Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Nie powie Magnusowi. Nie może. Poczułby się w obowiązku ją ratować. A na to nie mogła sobie pozwolić.

Pierwotny plan zakładał powiedzenie Magnusowi o długu, gdy tylko uciekną z kryjówki Valentine'a.  Obecnie, znając cenę, nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała dowiedzieć się z kim tak naprawdę ma do czynienia. Znaleźć nieśmiertelnego do poświęcenia i wysłać go w podróż w jedną stronę. Wampira lub czarownika. Kogokolwiek kto jest Magnusem. 

Ani Simonem - dopowiedziała w głowie. Simona też nie poświęci.

Padnie na kogoś innego.

Cały poranek udawała, że nic się nie stało. Wypili z Magnusem kawę, a potem przejrzeli terminarz. Mieli kilka zleceń opóźnionych przez całą tą sprawę z Valentine'm. Magnus postanowił również otworzyć swoją pracownię dla nowych klientów więc w mieszkaniu zaroiło się od obcych.

Podczas gdy Magnus zajmował się bieżącymi sprawami, Clary mieszała eliksiry zamówione wcześniej. Nic skomplikowanego. Niewinne zauroczenia, złośliwe psikusy, czasem jakieś zaklęcie średniego szczebla. Żadne z tych zadań nie wymagało od niej większego wysiłku, dlatego jej myśli wciąż uciekały do tajemniczego wierzyciela.

Wiedziała, że postąpiła głupio decydując się na umowę z obcym, bez znajomości ceny, którą przyjdzie jej zapłacić. Założyła po prostu, że będzie to coś z czym Magnus bez problemu sobie poradzi. A przecież czas ich gonił, nie mogła pozwolić Jace'owi umrzeć.

Jace... co miała z nim zrobić? Umówili się na randkę, ale teraz nie miała do tego głowy. Musiała znaleźć nieśmiertelnego gotowego poświęcić się dobrowolnie.

To był haczyk, przez który wydawało jej się, że wierzyciel zażądał Magnusa. Wiedział, że ten poświęci się dla niej bez zawahania. A przynajmniej trzymała się tej myśli. Bo nie miała ochoty ani umierać, ani patrzeć na śmierć Magnusa.

Dlaczego by miała umrzeć? Tak to już jest z umowami. Musisz ich dotrzymać. Inaczej czeka cię bolesna śmierć. W tym przypadku, Clary podejrzewała, że byłaby to bardziej bolesna śmierć, niż w większości przypadków. Biorąc pod uwagę potęgę jaką dysponował jej wierzyciel.

Ściągnął jej duszę do Edomu. Całą noc zastanawiała się co tak naprawdę się wydarzyło i to wydawało jej się jedyną logiczną opcją. Zawarła układ z potężnym demonem, na tyle potężnym, że był w stanie wezwać jej duszę w jakiś odległy zakątek Edomu i wywołać fizyczny ból.  Taki rodzaj siły jest dostępny dla niewielu. W grę wchodzili jedynie książęta. A to sprawiało, pokazywało jasno, że na nic się zdadzą sztuczki. Valentine jakimś sposobem uwięził jednego z książąt Edomu i ten uwolnił się w czasie pożaru, który Clary wywołała.

- Skończyłaś już? 

Uniosła głowę znad moździerza, w którym bezmyślnie mieszała zioła.

- Jasne.

Odstawiła moździerz.

- Świetnie, bo mam zadanie w terenie. Idziesz?

Przyjrzała się mu uważniej. Nastroszone, ciemne włosy, w których pojawiały się zielone refleksy.  Koszula w odcieniu butelkowej zieleni, z jednej strony długa do kolan, z drugiej do bioder i obcisłe skórzane spodnie. I roześmiane oczy. Magnus Bane w najlepszym wydaniu.

Miałaby go oddać jakiemuś demonowi?

"Po moim trupie."

Uśmiechnęła się.

- Z tobą wszędzie.

Za plecami Magnusa pojawił się portal.

- W takim razie zapraszam.


- Pamiętasz, kiedy zaprosiłem Clary na randkę?

- Tak, Jace. To było wczoraj - stwierdził Alec kąśliwie.

Siedzieli w centrum dowodzenia. Jace bezmyślnie podrzucał serafickim ostrzem, a wzrok Aleca przeskakiwał między kilkoma ekranami.

- Uroczy jak zawsze - skwitował blondyn. - Jednego nie przemyślałem w ferworze emocji.

- Niemożliwe - Alec spojrzał na Jace'a - ty czegoś nie przemyślałeś?

- Zignoruję twój ton, przyjacielu - uznał Jace - nie pomyślałem o terminie.

- Więc się nie umówiłeś - wzrok Aleca powrócił do ekranów.

- Nie, umówiłem się. Po prostu zapomniałem o jednym szczególe. 

- Dość znaczącym.

- Okej, co z tobą? - Jace odłożył ostrze na biurko i wyprostował się na krześle. - Cały dzień jesteś nie swój.

- Nic się nie stało. Oczywiście po za dodatkowymi, wysokimi rangą Nocnymi Łowcami, którzy się tu kręcą - ostatnie zdanie Alec wypowiedział ciszej, jak gdyby ktoś mógł ich usłyszeć.

Mimo że byli sami.

- Nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało. Ba! Byłeś zachwycony - brwi Jace'a powędrowały do góry. - Chodzi o Magnusa? Pokłóciliście się?

- Ciszej! - syknął od razu Alec.

Lightwood może i właśnie zaczął spotykać się z najbardziej wystrzałową osobą w Nowym Jorku, ale to wcale nie oznaczało, że zamierzał pozwolić wszystkim się o tym dowiedzieć.

- Chodzi o Magnusa? - powtórzył Jace, tym razem ciszej.

- Nie odbiera moich telefonów - Alec wzruszył ramionami. Jednak napięcie na jego twarzy i zmartwione spojrzenie, przeczyły pozornej obojętności.

- Może po prostu jest zajęty - zasugerował delikatnie Jace.

- Pewnie tak - wyraz twarzy Lightwooda nie zmienił się ani trochę.

Jace przez chwilę milczał.

- Mam pomysł. Rozwiążę problemy i moje, i twoje, przyjacielu. Zadzwonię do Clary - zaczął szukać telefonu w kieszeniach.

- Co? Nie!

Było już jednak za późno. Jace wybrał numer i przyłożył telefon do ucha.

- Halo? - usłyszeli oboje. Zniecierpliwiony ton dziewczyny sprawił, że i rysy twarzy Jace'a się ściągnęły.

- Co robisz? - spytał najbardziej beztroskim tonem na jaki było go stać.

- Jestem trochę zajęta, o co chodzi? - spytała dziewczyna.

- Clary, chodź tu! - usłyszeli Magnusa w tle.

- Wiesz, chwilowo jestem w pracy. Oddzwonię później - rozłączyła się nie czekając na odpowiedź.

- Brzmi jakby mieli kłopoty - powiedział Alec po chwili.

- Po prostu wykonują swoją pracę. To wyjaśnia czemu Magnus nie odbiera. Pewnie oddzwoni, gdy tylko skończą. Wiesz, facet wydaje się cię uwielbiać.

Alec uśmiechnął się pod nosem.

- Naprawdę tak myślisz?

- Ba! Ma obsesję na twoim punkcie.

- Teraz popadasz w przesadę.


Magnus i Clary rzadko przyjmowali zlecenia od Przyziemnych, nawet jeśli ci posiadali Wzrok. Pomijając kwestię płatności (Przyziemnych z reguły nie stać na magnusowe stawki), to zazwyczaj oznaczało kłopoty. Najczęściej związane z demonami.

Dlatego już w chwili, gdy Magnus powiedział: "Tak, z chęcią uwolnimy twoją córkę spod wpływu demona." wiedział, że to zły pomysł. Powinien zgłosić to Nocnym Łowcom i się nie mieszać. Tylko to najpewniej oznaczało by śmierć młodej, niewinnej dziewczyny. W ciągu swojego długiego życia Magnus dobrze poznał sposoby działania Nephilim. I choć czasem zdarzały się wyjątki (na przykład Alec) to w przeważającej ilości przypadków zachowywali się podręcznikowo: odesłać demona za wszelką cenę.

Nawet jeśli ceną jest życie niewinnej, młodej dziewczyny.

Dlatego, mimo ostrzegawczego spojrzenia Clary, przyjął tę sprawę.

Teraz, próbując uwięzić demona w zaklętym kręgu, mając za plecami przeklinającą Kolumbijkę, zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Demonologia to nie jego dziedzina. Nie umiał przeprowadzić egzorcyzmu. Niektóre działają, ale on nigdy nie interesował się nimi wystarczająco by wiedzieć które, dlatego dla bezpieczeństwa nie zbliżał się do żadnych. Polegał na swojej magii.

Clary stała po drugiej stronie kręgu i mamrotała pod nosem zaklęcia. Podczas gdy Magnus starał się wypędzić demona, ona miała upewnić się, że dziewczyna przeżyje. Dlatego rzucała zaklęcia ochronne, odpędzające zło, leczące rany... wszystko co wydawało jej się przydatne.

Poznanie imienia demona zajęło im godzinę. Wypędzenie go było już kwestią minut. 

Natomiast podziękowania Kolumbijki... trwały znacznie dłużej. Tak jak jej obietnice o niezbliżaniu się już nigdy do świata Podziemnych.

"I bardzo dobrze" - skitowali oboje, gdy tylko przekroczyli portal.

- Należy nam się coś od życia - powiedział Magnus, wyczarowując sobie drinka.

- Mi też zrób jednego, a ja pójdę oddzwonić - zawołała Clary, kierując się do swojego pokoju.

- Właśnie! - Magnus pstryknął palcami - Alec próbował się do mnie dodzwonić przez cały ranek!

Oboje chwycili za telefony.

- Alec?

- Jace?





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro