Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Magnus właśnie myślał nad kolejnym wymyślnym sposobem torturowania Hodge'a, gdy w samym środku salonu otworzył się portal.

Był wściekły. Wściekły i samotny. 

Nigdy nie uważał Hodge'a za przyjaciela jednak uważał, że przeżycie Clary coś dla niego znaczyło. Teraz wiedział, że się mylił i ten Nocny Łowca nie był nikim innym jak zdrajcą, którego należało ukarać.

Już kiedyś o tym myślał. Nie dlatego, że Steakwather dał mu ku temu powodu. Prewencyjnie. Żeby mieć pewność, że nie dojdzie do sytuacji takiej jak ta. Wtedy Catarina bardzo szybko wyperswadowała mu ten pomysł z głowy. On taki nie był. Nie mordował "na wszelki wypadek". W ogóle nie mordował.

Teraz dotkliwe odczuwał reperkusje tamtej decyzji. Był gotów stać się mordercą najgorszego sortu jeśli oznaczało to jej bezpieczeństwo 

Nie był w stanie odnaleźć Clary ani Catariny a Nocni Łowcy zaczynali przysparzać coraz większych problemów. 

- Nie żeby to była jakaś nowość - mruknął pod nosem.

Właśnie wtedy otworzył się portal i wypadła z niego Clary i Jace, niosący nieprzytomną Catarinę. Wszyscy śmierdzieli dymem, ubrania Waylanda były przesiąknięte krwią, a Clary nie miała na sobie bluzki.

Gdy tylko portal się zamknął pod Clary ugięły się kolana i upadła na podłogę.

Magnus natychmiast jej dopadł. Roztoczył wokół niej ramiona i czuł jak fala ulgi i szczęścia przetacza się po jego ciele zmywając ostatnie czterdzieści osiem godzin niepewności i rozpaczy.

Żadne z nich się nie odezwało. Trwali w uścisku przez kilka sekund jakby nic innego się nie liczyło. 

W końcu Jace odchrząknął niezręcznie.

- Położę ją na kanapie - powiedział, na co Magnus od razu zerwał się na równe nogi.

Catarina!

- Wszystko z nią w porządku - zapewniła Clary. - Tylko straciła przytomność.

Magnus był w szoku. Nagle, bez uprzedzenia, odzyskał je obie, mimo że żadne działania nie przynosiły rezultatu.

Nie żeby to było coś dziwnego. W końcu większość rzeczy osiągnął w podobny sposób. Obserwował. Wyciągał wnioski. I się bawił.

Panika mu to uniemożliwiła.

Clary zmusiła się do wstania z podłogi. Była zmęczona. Jedyne o czym marzyła to położenie się we własnym łóżku, jednak wiedziała, że zanim do tego dojdzie, jeszcze daleka droga.

- Co się stało? - spytał Magnus.

- Clary nas ocaliła - powiedział spokojnie Jace, jakby sytuacja w której się znalazł była całkowicie normalna.

Był Nocnym Łowcą. Znoszenie rannych z pola bitwy to coś do czego przywykł.

- Wszyscy Nephilim maja u ciebie ogromny dług - stwierdził Wayland i pocałował wierzch dłoni Clary. - To co zrobiłaś... - pokręcił głową. - Jestem dozgonnie wdzięczny.

- I prawidłowo - odpowiedziała Clary, siląc się na obojętny ton. Nie chciała brzmieć na zmęczoną. Ani wzruszoną. Przecież jest niezwyciężona. - Przypytanie w Instytucie to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę.

- Byliście już w Instytucie? - brwi Bane'a powędrowały w górę. To on tu się zamartwiał, wychodził z siebie, a oni...

- To dopiero przed nami - Clary położyła mu dłoń na ramieniu. - Chciałam żebyś pierwszy wiedział, że ze mną wszystko w porządku.

Wyraz twarzy Bane'a złagodniał. Oczywiście. Przecież Clary go znała. Nie zrobiła by mu tego.

Przez chwilę znowu milczeli.

- Muszę wracać do Instytutu - Jace po raz kolejny przerwał ciszę. - Alec i Izzy napewno się martwią.

- Jeśli tam pójdziesz zacznie się dochodzenie - powiedziała z niezadowoleniem Clary.

- Są moją rodziną. Muszą wiedzieć, że żyję.

- Ja muszę obejrzeć Catarinę - stwierdził Magnus. - A nie zamierzam spuszczać Clary z oczu. Zadzwonię do Alexandra.  Jestem pewien, że on i Izzabele dotrą tu bardzo szybko, gdy usłyszą, że chodzi o ciebie.

Jace nie zauważył, że ton głosu i wyraz twarzy Magnusa się zmieniły. Clary tylko mocniej ścisnęła jego ramię. W tamtym momencie było jej żal czarownika.


Alec wciąż był w szoku po rewelacjach, które usłyszał od Izzy. Jace i Clary... nie mieściło mu się to w głowie. Nowe informacje przekreślały wszystko co wiedział o niej do tej pory. Nie żeby było tego dużo.

Właśnie wtedy zadzwonił jego telefon.

Czuł jak przyśpiesza mu puls, gdy zauważył imię Bane'a na ekranie. Chce się spotkać. Może wszystko wyjaśnić? Może czegoś się dowiedział?

Gdy odebrał ton głosu czarownika był beztroski:

- Wpadnij do kryjówki z Izzabele - powiedział.

Co?

- Nie mogę - Alec czuł jak narasta w nim napięcie - koordynuję poszukiwania. 

- Ah, to - Nocny Łowca niemal widział jak czarownik lekceważąco macha ręką. - Odwołaj. Nie są już potrzebne.

Alec zamarł. Poszukiwania są już zbędne?

- Postarajcie się pośpieszyć - Magnus rozłączył się zanim Alec zdążył poprosić o wyjaśnienia.

Magnus rzucił telefon w bliżej niezidentyfikowanym kierunku i zatarł ręce. Ich sytuacja nieoczekiwanie się poprawiła. Teraz mógł wrócić do tej części swojej osobowości, którą lubił najbardziej. Szczęśliwej. Tej, która się nie martwiła, że zginą wszyscy, których kocha.

Catarina leżała na kanapie, już nie nieprzytomna, a jedynie zdezorientowana i zmęczona. Z tego co udało się ustalić Magnusowi prócz osłabienia i kilku płytkich ran zadanych serafickim ostrzem, nic jej nie dolegało. Clary i Jace właśnie pałaszowali pizzę. Nie żeby Magnus spodziewał się, że Valentine karmi swoich więźniów, ale głodzenie ich było zwyczajnie bezsensowne. Chociaż Catarinie nic nie zrobiło... ale to pewnie przez pochodzenie - uznał Magnus. Tak, pochodzenie dużo daje.

Nie żeby lubił to przyznawać.

Po raz setny odkąd Clary wróciła do kryjówki podszedł do niej i pogłaskał ją po głowie. Wiedział, że to głupie, ale po prostu musiał się wciąż na nowo upewniać, że nie zniknęła. Że to nie iluzja. Że jego mała dziewczynka wróciła do domu.

Kiedyś karcił się za takie myślenie. Czarownicy spędzali swe życie w samotnej tułaczce. Nie byli jak inne gatunki - bez znaczenia czy mowa o Przyziemnych, faerie, wilkołakach, wampirach czy Nocnych Łowcach. Oni wszyscy mieli rodowód. Pojawiali się w społeczności. Czarownicy rodzili się w bólu i większość z nich nie przeżywała kilku pierwszych lat.  Ragnor zawsze mu to powtarzał...

Ragnor!

Magnus natychmiast złapał za telefon. Tak bardzo pochłonął go powrót Clary - całej i zdrowej, że zapomniał poinformować innych, którzy się o nią martwili. Skupił się na tym, że Jace nie marudzi o Nephilim i zupełnie zapomniał o Ragnorze, który gdzieś zniknął i Raphaelu, który rzucił wszystkie siły nowojorskiego klanu na poszukiwanie Clary.

Clary rzuciła mu pytające spojrzenie, ale nie przerwała pałaszowania pizzy. 

Była głodna i zmęczona. Stres związany z byciem więźniem Valentine'a a potem zniszczenie ich więzienia znacząco nadszarpnęły jej siły. Mimo to czuła, że zapas mocy, którym dysponowała zmniejszył się jedynie nieznacznie.

Valentine... wciąż słyszała w uszach krzyki jego popleczników, gdy próbowali wydostać się z budynku. Nie pozwoliła im - wzniosła barierę, która uniemożliwiła im ratunek. Wiedziała, że nie powinna być tak brutalna i że to co zrobiła było złe, ale w tamtym momencie jej to nie obchodziło. Chciała żeby cierpieli. Chciała żeby czuli jej wściekłość.

Zamrugała gwałtownie.  To co poczuła było... intensywne. Znacznie intensywniejsze niż jej codzienne uczucia, które zazwyczaj starała się tłumić. 

"Trudne być powściągliwym w takiej sprawie" - uznała. Rzeczywiście, zemsta na mężczyźnie, który przetrzymywał ją, próbował zabić Jace'a oraz torturował Catarinę, mogła wywoływać emocje.

Clary spojrzała na chłopaka. W dużych kęsach pochłaniał właśnie kolejny kawałek pizzy. Przez cały ten czas zachowywał się jakby nie stało się nic wielkiego. I może rzeczywiście dla Nocnych Łowców takie sytuacje to codzienność, jednak Clary czuła jak jej serce staje, gdy myślała, że Morgenstern mógł go zabić. 

Lubiła tego konkretnego Nephilim, mimo niechęci do ich rasy. Był zabawny. Pewny siebie. I mimo wybujałego ego, które kazało podkreślać ten fakt na każdym kroku, wyglądał naprawdę dobrze. To największy komplement na jaki się mogła zdobyć. Oczywiście nie na głos. Nie była Magnusem. Nie pozwalała sobie na lubienie ludzi. Miała swoją rodzinę - pozszywaną bez ładu i składu, bez żadnych powiązań biologicznych - i tylko im mogła ufać. Nocni Łowcy spalili by ją na stosie, gdyby tylko mogli. Nawet jeśli teraz Jace wydaje się być czarujący to tylko Porozumienia powstrzymują go przed urządzeniem polowania na czarownice.

"Nocni Łowcy zawsze zwiastują kłopoty" - tak zawsze mówił Ragnor. 

A Ragnor rzadko się mylił.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro