Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLVIII

*Taekwoon*

Będąc przed szpitalem, uświadomiłem sobie, że nie zabrałem naszych kurtek. Szybko wyciągnąłem Sanghyuka z samochodu, a drzwiczki zatrzasnąłem nogą. Wbiegłem do środka, wołając jakiegoś lekarza. Martwiłem się o Hyuka. Temperatura wciąż nie spadała, a on się nie budził.

Gdy został przyjęty na oddział, usiadłem na jednym z krzesełek przed salą. Hyuk był wciąż niepełnoletni, więc na pewno będzie tutaj potrzebna jego siostra... Chciałem do niej zadzwonić, ale nie mogłem odblokować telefonu, co bardzo mnie denerwowało. Zakląłem pod nosem, mając ochotę rzucić urządzeniem o ziemię.

Przeczesałem włosy dłońmi, po czym złapałem się za głowę, opierając się łokciami o kolana. W takiej pozycji przesiedziałem dłuższy moment, aż do wyjścia lekarza z sali.

- To pan przywiózł tego chłopaka z gorączką? - usłyszałem nad sobą, przez co wstałem i po lekkim ukołonie, odpowiedziałem twierdząco. - On jest pełnoletni? - zaprzeczyłem. - Jest pan z jego rodziny?

- Nie... Nie mam też jak skontaktować się z jego siostrą... - przyznałem, a lekarz pokiwał głową. - Czy mógłbym do niego wejść? Jak on się czuje?

- Podłączyliśmy mu kroplówkę i podaliśmy leki przeciwgorączkowe. Jeśli to nie pomoże, wtedy będziemy potrzebować zgody opiekuna prawnego chłopaka na dalsze leczenie. A póki co, może pan z nim chwilę posiedzieć. Jak się obudził, widać było, że nie podoba mu się przebywanie tutaj... - lekarz zaśmiał się krótko. - Pilnuj go, żeby nie uciekł. - zaśmiał się znów, poklepał mnie po ramieniu i poszedł do następnych pacjentów. Wszedłem do sali, szykując się na atak ze strony Sanghyuka. On jednak, gdy tylko mnie zobaczył, wyciągnął w moją stronę ręce, jakby chciał bym go przytulił. Podszedłem do niego bliżej i ledwo usiadłem na krzesełku obok łóżka, a już wylądowałem w żelaznym uścisku chłopaka.

- Hyung zabierz mnie stąd. - odezwał się cicho, przez co nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. - Hyung! Tu nie ma nic śmiesznego! Patrz co mi zrobili! - wykrzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku osób w pobliżu i wskazał na swoją rękę, w którą była wbita igła. Skrzywiłem się lekko i zakryłem to miejsce swoją dłonią. - Widzisz? A wiesz, że to boli? Nie chcę tu być... Dlaczego mnie tu zabrałeś? Wiesz, że nie lubię szpitali... Przepraszam za to, co zrobiłem, ale zabierz mnie stąd. - w jego oczkach zaczęły zbierać się łzy. On naprawdę wydawał się bać tego miejsca. Przytuliłem go mocno do siebie.

- Szybko stąd wyjdziesz, a póki co, ja zostanę z tobą. - obiecałem i pod wpływem chwili, pocałowałem go lekko w czoło. Pierwszy raz od dawna zobaczyłem na jego twarzyczce rumieńce. Wyglądał tak uroczo... Pogłaskałem go po policzku, przez co zarumienił się jeszcze bardziej.

- H-hyung... Ch-chce mi się p-pić... Przyniesiesz mi coś? - zgodziłem się i wyszedłem z sali. Musiałem najpierw pójść do samochodu po portfel. Na dworze było okropnie zimno, a ja miałem na sobie tylko koszulkę i bluzę, a na nogach zwykłe trampki, które założyłem w ostatniej chwili. Szybko wróciłem do środka, gdzie w barku kupiłem ulubiony sok Hyuka, po czym poszedłem do sali, w której znajdował się chłopak.
Kiedy wszedłem do środka, stanąłem przy wejściu. Sanghyuk przez chwilę przyglądał się małej dziewczynce, która leżała na łóżku obok. Zaraz potem zaczepił jedną pielęgniarkę i przez moment rozmawiali. W końcu Hyuk usiadł na łóżku, a dziewczynka odwróciła się w jego stronę. Po chwili można było słyszeć ich ciche śmiechy.
Podszedłem bliżej, podając chłopakowi napój i usiadłem na krzesełku pomiędzy ich łóżkami.

- To jest Suni. Suni, to jest Taekwoon, ale równie dobrze możesz go nazywać Leo. - wyciągnąłem rękę do dziewczynki, a ona ją uścisnęła, uśmiechając się przy tym nieśmiało. Na oko miała może osiem lat. Zastanawiało mnie, gdzie są jej rodzice.

Zanim zabrali ją na badania, dowiedzieliśmy się od niej, że od zawsze mieszkała w domu dziecka. Nigdy nie poznała swoich rodziców, ale i tak bardzo chciałaby się z nimi spotkać. Powiedziała nam również, że jest w szpitalu, bo kilka razy zemdlała i jej opiekunowie się martwią. Później przenieśli ją na inny oddział, więc nie mogliśmy z nią już porozmawiać. Po tworzy Sanghyuka można było się domyślić, że było mu okropnie przykro. Później położył się na łóżku i przez długi czas żaden z nas się nie odezwał.

- Hyung... - zaczął, wpatrując się w sufit. - Jak to jest, że niektóre dzieci mają obydwoje rodziców, mają cudowne rodziny są szczęśliwi, a są też takie dzieci, które już od małego muszą mieć tak ciężko? Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe...

- Nie wiem, Hyukkie... Jako psycholog, często też rozmawiam z dziećmi i muszę przyznać, że to jest naprawdę trudne. Przez to, że jest im źle, ciężko jest zdobyć ich zaufanie, ale jak się otworzą, mówią wszystko to, co je trapi... Od jednych dowiaduję się, że są gnębione przez rodzeństwo, inne przez kolegów ze szkoły. Niektóre są krzywdzone przez rodziców w różny sposób. Dzieci rzadko mówią o tym wprost, często przedstawiają to na przykład rysunkach...

- To jest niesprawiedliwe. - przerwał mi oburzony. - Dzieci, to dzieci, nie wolno ich krzywdzić.

- Wiem, Hyukkie, ale nic na to nie możemy poradzić. - chłopak był wyraźnie zdenerwowany. Pierwszy raz widziałem, żeby coś aż tak przeżywał.

- Jak bym mógł, przygarnąłbym wszystkie dzieci, które nie mają własnego domu... - Hyuk po chwili odwrócił się w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. - Hyung... Myślisz, że kiedyś będę mógł razem z Ravim zaadoptować jakieś dziecko? - ton jego głosu był niemalże błagalny. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.

- Raczej wątpię, że na to pozwolą dwóm mężczyznom. - pogłaskałem go po głowie, chcąc go jakoś pocieszyć, jednak on zrobił smutną minkę i odwrócił się w przeciwną stronę.

Hyukkie sam jest jeszcze jak dziecko...

Na moje usta wdarł się lekki uśmiech. Po chwili do sali wszedł starszy, uprzejmy lekarz, z którym wcześniej rozmawiałem. Sanghyuk wyraźnie się zdenerwował na jego widok. Doktor przeprowadził z nim krótki wywiad, by dowiedzieć się, czy polepszyło mu się na tyle, aby mógł opuścić szpital. Hyuk ciągle odpowiadał kiwając głową na tak lub nie. Przyglądając się temu, nie mogłem powstrzymać się od  śmiechu, przez co oberwało mi się od chłopaka. Na koniec lekarz powiedział tylko, że mamy poczekać aż skończy się kroplówka i możemy wracać do domu. Przez następną godzinę, uśmiech nie schodził z twarzy nastolatka. Cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Kiedy w końcu mogliśmy opuścić szpital, Hyuk prawie z niego wybiegł, ale w ostatniej chwili go zatrzymałem  uświadamiając go, że nie ma butów. Tak, zabrałem go do szpitala bez kurtki i butów, jedynie w piżamie. Chłopak mnie wyśmiał i wyleciał przed szpital w samych skarpetkach. Szybko wyszedłem za nim, od razu wpuszczając go do samochodu. Kiedy tylko wsiadłem do pojazdu, włączyłem ogrzewanie i ruszyłem w stronę domu.

- Ah... Zapomniałem... Muszę pojechać do apteki po leki dla ciebie... Odstawię cię do domu i pojadę, dobrze? - odezwałem się, kiedy byliśmy prawie na miejscu. Nie słysząc odpowiedzi, spojrzałem na chłopaka, który jak się okazało, przyznał, opierając się o szybę. Sięgnąłem dłonią do jego czoła, ale na szczęście nie było tak gorące jak wcześniej. Miał jeszcze lekką gorączkę, ale nie tak wysoką.

Kiedy zatrzymałem się w garażu, chłopak drgnął lekko, po chwili się budząc.

- Już jesteśmy Hyukkie... - odezwałem się, przyglądając się, jak przeciera oczy dłońmi. Zaśmiałem się krótko, widząc jego zaspany wzrok. Wysiadłem z samochodu, od razu podchodząc do drzwi od strony Sanghyuka, po czym pomogłem mu dojść do pokoju, gdzie zakopał się pod kołdrę i po chwili zasnął. Przez chwilę przyglądałem się chłopakowi, nie mogąc uwierzyć w to, że jeszcze niecałe dwie godziny wcześniej mówił, że chciałby adoptować dziecko, a sam wciąż wydaje się wymagać opieki.

Po kilku minutach byłem już w drodze do apteki. Chciałem zadzwonić do Gyu, żeby poprosić go, by następnego dnia przyjechał potowarzyszyć trochę Hyukowi, jednak mój telefon wciąż był zablokowany. Szybko zrobiłem zakupy i wróciłem do domu, gdzie Sanghyuk siedział w kuchni.

- Czemu nie śpisz? - zapytałem, stawiając leki przed chłopakiem. Ten tylko wzruszył ramionami, opierając głowę na dłoni, która leżała na stole. - Tak w ogóle... Mógłbyś mi odblokować telefon? - położyłem urządzenie obok jego głowy, a ten tylko westchnął.

- Data twoich urodzin... - powiedział cicho, przymykając oczy. Zdziwiony chwyciłem telefon i wpisałem odpowiednią datę, co okazało się dobrym hasłem.

- Hyukkie, dobrze się czujesz? - usiadłem obok niego, przykładając dłoń do jego czoła. Nie miał gorączki. Chłopak ospale podniósł się ze stołu i pokiwał głową.

- Jakoś chce mi się spać...

- To dlaczego się nie położysz?

- Nie było cię... Chciałem zadzwonić, ale nie mogę znaleźć swojego telefonu, więc stwierdziłem, że poczekam tutaj. - odparł, po czym zaczął ziewać i znowu opadł głowę o stół.

- Chodź, położysz się... - Hyuk zaczął coś marudzić, więc wziąłem go na ręce i zaniosłem do jego pokoju. Chłopak od razu zasnął, a ja wróciłem do kuchni, chcąc zadzwonić do Gyu i przygotować kolację. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że tyle czasu spędziliśmy w szpitalu i już dochodziła dziewiętnasta.

~~~~

Pisałabym dalej, ale jest już 1414 słów, więc tutaj przerwę 😐

Przepraszam jeśli są błędy, nie sprawdzałam! 🙏😂

Do następnego 👋👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro