Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲ Rozdział 06.

Sana usiadła na jednej z ławek, która znajdowała się w pobliżu licznych sklepów i ściskała w palcach swoje CV. Niestety nazwa ukończonej przez nią szkoły, która znajdowała się w poprawczaku, skutecznie zniechęcała potencjalnych pracodawców do zatrudnienia jej. W dodatku ukończyła samo liceum i odbyła jedynie kurs kulinarny, a to było naprawdę niewiele. Dodając do tego fakt, iż przez kilka lat żyła w zakładzie poprawczym całkowicie odbierał jej możliwość na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy.

Nie potrafiła bezczynnie siedzieć w domu, podczas gdy Hyejin siedziała w pracy, a Kyungsoo w szkole. Choć w ostatnim czasie pokochała samotność, powrót do rodzinnego domu wszystko zmienił. Nawet gotowanie dla rodzeństwa i sprzątanie mieszkania nie zajmowało tyle czasu, by mogła nie zanudzić się na śmierć. Ponadto chciała trochę odciążyć siostrę, która zaczęła robić więcej nadgodzin, odkąd wróciła. Czuła się jak pasożyt, który żerował na innych.

– Wariatka w czerwonym płaszczu! – Niespodziewany krzyk wyrwał ją z rozmyślań, przez co niepewnie spojrzała na młodego bruneta, który zmierzał ku niej z szerokim uśmiechem wymalowanym na przystojnej twarzy. Towarzyszył mu chłopak, którego kojarzyła oraz śliczna blondynka, klaszcząca radośnie w dłonie.

Niepewnie podniosła się z ławki i skinęła głową na powitanie. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś spotka Jaebuma. Od ich wspólnego picia minęły dwa tygodnie. Najwyraźniej żadne z nich nie pomyślało o wymienieniu się numerem telefonu.

– Myślałem, że już nigdy więcej cię nie zobaczę! – Jaebum bez wahania objął oszołomioną szatynkę i pogłaskał ją po głowie. Nie przejmując się jej purpurowymi policzkami, podał jej dłoń, mówiąc: – Daj mi swój telefon. Nie możemy pozwolić, byśmy tak rzadko się widywali.

Sana mrugała powiekami, wpatrując się w chłopaka, jak w kosmitę. Czy on zawsze był taki bezpośredni?

– Najpierw byś nas sobie przedstawił, a dopiero potem zaczynał umawiać się na randkę – fuknęła Jisoo, odpychając chłopaka na bok. Wywróciła oczami, dostrzegając jego niezadowoloną minę i skupiła uwagę na niższej od siebie dziewczynie, która wyglądała na speszoną. – Jestem Kim Jisoo. Najlepsza przyjaciółka tego pajaca.

– Lee Sana.

– A to jest Park Jinyoung. Zupełne przeciwieństwo Jaebuma – Jisoo wskazała na Jina, który nieśmiało pomachał do nowej koleżanki.

Jae zmarszczył gniewnie brwi i ignorując Jisoo, znów wyciągnął dłoń do Sany. Ku jego zdziwieniu, dziewczyna bez słowa podała mu komórkę, więc mógł spokojnie wpisać swój numer telefonu i puścić sobie sygnał. Teraz nie zdoła przed nim uciec.

– Co tam trzymasz? – zagadnęła Jisoo, wskazując plik kartek, które Sana trzymała w dłoniach.

Lee momentalnie cała się spięła. Zgniotła papiery, tworząc z nich kulkę i wrzuciła do swojej niewielkiej torebki przewieszonej przez ramię.

– Nic takiego – odpowiedziała krótko, dając dziewczynie wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierzała jej się tłumaczyć. Nie chciała, by zabrzmiało to chamsko, jednak kiepsko jej to wyszło.

Speszona schowała dłonie do kieszeni płaszcza i mówiąc krótkie: „No to cześć" próbowała odejść, jednak Jaebum uniemożliwił jej to. Stanął naprzeciwko, wyciągając na boki ręce.

– Już idziesz? Przecież dopiero się spotkaliśmy – zauważył z żalem, nie rozumiejąc dziwnego zachowania dziewczyny. Myślał, że etap uciekania przed sobą mieli już za sobą. W końcu pili wspólnie soju, a to do czegoś zobowiązywało.

Sana starała się ignorować Jisoo, która uważnie jej się przyglądała i bez wątpienia doszukiwała się w niej wad. Najwyraźniej nie zapałała do niej zbytnią sympatią, co wcale Sany nie dziwiło. Odkąd pojawiła się w poprawczaku, nie potrafiła nawiązać kontaktu z żadną dziewczyną i szczerze nienawidziła spędzać czasu w ich towarzystwie. Bała się ich.

Jinyoung jako jedyny dostrzegł, że dziewczyna nie czuła się dobrze w zaistniałej sytuacji, a naciskanie Jaebuma niczego nie ułatwiało. Dlatego też objął przyjaciela ramieniem i powiedział:

– Koleżanka z pewnością ma jakieś sprawy do załatwienia, a my jej przeszkadzamy. Niewielu nie musi pracować, dzięki bogatemu tatusiowi. Chodźmy, bo i Jisoo spóźni się do swojej pracy.

Jaebum zmierzył przyjaciela wrogim spojrzeniem i z niezadowoleniem pokręcił głową.

– Ja nie mam tatusia. Mam ojca, którego nienawidzę.

Sana mimowolnie spojrzała na Jae, który zagryzał właśnie dolną wargę. Gdy pili wspólnie soju, chłopak dużo mówił o ojcu i o tym, jak był przez niego traktowany. Było jej go naprawdę żal i zrozumiała wówczas, jak samotny musiał się czuć. Prócz dwójki towarzyszących mu przyjaciół, nie miał nikogo. Tak samo, jak ona nie miała nikogo, prócz rodzeństwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że posiadała bardzo bolesną przeszłość, która w każdej chwili mogła zniszczyć jej życie. Wystarczył jeden nieodpowiedni ruch, by ktoś dowiedział się o jej karygodnym błędzie i będzie skończona. Nawet nie chciała wyobrażać sobie, przez co będzie przechodziło jej rodzeństwo, gdy po Gunpo rozejdzie się wieść o żyjącej w nim morderczyni.

– Zadzwonię do ciebie i umówimy się w bardziej ustronnym miejscu. Chyba nie lubisz tłumów, co? – Jaebum położył na ramieniu dziewczyny dłoń i uśmiechnął się w uroczy sposób.

Speszona spojrzała na Jisoo, momentalnie spuszczając wzrok, gdy ich spojrzenia się spotkały. Choć ta dziewczyna nie wyglądała na wredną, to i tak wolała trzymać się od niej z dala. Na własnej skórze przekonała się, że łagodny wygląd nie miał nic wspólnego z charakterem.

– Miło było was poznać. Cześć – rzuciła tylko i ruszyła w stronę przejścia dla pieszych, by czym prędzej zniknąć z ich pola widzenia.

Podczas gdy Jaebum i Jinyoung wpatrywali się w sylwetkę Sany, Jisoo podniosła z chodnika kartkę papieru, która musiała wysunąć się dziewczynie, zanim do niej podeszli. Pospiesznie zgięła ją i wsadziła do ciepłej kurtki w moro.

– Niezbyt rozmowna ta twoja koleżanka – oznajmiła, skupiając na sobie uwagę chłopaków.

Jaebum wzruszył ramionami.

– Może jest nieśmiała? Szczerze mówiąc, musiałem ją zmusić, by napiła się ze mną soju. Zaproponowałem nawet, że jej za to zapłacę.

Jisoo wybuchnęła śmiechem, a Jinyoung wywrócił oczami.

– Ale z ciebie desperat – śmiał się.

– Gadaj sobie, co chcesz. Przynajmniej mam jej numer telefonu – Jaebum radośnie pokazał mu komórkę, na której wyświetlała się nazwa Czerwona Wariatka.

Hyejin oparła dłonie o umywalkę, ze łzami w oczach wpatrując się w swoje odbicie w dużym lustrze. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, szminka była rozmazana, a guziki białej koszuli wciąż odpięte. Czuła do siebie obrzydzenie za każdym razem, gdy pozwoliła Jongho się wykorzystać. Był to mężczyzna z pięćdziesiątką na karku, na którego w domu czekały dwie córki oraz żona. Szef wyjątkowo upodobał sobie Hyejin i chętnie zabierał ją w podróże po świecie, gdzie załatwiał sprawy związane z firmą i przy okazji umilał sobie czas u jej boku. Choć w firmie plotkowano o ich romansie, nikt nie mówił o tym głośno, obawiając się zwolnienia. Każdy wiedział, że Hyejin była nietykalna i nikt nie miał prawa powiedzieć o niej złego słowa. Wszyscy zapewne wiedzieli, iż trzymała się Jongho przez wzgląd na pieniądze i wcale się nie mylili. Potrzebowała każdego wona, dlatego też udawała, że odwzajemnia uczucia swojego szefa i w jego towarzystwie udawała szczęśliwą, choć wewnętrznie była rozbita na milion maleńkich kawałeczków.

Zawsze gardziła kobietami, które kręciły się wokół żonatych mężczyzn, a teraz sama stała się jedną z nich.

Poprawiła włosy i zmazała czerwoną szminkę za pomocą wody z mydłem. Na szczęście w kieszonce czarnej spódnicy zawsze nosiła szminkę oraz tusz do rzęs, by w takich sytuacjach móc poprawić wygląd, nim wróci na swoje stanowisko pracy. Najtrudniej było uśmiechać się, podczas gdy wszyscy pracownicy rzucali w jej stronę nieprzychylne spojrzenia i szeptali między sobą. Była jednak w stanie znieść wszystko. Najważniejsze, by Kyungsoo mógł pójść na studia. Tylko to się dla niej liczyło.

Sana przysypiała przed telewizorem, w którym puszczano obecnie jakiś nudny program, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zaskoczona zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę piętnastą. Oznaczało to, że ani Hyejin, ani też Kyungsoo nie skończyli jeszcze swoich zajęć.

Niechętnie zwlokła się z rogówki, odrzucając na bok ciepły koc, którym była okryta i podreptała do drzwi. Gdy ubrała kapcie, zeszła po schodach i otworzyła drzwi domku. Omal nie zakrztusiła się własną śliną na widok Marka, który trzymał w dłoniach jakąś płytę, cztery paczki chipsów i uśmiechał się do niej w uroczy sposób.

– Kyungsoo będzie dopiero po siedemnastej. Ma dodatkowe zajęcia...

– Przyszedłem do ciebie – oznajmił, machając chipsami przed jej oczami. – Pomyślałem, że nudzisz się sama w domu, a po co mamy nudzić się osobno, skoro wspólnie możemy obejrzeć jakiś film?

Oszołomiona patrzyła, jak blondyn przechodzi obok niej i radośnie zaczyna wchodzić po schodach, by bez pytania wejść do mieszkania. Nie miała odwagi go wyprosić, ponieważ wiedziała, że był najlepszym przyjacielem jej rodzeństwa. Można powiedzieć, że przez ostatnie lata zajmował jej miejsce.

Zrezygnowana zamknęła drzw i podreptała na górę. Ku jej zdziwieniu, Mark rozłożył już rogówkę i wyjął z niej drugi koc. Teraz przeglądał coś na postawionym na kuchennym krześle laptopie, który służył Sanie za telewizor.

– Napijesz się herbaty? – zapytała, przechodząc z pokoju do kuchni. Czasem żałowała, że mieszkanie było tak malutkie, a ona zajmowała pomieszczenie, które było połączone zarówno z jadalnią, jak i kuchnią. Nie miała przez to ani odrobiny prywatności, jednak nie zamierzała narzekać.

– Malinową, poproszę.

Skinęła, choć chłopak na nią w ogóle nie patrzył i zabrała się za robienie herbaty. Czuła się niezręcznie przez ciszę, którą przerywały jedynie odgłosy dobiegające z czajnika oraz stukanie w klawiaturę. Nie rozumiała, jak Mark mógł czuć się przy niej tak swobodnie. Może i była siostrą jego najlepszego przyjaciela, ale przecież dopiero co ją poznał. W dodatku podczas pierwszego spotkania była kompletnie pijana i wygadywała straszne bzdury.

Siedziała chwilę w ciszy, gdy postawiła dwa kubki na białym stoliku. Po chwili zerknęła na chipsy i podniosła się z rogówki, biorąc jedną paczkę do rąk.

– Może wsypię je do jakichś misek?

Mark spojrzał na nią z uśmiechem, kierując laptopa w ich stronę. Na ekranie widniał spauzowany film.

– Lubisz wysuszone chipsy? Bo ja nie. – Podniósł się z klęczek i podszedł do okien, by zasłonić je za pomocą rolet.

Serce Sany mimowolnie zaczęło dudnić w klatce piersiowej, atakując jej myśli dwuznacznymi scenariuszami. Nie rozumiała, po co chłopak stwarzał tak intymną atmosferę, ale powoli zaczynała obawiać się najgorszego. Nie, żeby uważała Marka za kogoś nieatrakcyjnego. Po prostu nie była jeszcze gotowa zbliżyć się do żadnego chłopaka. Minęło zbyt mało czasu, odkąd opuściła poprawczak. Wciąż uczyła się życia wśród normalnych ludzi, którzy nie krzywdzili ją na każdym kroku.

Mark przystanął przed rogówką, dopiero teraz dostrzegając przerażenie wymalowane w oczach dziewczyny. Pokręcił z rozbawieniem głową i szturchnął palcem w jej czoło.

– Kyungsoo mówił, że uwielbiasz horrory. Podobno bardzo chciałaś obejrzeć TO, ale nie ma tego filmu na necie, więc go wypożyczyłem. Jak wyobrażasz sobie oglądanie horroru, gdy na zewnątrz jest jasno?

Zagryzła dolną wargę, klnąc pod nosem na swoją głupotę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy więcej nie pokazywać się Markowi na oczy. Zawsze wychodziła przed nim na idiotkę i naprawdę tego nie lubiła. Tak dawno nie miała kontaktu z chłopakami, że najwyraźniej zapomniała, jak się w ich towarzystwie zachowywać, choć dawniej była niesamowicie pewną siebie dziewczyną. To przykre, że tak wiele rzeczy zmieniło się w jej życiu.

– Mam nadzieję, że nie muszę iść na podłogę? – zagadnął, szturchając ją w ramię. Widząc jej pytające spojrzenie, dodał: – Wiesz, w końcu będziemy siedzieć wspólnie na rogówce. Co prawda pod dwoma kocami, ale jednak.

Na twarzy Sany mimowolnie zawitał radosny uśmiech.

– Mam nadzieję, że Kyungsoo cię nie zabije, jak nas przyłapie.

– Spokojnie, przyjmę jego gniew na klatę – Wyprostował się jak struna i dumnie poklepał się w pierś.

Po chwili siedzieli oparci plecami o poduszki, które uciskały rolety i zajadali się chrupkami. Sana nie mogła uwierzyć, że chłopak rzeczywiście przyniósł film, który tak bardzo pragnęła obejrzeć. Niestety w poprawczaku nie miała dostępu do internetu w celach rozrywkowych, a o premierach dowiadywała się od dziewczyn, które rozmawiały ze sobą na jadalni. One, w przeciwieństwie do niej, utrzymywały kontakt z rodziną i dzięki temu były na bieżąco ze światem. Oczywiście nie wszystkie, bo niektóre zostały same, jak palec, gdy rodzina się ich wyrzekła.

Mark co chwilę zerkał na Sanę, gdy na ekranie pojawiał się przerażający klown. Jej oczy robiły się wówczas tak wielkie i przerażone, że miał ochotę ją przytulić i zapewnić, że nic jej nie groziło. Widział również łzy w jej oczach, gdy dostrzegała przemoc między dziećmi, przez co uznał ją za bardzo wrażliwą dziewczynę. Hyejin też często płakała na filmach, więc zapewne odziedziczyła to po starszej siostrze.

Przerażony niespodziewanym zachowaniem Sany, która zacisnęła palce na jego ręce, podskoczył w miejscu. Wysypał kilka chrupek z paczki i dopiero po chwili zorientował się, że to nie film wystraszył dziewczynę, a rozdzwoniony telefon.

– P-przepraszam – wyjąkała z przepraszającym uśmiechem i poklepała przerażonego blondyna po ramieniu. Wygramoliła się spod koca i pospiesznie pobiegła po komórkę, którą zostawiła na kuchennym blacie.

Przez kilka sekund wpatrywała się w nazwę kontaktu, która niczego jej nie mówiła. Dopiero po chwili zrozumiała, że Mega Seksi Ciacho to Jaebum, który wpisał jej się dziś do książki telefonicznej.

– Mega Seksi Ciacho. Dobre – prychnęła rozbawiona i nacisnęła zieloną słuchawkę. – Halo?

– Co robisz? Masz może ochotę na kimbab? – Usłyszała po drugiej stronie radosny głos chłopaka.

Zerknęła w stronę Marka, który nie spuszczał z niej wzroku. Speszona posłała mu nerwowy uśmiech i odwróciła się do niego plecami.

– Jestem zajęta.

– To może wieczorem? – Powstrzymała się przed zakończeniem połączenia, słysząc jego żałosny głos. Nieważne, jak bardzo chciała go zignorować, nie potrafiła. Nie po tym, jak wyjawił jej prawdę o swoim ojcu i atmosferze panującej w jego domu. Może i miał mnóstwo pieniędzy, ale nie był szczęśliwym człowiekiem. Ona, pomimo swojej mrocznej przeszłości, miała rodzinę, która kochała ją mimo wszystko. Nie wyobrażała sobie, jak to jest dorastać u boku wrednej macochy i ojca, który za pomocą pasa próbuje wychować syna.

– Spotkajmy się o dwudziestej przy namiocie z soju – powiedziała tylko i w końcu się rozłączyła, zajmując swoje miejsce na rogówce.

Na szczęście Mark nie zadawał żadnych pytań. Po prostu włączył film i podał jej kolejną paczkę chipsów o smaku śmietanowo-serowym.

– Moje ulubione! – Ucieszyła się, na moment całkowicie zapominając o horrorze.

Mark posłał jej uśmiech.

– Wiem. Dlatego je kupiłem.

Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę, aż w końcu Sana spuściła wzrok. Jej policzki nabrały uroczych rumieńców, które sprawiły, że serce Marka zaczęło szybciej bić.

Naprawdę polubił tę dziewczynę. Wystarczyły dwa tygodnie, by całkowicie stracił dla niej głowę, ignorując przyjaciela, który zabronił mu podrywania jego siostry.

Widząc, że prawa noga dziewczyny wystaje poza koc, odłożył chipsy i ją przykrył.

– Och, przecież to nic takiego! – zaśmiał się, widząc minę dziewczyny. – Skup się lepiej na filmie.

Sana bez słowa spojrzała na ekran, jednak myślami wcale nie była przy lecącym filmie. Nie potrafiła się na nim skupić przez bliskość chłopaka, która zaczęła ją zawstydzać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro