Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Obcasy Clary głośno oznajmiały każdy jej krok, gdy zbiegała ze schodów. Gdy znajdowała się na klatce schodowej między pierwszym a drugim piętrem do jej uszu doszły głosy dobiegające z niższych pięter:

 -Nie słyszał pytania? W morde chce?! 

-Nie, ja tylko... ja...

-Ty co?!

"Cholera! Nie możliwe..." - w błyskawicznym tempie zbiegła na parter.

Na ostatnim ze schodków stał napakowany, ciemnoskóry mężczyzna. Jego sylwetka uniemożliwiała Clary zobaczenie jego rozmówcy, jednak głos wydawał jej się znajomy.

-Ragnarok! - warknęła, przepychając się obok mężczyzny.

-Panienka Clary?- jego oczy się rozszerzyły, a sylwetka natychmiast zmniejszyła o połowę.

-Clary! - dziewczyna zmierzyła wzrokiem rozmówcę Ragnaroka.

-We własnej osobie - mruknęła beznamiętnie. - Nie strasz ludzi w holu. Nie chcesz chyba powtórki z zeszłego tygodnia, hmm? Nie mam zamiaru darować ci za każdym razem. 

-Tak, panienko - skinął głową i ruszył w kierunku najbliższych drzwi.

Nie czekając aż wejdzie do mieszkania złapała Simona za ramię i wyprowadziła go z budynku.

-Simon?! Co ty tutaj robisz?! - spytała, ciągnąc go w kierunku skrzyżowania ze Spencer Street.

-Chciałem ci zrobić niespodziankę - mruknął. - Ale chyba wybrałem nienajlepszy moment.

-Co? Nie, Simon! - Clary gwałtownie się zatrzymała. - To nie tak! Cieszę się, że cię widzę! Słowo daję, ostatnio moje życie to pasmo nieszczęść, więc twoje pojawienie się jest świetne! Po prostu niespodziewane.

-Na tym polegają niespodzianki, Clar -Simon nieśmiało się uśmiechnął.

-Wiem, tylko... - dziewczyna westchnęła. - Nieważne. Nie ma co tego roztrząsać. Lepiej chodźmy do... zaraz - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Cały czas ciągniesz za sobą tę walizkę?

-Co? Aaa, tak - Simon pokiwał głową.

-Simon! - dziewczyna złapała się pod boki.

-No co? - oboje wybuchnęli śmiechem.

-Nieważne - pokręciła głową, wciąż się śmiejąc. - Idziemy do kawiarni.


-Izzabelle? Kiedy raczysz przywlec tutaj swój tyłek, co? 

Jace i Alec stali naprzeciwko kawiarni "White Roses" i przyglądali się mijającemu ich strumieniowi ludzi. Setki nieznajomych twarzy pojawiało się przed ich oczyma na ułamek sekundy, by po chwili znów zniknąć w bezładnej masie.

 "Jak mrówki" - ocenił Alec.

-Ona nie odebrała, Jace - mruknął czarnowłosy. - Możesz zacząć mówić dopiero gdy odbierze.

-To jaki jest sens dzwonienia, skoro Izz nie musi odbierać? - jęknął Jace, chowając telefon. - Ale ma to swoje dobre strony - dodał po chwili.

-Niby jakie? - prychnął Alec.

-Nie możemy tutaj na nią czekać.

-Co? Jace, mówiłem ci...

-Dobra, w takim razie idę sam - i nie czekając na jakąkolwiek reakcję przyjaciela wszedł do kawiarni.

-Jace, czekaj! - Alec spojrzał nerwowo na tłum ludzi. - No przecież nie puszczę cię tam samego!

W ślad za blondynem wszedł do kawiarni.

-Kiedyś cię za to zabiję - mruknął pod nosem.

Kawiarnia wyglądała na przytulną. Po całym lokalu rozstawione były okrągłe, dębowe stoliki, przy których stały po dwa duże, ciemnobrązowe fotele. Na ladzie stały wielkie patery zapełnione wszelkiego rodzaju ciastkami, ciastami i pączkami. 

Tylko dwa stoliki były zajęte. Przy jednym siedziały dwie starsze kobiety, a przy drugim Clary i Simon.

Alec szturchnął Jace'a i wskazał na rudowłosą. Blondyn pokiwał głową i ruszyli w jej kierunku. Usiedli przy stoliku obok i zaczęli słuchać monologu bruneta:

-Mama strasznie za tobą tęskni, wiesz? Tak samo moja Rebekah. Kiedy powiedziałem im, że do ciebie przyjeżdżam prawie wpakowały mi się do walizek!

-Tak się za mną stęskniły? - zaśmiała się.

-Też się zdziwiłem. Ale w sumie za tobą nie da się nie tęsknić!

-Aww! - Clary przyłożyła dłonie do policzków. - Jesteś uroczy, Simon!

Alec i Jace patrzyli na tę scenę z nieukrywanym szokiem.

-Przestań! Nie jestem uroczy! Żaden facet nie chce być uroczy! - na twarzy Simona wykwitły różowe plamy. 

-Do tego się rumienisz! Naprawdę jesteś uroczy, Simon! Nic na to nie poradzę! - zaśmiała się.

-Ty... - chłopak westchnął. - Idę po kawę.

Złapał dwie filiżanki ze stolika i lawirując między małymi stolikami, ruszył w kierunku lady. Z twarzy Clary natychmiast zniknął uśmiech. Zastąpił go zniesmaczony grymas. 

Dziewczyna wyjęła telefon z kieszenie i nie wybierając żadnego numeru przyłożyła do ucha.

-Jeśli myślicie, że was nie widzę to jesteście w błędzie, Nephilim - powiedziała, rzucając Alecowi i Jace'owi krótkie spojrzenie. - Lepiej będzie jeśli natychmiast stąd wyjdziecie, bo następnym razem nie będę taka miła.

Mężczyźni wymienili zdziwione spojrzenia.

-Śledzicie mnie, a tego nie lubię. Po za tym - uśmiechnęła się prześmiewczo - czy to nie godzi w wasze Porozumienia?

-Naprawdę nie wiem, Clarisso, czemu pałasz do nas taką niechęcią - powiedział Jace, nie patrząc na nią. - Przyszliśmy tu tylko na kawę.

-Niewidoczni Nocni Łowcy chcą się napić kawy w kawiarni dla Przyziemnych? Jesteś żałosny, Wayland.

Alec złapał Jace'a za ramię i ruszył w kierunku wyjścia.

-Nie masz na to żadnych dowodów - syknął, przechodząc obok niej.

-Mam ich aż za dużo, Lightwood - mruknęła, patrząc na Simona, odbierającego kawę od pani za ladą. - I rada na przyszłość. Nie wysyłajcie młodej Lightwoodówny po informacje na mój temat. Nie tylko wy macie kontakty w Białym Dworze.

Schowała telefon do torebki, uznając rozmowę za zakończoną, a Jace i Alec stali przy drzwiach, patrząc jak Simon podaje jej kawę.

-Kto dzwonił? - spytał, siadając obok niej.

-Nikt ważny - zerknęła, przelotnie na drzwi od kawiarni i na jej ustach ponownie pojawił się szczery uśmiech. - Co u Twoich kumpli z zespołu?

-Znowu zmieniliśmy nazwę...

Dwaj Nocni Łowcy wyszli z kawiarni.

-Mówiłem ci, że to zły pomysł! - warknął Alec, gdy biegiem pokonywali Dekalb Avenue.

-Ale przynajmniej wiemy jedno - mruknął Jace, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.

-Co takiego?!

-Clarissa to poprostu dwulicowa suka. Nikt wyjątkowy. No... może jest bardziej silniejsza niż reszta, ale to nie zmienia faktu, że mamy do czynienia ze zwykłą suką. 

Skręcili w boczną uliczkę i zaczęli wspinać się po schodach przeciwpożarowych.

-Zastanawia mnie tylko jedno.

-Co takiego? - spytał Alec, gdy  znaleźli się na dachu.

-Kim do jasnej cholery jest Simon. Wyglądał na Przyziemnego, ale takie jak ona nie zadają się z Przyziemnymi.

-A fakt, że wie kim jesteśmy cię nie zastanawia?! - Alec rzucił mu niezadowolone spojrzenie.

-Stary, dwie najlepsze partie w Nowym Jorku! Jak miałaby nas nie znać? - przeskoczyli na kolejny dach.

-To nie jest zabawne, Jace! 

-Wyluzuj, Alec. Pewnie Bane jej powiedział. Wiesz, że lubi plotkować. 

-Bądź do jasnej cholery poważny! - warknął Alec i złapał blondyna za ramię. - Rafael nie chce o niej gadać. Izzy jeszcze nie wróciła od Meliorna, a ona już o tym wie. Nie chcę cię martwić, ale siedzi w tej durnej kawiarni i wie o wszystkim! 

-No i? - Jace zmarszczył brwi.

-Jest ubezpieczona z każdej strony!

-Alec przecież nie mamy z nią walczyć, tylko...

Nagle kieszeń blondyna zaczęła wibrować. Szybko wyjął telefon i przyłożył do ucha.

-Izz? Wiesz coś?

-Ta dziewczyna jest pieprzonym tranformersem - powiedział damski głos.

-Kim?

-Zaraz będę w Instytucie - mruknęła i się rozłączyła.

-Czy ta dziewczyna nie może wyrażać się jaśniej?! - warknął Jace, chowając telefon.

-Rozumiem, że odpuścimy sobie wizytę w Jade Wolf? - mruknął Alec z ulgą.

-Mamy za mało czasu. Za dwie godziny musimy być w Pandemonium - nie patrząc na przyjaciela, Jace kontynuował swoją wędrówkę po dachach.

-Po co chcesz o niej tyle wiedzieć, Jace? - spytał cicho Alec. Tak cicho, że sam nie usłyszał słów, które wypowiadał.



Troszeczkę przypóźniłam, wiem! Ale już jestem z nowym rozdziałem :D Ktoś prócz mnie się cieszy? xd

Jak po świętach? Bardzo lali wodą? U mnie wchodzili do domów nawet przez okno. Nie na parterze. NA PIĘTRZE...

więc było wesoło xd

A jutro może być powtórka :/ jak ja mam to przeżyć? 

Trzymajcie się sucho (albo SUHO xd kpoperzy wiedzą o co chodzi xd) 

Kocham!

Nataria


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro