▲ Rozdział 03.
Sana stała jeszcze długą chwilę przed firmą, w której Hyejin pracowała jako sekretarka. Odczuwała ogromny żal, że siostra musiała iść do firmy o tak późnej porze, a wszystko przez to, że zapomniała o jakimś ważnym raporcie, który musiał być gotowy na ósmą rano. Niestety w domu nie potrafiła się skupić, a to oznaczało, iż prawdopodobnie spędzi noc w biurze i zdrzemnie się na biurku.
Dwudziestolatka cieszyła się, że Hyejin znalazła dobrze płatną pracę, ale czy takie poświęcenie to nie było zbyt wiele? Najchętniej sama od razu zatrudniłaby się do jakiejkolwiek pracy, by pomóc siostrze finansowo. Wiedziała jednak, że nie zdoła szybko niczego znaleźć ze swoją kartoteką. W końcu, kto zatrudni morderczynie? Nawet jeśli wypadek nie miał miejsca w jej mieście to i tak to wydarzenie wpisało się w jej kartę i każdy pracodawca prędzej, czy później pozna prawdę. Mogła próbować kłamać, mając nadzieję, że jakimś cudem zdoła utrzymać przeszłość w tajemnicy, ale bała się konsekwencji, które mogły nastąpić w chwili, gdy wszystko wyjdzie na jaw.
Schowała dłonie do kieszeni płaszcza i powoli ruszyła w stronę domu, gdzie Kyungsoo pilnie uczył się do jakichś tekstów. Był w ostatniej klasie liceum, a z tego, co mówiła Hyejin, zajmował czołowe miejsce na liście najlepszych uczniów.
– O! Wariatka w czerwonym płaszczu!
Odwróciła się i momentalnie przyspieszyła, gdy ujrzała twarz kierowcy, który omal jej nie potrącił. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie jego narzekań i nie rozumiała, po jaką cholerę w ogóle się do niej odzywał. Powinien zapomnieć o tym nieprzyjemnym incydencie i dać jej święty spokój. W końcu nic jej się nie stało.
– Ej, czekaj! – Jaebum zaczął biec. Zatrzymał dziewczynę przed pasami dla pieszych i zacisnął na jej nadgarstku palce, pytając z niedowierzaniem: – Czy ty chciałaś mnie olać?
– Tak. Dokładnie to chciałam zrobić – odpowiedziała, głośno wzdychając. – Możesz mnie puścić? Spieszę się.
– Przecież i tak nie przejdziesz na czerwonym świetle. No, chyba że znowu chcesz komuś wpaść pod auto.
Zagryzła policzki od środka, przeklinając w myślach na tego natarczywego chłopaka. To, że omal jej nie przejechał, wcale nie oznaczało, iż mógł marnować jej czas.
Nie odezwała się słowem i ruszyła, gdy tylko zapaliło się zielone. Miała nadzieję, że nieznajomy wyczuje aluzję i da jej w końcu spokój, jednak nie minęła chwila, jak pojawił się obok niej i szli razem ramię w ramię. Próbowała nie zwracać na niego uwagi, ale w końcu przystanęła i obdarzyła go zirytowanym spojrzeniem.
– Dlaczego za mną łazisz!? Czego chcesz?!
Jaebum uniósł palec i już miał odpowiedzieć, gdy zrozumiał, że robił to z powodu nudy. Od godziny chodził bez celu po mieście i nie miał co ze sobą począć. Jisoo napisała mu wiadomość, że Bora ledwie trzymała się na nogach, ale Jinyoung obiecał się nią zająć. Nie, żeby specjalnie go to obchodziło, ale przynajmniej wiedział, że przyjaciel przez resztę wieczoru będzie dla niego niedostępny.
Patrzył w ciemne oczy dziewczyny, które gniewnie patrzyły na niego spod zmarszczonych brwi. Jinyoung miał rację, ta wariatka rzeczywiście była całkiem ładna.
– Napij się ze mną soju.
– Dlaczego miałabym to zrobić? – zdziwiła się. – Zwariowałeś?
– To nie ja rzucam się pod samochody – skwitował radośnie i objął ją ramieniem, nie przejmując się zbytnio jej zszokowaną miną. – Nudzę się, a obecnie jesteś jedyną osobą, którą poniekąd znam. Chyba nie masz nic przeciwko poznaniu kogoś tak przystojnego, jak ja?
Sana mrugała energicznie oczami, nie dowierzając własnym uszom. Czy właśnie obcy chłopak, który omal jej nie potrącił, poprosił, by napiła się z nim soju? Wyczuła w jego oddechu alkohol, ale nie był pijany.
Jaebum wykorzystał jej chwilę zawahania i pociągnął ją w stronę namiotu z soju, który znajdował się na wyciągnięcie ręki.
– Nie znam cię! – krzyknęła Sana, wyślizgując się z uścisku chłopaka tuż przed wejściem do namiotu. – Jeżeli myślisz, że mnie upijesz i wykorzystasz tylko dlatego, że przeszłam na czerwonym świetle, to się mylisz!
Jaebum zacmokał niezadowolony ustami.
– Naprawdę uważasz, że wszyscy faceci to takie świnie? – Widząc jej wzrok, prychnął. – Hej! Czy ja ci wyglądam na jakiegoś zboczeńca!?
– A dlaczego nie? Każdy może nim być – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Brat na mnie czeka. Żegna... – zamilkła, gdy znów zacisnął palce na jej nadgarstku, powstrzymując ją tym samym przed odejściem. Chciała coś powiedzieć, ale jego oczy nie wyglądały już tak radośnie, jak chwilę wcześniej. Był naprawdę przygnębiony.
– Nazywam się Lim Jaebum, a w domu czeka na mnie ojciec, który bez wątpienia spuści mi niezły łomot, jeśli teraz wrócę do domu – powiedział, patrząc jej w oczy. – Obecnie nie mam z kim spędzić czasu, a jakoś tak się składa, że nie przepadam za samotnością. Dlatego też zadowolę się obecnością nawet takiej świruski jak ty.
– Jestem pewna, że jest tam wielu ludzi. Możesz dosiąść się do któregoś z nich – fuknęła, momentalnie zapominając o współczuciu, które dopiero co się pojawiło. – Nie zamierzasz mnie puścić!? – krzyknęła sfrustrowana, gdy wciąż czuła jego palce na nadgarstku. – Nie będę piła z tobą żadnego soju!
– Dlaczego? Przecież nie jestem już dla ciebie obcy. Przedstawiłem się.
– To niczego nie zmienia.
– Zapłacę ci – rzucił nagle, wyciągając z kieszeni gruby portfel. – Ile chcesz za poświęcenie mi kilku godzin? Zapłacę za twoje towarzystwo. Przysięgam, że nie tknę cię nawet jednym palcem, a pod koniec zapłacę za twoją taksówkę do domu.
Sana wpatrywała się w portfel, z którego chłopak zaczął wyciągać banknoty. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Dotychczas widziała takie sytuacje w dramach i nigdy nie spotkała się z człowiekiem, który na lewo i prawo rzucał pieniędzmi. Szkoda, że nie każdy człowiek mógł żyć w luksusach.
Zacisnęła palce na dłoni, w której trzymał kilka banknotów i spytała:
– Kto płaci za głupią rozmowę z drugim człowiekiem?
– Ktoś zdesperowany? – spytał, a serce mimowolnie cisnęło mu się do gardła.
Musiał spuścić wzrok, by brunetka nie dostrzegła łez w jego oczach. Nienawidził siebie za to, że czasem popadał w taki melancholijny nastrój. Może i miał pieniądze, ale co mu było po nich, gdy posiadał zaledwie dwoje przyjaciół, którzy nie zawsze mieli dla niego czas. W domu za to otaczali go macocha, której szczerze nienawidził, gosposie i ojciec, który jeśli już był w domu, to bezustannie go karcił i narzucał swoją wolę. W dodatku był zmuszany do poślubienia Bory, a naprawdę jej nie lubił.
Sana westchnęła głośno i wyciągnęła w jego stronę dłoń.
– Lee Sana. Nazywam się Lee Sana, a nie „świruska".
Jaebum uniósł na nią zaszklone oczy, a na ustach pojawił mu się szeroki uśmiech.
– Ja stawiam – powiedział radośnie i odwrócił się w stronę wejścia.
Sana nie rozumiała, dlaczego za nim idzie. W końcu dopiero co opuściła poprawczak i powinna naprawiać relacje z rodzeństwem, a nie spędzać czas z kimś obcym. Czuła jednak, że potrzebowała chwili normalności i cieszyła się, że ludzie w Gunpo myśleli, iż przez ostatnie lata była za granicą. Gdyby wypadek miał miejsce w jej mieście, nigdy nie pozbyłaby się miana morderczyni. A tak mogła udawać, że nic złego się nie wydarzyło, choć wyrzuty sumienia pożerały ją od środka.
Przywitała się z niziutką kobietą i zajęła miejsce przy jednym z plastikowych stolików. Choć w środku było dość chłodno, widok smacznie wyglądającego makaronu skutecznie odwrócił jej uwagę.
– Jesteś głodna?
Odwróciła wzrok od jedzącego mężczyzny i zagryzła wargę. Jadła jakieś cztery godziny temu, więc miało prawo burczeć jej w brzuchu.
Jaebum uśmiechnął się, widząc jej błyszczące oczy.
– Zanim poda ajumma* soju to poproszę o dwie porcje makaronu z wołowiną i słodkim sosem – poprosił i wyjął z kieszeni dzwoniący telefon. Momentalnie wyłączył dźwięki, gdy ujrzał na wyświetlaczu imię Bory. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać jej pijackiego bełkotu.
– Dlaczego ten drań zawsze mnie ignoruje?! Co ja mu takiego zrobiłam?! – łkała na tylnym siedzeniu Bora, wpatrując się w połączenie, które jak każde kończyło się odzewem poczty głosowej.
Jinyoung potarł zmęczone powieki i poczuł ulgę, widząc ogromną willę, w której mieszkała dziewczyna. Wolał nie myśleć o tym, jaką reprymendę otrzyma od rodziców z rana. Mówił, by tyle nie piła, ale ona jak zwykle nie znała umiaru. W dodatku Jisoo chętnie nalewała jej kolorowe drinki i z uśmiechem wysłuchiwała, jaką to jest szczęściarą, że Lim Jaebum kiedyś ją lubił.
– Czy ja jestem jakaś brzydka? – spytała Bora, zatrzymując się przed taksówką, z której dopiero co wysiadła. – Gruba? Głupia?
– Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam – wyznał szczerze Jinyoung, biorąc ją pod ramię i powoli ruszyli w stronę wysokiej bramy.
– To dlaczego Jaebum mnie nie lubi? – Opadła nagle na chodnik, rozdzierając przy tym rajstopy. Była jednak zbyt pijana, by się tym przejąć. – Staram się, jak mogę. Jestem w stanie robić rzeczy, których nie lubię, ale on i tak mnie ignoruje. Ja już naprawdę nie wiem co mam robić... To tak bardzo boli. – Uderzała się dłonią w pierś, przeraźliwie płacząc.
To nie był pierwszy raz, gdy Jinyoung był świadkiem takiej sytuacji, jednak za każdym razem miał ochotę potrząsnąć Borą i powiedzieć, że Jae nigdy nie spojrzy na nią, jak na kobietę. Wiedział jednak, że byłoby to zbyt brutalne, a nie chciał kopać leżącego.
– Dlaczego on nie może być tak miły, jak ty, Jin? – spytała załamana, zdejmując z nóg szpilki. Położyła je obok siebie i patrzyła na nie ze smutkiem. – Zawsze się mną opiekujesz, gdy mam doła. To on powinien taki być. W końcu ma zostać moim mężem.
Jinyoung przytulił Borę i pozwolił, by wypłakała mu się na ramieniu. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna chciała, żeby Jae był taki jak on, skoro na niego patrzyła tylko jak na przyjaciela. Nawet nie zauważyła, że całkowicie stracił dla niej głowę i również cierpiał, gdy widział jej łzy. Nie mógł jednak nic powiedzieć Jaebumowi. W końcu ten nigdy nie dawał Borze żadnych nadziei i nie ponosił winy za uczucia, którymi go darzyła.
– Naprawdę chcesz płakać przez niego przez resztę życia? Dlaczego tak bardzo chcesz tego ślubu?
– Ponieważ mam nadzieję, że po nim wszystko się zmieni. Wierzę, że Jae mnie pokocha, gdy zostanę jego żoną.
Kyungsoo patrzył przez okno na ulice, odczuwając coraz większy niepokój. Wiedział, że Sana nie mogła wejść z Hyejin do biura i powinna już dawno wrócić do domu. Był tak zajęty nauką, że dopiero teraz zorientował się, że od wyjścia sióstr minęły już ponad dwie godziny. Na domiar złego, Sana nie podała mu swojego aktualnego numeru telefonu, przez co nie miał jak się z nią skontaktować.
Dostrzegając blond czuprynę swojego niebotycznie wysokiego przyjaciela, wywrócił oczami. Oczywiście Mark nie mógł poczekać, aż do niego zadzwoni. Ciekawość nie pozwoliłaby mu spokojnie spać.
Zdecydował się wyjść chłopakowi na powitanie i wyciągnąć go na krótki spacer. Nie miał pojęcia, gdzie Sana mogła pójść, ale wolał trochę pochodzić po okolicy i się rozejrzeć. Wolał się upewnić, że nie leżała w jakimś rowie. W końcu z jej stanem psychicznym nie było w najlepiej, a żadnych objawów depresji nie należało ignorować. Tyle się naczytał na temat samobójstw i życia w poprawczaku, że codziennie zastanawiał się, czy nie dostanie telefonu z informacją o śmierci siostry. Na szczęście tak się nie stało.
Zostawił drzwi otwarte i zbiegł po schodach, by po chwili otworzyć drzwi z klatki przed zaskoczonym Markiem.
– A ty co? – spytał Mark, wciąż trzymając dłoń na wysokości dzwonka. – Skąd wiedziałeś, że przyjdę?
– Jesteś zbyt wścibski, by spokojnie wysiedzieć w domu – skwitował Kungsoo i objął przyjaciela ramieniem. – Idziemy na spacer. Musimy znaleźć moją siostrę.
Mark zmarszczył brwi.
– Jeżeli Hyejin nie ma w domu, to na pewno jest w biurze.
– Nie chodzi mi o Hyejin, a o moją drugą siostrę.
– O tą, która mieszkała w Ameryce!? – Mark zatrzymał się, patrząc na przyjaciela szeroko otwartymi oczami. – To ona siedziała w waszej kuchni, gdy kazałeś mi iść do domu?
– Dokładnie. Powinna wrócić jakiś czas temu, a nie mam jej numeru, więc nie wiem, co się z nią dzieje – westchnął Kyungsoo, uważnie rozglądając się po ulicy.
Mark zagryzł dolną wargę i gorączkowo nad czymś myślał. Codziennie odwiedzał panią Hyeri w drodze do domu rodzeństwa Lee i przynosił jej gazety, którymi rozpalała w zimie w piecu. Co prawda wszedł tam dzisiaj tylko na chwilę, ale odniósł wrażenie, że siedząca do niego tyłem dziewczyna wyglądała tak samo, jak ta, którą widział wcześniej w domu przyjaciela.
– Zacznijmy od namiotu pani Hyeri – oznajmił, wskazując palcem w odpowiednią stronę. Nie było to daleko. Jakieś piętnaście minut drogi pieszo.
– Dlaczego mamy sprawdzać miejsce pełne pijaków? Moja siostra nie lubi alkoholu – Kyungsoo pokręcił głową.
– Wydaje mi się, że widziałem ją u boku jakiegoś chłopaka. Nie dam sobie głowy uciąć, ale z tyłu wyglądała identycznie jak ta dziewczyna, którą widziałem u ciebie w kuchni.
Kyungsoo długo zastanawiał się nad słowami blondyna. Sana może i miała przyjaciół w Gunpo, jednak ze wszystkimi zerwała kontakt. W dodatku nie przypominał sobie, by kolegowała się z jakimś chłopakiem. Za jednym szalała w szkole i płakała po nocach, nie potrafiąc wyleczyć się z nieszczęśliwej miłości. Nigdy nie zapomni widoku jej opuchniętych policzków i maślanych oczu, gdy Min Jongsuk przechodził szkolnym korytarzem, a ona obserwowała go z ukrycia.
Kyungsoo był tylko o rok młodszy od Sany, więc zawsze miał ją na oku. Dopóki nie rozdzielił ich sąd i jego słowa.
Może moja siostra zmieniła się przez te lata?, pomyślał.
– Dobra. Zacznijmy więc od tego namiotu – zdecydował w końcu i ruszyli w odpowiednim kierunku.
Mark oczywiście od razu zaczął wypytywać go o wszystkie szczegóły związane z Saną. Kyungsoo nie chciał go okłamywać, ale wolał nikomu nie wyjawiać prawdy na temat siostry. Jeśli ktoś by się wygadał, jego rodzina zostałaby zniszczona i musieliby uciekać z Gunpo, a nie chciał opuszczać rodzinnego domu. Tylko on im pozostał po ukochanej matce.
*ajumma – zwrot, którego w Korei używa się do starszej kobiety.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro