Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲ Rozdział 04.

– Smakowało ci? – spytał Jaebum, wpatrując się błyszczącymi oczami w radosną twarz Sany. Nim otrzymali posiłek, zdążyli opróżnić kilka butelek soju. Musiał przyznać, że był pod wrażeniem jej picia i dość mocnej głowy. Jisoo już dawno leżałaby na stole, a przecież pracowała jako barmanka i na co dzień miała do czynienia z alkoholem.

Sana przytaknęła, z zadowoleniem wpatrując się w pustą miskę. Gdy piła jej żołądek przypominał worek bez dna. Mogłaby jeść i jeść, a i tak było jej mało. Wolała jednak nie naciągać towarzyszącego jej chłopaka na dodatkowe koszta i zadowoliła się tym, co otrzymała całkowicie za darmo. Oczywiście Jaebum nie szczędził alkoholu i, gdy tylko soju się kończyło, prosił o kolejne butelki sympatyczną Hyeri, która ostrzegała ich przed porannym kacem i matczynym głosem prosiła, by nie robili głupstw po opuszczeniu namiotu.

– Wydawałeś mi się być skończonym dupkiem, ale chyba nie jesteś taki zły. – Pomachała przed nim palcem, uśmiechając się w uroczy sposób.

– Oj, jestem. Tylko dla niektórych potrafię być miły – stwierdził, mrużąc w zabawny sposób oczy. – Na przykład jest taka jedna dziewczyna, która lata za mną, choć kompletnie ją ignoruję. Uwierzysz, że muszę przed nią uciekać? To kompletna wariatka! – Pokręcił palcem koło skroni, chcąc dodać powagi swoim słowom.

– Może po prostu się w tobie zakochała – Sana wzruszyła ramionami, nalewając do kieliszka soju. – Ludzie pod wpływem miłości nie myślą racjonalnie.

– Taa, jasne. Zakochała to się w moich pieniądzach – prychnął Jae i uniósł kieliszek, chcąc wzbić toast. Chwilę mu trwało znalezienie dobrego powodu, ale w końcu powiedział: – Za nasze drugie, przyjemniejsze spotkanie. Obym nigdy więcej nie spotkał cię na drodze, gdy będę prowadził samochód.

Sana wymusiła na ustach uśmiech, choć przed oczami momentalnie pojawił jej się obraz nastolatki, którą potrąciła. Szybko jednak wyrzuciła ją z głowy, nie potrafiąc uwierzyć w obecność Kyungsoo. Jej brat stanął właśnie w wejściu do namiotu. Kilkukrotnie zamrugała powiekami, wpatrując się w niego, jak w ducha. Gdy ich spojrzenia się spotkały, wskazała na niego palcem i powiedziała zaskoczona:

– O, to mój brat!

Jaebum spojrzał we wskazanym kierunku i zmarszczył brwi.

– Założył ci podsłuch? Skąd wiedział, że znajdzie cię akurat tutaj?

Kyungsoo podszedł do stolika i zacisnął palce na ramieniu siostry, podnosząc ją tym samym z krzesła. Zatoczyła się do tyłu, ale pomógł utrzymać jej równowagę.

– Wiesz, jak bardzo się martwiłem?! – wysyczał przez zęby, ukradkiem zerkając na naburmuszonego chłopaka, który nalał sobie soju i z uśmiechem opróżnił kieliszek. – Dlaczego pijesz z obcym facetem? Wiesz, co ten drań mógł ci zrobić, gdybyć straciła przytomność?

– Tylko nie obcy, okey? – fuknął Jaebum, podnosząc się z krzesła. Musiał oprzeć się o stolik, by złapać równowagę. – Prawie ją rozjechałem, gdy przechodziła na czerwonym świetle, więc świetnie się znamy. Gdyby nie to, że jestem zajebistym kierowcą, to odwiedzałbyś siostrę na cmentarzu.

– Coś ty powiedział!?

Sana zacisnęła palce na ramionach brata, powstrzymując go przed uderzeniem Jaebuma. Widziała błagalne spojrzenie pani Hyeri, które

prosiło, by nie dopuściła do bójki. Klienci mogliby uciec wtedy do domów, a wtedy nie uzyskałaby odpowiednich dochodów, a przecież rachunki same się nie opłacały. Ponadto sama nie miała ochoty patrzeć, jak jej nadpobudliwy brat tłucze tego chłopaka na kwaśne jabłko.

– Spokojnie. Nic się nie stało – powiedziała, uśmiechając się do Kyungsoo. Ten wciąż nie spuszczał wzroku z Jae, który klapnął na swoje miejsce i zaczął nalewać do dwóch kieliszków alkohol. – Jestem cała. A to jest Jaebum i, jak widzisz nie jest mi zupełnie obcy. No i przede wszystkim chce ze mną rozmawiać. Wiesz, jak ciężko było mi znaleźć przez te wszystkie lata osobę, która nie patrzyłaby na mnie z góry? Która by się nade mną nie znęcała?

– Powiedz, kto się nad tobą znęcał! – Jaebum niespodziewanie uderzył pięścią w stół, wylewając przy tym niewielką zawartość napełnionych kieliszków. – Powiedz, a go załatwię! Każdego po kolei! – Wskazał palcem na wszystkich zebranych osobach w namiocie, groźnie mrużąc przy tym oczy. Alkohol coraz bardziej szumiał mu w głowie, przez co i obraz zaczął mu się rozmazywać.

Kyungsoo nie rozumiał zachowania tego dziwnego chłopaka. Nie zamierzał jednak pozwolić na drążenie tematu, by Sana przypadkiem nie powiedziała niczego, co dotyczyło poprawczaka i błędu, który popełniła kilka lat temu. Nie chciał, by ktokolwiek w Gunpo poznał prawdę jej nagłego zniknięcia, ponieważ wiązałoby się to z samymi problemami. Widział, że oczy Sany zaczęły napełniać się łzami, a to oznaczało, iż lada chwila zacznie paplać, jak najęta. Dlatego też wziął ją pod ramię i odwrócił się w stronę Marka, który stał jak słup soli za jego plecami i przyglądał się wszystkiemu szeroko rozwartymi oczami.

– Pomożesz mi, czy będziesz tak sterczał!? – warknął na przyjaciela, a ten dopiero się ocknął i pospiesznie podszedł do dziewczyny, która zaczęła coraz bardziej chwiać się na nogach.

– Ło, ale ty ładnie pachniesz! – Sana z zadowoleniem nachyliła się w stronę blondyna, przymykając powieki przy wdychaniu przyjemnego zapachu. – I jesteś całkiem ładniutki. Przechodziłeś jakieś operacje plastyczne?

– N-nie... – wyjąkał oszołomiony Mark, uciekając spojrzeniem od Sany, która ciągle się w niego wgapiała. Śmierdziało jej z ust alkoholem, a jej twarz była cała czerwona. Wiedział, że Kyungsoo wolałby, żeby nie widział jego siostry w takim stanie, ale nie mógł nic na to poradzić.

Jaebum zmarszczył gniewnie brwi i podszedł bliżej dziewczyny, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Kyungsoo.

– A ja? Czy ja ładnie nie pachnę? – spytał i nachylił się nad Saną, która momentalnie wyciągnęła ku niemu szyję, chcąc powąchać jego perfumy. – Nie jestem przystojny?

– Aish, przestańcie! – krzyknął Kyungsoo, wolną ręką powstrzymując Jaebuma od zbliżenia się do Sany. Odnosił wrażenie, że ten za moment się na nią rzuci, a ona wcale nie wyglądała, jakby jej to nie odpowiadało. Oddał siostrę Markowi i stanął naprzeciwko pijanego chłopaka, by siłą wyciągnąć go na zewnątrz. Tuż za nim szedł Tuan z mamroczącą do niego Saną, która nie przestawała wypytywać go o operacje plastyczne.

Posadzili Sanę oraz Jaebuma na ławeczce przystanku autobusowego. Kyungsoo w ostatniej chwili odsunął pijanego chłopaka od siostry, która chciała położyć głowę na jego ramieniu. Nie musiał być jasnowidzem, by wiedzieć, że nieznajomy pochodził z zamożnej rodziny. Dlatego też nie rozumiał, jak ktoś taki mógł spędzać czas pod namiotem, skoro mógł pójść do jakiegoś baru, gdzie przynajmniej działało ogrzewanie.

– Co z nim zrobimy? – spytał Mark, wskazując na bruneta.

Kyungsoo westchnął głośno, wyciągając z kieszeni komórkę. Kopnął buta Jaebuma i powiedział:

– Gdzie mieszkasz? Zadzwonię po taksówkę i pojedziesz do domu.

Jaebum spojrzał na niego dużymi oczami. Wyglądał, jakby odzyskał trzeźwość, gdy poważnym, mrożącym krew w żyłach głosem, odpowiedział:

– W samym środku piekła. Jeśli wrócę do niego w takim stanie, to umrę.

Mark powstrzymał się od śmiechu, choć przerażona mina pijanej Sany bardzo mu to utrudniała. W chwili, gdy chciała dotknąć chłopaka, Kyungsoo uderzył w jej rękę, nie zważając na jej głośne protesty.

– Przynosisz mi wstyd! – fuknął Kyungsoo do Sany i zbliżył się do Jaebuma, grzebiąc po jego kieszeniach w poszukiwaniu telefonu. Gdy już go znalazł, nakazał chłopakowi odblokować telefon, co ten zrobił bez wahania. Brunet wyprostował się i prychnął, widząc na tapecie jakąś uroczą blondynkę, którą obejmował. Wyglądali na parę, dlatego poczuł niesmak na samą myśl, że zamiast z nią, spędzał czas z jego siostrą. – Do kogo mam zadzwonić? Halo! – Kopnął chłopaka, który zaczynał zasypiać.

– Niedostępna Jisoo.

Kyungsoo zmarszczył brwi i pomimo wątpliwości, zaczął szukać kontaktu o podanej nazwie. Jakie było jego zaskoczenie, gdy taki rzeczywiście znajdował się w spisie, który w sumie miał z dwieście numerów, jak nie więcej. Bez wahania zadzwonił pod odpowiedni numer i już po chwili poznał adres, na który miał odesłać pijanego chłopaka. Musiał przyznać, że głos dziewczyny brzmiał bardzo przyjemnie i zrobiło mu się przykro na samą myśl, że ta zamartwiała się o swojego chłopaka, podczas gdy on świetnie bawił się u boku innej dziewczyny. Szczerze nienawidził drani, którzy bawili się uczuciami kobiet.

Zamówił taksówkę i tak naprawdę dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że Sana cichutko płakała pod nosem. Posłał pytające spojrzenie Markowi, na co ten wzruszył jedynie ramionami.

– Dlaczego płaczesz? – spytał w końcu, kucając przed siostrą.

Sana spojrzała na brata ze smutkiem wymalowanym na twarzy.

– Wiem, że mnie nienawidzisz za to, co zrobiłam. Wiem, że jest ci za mnie wstyd...

Zakrył jej usta dłonią, nie chcąc, by powiedziała nic więcej.

– Przestań wygadywać głupoty i weź się w garść, okey? – Skinęła głową, ścierając z policzków łzy.

Po kilku minutach podjechała taksówka, w którą Kyungsoo przy pomocy Marka wpakowali pijanego Jaebuma, podając wskazany adres podany przez niejaką Jisoo. Gdy pozbyli się jednego problemu, wzięli Sanę pod ramię z obu stron i zaczęli iść w kierunku domu rodzeństwa Lee.

– Jesteś naprawdę ładniutki – mamrotała Sana, patrząc na Marka maślanymi oczami.

Kyungsoo nie marzył obecnie o niczym innym jak o położeniu siostry do łóżka. Naprawdę działała mu na nerwy i zdecydowanie nie podobał mu się uśmieszek, który wtargnął na wargi jego przyjaciela.

Następnego dnia obudził ją okropny ból głowy, który pojawił się w chwili, gdy do jej uszu dotarł dźwięk uderzających o siebie garnków. Próbowała schować głowę pod poduszkę i iść spać dalej, ale było zbyt głośno i ostatecznie dała za wygraną, patrząc na brata z żalem.

– Dlaczego mi to robisz? – spytała żałośnie, przeczesując palcami nieco przetłuszczoną grzywkę. Choć wyglądała z nią naprawdę korzystnie, to nienawidziła faktu, iż musiała ją codziennie myć. – Boli mnie głowa.

Kyungsoo ponownie uderzył o siebie garnkami, rzucając siostrze gniewne spojrzenie.

– A jak ma cię nie boleć głowa, skoro chlałaś wczoraj soju u boku jakiegoś nadzianego chłoptasia!?

– Och, dlaczego krzyczysz? – jęknęła, przykładając dłonie do uszu.

– Wyobraź sobie, że się o ciebie martwiłem! A ty spędzałaś czas u boku chłopaka, którego nie znasz. Dobrze, że Mark cię skojarzył, bo inaczej nie miałbym pojęcia, gdzie powinienem zacząć poszukiwania.

Sana przymknęła powieki, rozmyślając nad słowami brata. Była pewna, że panowała nad sobą wczorajszego wieczoru, ale najwyraźniej wcale nie miała tak mocnej głowy, jak myślała, skoro nie miała pojęcia, o kim mówił Kyungsoo.

– Kim jest Mark? Nie znam nikogo takiego. – Zmrużyła oczy, mlaskając ustami. – Chcę wody.

– Łoo, widzę, że naprawdę było z tobą źle, skoro nawet nie pamiętasz chłopaka, do którego wzdychałaś przez całą drogę do domu – Kyungsoo zacmokał niezadowolony ustami, ruszając za siostrą, która wyjęła z lodówki wodę mineralną. – Gdyby nie było mnie w pobliżu, to byś go zgwałciła!

Sana zachłysnęła się wodą i momentalnie zaczęła się krztusić, patrząc na brata z niedowierzaniem. Ten na szczęście nie był na tyle zły, by nie poklepać jej po plecach, choć robił to odrobinę za mocno.

Gdy zdołała się uspokoić, wyjąkała:

– O czym ty mówisz?

– Pytałaś mojego przyjaciela, czy robił sobie operacje plastyczne, bo to niemożliwe, by był taaki przystojny – mówił, naśladując jej głos i mimikę twarzy z wczorajszego wieczoru. – Myślałem, że się ze wstydu spalę! To było naprawdę okropne!

– Omo, jestem skończona! – jęknęła, opierając się o blat kuchni. Przyciskała dłonie do policzków, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z minionego wieczoru, ale film urwał jej w chwili, gdy wzniosła z Jaebumem toast.

Kyungsoo tupnął nogą, gromiąc ją wzrokiem, gdy w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Patrzył teraz na Sanę wzrokiem szaleńca, oznajmiając:

– Masz szczęście, że Hyejin nie wróciła do domu i będzie dopiero po szesnastej, bo nigdy by ci tego nie darowała. A teraz przygotuj się na spotkanie z moim przyjacielem, którego rozbierałaś wczoraj wzrokiem.

Oszołomiona patrzyła na Kyungsoo, który zaczął biec w stronę drzwi wyjściowych. Przerażona wizją spotkania Marka, pobiegła do łazienki, by się w niej zamknąć. Usiadła na muszli klozetowej, nerwowo nasłuchując głosów, które z każdą chwilą robiły się coraz głośniejsze. Nie miała pojęcia, jak wyglądał ten cały Mark, ale była niemalże pewna, że był w wieku jej brata. W dodatku zrobiła z siebie skończoną idiotkę. Jak miała mu się pokazać, skoro Kyungsoo powiedział, że pożerała go wzrokiem?

– Sana! Odwiedził nas Mark, nie zamierzasz się przywitać?! – Usłyszała krzyk brata, w którym kryło się rozbawienie.

– Daj mi się ogarnąć! Idźcie do twojego pokoju i nie wychodźcie z niego! – krzyknęła, mając nadzieję, że brat nie będzie robił jej pod górkę.

Miała na sobie wczorajsze ubrania, jej grzywka wyglądała paskudnie i bez wątpienia śmierdziała alkoholem. Jak mogła pokazać się w takim stanie przyjacielowi brata? Nawet z psem by się nie przywitała, bo by od niej uciekł przerażony!

Zbliżyła się do drzwi, nasłuchując odgłosów dobiegających z mieszkania. Gdy doszła do wniosku, że spokojnie mogła iść do salonu, by wyjąć z nierozpakowanej walizki świeże ubrania, otworzyła drzwi i omal nie wyzionęła ducha, dostrzegając uśmiechniętą twarz Kyungsoo.

– Przestraszyłeś mnie! – krzyknęła, uderzając brata w ramię. Ten pogłębił uśmiech, machając przed nią zapakowaną paczką.

– To tylko listonosz. Całe szczęście, bo Mark umarłby od twojego śmierdzącego oddechu.

Sana zakryła usta dłonią, z niedowierzaniem patrząc na Kyungsoo. Kiedy on się zrobił taki pyskaty i pewny siebie? Dawniej to ona mu dokuczała, a teraz najwyraźniej role miały się zamienić, choć był od niej o rok młodszy.

– Jesteś okropny! – skwitowała i ruszyła do salonu.

Naprawdę nie marzyła o niczym innym jak o ciepłej kąpieli. Wiedziała, że nic nie będzie w stanie zmyć z niej wstydu, ale miała nadzieję, że choć odrobinę się zrelaksuje.

Kyungsoo położył paczkę na stole i patrzył na siostrę z uśmiechem. Był zdziwiony faktem, iż ubrania w jej walizce były wyprasowane i ładnie poukładane. Zawsze miała niesamowity burdel niezależnie od tego, czy był to jej pokój, czy walizka. Najwyraźniej nie tylko on się zmienił podczas ich rozłąki.

– Wykąp się, pijaczko. Ja w tym czasie podgrzeję zupę na kaca – oznajmił.

Sana spojrzała na niego lśniącymi oczami, a na usta wtargnął jej zadowolony uśmiech.

– Łoo, mój młodszy brat nauczył się gotować. Jestem taka dumna!

Kyungsoo zagryzł dolną wargę i z niesmakiem wskazał na koronkowe majtki, które Sana trzymała w rękach wraz z innymi ubraniami.

– Weź przynajmniej schowaj te majtki! Naprawdę nie mam ochoty oglądać twojej bielizny. Jesteś moją siostrą, do cholery!

Sana schowała zmieszana bieliznę pod koszulkę i czym prędzej ruszyła w stronę łazienki, chowając twarz za ciemnymi włosami.

Kyungsoo pokręcił rozbawiony głową i wyjął z lodówki zupę, którą ugotował z samego rana z myślą o Sanie.

– Naprawdę mi jej brakowało – pomyślał na głos, nalewając zupę do zielonych misek.

– Dawno nie widziałam cię pijanego, Jae. Naprawdę wizja ślubu z Borą tak bardzo cię przygnębia? – Jisoo z troską patrzyła na przyjaciela, który siedział przy stole z naburmuszoną miną.

Gdy otrzymała wczoraj telefon i usłyszała nieznajomy głos, który poinformował ją o stanie Jaebuma, naprawdę się zmartwiła. Całe szczęście, że szef pozwolił jej wyjść godzinę wcześniej, inaczej nie byłaby w stanie dotrzeć do swojej kawalerki, by odebrać chłopaka od taksówkarza, któremu zapłaciła z własnej kieszeni. Były to tylko pieniądze, więc nie zamierzała niczego wypominać brunetowi. On sam nie raz poratował ją w sytuacjach, które tego wymagały.

Jaebum bawił się łyżką w zupie z wodorostów i posłał blondynce smutne spojrzenie.

– Po prostu mam dość takiego życia i ojca, który myśli, że wciąż mam siedem lat i zrobię wszystko, co mi tylko rozkaże – wyznał szczerze. – Dlaczego mam ożenić się z powodu durnych pieniędzy? Na cholerę mi kobieta, którą będę zdradzał na prawo i lewo. Nie zamierzam być taki jak on, a wiem, że ślub bez miłości tak się skończy.

– To urocze, wiesz? – Uśmiechnęła się, opierając głowę na dłoniach. Widząc pytające spojrzenie przyjaciela, dodała: – Lim Jaebum mówiący o miłości. Kreujesz się na takiego dupka, a tak naprawdę masz wielkie serce.

– Dobrze wiesz, że nie raniłbym żadnej dziewczyny bez powodu. Nie chcę, by Bora cierpiała przez to, że ją zdradzam, ponieważ tak naprawdę nigdy mnie nie pociągała.

– A ta wariatka, o której mamrotałeś przed snem? Jaka jest? – zagadnęła, zwinnie zmieniając temat.

– O nikim nie mamrotałem przez sen.

– Jasne, jasne. – Jisoo machnęła ręką, śmiejąc się pod nosem. – Najpierw omal jej nie rozjechałeś, a potem zabrałeś ją na soju. No i oczy tak ładnie jej się błyszczały – Wywróciła oczami, wspominając miniony wieczór i moment, gdy próbowała wprowadzić pijanego chłopaka do swojego mieszkania. Było to nie lada wyzwanie, ale na szczęście dała radę.

Jaebum przeczesał palcami ciemną grzywkę, a na jego usta mimowolnie wtargnął uśmiech. Wspomnienie Sany i rozmowy, która z początku w ogóle się nie kleiła, napawały go radością. W końcu po soju tak się rozgadali, że rozmawiali nawet o ulubionych zespołach dziewczyny, choć kompletnie nie interesowały go boysbandy. Z taką pasją opowiadała jednak o swoich ulubionych piosenkarzach, że nie potrafił przestać jej słuchać. No i pochłonęła jedzenie w takim tempie, że nie mógł się temu nadziwić.

– Cóż – zaczął, zastanawiając się nad każdym słowem, które zamierzał powiedzieć – była naprawdę w porządku. Dało się z nią porozmawiać.

– Jest taka ładna, jak mówił Jinyoung? – nie ustępowała Jisoo, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej szczegółów. Była naprawdę ciekawa, kim była ta szalona wariatka, która zdobyła zainteresowanie Lim Jaebuma. Dotychczas odpychał każdą dziewczynę, która pojawiała się w jego życiu, a teraz sam zaprosił jedną z nich na soju. To musiał być przełom w jego życiu, a ją bardzo to cieszyło.

Jaebum przytaknął, jednak od razu się zrekompensował, mówiąc:

– Ale wciąż uważam, że to ty jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką znam. Wiesz, że wciąż ubolewam nad tym, że dałaś mi kosza?

Jisoo westchnęła, wpatrując się w twarz przyjaciela ze smutkiem.

– Najwyższy czas, byś wyzbył się wszelakich uczuć, które wobec mnie żywisz. Dobrze wiesz, że nic z tego nie będzie. Niepotrzebnie się tylko ranisz.

Jaebum spuścił głowę, uśmiechając się smutno. Naprawdę było mu przykro z powodu nieodwzajemnionych uczuć. Przyjaźnił się z Jisoo i nie wyobrażał sobie życia bez niej, dlatego zapomnienie o niej było naprawdę trudne.

– Wiem, wiem – Machnął lekceważąco ręką i wymusił na twarzy uśmiech. – Będę się zbierał. Muszę skorzystać, że ojca nie ma w domu i się trochę odświeżę. Nie wierzę, że spałem w tych ciuchach – z niesmakiem spojrzał na swoje ubrania.

Jisoo pomachała mu na pożegnanie i westchnęła, gdy zamknął za sobą drzwi. Naprawdę wierzyła, że Jaebum w końcu o niej zapomni, a jego serce zabije dla dziewczyny, która odwzajemni jego uczucia. Ona nie była w stanie podarować mu tego, czego pragnął. Dlatego też nigdy nie dawała mu żadnych nadziei, brutalnie strącając go na ziemię, gdy próbował przekierować ich relacje na inny tor.

Wierzyła bowiem w miłość od pierwszego wejrzenia i czekała na chłopaka, który oczaruje ją podczas pierwszego spotkania. Nigdy nie dałaby nadziei na związek komuś, w kim nie widziała potencjalnego partnera. Nie lubiła bawić się uczuciami ludzi i od zawsze wolała powiedzieć brutalną prawdę, niż mydlić komuś oczy.

– Kto wie, może ta tajemnicza wariatka pojawi się w jego życiu na dłużej – powiedziała na głos i zabrała się za sprzątanie naczyń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro