Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Po odesłaniu wszystkich czarowników do ich domów (w końcu Valentine nie stanowił już zagrożenia), Magnus i Clary zabrali się do porządkowania własnego mieszkania, które wciąż nosiło ślady bytności ludzi Valentine.

- Wieki mi zajmie pozbycie się śladów ich energii - powiedział Magnus, gdy naprawiał połamany stół w kuchni. - Co za zwierzęta.

- Nephilim nie cechują się finezją - zauważyła Clary, doprowadzająca do porządku słoiki ze składnikami do magicznych eliksirów - czego oni niby w nich szukali.

- Czegokolwiek. Po za tym niszczyli rzeczy czarowników. Już samo to pewnie dawało im frajdę.

Dopiero gdy posprzątali i zmęczeni opadli na kanapę, Magnus poruszył temat, który nie dawał mu spokoju od rozmowy z Aleciem, Izzabelle i Jace'm.

- Clary, słońce, jest coś o czym musimy porozmawiać - zaczął delikatnie.

- Jeśli chodzi o to co się działo ze mną u Valentine'a to nie masz się czym martwić - uśmiechnęła się. - Wszystko w porządku.

- Oczywiście, że tak. Jesteś niezniszczalna, moja droga - rozczulił się. - Ale jest coś jeszcze. Coś co wydarzyło się kiedy cię nie było.

- O co chodzi?

- Hodge został uwięziony. Okazało się, że pracował dla Valentine'a.

- Hodge? - zesztywniała. - Jak jedyny Nephilim, który wie o moim pochodzeniu. Wygadał się?

Magnus pokiwał głową, a Clary jęknęła i zakryła twarz.

- Pięknie. Teraz już nie dadzą mi spokoju - wymamrotała.

- Jest coś jeszcze. Według Hodge'a ty i Jace... jesteście spokrewnieni.

- Słucham?! - odjęła ręce z twarzy i wlepiła wzrok w Magnusa. - Na jakiej zasadzie spokrewnieni? Waylandowie i Fairchildowie od pokoleń nie zawierali małżeństw.

- Nie tak dalekie pokrewieństwo mam na myśli. Według niego jesteście rodzeństwem.

- Miałam dwóch braci - zaprotestowała. - Jeden zginął przed moim urodzeniem, sam mi mówiłeś, a Raphael nie ma z tym nic wspólnego.

- Tak myślałem - przyznał. Zignorował wzmiankę o Raphaelu (choć na pewno wypomni jej to przy najbliższym sporze) - ale według Hodge'a twój brat przeżył. Twoja matka o tym nie wiedziała. Gdyby tak było, nie zostawiła by go na pastwę twojego... Valentine'a.

Przeprowadzili na ten temat tylko jedną rozmowę, gdy Clary miała dwanaście lat. Magnus powiedział jej kim tak naprawdę jest i skąd się wzięła pod jego dachem i nigdy więcej nie wracali do tematu. 

- Mój brat nie żyje - powiedziała Clary.

- Możemy to sprawdzić - zapewnił Magnus. - Jedno szybkie zaklęcie...

- Mój brat nie żyje - powtórzyła Clary.

- Jedno zaklęcie i będziemy mieli pewność. I Nocni Łowcy nie posłużą się tą wiedzą przeciwko tobie. Będziemy mieć asa w rękawie.

- Tak - stwierdziła głucho Clary - to dobry plan.

- Potrzebujemy twojej krwi. I Jace'a - zlustrował ją wzrokiem - ale to raczej nie będzie problem.

Popatrzyła na niego nieprzytomnie.

Wciąż się nie przebrała. Jedynie założyła jakąś bluzkę. Jej spodnie wciąż były przesiąknięte krwią Waylanda.

A może nie - Waylanda?

- Mogę? - Magnus złapał ją za rękę. W swojej trzymał mały nożyk. Nie zauważyła kiedy go wyciągnął.

Pokiwała głową.

Bane ostrożnie naciął jej palec, po czym upuścił na otwartą dłoń kilka kropli krwi. Następnie odłamał kawałek zeschniętej krwi z nogawki jej spodnie. Na koniec złączył dłonie, zamknął oczy i wymamrotał kilka słów po grecku.

Potem nastąpiła cisza.

- Powiesz mi w końcu? - zniecierpliwiła się.

W końcu otrząsnęła się z szoku jakim było wyznanie Magnusa.

Co jeśli okaże się, że Jace naprawdę jest jej bratem? Polubiła go... nie jakoś bardzo, ale trochę. Więcej nie przyznała by się nawet przed samą sobą. Nie chciała by był jej bratem. Nie chciała żadnego brata, a co dopiero świeżo polubionego Nephilim.

Czarownik wziął głęboki wdech i się uśmiechnął.

- Skądkolwiek Hodge miał informacje, jego źródło się myliło. Twoja krew i krew Waylanda mają jedynie ze sobą tyle wspólnego co należenie do jednej rasy.

Odetchnęła z ulgą. Była bezpieczna.

A Nocni Łowcy byli w błędzie. Jeśli wydawało im się, że przez nowo zdobytą wiedzę cokolwiek ugrają - gorzko się mylili.


Po powrocie do Instytutu Jace, Izzabelle i Alec ogłosili radosną nowinę wszystkim Nocnym Łowcom. Natychmiast też wysłali wiadomość do innych Instytutów oraz Idrisu. W każdej z tych wiadomości pomijali tylko jedną informację - kto go zabił.

Szybko zorganizowali drużynę zwiadowców, która miała się udać do budynku, w którym Vaentine miał swoją kryjówkę w celu przeszukaniu zgliszczy i potwierdzeniu że to co zostało z ich wroga dalej leży w tym samym miejscu. Nie chcieli przecież by powtórzyły się wydarzenia sprzed lat - Valentine i wtedy rzekomo spłonął w pożarze. 

Po potwierdzeniu wszyscy zabrali się za pisanie raportów. Wiedzieli, że przybycie Clave to jedynie kwestia czasu, a wtedy nie potrzebne będą opowieści o bohaterskich czynach, tylko raporty. Dopiero wtedy Izzabelle i Alec mogli przeprowadzić z Jace'm poważną rozmowę.

Weszli do jego pokoju bez pukania - właśnie podpisywał swój raport. Usiedli na łóżku i przez chwilę tylko po sobie patrzyli.

- Ktoś mi powie o co chodzi? - spytał w końcu Jace z uśmiechem.

Nie miał powodów do złego humoru. W końcu to był dzień, w którym Valentine został pokonany.

- Jak pewnie zauważyłeś nigdzie nie ma Hodge'a - zaczął Alec. - Ponieważ został uwięziony.

- Od lat był szpiegiem Valentine'a - dodała Izzy.

- Słucham? - spytał głucho Jace. 

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

- Podczas przesłuchania powiedział coś o czym powinieneś wiedzieć. Clary to tak naprawdę... - wziął kolejny głęboki wdech.

"Jeszcze chwila i zacznie się hiper wentylować." - pomyślała Izzy i przejęła pałeczkę.

- Fray jest córką Jocelyn Fairchild i Valentine'a. Nocnym Łowcą - zrobiła krótką pauzę - i twoją siostrą.

Wiedział, że ją pamiętał! Na pewno nie pamiętał tego wszystkiego, ale teraz jego wspomnienie ma sens. Ale...

- Siostrą? - powtórzył słabo. 

Nie mogła być jego siostrą. Wszystkim tylko nie... tym.

- Przykro mi, Jace - Alec wstał i poklepał przyjaciela po ramieniu.

- Mieć taką żmiję za siostrę - Izzy pokręciła głową - mi też jest przykro.

- Czy ty się przynajmniej raz nie możesz zamknąć Izzy? - wybuchnął Jace.

Strząsnął dłoń Aleca i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

- Strasznie się ostatnio wredna zrobiłaś, wiesz? - spytał Alec i ruszył w ślad za Jace'm.

A Izzabelle została sama. 


W chwili gdy słońce zaszło Clary wkroczyła do hotelu DuMort. Musiała przeprowadzić pewną rozmowę, która z pewnością nie będzie przyjemna.

Raphael zmaterializował się kilka kroków od niej.

- Czeka na ciebie - powiedział tylko i ruszyli schodami na górę.

- Jak on się czuje?

- Jest zdezorientowany. Próbowałem mu wytłumaczyć co się dzieje, ale póki co za wiele do niego nie dociera. Wciąż jego umysł pozbywa się efektów twojej magii - ton Raphaela był beznamiętny, ale Clary wyczuła naganę.

- Z Valentine'm i Nocnymi Łowcami na głowie, nie miałam czasu zajmować się Simonem - tłumaczyła się - a nie mogłam zostawić go samego.

- Oczywiście, że mogłaś. Już dawno powinnaś pozbyć się go ze swojego życia. Nie zrobiłaś tego z samolubnych powodów.

W końcu dotarli do ciemnych, obdrapanych drzwi.

- Gotowa?

Pokiwała głową.

Raphael otworzył drzwi.


Gdy tylko Clary zniknęła w zaułku, Luke Garroway wyszedł z samochodu i ruszył w kierunku bloku, z którego wyszła. Szybko pokonał kilka pięter, które dzieliły go od mieszkania Magnusa i wszedł do środka nie zawracając sobie głowy pukaniem.

- Co ty tu robisz? - syknął Magnus, materializując się przed nim. - Mogła cię zobaczyć!

Rozejrzał się jakby Clary w każdej chwili mogła wyskoczyć zza rogu. Technicznie rzecz biorąc - mogłaby. Właśnie do tego służą portale.

- Poczekałem aż zniknie - Luke minął Magnusa i opadł na kanapę, która niebezpiecznie pod nim zaskrzypiała. - Szła odwiedzić Simona? Słyszałem co go spotkało. Biedny dzieciak.

-Tak to jest gdy wampir się tobą zainteresuje - prychnął Magnus. - Ale nie taki biedny. Plątał się za Clary i właził wszędzie gdzie nie powinien. 

- Naprawdę, Magnus? Winisz go za to co się stało?

- A kogo innego? Już dawno Clary powinna zerwać tą znajomość, ale był bezpieczny kiedy trzymał się z daleko. A teraz? Chłopaka czeka nowe życie. Ale nie przyszedłeś rozmawiać ze mnie o jakimś Przyziemnym, który został wampirem - Magnus pstryknął palcami i w jego ręce pojawił się drink. - O co chodzi? Clary wróciła. Możesz odwołać poszukiwania.

- Już to zrobiłem. Bynajmniej nie dlatego, że dałeś mi znać - warknął Luke. - A przydało by się jakieś słowo ostrzeżenia.

- Wybacz, ale byłem zajęty. Po za tym wróciła dzisiaj. Dużo cię nie ominęło - stwierdził obojętnie Bane.

- To nie może dłużej tak wyglądać, Magnusie. Chcę się z nią spotkać - głos Garrowaya stwardniał.

- Nie ma mowy! - Magnus aż zakrztusił się drinkiem. - Z tymi wszystkimi bzdurami produkowanymi przez Nocnych Łowców nie ma mowy, że dołożę jej jeszcze przybranego ojca wilkołaka. Clary nie chce mieć nic wspólnego z życiem, które wiodła zanim u mnie zamieszkała. 

- A tobie to odpowiada - dopowiedział Luke.

- Oczywiście, że tak! - Magnus zaczął krążyć po salonie. - Clary jest dla mnie jak córka. Fakt, że jest jej dobrze z życiem, które dla niej stworzyłem napawa mnie dumą - przyłożył pięść do piersi.

- Ale to tylko część jej życia. Dobrze wiesz jaka krew w niej płynie. Jeśli Clave się dowie, upomną się o nią.

Magnus się zatrzymał i obrócił w stronę Luke'a.

- Grozisz mi? - spytał z drwiącym uśmiechem. - To twoja strategia?

- Nie grożę. Ostrzegam. Chcę ci pomóc w chronieniu Clarissy.

- Dziękuję, ale poradzimy sobie sami. Żegnam, Garroway.

- Magnusie...

- Powiedziałem, żegnam - warknął Magnus a drzwi samoistnie się otworzyły.

Luke wstał z kanapy.

- Ja po prostu chcę ją poznać, Magnusie.

- Miałeś na to szansę, gdy prosiłem cię byś się nią zajął.

- Byłem świeżym wilkołakiem, nie mogłem pozwolić sobie na dziecko. 

- Dlatego właśnie ja się nią zająłem! - warknął Magnus. - Bo wy wszyscy, którzy powinniście ją chronić nie mieliście na to czasu! A teraz myślisz, że możesz tu przychodzić i upominać się jakby była jakąś przesyłką, którą zapomniałeś odebrać!

- To nie...

- Nie, Luke. To dokładnie tak. A teraz idź i zostaw nas w spokoju.


Publikuję trochę wcześniej niż po tygodniu, ale nie mogę doczekać się waszych reakcji.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro