LII
*Taekwoon*
Wróciłem do domu dopiero przed dwudziestą trzecią. Głównie przez to, że szef przed świętami chciał zrobić porządek w dokumentach i poprosił mnie o pomoc. Nie wypadało mi odmówić... Zmęczony zdjąłem kurtkę i buty, po czym zostawiłem na korytarzu teczkę i udałem się do kuchni. Byłem potwornie głodny... W lodówce znalazłem talerz z obiadem, a przy nim karteczkę z wiadomością.
Hyung,
Jak wstałem jeszcze cię nie było, więc pomyślałem, że pewnie wrócisz późno i ugotowałem obiad dla ciebie, żebyś nie szedł spać głodny albo nie tracił czasu na gotowanie.
Gyu powiedział, że musi już wracać do domu, dlatego go już nie ma...
Bardzo źle się czuję, więc położę się spać... Przepraszam, że nie poczekam na ciebie, hyung...
Smacznego i dobranoc ^^
Sanghyuk
Uśmiechnąłem się sam do siebie i mimowolnie spojrzałem w kierunku korytarza, gdzie znajdował się pokój chłopaka. Szybko odgrzałem posiłek, który od razu zjadłem. Było pyszne, jak wszystko przygotowane przez Hyuka. Później wziąłem szybki prysznic i już chciałem pójść do pokoju, położyć się spać, jednak pomyślałem, że zajrzę jeszcze do Sanghyuka.
Zapukałem lekko, po czym uchyliłem drzwi. Chłopak wydawał się spać spokojnie.
- Hyung? - usłyszałem jego cichy, zaspany głos. Wszedłem do pokoju i usiadłem obok niego na łóżku. - Zjadłeś to, co ci przygotowałem? - przez szparę w drzwiach wpadało światło z korytarza, przez co widziałem, że oczy Hyuka co chwilę się zamykają, a ten uparcie próbuje je otwierać.
- Tak. Naprawcze nie musiałeś nic robić, ale dziękuję. - posłałem mu lekki uśmiech, co on odwzajemnił. - Lepiej się czujesz? - przyłożyłem dłoń do jego czoła, ale nie było jakoś specjalnie ciepłe. Chłopak jedynie pokiwał głową. - Dobrze, to idź już spać. - uśmiechnąłem się znowu i pogłaskałem go po głowie.
- Dobranoc, hyung. - odezwał się cicho, po czym ułożył się wygodnie. Przykryłem go dokładnie kołdrą i życząc mu dobrej nocy, wyszedłem z pomieszczenia, od razu kierując się do sypialni.
Następny dzień minął podobnie, z tą różnicą, że mogłem wrócić dwie godziny wcześniej. W środę, tak jak obiecywałem Sanghyukowi, pojechaliśmy do galerii. Chłopak podekscytowany od razu zaciągnął mnie do sklepu jubilerskiego. Zaczęliśmy przeglądać różne obrączki. Jak się do wiedziałem, że Hyukkie chce dać jedną Wonsikowi jako prezent na święta, w pewnym sensie poczułem się źle. Ravi ostatnio kompletnie go ignorował, miał go gdzieś, a on za nim ciągle latał... Przez dobrą godzinę chłopak wybierał te obrączki, a mi coraz ciężej było udawać takiego szczęśliwego. Na szczęście w końcu się zdecydował i mogliśmy pójść na dalsze zakupy.
W dwie godziny zrobiliśmy zapasy na następny tydzień, więc od razu po tym wróciliśmy do samochodu. Po drodze wysadziłem Sanghyuka pod szpitalem i ruszyłem na dalsze zakupy.
Widziałem w galerii, jak młody z utęsknieniem rozglądał się za świątecznymi ozdobami. Skoro mu tak mocno na tym zależało, nie mogłem mu tego odebrać. Postanowiłem, że zrobię mu niespodziankę i przed jego powrotem udekoruję dom oraz ubiorę choinkę. Wcześniej nigdy tego nie robiłem, więc poprosiłem Gyu o pomoc. Oczywiście nie obyło się bez głupich żarcików na temat tego, że dla Hyuka mogę poświęcić wszystko. Nie komentowałem jego docinek, bo akurat była to prawda. Byłem gotowy zrobić wszystko, by młody był szczęśliwy.
Nie sądziłem, że ozdabianie domu i choinki może być tak męczące, a mimo to bardzo wciągające. Nawet nie zauważyłem kiedy wybiła dwudziesta trzecia.
- Nie wydaje ci się to dziwne, że Hyuka do tej pory nie ma? W ogóle się nawet nie odzywał... - Gyu miał rację. Sanghyuk nawet, jak ze mną nie mieszkał, informował mnie, że wróci później do domu. Zawsze też pisał mi, gdy już tam docierał, bo wiedział, że będę się o niego martwił. A tym razem nie dawał znaku życia, co wydało mi się dość podejrzane.
W końcu postanowiłem do niego zadzwonić, jednak jego telefon był wyłączony.
- Może po prostu pojechał do tego swojego chłopaka i padł mu telefon... Nie denerwuj się tak. - odezwał się Gyu, kiedy chodziłem w kółko, próbując dodzwonić się do Sanghyuka.
- Nie... To jest nie możliwe. Hyuk nie potrafi długo usiedzieć bez telefonu. Zresztą, jakby miał do niego pojechać, napisałby. W ogóle jak do niego wcześniej dzwoniłem, bo zapomniał szalika, wydawał się bardzo dziwny... Jakby płakał... Coś musiało się stać. Jestem tego pewny. Ah! Żeby chociaż ten telefon miał włączony! - denerwowałem się coraz bardziej, a powtarzający, że na pewno mu nic nie jest, Gyu, tylko wszystko pogarszał. Spróbowałem zadzwonić do Wonsika, ale on na początku też nie odbierał. Zrobił to dopiero kilka minut później.
- Co się dzieje z Hyukiem? - zapytałem, gdy tylko odebrał.
- Nie wiem, nie ma go u nas... - odpowiedział, ale jego głos brzmiał dość dziwnie. - A... Coś się stało?
- Tak. Nie wrócił jeszcze, ma wyłączony telefon i nie daje znaku życia. - cisza. Tyle było słuchać z drugiej strony. - Jesteś tam? Martwię się o niego. Wysadziłem go przed wejściem do szpitala i od razu szedł do środka! - powoli zaczynałem tracić kontrolę nad sobą.
- On... Zobaczył coś... I wybiegł... Nie wiem, gdzie jest teraz... - usłyszałem i poczułem, jak złość coraz bardziej we mnie buzuje.
- I nie poszedłeś z nim?? Zresztą nie ważne... Jak będziesz miał pomysł, gdzie może być, daj mi znać, chociaż raczej nie mam co liczyć na twoją pomoc... - od razu się rozłączyłem i pobiegłem na korytarz, żeby założyć buty i kurtkę. Gyu przyszedł za mną, dopytując, co się stało. Powiedziałem mu jedynie o tym, czego dowiedziałem się od Wonsika i poprosiłem go, by został w domu, w razie gdyby Hyuk wrócił. Sam wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę miasta, starając się wchodzić do wszystkich miejsc, w których chłopak mógłby być.
*Sanghyuk*
Szczęśliwy wysiadłem z samochodu Taekwoona, trzymając w dłoniach prezent świąteczny dla Raviego. Szybkim krokiem wszedłem do szpitala, od razu kierując się do sali, gdzie leżał Hongbin, a razem z nim na pewno siedział mój chłopak. Byłem podekscytowany, bo wiedziałem, że spodoba mu się to, co dla niego miałem.
Z szerokim uśmiechem otworzyłem drzwi do sali. Jednak to, co tam zobaczyłem, sprawiło, że małe pudełeczko z dwoma obrączkami w środku, spadło na podłogę, niosąc ze sobą głuche uderzenie. Przez chwilę stałem jak wryty, mierząc się wzrokiem z zaskoczonym moją obecnością Wonsikiem.
Poczułem łzy na policzkach. Wytarłem je rękawem kurtki i wybiegłem z pomieszczenia.
Opuściłem szpital, w tym samym momencie słysząc dzwonek telefonu. Taekwoon... Opanowałem się trochę i odebrałem połączenie.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale zostawiłeś szalik i czapkę w samochodzie, więc nie wracaj sam do domu. Przyjadę po ciebie, żebyś się bardziej nie przeziębił, dobrze? - nie byłem w stanie odpowiedzieć. Łzy uparcie szczypały mnie w oczy, chcąc z nich wypłynąć, mimo moich protestów, a w gardle czułem ogromną kulę. Pociągnąłem nieświadomie nosem, co oczywiście nie uszło uwadze Taekwoonowi. - Hyukkie, wszystko w porządku? Jesteś tam? - jak zawsze się martwił...
- Wyszedłem na chwilę do sklepu... - zacząłem, starając się opanować drżenie głosu. - Nie martw się, wezmę taksówkę. Muszę już kończyć... Do zobaczenia w domu. - dodałem i od razu się rozłączyłem. Zacząłem iść przed siebie, po chwili wyłączając telefon. Pragnąłem jedynie pobyć sam. Z dala od wszystkich ludzi. Nie miałem ochoty nikogo widzieć, a tym bardziej z nikim rozmawiać. Swoje kroki skierowałem do swojego i Taekwoona ulubionego miejsca. Park, przez który przechodziłem był ciemny, a w okolicy nikogo nie było. Może to i lepiej...
~~~~
Wiecie, że Was kocham i Wasze komentarze również? Moglibyście je zostawiać po sobie XD
Do następnego 👋👋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro