Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Jace i Izzabell zajmowali kanapę naprzeciwko jednoosobowej celi w jednej z wież nowojorskiego Instytutu. Za grubą taflą szkła i kratami, na podłodze, siedział mężczyzna przykuty do ściany. Puste spojrzenie Jace'a i wściekłe spojrzenie Izabelle przez cały czas wbijało się w więźnia.

- Wiecie, że od gapienia się na mnie nie znajdziecie żadnych odpowiedzi, prawda? - więzień podniósł głowę. 

- A od skopania ci tyłka? - burknęła Izzabelle. 

- Zachowujecie się jakbym zrobił to z własnej woli! Myślicie, że mi się podobało? Że pomogłem Valentine'owi, bo taki miałem kaprys? 

- Wytłumaczysz się przed Clave - głos Jace'a był bezbarwny. Odkąd Hodge się odezwał, nie poruszył się.

- Nie obchodzi mnie Clave - parsknął Hodge.

- To akurat wiemy, zdrajco! -warknęła Izzabelle.

- Wy mnie obchodzicie.

Nagle drzwi się otworzyły. Nocni Łowcy błyskawicznie podnieśli się z kanapy.

Magnus wpadł do pomieszczenia jak burza i natychmiast skierował się w stronę szyby oddzielającej ich od więźnia.

- Ty! - warknął. - Miałeś ją chronić!

W tym momencie do pomieszczenia wpadł również Alec. Szybko podszedł do Magnusa, złapał go delikatnie za łokieć i odciągnął od Hodge'a.

- Spokojnie - powiedział - nie mamy teraz czasu na wyrzuty. 

- Co się stało? - spytał Jace. - Miałeś sprowadzić Clary.

- Gdybyście wykonali swoje zadanie byłoby to możliwe! - warknął Magnus, wbijając w Jace'a rozeźlone spojrzenie.

Alec wzmocnił uścisk.

- Prawdopodobnie porwał ją Valentine - wyjaśnił.

- Na pewno - poprawił go Magnus. - Całe mieszkanie nim cuchnie.

- Czyli po problemie - powiedziała Izzabelle. Wszyscy utkwili w niej spojrzenia. - Pewnie rozszarpała ich na strzępy.

- Izzy... - zaczął Alec, ale nim powiedział cokolwiek więcej z palców Magnusa trysnął strumień niebieskich iskier.

Dziewczyna uniosła się kilka centymetrów nad podłogę i gwałtownie uderzyła o ścianę!

- Magnus! - krzyknął Alec.

Czarownik go zignorował.

- Macie obowiązek chronić Podziemnych! A jednak zaginęła kolejna osoba. Moja mała dziewczynka jest bezbronna i zdana sama na siebie! 

- Magnus, przestań! - Alec gwałtownie szarpnął mężczyzną, przewracając go na ziemię.

Magnus uniósł głowę. Kilka kroków od niego stał Jace z wyciągniętym sztyletem.

- Opuść Izzy na ziemię. Już - rozkazał Alec.

Czarownik machnął ręką i dziewczyna upadła na podłogę. Jej brat natychmiast znalazł się przy niej. Jace wciąż nie spuszczał oka z Magnusa.

Ten szybko podniósł się z podłogi. 

- Nie masz prawa mówić o Clary w ten sposób - powiedział do Izzabelle.

- Mam wszelkie prawo - warknęła dziewczyna w odpowiedzi. - Twoja mała Clary to chora morderczyni, która...

- Izzy!

Tym razem było już za późno. Magnus uniósł rękę i trysnęły iskry, a czarnowłosa z impetem uderzyła w szybę.

- To Valentine Morgenstern jest chorym mordercą. I jest jednym z was. Sporo to mówi o Nocnych Łowcach.

Magnus był lodowatą furią. Patrzył na Izzabelle z wściekłością, jednak jego głos był zimny.

- Tymczasem ty próbujesz zrobić z mojej małej dziewczynki największe zło tego świata. Naprawdę myślisz, że masz prawo do moralnego osądu? Ty? 

- Okej, wystarczy - powiedział stanowczo Alec. - W centrum dowodzenia musi panować chaos. Idźcie tam i zobaczcie co się tam dzieje. Zorganizujcie obławę na Valentine'a. Już. A ty - stanął pomiędzy Magnusem a przyjaciółmi - pójdziesz ze mną.

Nie czekając na reakcję kogokolwiek Alec wymaszerował z pomieszczenia.



Pierwszym co poczuła Clary był pulsujący ból. Nie mogła otworzyć oczu ani się ruszyć. Nie miała pojęcia co się dzieje i jak znalazła się w obecnej sytuacji. Co takiego się wydarzyło? 

Nie mogła nawet z pewnością stwierdzić, że żyje. Może tak naprawdę jest w drodze do piekła? Kto wie?

W końcu jednak fragmenty wspomnień zaczęły układać się w spójną układankę. Wtedy Clary poczuła strach. Znów spróbowała otworzyć oczy i natychmiast je zamknęła. Z jej ust wymknęło się jęknięcie. Wciąż nie wiedziała gdzie się znajduje, ale było tam bardzo jasno. Oślepiające światło uniemożliwiło jej dostrzeżenie czegokolwiek konkretnego.

- A oto i ona! W końcu się obudziła! - Clary uznała, że właściciel wesołego, męskiego głosu znajduje się po jej lewej stronie, jakieś trzy, cztery metry dalej. - Myślałem, że się nie doczekam.

Dziewczyna znów spróbowała otworzyć oczy. Tym razem poszło jej odrobinę lepiej. Zauważyła zamazane kontury.

- Mam nadzieję, że jesteś wystarczająco przytomna by mnie słyszeć - odezwał się ponownie głos.

"Skup się. Skup się. Skup się." - powtarzała sobie Clary. - "Że też w takim momencie nie może użyć magii."

- Powinnaś mnie słyszeć. U żadnego z obiektów badawczych nie zaobserwowałem pogorszenia słuchu - mężczyzna kontynuował swój monolog. - Musiałem mieć pewność, że nie użyjesz przeciwko mnie swojej magii. Swoją drogą, jestem ciekaw jej źródła. To krew anioła tak zadziałała? Czy to przez tego plugawego czarownika, Bane'a?

Clary mimowolnie syknęła. Nie lubiła, gdy ktokolwiek obrażał Magnusa. Zazwyczaj szybko dawała nauczkę tym, którzy próbowali.

- Czyli do ciebie coś dociera! Wspaniale! - mężczyzna klasnął z uciechy.

"Nie możesz nic zobaczyć. W porządku" - Clary zaczerpnęła więcej powietrza. - "A co czujesz?" - zapytała samą siebie.

Ktoś posadził ją na krześle. Jej głowa była pochylona do przodu i nie była w stanie jej podnieść. Tak samo rąk. Czuła coś na nadgarstkach co wbijało jej się w skórę... jest skrępowana. Co jeszcze?

"Ktoś przywiązał mi do tego krzesła nogi."

- Zamierzasz się do mnie w końcu odezwać? 

Clary nie odpowiedziała. W innej sytuacji w bardzo dosadnie i nie tylko słowami pokazałaby co o tym wszystkim sądzi. Ale nie była w stanie wyartykułować choćby słowa.

- Jeszcze za wcześnie? - mężczyzna zrobił pauzę. - W porządku. Poczekam. W końcu twój czarownik i tak cię tu nie znajdzie. Mamy czas.


Raffael rzadko zabiera ze sobą gdziekolwiek telefon. Szczerze nie cierpi tego urządzenia. Odkąd jednak posiada go większość Podziemnych robienie bez niego interesów, prowadzenie jakiejkolwiek działalności... było co najmniej kłopotliwe.

Poszukiwania Clary jednak byłyby niemożliwe. 

Kilka minut po opuszczeniu hotelu DuMort odebrał telefon od Luke'a Garrowaya, w sprawie ciała wampira znalezionego w dokach. Nocni Łowcy mieli go o tym powiadomić, ale najwyraźniej zapomnieli. Raffael podziękował za tę informację i obiecał, że jak najszybciej zjawi się Jade Wolf osobiście (zanotował też w głowie, że nie złoży za to skargi na nowojorki Instytut czym spłaci swój dług wobec Izzabelle Lightwood - naprawdę powinien zaopatrzyć Maureen w kaganiec). I mając na myśli jak najszybciej - kilka minut później przekroczył granicę terytorium wilkołaków. Nie musiał czekać długo na odzew. Z różnych stron schodziły się kolejne osoby i ustawiały wokół niego. 

Intruz.

Do tego wampir.

Nie mógł spodziewać się ciepłego powitania.

I to co stało się potem z pewnością nim nie było.


- Clary? Mogę? - Magnus delikatnie uchylił drzwi i rozejrzał się po pokoju. - Clary, gdzie jesteś?  Jest ze mną ktoś kto bardzo chce cię zobaczyć.

Spod łóżka wychyliła się blada twarz i rozczochrana, ruda czupryna.

- Mama? - na twarzy małej dziewczynki pojawiła się nadzieja.

- Nie, kochanie. Rozmawialiśmy o tym co się stało z... - zanim czarownik dokończył zdanie, Clary ponownie schowała się pod łóżko.

- Chcę do mamy - burknęła płaczliwym tonem.

- Wiem, kochanie, ale...

- Jesteś śmieszny.

Magnus delikatnie przymknął drzwi i odwrócił się do nich plecami, stając plecami z małym tłumem tłoczącym się w jego salonie. Ragnor, Catarina i Raffael ulokowali się w różnych kątach małego salonu i rzucali Magnusowi nieprzyjemne spojrzenia.

- To, że wyglądasz na dziecko nie znaczy, że masz pojęcie jak nim być, Raffaelu - powiedział z niezadowoleniem czarownik.

- Płaszczysz się przed nią jakby to mogło cokolwiek zmienić. Oddaj ją jej ludziom i po problemie - stwierdził wampir, zajmujący głęboki fotel.

- To prawda, Magnusie. Nie możesz tak po prostu przygarnąć jednego z Nephilich i liczyć, że nikogo to nie zainteresuje - poparła go Catarina. - To wyjątkowo nierozważne. Nawet jak na ciebie.

- A to oznacza, że poprzeczka była zawieszona naprawdę nisko - dopowiedział Ragnor. 

- Myślicie, że nie próbowałem? - żachnął się Magnus. - Nowojorski Instytut odesłał mnie z kwitkiem. 

- Zgłoś to do Clave. Albo oddaj ją temu wilkołakowi z którym prowadzała się jej matka - poradził natychmiast Ragnor - jak on się nazywał? Lucien?

- Luke Garroway.

- Nie ma mowy żebym oddał Clary wilkołakom!

- Ale... - zaczęła Catarina.

Trójka czarowników ciągle się sprzeczała, gdy Raffael niepostrzeżenie przemknął obok nich do pokoju, w którym ukrywała się Clary.

Jak najciszej zamknął za sobą drzwi i płynnym ruchem wyciągnął dziewczynkę spod łóżka. Ta natychmiast otworzyła usta i nabrała więcej powietrza, by przygotować się do krzyku, jednak błyskawiczna reakcja wampira jej to uniemożliwiła.

- Tylko spróbuj - powiedział, zatykając jej usta. - A oderwę ci głowę.

Dziewczynka struchlała w jego uścisku.

- Masz się słuchać Magnusa - kontynuował. - Inaczej przyjdę po ciebie w nocy i cię zjem.

Ku jego zaskoczeniu, na te słowa Clary się uśmiechnęła.

- Nie możesz mnie zjeść - stwierdziła beztrosko - mama mówi, że dorośli straszą tak dzieci, ale to niemożliwe. Po za tym jesteś za mały żeby mnie zjeść.

Skonsternowany wampir przez chwilę patrzył na rudowłosą bez słowa, przeklinając w głowie swój dziecinny wygląd. 

- Chcesz się przekonać? - wysunął kły.

- Naprawdę możesz mnie zjeść! - zaśmiała się i spróbowała dotknąć jednego z kłów.

- Nie wolno! - Raffael trzepnął ją w rękę. 

- Ej, co tam się dzieje? - spytał Magnus, łapiąc za klamkę. Raffael błyskawicznie zastawił nogą drzwi.

- Masz się słuchać Magnusa - powtórzył do Clary. - Zrozumiano?

- A przyjdziesz jeszcze?

Wampir zmarszczył brwi. Nie takiej reakcji się spodziewał. Planował nastraszyć dziewczynkę, tymczasem ona... wpatrywała się w niego z zafascynowaniem.

- Raffaelu, nie każ mi używać magii!

- Przyjdę - obiecał w końcu, odstawiając Clary na podłogę.


Raffael musiał odnaleźć Clary. Nie istniały inne możliwości.

- Przyszedłem do waszego przywódcy - zwrócił się do wilkołaków. - Chroni mnie Porozumienie!

Wataha nie była zainteresowana słowami wampira.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro