Rozdział 28
Raphael otworzył drzwi przed Clary i zamknął je, gdy tylko weszła do pokoju. W środku było ciemno, wszystkie okna zostały zabite deskami. W centrum pomieszczenia stało łóżko, na którym leżała postać zwinięta w kłębek.
- Simon? - podeszła ostrożnie do łóżka.
- Przypominam sobie - jęknął - co ty mi zrobiłaś, Clary?
Przysiadła się na skraj łóżka.
- Rzuciłam na ciebie zaklęcie wymazujące wspomnienia. Kilka razy - wyjaśniła.
- Kilka? - wyjęczał znowu. - Chyba z tysiąc! Głowa mi eksploduje!
Clary uśmiechnęła się pod nosem.
- Gdybyś uporczywie nie właził w drogę pewnej wampirzycy, nie musiał byś tego przechodzić. Swoją drogą - rozejrzała się jakby mogła gdzieś dostrzec odpowiedź na swoje pytanie - co z nią zrobił Raphael? Mam nadziej, że coś bolesnego. Z resztą - jej uśmiech stał się złowieszczy - zawsze mogę go wyręczyć.
Simon podciągnął się na rękach i zmusił się do zajęcia pozycji siedzącej, choć jedyne na co miał ochotę to zakopanie się w pościeli.
- Więc naprawdę taka jesteś, tak? - zmierzył ją zawiedzionym spojrzeniem. - Wiesz, ta łowczyni demonów mówiła mi prawdę, ale nie chciałem jej słuchać.
- Izzabelle? Nie powiedziałabym, że jest jest godna zaufania.
- Czy skoro słyszę to od ciebie, nie oznacza to, że jest dokładnie przeciwnie? - uśmiechnął się smutno. - Kiedyś w życiu bym nie pomyślał, że możesz mnie tak oszukiwać. A teraz? Czy za chwilę w mojej głowie nie pojawi się jakieś nowe wspomnienie, które powie mi, że tak naprawdę nigdy się nie znaliśmy.
- Nie! - zaprotestowała. - Znasz mnie Simon. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Popełniłam ostatnio parę błędów, ale wciąż jestem twoją przyjaciółką. Wszystko ci wytłumaczę i obiecuję, że wtedy zrozumiesz dlaczego zrobiłam to co zrobiłam.
A potem mu powiedziała.
Alec pojawił się w lofcie Magnusa, gdy wszystkie raporty zostały już napisane, a Instytut można było bez obaw zostawić pod opieką Jace'a I Izzabelle.
Magnus był zaskoczony, gdy zobaczył go w drzwiach. Nie sądził, że Nocny Łowca jeszcze kiedykolwiek go odwiedzi. Nawet Alec nie sądził, że się na to zdecyduje. Ale skoro niebezpieczeństwo zostało zażegnane nie miał więcej wymówek.
Ostatecznie przekonała go do tego Izzabelle. Przyszła do niego, gdy był w centrum dowodzenia i pouczał jednego z nowo przybyłych (mieszkał z nimi od kilku miesięcy, ale dla Aleca, który spędził całe życie w Instytucie, niemal każdy był nowy) co do protokołów bezpieczeństwa. Kazała dać spokój "dzieciakowi" jak to ujęła (mężczyzna był od nich o kilka lat starszy) i zająć się poważnymi sprawami. Odciągnęła go na bok i kazała mu iść do Magnusa. Bo aż ją bolą jego tęskne spojrzenia.
"Nie mam żadnych tęsknych spojrzeń!" - oburzył się.
"Jasne" - prychnęła. - "Po prostu do niego idź!"
I tak Alec znalazł się na progu magnusowych drzwi.
- Yyy... hej - powiedział niepewnie. - Masz chwilę?
Magnus uśmiechnął się z rozczuleniem widząc jego nieporadność. Co prawda wciąż miał w pamięci to że ostatnio nie układało się między nimi za dobrze (a właściwie nie było nic co mogłoby się jakkolwiek układać), ale miał duszę romantyka. Co miał zrobić kiedy chłopak, którego lubił, stał na progu jego mieszkania, niepewny i przestraszony?
- Dla ciebie, Alexandrze, mam wiele wolnych chwil - uśmiechnął się i wpuścił go do środka. - W jakiej sprawie do mnie przychodzisz?
"Proszę nie mów, że w sprawach Nocnych Łowców, proszę nie mów, że w sprawach Nocnych Łowców, proszę nie mów..." - to jedyne zdanie, które wciąż na nowo, przewijało się przez głowę Magnusa.
-Zastanawiałem się... czy...eeee... teraz, kiedy sprawa z Valentine'm się skończyła....mmm.... miałbyś ochotę.... wyskoczyć na drinka?
Magnus nie wierzył, że Alec się na to zdecydował. Przyjście i zaproszenie do na randkę. Oczywiście nie powiedział tego wprost, ale wyobraźnia Magnusa dołożyła sobie resztę.
- Z chęcią - uśmiechnął się i z rozbawieniem patrzył jak Alec oddycha z ulgą. - Idziemy?
- Teraz? - Alec znów zaczął hiperwentylować.
- A czy jest lepszy czas niż teraz? - Magnus złapał go pod rękę i razem weszli do portalu.
"Przynajmniej jedna dobra rzecz wyjdzie z tego zamieszania" - pomyślał.
Jace i Izzabelle zostali na straży Instytutu, każde innej części. Izzabelle odbierała dodatkowo wydaną broń (z Valentine'm na wolności nie wiadomo ile serafickich ostrzy okaże się wystarczające), a Jace trzymał rękę na pulsie w centrum dowodzenia. Szybko jednak to zadanie mu się znudziło i zaczął krążyć po Instytucie w poszukiwaniu najlepszego przyjaciela. Miał nadzieję, że wspólny trening rozproszy ponure myśli.
Clary jest Nocnym Łowcą. Clary jest jego siostrą.
Miał już rodzeństwo - Izzabelle i Aleca. I nie potrzebował kolejnego. Z pewnością nie narwanej dziewczyny, która z jakiegoś powodu posiadała magiczne moce. I którą zaczynał lubić.
Gdy nie znalazł nigdzie przyjaciela, ruszył do Zbrojowni.
- Izzy! - zawołał. - Widziałaś Aleca?
- Nie ma go w Instytucie? - oznajmiła z uśmiechem.
- Nie ma. To już wiem. Ale gdzie jest? Że jest zadowolony - urwał na chwilę - to czuję.
Nawiązywał do runy parabatai.
- Poszedł na randkę.
- Randkę? Z kim? - zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie żeby ostatnio poznali jakąś nową dziewczynę, która mogłaby wpaść w oko Alecowi.
- Z Magnusem - oświadczyła z zadowoleniem - w końcu się zdecydował. Nie powiem żebym nie maczała w tym palcy.
- Z Magnusem? - Jace zmarszczył brwi. - Znaczy, że Alec jest... - zawiesił głos.
- Masz z tym jakiś problem? - uśmiech zniknął z twarzy Izzabelle. Zastąpiła go hardość.
- Najmniejszego.
Izzabelle znów uśmiechnęła, tym razem z ulgą. Wiedziała. Wiedziała, że tak będzie.
Raphael pojawił się w dokach kilka minut po dwudziestej. Przez chwilę stał w bezruchu i patrzył na rzekę. Dawno jej nie widział. Wampiry zwyczajowo za nią nie przepadają. Wiązała się z nią historia pewnego brutalnego mordu dokonanego na ich rasie.
Mordu, którego nigdy nie pomszczono.
Najpierw usłyszał kroki. Słyszał je już, gdy Luke Garroway opuszczał Jade Wolf, by się z nim spotkać. Dopiero kilka minut później zobaczył mężczyznę.
- Długo czekasz? - spytał Garroway, stając obok niego.
- Wystarczająco. O co chodzi? - spytał beznamiętnie.
- O Clary. Już czas żebyśmy się poznali - głos Luke'a był spięty.
- Skąd pomysł, że to jest konieczne?
- To córka Jocelynn!
- To była córka Jocelynn - poprawił Raphael, wyciągając paczkę papierów. - Palisz?
Luke zignorował pytanie.
- Clary zawsze będzie jej córką. Niezależnie od tego co mówią. Clary jest jak matka!
Raphael zapalił papierosa.
- Nie znasz jej, Garroway. Możesz sobie wmawiać co chcesz, ale Clary to córka Magnusa. Nie ważne co ty o tym sądzisz.
A potem ruszył powolnym krokiem wzdłuż rzeki, coraz bardziej oddalając się od wilkołaka.
- Spotkanie skończone! - zawołał tylko, gdy dopalił papierosa.
- Clary! - zawołał Magnus, gdy tylko wrócił do mieszkania. - Clary, otwieraj szampana! I zadzwoń po Catarinę! Olej Ragnora, ten gbur wszystko popsuje!
Odpowiedziała mu cisza.
- Clary?! - wpadł z impetem do jej pokoju.
Pusto.
Cała jego radość wyparowała. Wiedziony najgorszymi sięgnął po komórkę.
- Halo? - spytała od niechcenia rudowłosa.
Właśnie tłumaczyła zafascynowanemu Simonowi, że Izzabele naprawdę jest seksowną łowczynią demonów, ale w dobrym guście było by gdyby jej tak nie nazywał.
- Dzięki Bogu, Clary! - zawołał Magnus z ulgą do słuchawki.
- Stało się coś?
- Gdzie jesteś?
- W DuMort. Robię wprowadzenie Simonowi.
Poszła odwiedzić przyjaciela. Nic złego jej się nie stało - to wszystko czego w tamtym momencie chciał Magnus.
- Wracaj do domu. Świętujemy.
- Teraz chcesz urządzać przyjęcie z okazji pokonania Valentine'a?
Usta Simona ułożyły się w pytanie: Valentine'a? Clary machnęła na niego ręką.
- Coś lepszego. Randka z Aleciem była sukcesem.
- W takim razie już lecę.
Rozłączyła się.
- Wstawaj, Simon! - zawołała - idziemy do mnie.
- Znaczy się, do Magnusa? - wciąż nie pałał sympatią do czarownika. I dziwnie myślało mu się o dziwnym opiekunie Clary jako o czarowniku. Ale do faktu, że jest wampirem też się jeszcze nie przyzwyczaił.
- Zobaczysz, że tym razem go polubisz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro