Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

- No więc przyszedł tutaj, cały w nerwach - opowiadał Magnus - i pyta mnie czy nie miał bym ochoty wyskoczyć z nim na drinka. A ja myślę, muszę kuć żelazo póki gorące. Przecież ten chłopak może rozmyślić się w każdej chwili!

Clary i Catarina się roześmiały.

- Przecież taka prawda! To znaczy, ile czasu szukaliśmy Valentine'a? A on zdecydował się dopiero teraz!

- Naprawdę myślałeś o randkowaniu, gdy Valentine mnie porwał? - Catarina pokręciła głową. - Typowy Magnus!

- Martwiłem się o ciebie przyjaciółko! - zapewnił ją Magnus. - Ale nie przeszkadzało mi to w nadziei, że gorący Nocny Łowca zaprosi mnie na randkę!

Wszyscy rozsiedli się w salonie, z drinkami w rękach. Magnus niebezpiecznie kołysał swoim przy każdym słowie.

Ale przecież mógł sprać plamę z zabytkowego, cennego dywanu, pstryknięciem palców.

- Sam mogłeś go zaprosić.

- I go spłoszyć? W życiu. Sam musiał do tego dojść!

- Z randkowania z Nocnymi Łowcami nigdy nie wychodzi nic dobrego - burknął Ragnor, popijający drinka na kanapie.

Ostatecznie to właśnie on, a nie Simon, przyszedł na małą imprezę Magnusa. Wampir nie wyobrażał, że może chcieć znaleźć blisko czarownika.

- Daj spokój, na pewno się dogadacie - zapewniła go Clary.

- Nie udało nam się tyle lat, że jestem pewien, że nie jest nam to pisane - Simon wzruszył ramionami.

- To dlatego, że byłeś człowiekiem - oraz zawsze bałeś się do niego odezwać - ale teraz już nim nie jesteś. Magnus może być w pełni sobą kiedy będziesz w pobliżu. 

- Jeszcze nie widziałem go "w pełni"? Wybacz Clary, nie. Ale cieszę się, że w końcu porozmawialiśmy - przytulił ją.

- Tak, ja też - odwzajemniła uśmiech. - W takim razie zadzwoń do swojej mamy, co? Powiedz jej, że przez jakiś czas nie wrócisz do domu.

- Co?

- Nie możesz wrócić do domu. Nie w takim stanie - odsunęła się od niego.

- Wiem, że to nie będzie łatwe, ale przecież nie...

- Nie masz za wiele opcji, Simon. Nie w tej sytuacji. Nie możesz spotkać się więcej ze swoją rodziną. Przykro mi, ale to spotyka większość Podziemnych.

I wyszła, zostawiając Simona samego z nieprzyjemnymi myślami.

Teraz siedziała na fotelu i zwijała się ze śmiechu, oglądając rozemocjowanego Magnusa.

- Doprawdy, Ragnorze. Trujesz tak od lat - Magnus machnął ręką na przyjaciela.

- I zawsze mam rację - Ragnor nie dał się zbyć.

- Ten Nocny Łowca jest inny. Jest słodki, uroczy i w ogóle kochany! - Magnus objął się rękoma i obrócił wokół własnej osi.

- Mówiłeś tak przy wszystkich poprzednich.

- Daj mu spokój - powiedziała Catarina - nie widzisz, że jest zakochany? Pozwól mu mieć trochę radości z życia.

- Dziękuję Catarino.

- Co mi z jego radości w życiu, gdy wiem, że potem zniszczy mi najlepszą koszulę swoimi łzami?

Taki czas Clary lubiła najbardziej. Ona i jej najbliżsi, roześmiani, przekomarzający się.

Szczęśliwi.


Następnego ranka, gdy Jace obudził się o szóstej rano, był zdecydowanie mniej szczęśliwy. Wszystko przez myśli i sny o dziewczynie, którą zdążył polubić, a która okazała się być jego siostrą. Poprzedniego dnia, gdy okazało się, że Aleca nie ma w Instytucie próbował sobie znaleźć zajęcie na własną rękę. Nawet trenował z kilkoma innymi osobami.

Nic nie odciągnęło jego głowy od bycia bratem Clary.

Ruszył do pokoju Aleca,

Liczył, że trening z parabatai to zmieni.

Alec był w stroju do ćwiczeń, gdy otworzył mu drzwi.

- Jak tam randka z Magnusem? - spytał Jace bez powitania.

Alec momentalnie jakby schował się w sobie.

- Izzy ci powiedziała? - wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Jace skinął głową. - Ta dziewczyna nie potrafi trzymać języka za zębami.

- Daj spokój. I tak bym się dowiedział. Planowałeś chować go pod łóżkiem?

- Nie, ale... a jak tam sytuacja z Clary? - Alec odbił piłeczkę.

- Staram się o tym nie myśleć. Idziemy potrenować?

- Zawsze.

Razem ruszyli w kierunku sali ćwiczeniowej.

Trening zajął im godzinę. Jace przez tę godzinę liczył, że nie będzie myślał o swojej sytuacji, ale Alec mu na to nie pozwolił. Dlatego ciągle żonglowali pytaniami:

- Kiedy zamierzasz z nią o tym porozmawiać? - spytał Alec.

- A kiedy ty zamierzałeś powiedzieć mi o swoim... - Alec wykonał szybkie cięcie, przez co Jace umilkł by je odparować.  - Nie tutaj - syknął Alec.

- Kiedy zamierzałeś mnie wtajemniczyć w swoją sprawę? - Jace przeredagował pytanie.

- Masz w ogóle chęć z nią rozmawiać?

- Kiedy następna randka?

- Co właściwie między wami jest?

- Całowaliście się już?

- Kto kogo zaprosił?

- Co do niej czujesz?

I tak w kółko.

Po treningu żaden z nich nie zamierzał odpowiadać na te pytania. Rozeszli się pod prysznice - Jace z jeszcze cięższą głową, a Alec dziwnie lekki.


Luke Garroway ani myślał trzymać się z daleko, dlatego ok. dziesiątej po kilkugodzinnej obserwacji mieszkania Magnusa i upewnieniu, że Clary tam jest, ruszył w kierunku drzwi.

Otworzył mu Magnus, ubrany jedynie w połyskliwy, niebieski szlafrok.

- Co ty tu robisz? - syknął i wypchnął go na zewnątrz.

- Przyszedłem do Clary. Poznam ją Magnusie, czy ci się to podoba czy nie - i zanim czarownik zdążył zareagować, wilkołak przepchnął się koło niego i wszedł do mieszkania.

- Clary! - zawołal.

Magnus zamarzł. Teraz wszystko się miało rozstrzygnąć. Nie mógł tego dłużej odwlekać.

Po chwili pojawiła się Clary. Wciąż w satynowej, ciemnozielonej piżamie.

Szybko spojrzała na gościa. I na niezadowoloną minę Magnusa.

- O co chodzi? - spytała nieprzyjemnym tonem.

Kimkolwiek był przybysz, jego najście nie uszczęśliwiło Magnusa.

- Clary - zaczął pośpiesznie Magnus, zanim Luke zdążył się odezwać - to jest Luke Garroway, przywódca nowojorskiego klanu wilkołaków.

- Oh - Clary usiadła za biurkiem stojącym w kącie pomieszczenia. - Z czym do nas przychodzisz?

- Co? - Luke spojrzał na nią zdezorientowany.

- Rozumiem, że masz dla nas zlecenia. Nie ma innego dobrego powodu żebyś zjawiał się tu bez ostrzeżenia - wyjaśniła, wciąż wbijając nieprzyjemne spojrzenia w przybysza.

"Moja dziewczynka" - pomyślał z rozczuleniem Magnus. - "To na pewno ostudzie jego zapały."

- Nie, Clary. Nie mam dla was zlecenia.

- W takim razie żegnam - wstała od biurka. 

- Clary, może mnie nie poznajesz, minęło tyle lat... - Luke się zawahał. Clary założyła ręce na piersi w oczekiwaniu. - Ale jestem... byłem mężem Jocelynn.

- Oczywiście, że cię pamiętam - Luke zdębiał na te słowa.

Do tej pory zakładał, że dziewczyna się z nim nie kontaktowała ze względu na wiek, w którym była, gdy ostatnio się widzieli.

- Ale to nie zmienia faktu, że dalej nie wiem z czym do nas przyszedłeś.

Magnus jedynie obserwował tę scenę. Widział jak z Luke'a uchodzi zdecydowanie, z którym wparował do mieszkania. Z satysfakcją obserwował jak jego biszkopcik równa z ziemią nadzieje wilkołaka na wielkie pojednanie po latach.

- Chciałem z tobą porozmawiać. Poznać cię - wyjaśnił.

- Trochę na to za późno - zauważyła oschłym tonem.

- Magnus nie pozwalał mi się z tobą spotkać.

- Ale teraz tu jesteś, co?

- Clary, to nie była...

- Oh, nie mów o winie! - parsknęła śmiechem dziewczyna. - Magnus zaprowadził mnie do ciebie po śmierci Jocelynn. Nie chciałeś mnie. Miałeś swoje sprawy. Więc teraz też je miej - ruszyła w kierunku przejścia do kuchni. - Magnus, odprowadzisz naszego gościa do drzwi?

Magnus z uśmiechem otworzył drzwi przed osowiałym Lukie'm i z trzaskiem je za nim zamknął. Potem poszedł do kuchni i pocałował Clary w głowę (jej niski wzrost znacznie to ułatwiał).

- Kocham cię biszkopciku, wiesz?

- Ja ciebie też kocham, Magnus.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro