▲ Rozdział 02.
Hyejin otarła z policzków łzy i wzięła z kuchennego blatu miseczki z ryżem, które po chwili postawiła na brązowym stole, gdzie stały już różne przystawki. Pozwoliła Sanie wziąć szybką kąpiel, a sama zajęła się przygotowaniem posiłku. Nic nie mogła poradzić na to, że łzy mimowolnie wypływały z jej oczu. Widok młodszej siostry był dla niej szokujący, ale poczuła wówczas ogromną ulgę. Znów miała ją przy sobie. Już nie musiała martwić się o to, czy radziła sobie w ośrodku poprawczym. Dużo nasłuchała się o takich miejscach i wiele by oddała, by Sana nigdy się w nim nie znalazła. Co jednak mogła zrobić, skoro dziewczyna popełniła błąd, za który musiała słono zapłacić? Nic. Jedynie pozostawało jej mieć nadzieję, iż Sana dostała porządną nauczkę i nigdy więcej nie siądzie za kółkiem bez prawa jazdy. O ile w ogóle będzie chciała wsiąść do auta po tym, co się wydarzyło.
– Nie musiałaś tego wszystkiego przygotowywać specjalnie dla mnie.
Hyejin uniosła wzrok na siostrę, która po chwili wahania zajęła miejsce na jednym z krzeseł. Miała na sobie szary sweterek oraz czarne dżinsy, które ukazały jej chude nogi. Gdy Hyejin ostatni raz ją widziała, była zdecydowanie pulchniejsza. Teraz... Wyglądała jak skóra i kości.
– Musieli źle cię karmić. Strasznie schudłaś – odezwała się i zajęła miejsce naprzeciwko siostry, podsuwając jej miseczkę z mięsem.
– Wiesz, że nikt nie gotuje tak dobrze, jak ty – skwitowała krótko Sana i rozejrzała się po pomieszczeniu, które służyło zarówno za salon, jak i kuchnię oraz jadalnie. – Wiele się zmieniło podczas mojej nieobecności. Ładnie urządziłaś to mieszkanie, unni*. Naprawdę mi się podoba.
– Zajęłam twój pokój, ale nic się nie martw. Przeniosę się na rogówkę. Wszystko będzie po staremu.
Dwudziestolatka zacisnęła palce na dłoni siostry, powstrzymując ją tym samym od odejścia od stołu.
– Nie ma takiej potrzeby. To ja zajmę salon.
Hyejin chciała zaprzeczyć, ale widziała po minie szatynki, że nic nie zdziała. Dlatego też westchnęła głośno i z powrotem usiadła na krześle.
Sana słuchała siostry, która opowiadała jej o pracy w ekskluzywnej restauracji, o Kyungsoo i jego bardzo dobrych ocenach w szkole. Siostra próbowała wypytać ją o życie w poprawczaku, jednak skutecznie zmieniała temat w taki sposób, by znów dotyczył on codziennych trosk rodzeństwa Lee.
Dziewczyna czuła się strasznie nieswojo, choć znajdowała się w swym rodzinnym domu. Przed wypadkiem byli naprawdę szczęśliwi w trójkę, a teraz? Może i Hyejin przyjęła ją z radością, ale Kyungsoo bez wątpienia wciąż nie chciał jej znać. „Jesteś morderczynią, noona. Żałuję, że kiedykolwiek byłaś moją siostrą" - to właśnie tymi słowami pożegnał ją podczas ostatniego spotkania na rozprawie sądowej. Nigdy nie zapomni zawodu w oczach, który wówczas mu towarzyszył. Nie miała mu tego za złe. W końcu zawsze uważał ją za kogoś mądrego. Za kogoś, kto postępował w rozsądny sposób. Wystarczył jeden błąd, by jej szczęśliwe życie legło w gruzach.
Jeden błąd, by na myśl o spotkaniu z młodszym o rok bratem rozbolał ją żołądek.
– Noona już jestem! Idę z Markiem do swojego poko...
Sana zamarła z pałeczkami w dłoni, słysząc głos brata. Był bardziej męski, niż go zapamiętała, ale wiedziała, że należał do niego. I to nie tylko dlatego, że Hyejin posyłała mu wymowne spojrzenie znad misek.
Kyungsoo dłuższą chwilę stał w wejściu, z niedowierzaniem patrząc to na starszą siostrę, to na szczupłą dziewczynę, która siedziała tyłem zwrócona do niego. Miała długie kruczoczarne włosy, ale ta sylwetka... Sana była zdecydowanie pulchniejsza, więc, czy to możliwe, by to była ona?
– Cześć, noona. Co dobrego przygotowałaś do jedzenia? Może się przyłączymy? – zagadnął Mark, kompletnie nie dostrzegając niezręcznej atmosfery. Już miał podejść, by przywitać się z gościem rodzeństwa Lee, gdy poczuł silny uścisk Kyungsoo na nadgarstku. –O co ci chodzi?
– Zobaczymy się później. Zapomniałem, że muszę pomóc Hyejin w robieniu zakupów.
Mark zmarszczył czoło, przyglądając się przyjacielowi, jak jakiemuś kosmicie.
– Przecież ty nigdy nie robisz zakupów.
Kyungsoo zgromił blondyna spojrzeniem i siłą wypchnął go z salonu, kierując go do drzwi wyjściowych. Jeszcze nie wiedział, dlaczego Hyejin miała taką przerażoną minę, ale wyczuł, iż Mark nie był obecnie mile widziany w ich domu. Pewne rzeczy po prostu musiały zostać w rodzinie.
Pożegnał się z obrażonym przyjacielem i wrócił do kuchni. Serce niespokojnie dudniło w jego klatce piersiowej, a w głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Dawno nie widział Hyejin w takim stanie, a nie lubił, gdy coś doprowadzało ją do płaczu.
– Co się stało, noona? Dlaczego tak na mnie patrzysz, zamiast przedstawić mnie swojej nowej koleżance? – spytał, siląc się na swobodny ton. Nie miał jednak odwagi podejść bliżej, dlatego zatrzymał się przy białej rogówce.
Sana starła z kącików oczu łzy i pomimo przerażenia, wstała, odwracając się do brata przodem. Gdy ostatni raz go widziała, miał piętnaście lat i metr sześćdziesiąt wzrostu, a teraz... Boże, był taki wysoki! Czarna grzywka zakrywała mu czoło, którego od zawsze nienawidził, twierdząc, że było zbyt „płaskie". Stał się prawdziwym mężczyzną i z pewnością miał powodzenie u dziewczyn.
– Wyrosłeś, Kyung. Gdzie się podziały te twoje okropne czerwone pryszcze, które tak bardzo uwielbiałam wyciskać? – odezwała się łamiącym się głosem.
Hyejin rozpłakała się za jej plecami.
Kyungsoo już nie był tym samym gówniarzem sprzed czterech lat, który postanowił odwrócić się od jednej z sióstr. Wydoroślał i zrozumiał, że Sana specjalnie nie potrąciła tej czternastolatki. Zrozumiał też, że miała prawo się przerazić i uciec, choć nie powinna była tego robić. Bardzo żałował tego, jakimi słowami ją pożegnał. Żałował też, iż nie utrzymywała z nim żadnego kontaktu, ale może właśnie ta rozłąka sprawiła, że zaczął patrzeć na to wszystko z zupełnie innej perspektywy?
Podszedł do Sany i przytulił ją tak mocno, jakby miała zaraz zniknąć. Była taka niska i krucha...
– Kyung, nie musisz. Ja wiem... – próbowała go od siebie odsunąć, ale nie pozwolił jej na to.
– Tęskniłem za tobą. Przepraszam za to, co ci wtedy powiedziałem. Jesteś moją siostrą i kocham cię pomimo wszystko. Naprawdę jest mi strasznie przykro.
– Zasłużyłam sobie na to. Zasłużyłam sobie na wszystko, co mnie spotkało.
Odwzajemniła uścisk i pozwoliła, by łzy po raz kolejny tego dnia spłynęły po jej bladych policzkach. Była naprawdę szczęśliwa reakcją brata na jej widok. Spodziewała się, że wyjdzie z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
Może jeszcze miała szansę odzyskać to, co utraciła cztery lata temu?
Jaebum wszedł do baru Pluton i usiadł na wysokim krześle tuż przed obsługującą klientów Jisoo - barmanki, a zarazem jego najlepszej przyjaciółki. Naprawdę uwielbiał tę dziewczynę i jej wiecznie uśmiechniętą twarz oraz pozytywne nastawienie do świata. Kochała swoją pracę i chętnie spędzała w niej czas, czego Jae nie potrafił zrozumieć. W końcu, kto normalny lubił widok pijanych ludzi, którzy często wszczynali bójki i próbowali podrywać dziewczyny za pomocą tanich tekstów na podryw? Chyba tylko Kim Jisoo miała takie dziwne upodobania.
– O, przyszli i moi chłopcy! – krzyknęła radośnie Jisoo, przybijając piątkę z przyjaciółmi. Widząc minę Jaebuma, roześmiała się i nachyliła nad barem. – Czyżby Bora znów zalazła ci za skórę? Co ta biedna dziewczyna znów ci zrobiła, hm?
– Urodziła się. To wystarczy – burknął, z niezadowoleniem rozglądając się po pomieszczeniu. Jak zwykle było tłoczno i duszno.
Jinyoung wywrócił oczami.
– Myślę, że bardziej zirytował go fakt, iż omal nie przejechał jakiejś dziewczyny. Jakby tego było mało, wrzeszczał po niej, jak jakiś opętany. Aż mi jej było szkoda – odezwał się Jinyoung. Od razu zrobił unik, żeby Jaebum nie zdołał go uderzyć w ramię. Zawsze tak robił, gdy ktoś mówił coś, czego nie powinien, więc Jin zdążył się już do tego przyzwyczaić.
– Ta świruska przechodziła na czerwonym świetle! To nie moja wina! – oburzył się Jae.
– Ładna chociaż była? – spytała Jisoo, przygotowując kolorowe drinki dla przyjaciół.
– A skąd mam wiedzieć? Byłem za bardzo wkurzony, by zwracać na to uwagę.
– Według mnie była śliczna, choć jej oczy były strasznie smutne – oznajmił Jinyoung, odtwarzając w głowie twarz nieznajomej. Oczywiście uważał, że żadna z dziewczyn nie była w stanie dorównać urodzie Borze, ale nie mógł powiedzieć tego na głos. Nawet jeśli Jaebum nie potrafił znieść swojej przyszłej narzeczonej, ta była nim totalnie zauroczona. A to oznaczało, że tak zwyczajny, miły facet jak on nie miał u niej szans. – Musiała mieć kiepski dzień, a nasz Jae jeszcze bardziej jej dokopał.
Jaebum zmielił w ustach przekleństwo i sięgnął po drinka, którego zaczął powoli sączyć. Nie miał ochoty rozmawiać na temat dziewczyny w czerwonym płaszczu. Przyszedł tutaj, by się odstresować, a nie jeszcze bardziej wkurzać.
Całkowicie zignorował rozmawiających przyjaciół i sięgnął po komórkę, która bezustannie wibrowała w kieszeni jego dżinsów. Widząc na wyświetlaczu imię Bory, wywrócił zirytowany oczami. Czy ta dziewucha naprawdę nie rozumiała, że miał ją gdzieś?
Jisoo poprawiała kucyk, gdy jej oczom ukazała się wysoka, szczupła sylwetka Bory. Brunetka szła w ich stronę, ściskając w dłoni komórkę. Od razu było widać, że nie jest w zbyt dobrym humorze.
– Narzeczona za tobą. Uważaj, bo wygląda, jakby miała rozerwać cię na strzępy – ostrzegła i ruszyła do klientów, którzy podeszli właśnie do baru.
– Nie pierdol, że przylazła aż tutaj! – krzyknął sfrustrowany Jaebum. Nie musiał się odwracać. Jinyoung zrobił to za niego i skinął na znak, że rzeczywiście tak było.
Bora nienawidziła barów, a to oznaczało, że go śledziła. Albo jego kochany tatuś zdradził jej miejsca, w których najczęściej bywał.
– Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów? Myślałam, że mamy iść do kina. – Bora przystanęła pomiędzy chłopakami, obrzucając Jinyounga krótkim „cześć". Całą uwagę skupiła oczywiście na Jaebumie, który z jakiegoś powodu jej unikał. Nie rozumiała tego, ponieważ zazwyczaj to ona uciekała przed adoratorami, a teraz role się odwróciły. Nienawidziła zabiegać o względy facetów, ale Jae tak zawrócił jej w głowie, że mimowolnie za nim latała i błagała o chwilę uwagi.
– Jak chcesz, to weź ze sobą Jinyounga. Ja nie lubię ckliwych romansideł o miłości – oznajmił obojętnie Jae, wpatrując się w Jisoo. Choć obsługiwała klientów, to ukradkiem zerkała w ich stronę. Jae naprawdę żałował, że dziewczyna postawiła pomiędzy nimi granicę, której nie mógł przeskoczyć. Uwielbiał ją i chętnie spędzał z nią czas, czego nie mógł powiedzieć o stojącej obok niego dziewczynie.
– Możemy iść na horror, jeśli chcesz. Mówiłam ci przecież, że jest mi wszystko jedno.
– A ja mówiłem ci, że nie mam ochoty iść do kina.
Jinyoung czuł się zażenowany obecną sytuacją i najchętniej by się gdzieś ulotnił, ale Jae by go wtedy zamordował. Naprawdę było mu szkoda Bory. Zabiegała o Jaebuma, a przecież powinno być odwrotnie. W końcu była śliczną, zgrabną dziewczyną, która nikogo nie traktowała z góry, choć pochodziła z bogatej rodziny. Jin miał wiele okazji do porozmawiania z nią w cztery oczy i osobiście bardzo ją polubił. Może nawet bardziej niż powinien, ponieważ to do niego Bora dzwoniła, gdy za bardzo się upiła i potrzebowała ramienia do wypłakania swoich smutków. Zakochał się i nie mógł nic z tym faktem zrobić, ponieważ ona wolała jego przyjaciela.
– Okey. W takim razie posiedźmy w tym barze i pogadajmy. Tak też jest dobrze – oznajmiła Bora i poprosiła Jina, by ustąpił jej miejsca. Dzięki temu mogła usiąść pomiędzy nimi. Zamówiła od uśmiechniętej Jisoo drinka, przyglądając jej się nieufnie. Wiedziała, że Jaebum kiedyś ją podrywał, dlatego nie żywiła do niej zbytniej sympatii. Ponadto nie ufała ludziom, którzy ciągle się uśmiechali. W końcu każdy miał gorszy dzień oraz zmartwienia.
Jaebum zacisnął dwa palce na nosie i przymknął powieki, próbując się uspokoić. Jak ktoś mógł być aż tak nachalny?!
– Mam przerwę na fajkę. Idziesz ze mną? – Niespodziewanie Jisoo pojawiła się za plecami Jaebuma i oparła się o niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Zignorowała spojrzenie Bory, które uśmierciłoby ją, gdyby miało taką możliwość.
– Dzięki Bogu! – Jae uniósł ręce i zeskoczył z krzesła z wyraźną ulgą. – Pogadajcie sobie, a my zaraz wrócimy – rzucił obojętnie do przyjaciela i Bory, po czym ruszył w stronę wyjścia, obejmując Jisoo ramieniem.
Gdy wyszli na zewnątrz, blondynka wyswobodziła się z jego uścisku i sięgnęła do czarnego fartuszka po paczkę papierosów. Poczęstowała Jae jednym i oparła się o chłodny mur.
– Naprawdę Bora jest taka straszna? Może i zabija mnie wzrokiem, ale wydaje się całkiem spoko. Przynajmniej nie jest nadętą lalunią z wypchanymi ustami, która chodzi ubrana na różowo, a paznokcie ma całe pokryte brokatem i innym ciulstwem – spytała, posyłając chłopakowi uważne spojrzenie.
Jaebum westchnął, zerkając na swój samochód. Zamierzał czym prędzej ulotnić się z tego miejsca i tylko czekał, aż Jisoo będzie musiała wrócić do środka.
– Wiesz, że nienawidzę, gdy ktoś mi coś każe. Moja niechęć jest spowodowana głównie tym, że ojciec zmusza mnie do poślubienia jej, a ona nie widzi w tym nic złego. Lata za mną jak sroka za złotem i nie dociera do niej, że powinna się odwalić.
– Może spróbuj dać jej szansę? W końcu nawet jej nie znasz.
– Jisoo, błagam cię. Nawet nie zaczynaj – fuknął, posyłając blondynce ostrzegawcze spojrzenie. – Naprawdę nie chcę się z tobą kłócić.
Jisoo rzuciła peta na ziemię i zdeptała go obcasem.
– Wiesz, że ja tak tylko z dobrego serca. W końcu ciężko ci będzie, gdy poślubisz kogoś, kogo nie trawisz.
– Nie poślubię jej. Nigdy. Przenigdy! – wyraźnie akcentował każde słowo, patrząc w rozbawione oczy blondynki. – I możesz jej powiedzieć, że musiałem jechać do domu, bo źle się poczułem. Niech Jinyoung się nią zajmie.
– Okey. Powiem, że masz biegunkę – pstryknęła palcami. Roześmiała się, widząc jego zdegustowaną minę. – Na razie, Jae. Idź na Taxi, bo kluczyków od samochodu ci nie oddam.
Chłopak momentalnie sięgnął do kieszeni kurtki, z niedowierzaniem patrząc na klucze znajdujące się w dłoni Jisoo.
– Kiedy ty...
– Piłeś? Nie jedź. To dla twojego dobra – powiedziała tylko i pomachała mu na odchodne.
Jaebum roześmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Że też musiała dać mi kosza. Naprawdę ją uwielbiam.
Zrezygnowany rozejrzał się dookoła i ruszył w stronę przejścia dla pieszych. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, dokąd mógł pójść. W domu czekał na niego wkurzony ojciec, Jinyoung zajmował się Borą, Jisoo siedziała w pracy, a z nikim innym nie utrzymywał bliższego kontaktu. Ludzie za nim nie przepadali, ponieważ zawsze mówił to, co myślał i potrafił być chamski. Nigdy też nie udawał, że kogoś lubił, gdy wcale tak nie było.
– Cholerna Bora. I co ja mam niby teraz ze sobą zrobić? – westchnął, wpatrując się w czerwone światło.
Zapowiadał się długi, nudny wieczór.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro