekała na zewnątrz, nerwowo rozglądając się na boki. Było za dziesięć piętnasta, co oznaczało, że szef tego miejsca miał jeszcze trochę czasu. Osobiście wolała przyjść wcześniej, by na starcie zrobić dobre wrażenie. W końcu to jej powinno zależeć na pracy, a nie odwrotnie.
Nikomu nie powiedziała o swojej rozmowie z potencjalnym pracodawcą. Wolała nie robić Hyejin nadziei, ponieważ wiedziała, że pobyt w poprawczaku mógł mimo wszystko wpłynąć na ostateczną decyzję odnośnie do jej przyjęcia. Dlatego też nie robiła sobie zbytnich nadziei, jednocześnie obmyślając w głowie wszystkie plusy, jakie posiadała. Może i popełniła w swoim życiu błąd, przez który ludzie mogli oceniać ją jako złego człowieka, ale ona naprawdę posiadała sporo zalet. Potrafiła gotować, sprzątać, była punktualna, rzetelna i bardzo pracowita.
– Lee Sana? – Słysząc swoje imię, odwróciła się w stronę wysokiego mężczyzny, który patrzył na nią przez okrągłe okulary przeciwsłoneczne. Miał na sobie skórzaną kurtkę, biały t-shirt i przetarte dżinsy na kolanach. Gdy skinęła niepewnie głową, zdjął okulary i zmierzył ją z góry na dół. – Ubrałaś się jak na rozmowę do jakiegoś cholernego biura, a nie do baru. Nie jestem jakimś starym prykiem-paralitykiem, byś musiała męczyć się w tych łachmanach.
Wyminął ją i śmiejąc się pod nosem, podszedł do drzwi i wsadził klucz do zamka. Rozkazał jej poczekać na zewnątrz i, dopiero gdy wyłączył alarm, skinął ręką, by weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
Sana była oszołomiona zachowaniem mężczyzny. Zachowywał się dość swobodnie w jej towarzystwie i nie okazał się starym dziadem, który przede wszystkim oceniałby ją po wyglądzie. Gdy przed spaniem rozmyślała o szefie Jisoo, mimowolnie przez jej głowę przeleciała myśl, że mężczyzna zatrudni ją u siebie, ale będzie musiała mu dać coś w zamian. Jeszcze nie była pewna, że w tym spotkaniu nie było żadnego podtekstu, ale Jisung nie wyglądał na desperata, który siłą zmuszałby kobiety do zbliżenia. Był niesamowicie przystojny i męski.
– Podejdź. Przecież cię nie ugryzę – Jisung pomachał w swoją stronę, a Sana ze spuszczoną głową podeszła do baru, za którym stał mężczyzna. Gdy niepewnie usiadła na wysokim krześle, wyjął z kieszeni kurtki jej pogięte CV, by wyrzucić je do kosza na śmieci. – Nie masz doświadczenia, więc ten papier nie jest nam potrzebny – oznajmił radośnie, widząc jej zaskoczone spojrzenie. – Siedziałaś w poprawczaku za kradzieże?
– Nie! – zaprzeczyła momentalnie, kładąc ręce na barze. Była oszołomiona bezpośredniością mężczyzny. – Nigdy niczego nie ukradłam.
– Świetnie. I tak będziesz pod obserwacją Jisoo, ale wolałem się upewnić, że nie przyjmę złodziejki do swojego królestwa. – Wzruszył ramionami i zagryzł dolną wargę, głęboko nad czymś rozmyślając. Dziewczyna, na którą patrzył, nie wyglądała na kogoś, kto byłby w stanie wziąć udział w bójce. Sama była przerażona i wyglądała, jakby miała zaraz uciec. W dodatku była tak chuda, że miał ochotę nakarmić ją jakimś porządnym hamburgerem, choć osobiście nienawidził fast foodów. – Nie potrafisz ani obsługiwać klientów, ani robić drinków. Powiedz mi, dlaczego miałbym cię zatrudnić?
Nie spodziewała się takiego pytania. Była tak zdruzgotana, że chciała się rozpłakać, choć nie miała ku temu powodu. Co jednak miała mu odpowiedzieć, skoro na dobrą sprawę mógł przyjąć na jej miejsce kogoś z doświadczeniem i czystą kartoteką?
Zacisnęła palce na spódniczce i rzuciła mu niepewne spojrzenie.
– Może i nie mam doświadczenia, ale bardzo szybko się uczę. Jeżeli da mi pan szansę, dam z siebie wszystko i obiecuję, że pana nie zawiodę.
– Nie wątpię. W końcu, kto inny by cię przyjął po takiej szkole – burknął pod nosem, pocierając zmęczone powieki. Długo myślał nad zatrudnieniem dziewczyny, która cztery lata spędziła w zakładzie poprawczym. Choć ufał Jisoo i bardzo cenił ją jako pracownika, tak naprawdę dopiero Sana pomogła mu podjąć decyzję. Choć ubrała się drętwo i wyglądała, jakby przyszła na skazanie, zrobiła na nim dobre wrażenie. Nie wyglądała, jak jedna z tych zbuntowanych dziewczyn, która była w stanie rozpocząć bójkę z byle jakiego powodu. Był niemalże pewien, że siedząca przed nim dziewczyna niezbyt sobie radziła w brutalnym środowisku, do którego została wrzucona. – Na razie będziesz przychodzić od środy do soboty na cztery godziny. Jisoo będzie cię szkolić i, gdy wspólnie stwierdzimy, że się nadajesz, będziesz mogła zostawać na więcej godzin. Na początku będziesz na niższej stawce, ale to wszystko kwestia czasu i twojego zaangażowania.
Sana podniosła się z krzesła i nachyliła się w jego stronę, mówiąc drżącym głosem:
– Nie zawiodę pana! Dam z siebie sto, a nawet dwieście procent! Obiecuję, że będzie pan ze mnie zadowolony!
Jisung uśmiechnął się pogodnie i pokręcił rozbawiony głową.
– Tak, masz rację. Daj z siebie dwieście procent, bym nie żałował, że dałem ci szansę – wysilił się na stanowczy ton, jednak jego usta mimowolnie pokrywał uśmiech. – A teraz zmykaj do domu. Widzimy się w środę o dwudziestej.
Pożegnała się z mężczyzną i opuściła bar z radosnym uśmiechem na twarzy. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, zaczęła skakać i śmiać się, jak szalona.
– Udało mi się! Naprawdę mi się udało! – krzyczała zadowolona, nie przejmując się ludźmi, którzy patrzyli na nią, jak na wariatkę.
Już miała wyjąć komórkę, by powiedzieć o wszystkim Hyejin, gdy ujrzała Jisoo, która odbiła się od kory drzewa i zmierzała w jej stronę. Uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy, jednak nie uciekła przed dziewczyną, choć bardzo chciała to zrobić. W środę i tak doszłoby do ich spotkania, więc nie było sensu tego odwlekać. Tym bardziej że to dzięki niej w końcu znalazła pracę.
– Od środy zaczynam okres próbny. Jestem ci naprawdę wdzięczna – odezwała się jako pierwsza, spuszczając głowę niczym skarcony pies, choć nie zrobiła nic złego.
Jisoo uniosła wysoko brwi, krzyżując ręce na piersi.
– Nie waż się mnie ośmieszyć. Ręczyłam za ciebie, choć kompletnie cię nie znam.
– Nie zrobię tego. Obiecuję.
Sana nie miała najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Pragnęła czym prędzej zadzwonić do siostry i wrócić do domu, by ugotować coś smacznego. Wiedziała, że Kyungsoo wróci ze szkoły z Markiem, a to oznaczało, iż mogli w czwórkę świętować jej niewielkie zwycięstwo.
– Nie zrozum mnie źle, ale kompletnie nie rozumiem, co Jaebum w tobie widzi. – Sana w końcu uniosła wzrok, patrząc na Jisoo z pytającą miną. Blondynka zmarszczyła gniewnie brwi, wskazując na nią palcem. – On nie lubi słabych dziewczyn, które spuszczają potulnie wzrok i dają sobą pomiatać. A ty dajesz sobą pomiatać, prawda?
Sana chwyciła dłoń Jisoo, nim ta zdołała dotknąć jej ramienia. Patrzyła teraz w jej oczy z gniewem ani na moment nie puszczając jej ręki.
– Jaebum opisuje cię jako słodką dziewczynę, ale chyba nie jesteś taka idealna, jak mówi, co? – wysyczała Sana przez zęby. – To dziwne, ale również nie rozumiem, co on w tobie widzi. Jesteśmy jak woda i ogień, a mimo to obie zdobyłyśmy jego zainteresowanie.
– O, czyli nie jesteś taka niewinna, na jaką wyglądasz. Czyżbyś zasługiwała to poprawczakowi?
Sana puściła Jisoo i poprawiła dłońmi grzywkę, chcąc uspokoić emocje. Nie miała pojęcia, o co chodziło tej dziewczynie, ale nie mogła dłużej dać się prowokować. Miała dość przemocy, która przez ostatnie cztery lata towarzyszyła jej w każdym dniu. To nie tak, że się bała i nie potrafiła się obronić. Nie widziała w Jisoo większego zagrożenia, choć wiedziała, iż ta mogła wyjawić jej sekret. Czuła jednak, że nie na tym jej zależało.
– Co chcesz osiągnąć, hm? – spytała chłodnym tonem, nie spuszczając z blondynki wzroku. – Jeśli jesteś zazdrosna o Jaebuma, to mu o tym powiedz. Na pewno się ucieszy, ponieważ wciąż coś do ciebie czuje. Nie zamierzam stawać wam na przeszkodzie. Zależy mi na tej pracy.
– Wyluzuj. Chciałam tylko sprawdzić, czy jesteś przerażoną myszką, która ucieknie, gdy tylko nadepnie jej się na ogon – Jisoo posłała jej krótki uśmiech i zaczęła machać na pożegnanie. – Do zobaczenia w środę. Nie próbuj ukrywać swojej przeszłości, bo i tak wszystkiego się dowiem. Przede mną nic się nie ukryje.
Sana patrzyła za oddalającą się dziewczyną z niedowierzaniem. Czy to było ostrzeżenie?
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że ta dziewczyna posiada dwie twarze? – zastanowiła się na głos.
Próbowała cieszyć się tym, że znalazła pracę, ale myśl o współpracy z Jisoo jej to uniemożliwiała. Nie miała pojęcia, co miała myśleć na temat tej dziewczyny, ale była pewna, że nie mogła jej lekceważyć. W końcu posiadała asa w rękawie, którym mogła z łatwością ją pokonać.
Czy właśnie o to jej chodziło? Chciała poznać jej przeszłość, by wyeliminować ją z życia Jaebuma? Jeśli tak, to jaki sens był w znalezieniu jej pracy i mówieniu, że dostrzega w niej lek na złamane serce tego chłopaka?
Im dłużej o tym myślała, tym mniej rozumiała.
Westchnęła i ruszyła w stronę domu, rezygnując z dzwonienia do siostry. Nie była w nastroju i miała nadzieję, że gotowanie pomoże jej się rozweselić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro