Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲ Rozdział 01.

– Jaebum, wróć! Ja nie skończyłem!

Brunet prychnął pod nosem i wyszedł z gabinetu ojca, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchać o Choi Borze, która miała zostać jego żoną w nowym roku. Jako jedyny syn Siwona w przyszłości musiał odziedziczyć jego firmę i sprawować się jako prezes. Szkoda tylko, że nie było to spełnieniem marzeń tego dwudziestu-trzyletniego chłopaka, a przymus. Zniósłby to wszystko, gdyby nie fakt, iż zmuszano go do poślubienia dziewczyny, której nie cierpiał z całego serca. Omijał Borę, jak tylko mógł. Lekceważył jej telefony i wiadomości, a także nakazy ojca, które miały na celu zmuszenie go do randkowania z tą irytującą dziewczyną. Nie zamierzał być posłusznym dzieckiem, tylko dlatego, że tak wypadało. To zdecydowanie nie leżało w jego naturze.

– I co powiedział prezes? – zza rogu od razu zaatakował go Jinyoung. Patrzył na niego inteligentnym spojrzeniem czekoladowych oczu i zaczął siorbać przez słomkę jakiś zielony napój. Gdy Jaebum go zignorował, poprawił na nosie duże czarne okulary i ruszył za nim jak wierny psiak. – Musisz iść na randkę z Borą?

– Ta dziewczyna jest jak wielka potężna armata gówna, która jak się już do ciebie przyczepi, to nie pozbędziesz się smrodu! – krzyknął rozdrażniony Jae i założył na głowę fioletową czapkę. Nienawidził mieć zmarzniętych uszu, dlatego rzadko się z nią rozstawał podczas jesieni.

Wyszedł na zewnątrz i od razu poczuł gęsią skórkę na całym ciele. Wzdrygnął się i ruszył w stronę czarnego sportowego BMW, w którym znalazł się chwilę później. Od razu włączył ogrzewanie i przeklął głośno pogodę.

– Bora jest bardzo ładna. – Jinyoung niezdarnie wślizgnął się na tylne siedzenie. Oparł się wygodnie o fotel, a jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu. – Nie rozumiem, jak możesz porównać ją do odchodów. Przecież ona zawsze ładnie pachnie. Z daleka czuję jej perfumy.

– Pewnie dlatego wygadujesz te wszystkie bzdury. Naćpałeś się. – Jaebum przekręcił kluczyk i na pełnym gazie wycofał samochód, by z piskiem opon opuścić posesję.

Jinyoung omal nie uderzył głową w szybę. Przerażony trzymał się fotela i próbował utrzymać równowagę. O zapięciu pasów nie było mowy.

– Zwolnij, stary. Nie chcę umrzeć tylko dlatego, że znowu masz zły humor – powiedział, z przerażeniem patrząc na drogę.

Jaebum po raz kolejny tego dnia zaklął pod nosem, ale posłuchał przyjaciela i zwolnił. Nazbierał już sporo mandatów. Kolejny na pewno nie ułatwiłby mu stosunków z ojcem. Musiał przede wszystkim znaleźć sposób na to, by rodzina Bory nie zgodziła się na ich zaręczyny. Sama dziewczyna była bowiem prze szczęśliwa faktem, iż zostanie żoną jednego z najbogatszych ludzi w Seulu. Jae miał pełną świadomość, że kierowały nią czysto materialne żądze. Tutaj nie było mowy o żadnych uczuciach. Ba! Ani nie zastanawiał się nad tym, czy ktoś taki, jak Choi Bora je posiadała. Jedyną jej miłością było lustro, w którym mogła podziwiać, jaka to była piękna i wspaniała.

Nacisnął gaz i wymusił pierwszeństwo. W efekcie zobaczył w lusterku wściekłą minę tłustej Azjatki, która jak szalona naciskała klakson, robiąc dookoła siebie szum. Chłopak jedynie uśmiechnął się pod nosem i ruszył dalej. Miał ochotę na ramen i ani mu się śniło czekać, aż ktoś go łaskawie wpuści na główną drogę.

Chłodny wiatr bezustannie wywoływał na ciele Sany dreszcze. Dziewczyna schowała twarz głębiej szarej chusty i stanęła przy pasach, by poczekać na zielone światło. Trzymała w dłoni niewielką walizkę, w której miała ubrania oraz kilka innych rzeczy. Nie mogła uwierzyć, że minęły cztery lata, odkąd ostatnim razem widziała się z Hyejin oraz Kyungsoo. Przez ten czas w ogóle się z nimi nie kontaktowała, a teraz zamierzała stanąć w ich rodzinnym domu, zapukać i spytać, czy jej pokój wciąż stał wolny. Choć starsza siostra przesyłała jej kartki i zapewniała, że mogła wrócić w każdej chwili, nie była tego pewna. Przynajmniej ze względu na Kyungsoo, który nie potrafił znieść myśli, że przez nią zginął człowiek. Nie obchodziło go to, że było ciemno, padał deszcz, a czternastolatka wybiegła jej nagle przed maskę. Obchodziło go to, że nie miała prawa jazdy i uciekła z miejsca wypadku, nie udzielając pomocy ofierze. Sąd miał takie samo zdanie, dlatego umieścił ją na cztery lata w poprawczaku, gdzie przeżyła prawdziwe piekło.

– Dobrze się pani czuje? – Uniosła zaszklony wzrok na młodego mężczyznę, który dotykał jej ramienia.

Dostrzegając migające zielone światło, skinęła głową i zaczęła biec przez przejście dla pieszych.

Gdy była w połowie drogi, światło zamieniło się na czerwone, a jeden z rozpędzonych samochodów zatrzymał się jakieś dwa centymetry od jej ciała. Przerażonymi oczami patrzyła na młodego kierowcę, a w jej głowie odtworzyło się wspomnienie związane z dniem, w którym to ona prowadziła i nie miała tyle szczęścia.

– Życie ci niemiłe!? – Jaebum wyszedł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Cały chodził od nadmiaru wrażeń i całkowicie zignorował fakt, że samochody stojące za nim chciały ruszyć. W końcu miały zielone światło. – Nie wiesz, że nie przechodzi się na czerwonym świetle!? Tym bardziej na tak szerokim przejściu dla pieszych?!

Sana spuściła wzrok i ruszyła w stronę chodnika, nie chcąc dłużej denerwować kierowców, którzy trąbili i krzyczeli niemiłe słowa przez okna.

– Zabierz ją na chodnik! Ja przestawię auto! – Krzyknął przez szybę Jinyoung, czując ogromną radość z możliwości prowadzenia tego wspaniałego samochodu. Jaebum normalnie nie pozwoliłby mu nawet usiąść po stronie kierowcy.

Jaebum już chciał powstrzymać przyjaciela przed odjazdem, gdy auta zaczęły przejeżdżać za jego plecami. Oszołomiony patrzył, jak nieznajoma dziewczyna idzie przed siebie i nie zwraca uwagi na trąbiące samochody.

– Co za wariatka! – warknął pod nosem i podbiegł do dziewczyny, zabierając jej walizkę. Nie przejmując się jej protestami, w wolną dłoń chwycił jej nadgarstek i czym prędzej znaleźli się na chodniku. Pech chciał, że w tym samym czasie zapaliło się zielone światło dla pieszych i kierowcy, którzy nie zdołali przez nich przejechać, musieli poczekać na kolejną możliwość. – Jeśli życie ci niemiłe to dlaczego chcesz wpakować kogoś do więzienia? Nie uważasz, że jestem zbyt młody, by znaleźć się w tak brutalnym środowisku?

– P-przepraszam – bąknęła i sięgnęła po walizkę, jednak chłopak schował ją za plecami. – Mogę już sobie pójść? Nic się w końcu nie stało.

– Jak to nic?! – prychnął, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Wiesz, jak bardzo się przestraszyłem!? Do końca życia będziesz mi się śnić!

Doskonale wiedziała, o czym mówił. Sama wciąż śniła o czternastolatce, która przez nią zginęła. Nigdy nie wyzbędzie się wyrzutów sumienia, które co dzień raniły jej pokaleczoną duszę. Nawet bolesne blizny i przeżycia z poprawczaka nie były w stanie jej pomóc.

– Naprawdę przepraszam! – krzyknęła, ściskając dłonie z taką siłą, że aż knykcie jej zbielały. Jej oczy były pełne łez, które ledwie powstrzymała od spłynięcia. – Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić, ale nic złego się nie stało! Nawet mnie nie drasnąłeś, więc o co chodzi!? Przecież żyję!

– Jaebum, co ty wyrabiasz? – Jinyoung podbiegł do przyjaciela, przerażonymi oczami wpatrując się w jego rozgniewaną twarz. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło podczas jego nieobecności, ale dziewczyna była w totalnej rozsypce. Choć próbowała chować wzrok pod prostą, gęstą grzywką, doskonale odczytał jej emocje. – Przecież mówiłem ci, byś zwolnił. Zawsze powinieneś zachowywać szczególną ostrożność, gdy zbliżasz się do przejścia dla pieszych.

– Miałem zielone światło!

– Jakbyś potrącił dziecko, to też byś się tym tłumaczył!? Jakbyś miał czerwone, to kto wie, czy w ogóle zdołałbyś się zatrzymać. Jechałeś ponad sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę!

– Żartujesz sobie!? – Jae spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. – Po czyjej ty, kurwa, jesteś stronie!?

Jinyoung zignorował pytanie i wyrwał z ręki Jaebuma walizkę, którą oddał zaskoczonej dziewczynie.

– Następnym razem uważaj, dobrze? To naprawdę mogło się źle skończyć, a chyba nie chcesz umierać tak młodo.

Chyba nikt nie chce, pomyślała Sana ze smutkiem. Skinęła chłopakom głową i odwróciła się na pięcie, kierując się w odpowiednim kierunku.

Jaebum długo wpatrywał się w czerwony płaszcz dziewczyny, aż w końcu przeklął na całe gardło i ruszył w stronę swojego samochodu.

Siedziała przed bramą niewielkiego domku, w którym łącznie mieszkały trzy rodziny. Na poddaszu znajdowało się mieszkanie, w którym żyło jej rodzeństwo. Odkąd ojciec zniknął z ich życia jeszcze przed narodzinami Kyungsoo, a matka zmarła na raka trzustki dziesięć lat temu, zarówno domem, jak i młodszym rodzeństwem zajęła się Hyejin. Zrezygnowała wówczas z własnego życia, marzeń o zostaniu psychologiem i zaczęła pracować, by zapewnić rodzeństwu w miarę normalne życie. Całe szczęście, że opłaty za mieszkanie były niskie, inaczej by sobie nie poradzili.

Hyejin tak bardzo się starała, by niczego im nie brakowało... Sana na samą myśl o tym, jak bardzo ją zawiodła, schowała twarz między kolanami i rozpłakała się jak małe dziecko.

– Sana? Sana to naprawdę ty?

Uniosła zaszklony wzrok i ponownie rozpłakała się, dostrzegając Hyejin z dwiema torbami pełnymi zakupów. Miała jasnobrązowe włosy, które kończyły się przy szyi, choć zawsze zarzekała się, że nigdy ich nie obetnie. Ubrana była w piękną pstrokatą bluzę, szarą puchową kamizelkę oraz jasne dżinsy i botki sięgające za łydki.

– Pięknie wyglądasz, unni*.

Hyejin opuściła torby i kucnęła na chodniku, przytulając się do młodszej siostry. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że Sana nie chciała jej odwiedzin w poprawczaku i zarzekała się, że nigdy jej tego nie daruje, ale obecnie nie myślała o niczym innym, jak o jej obecności.

– Tak bardzo za tobą tęskniłam – płakała, gładząc długie, czarne włosy Sany. – Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego nie chciałaś, bym cię odwiedzała przez te cztery lata? Wiesz, jak bardzo się martwiłam?

Sana zacisnęła mocniej palce na kamizelce Hyejin.

– Myślałam, że dzięki temu odpokutuję swoje grzechy, ale... – zamilkła na moment, przełykając ogromną gulę w gardle, która utrudniała jej mówienie – ... wcale nie jest lepiej. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy.

Płakały obie, nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół. Choć minęły cztery lata, Hyejin nigdy nie przestała myśleć o siostrze. Tak samo, jak nigdy nie przestała jej kochać.

*unni - zwrot grzecznościowy w Korei Południowej, którego używają dziewczyny względem starszej koleżanki/siostry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro