4
*Sanghyuk*
Ciężko było mi wysiedzieć na tej 'imprezie urodzinowej'. Starałem się, jak tylko mogłem, ale zmęczenie nie pozwalało mi na zbyt wiele. Nie miałem też ochoty na alkohol, przez co Jaehwan obraził się na mnie, gdyż według niego, w ten sposób nie chciałem świętować.
Jedyne, o czym wtedy myślałem to, żeby wszyscy sobie już poszli. Na moje nieszczęście Gyu ściągnął również swoją dziewczynę, Hakyeon - Hongbina i Raviego, a razem z nimi przyszło jeszcze kilku naszych znajomych. Chodziłem ciągle podenerwowany, a raz nawet zacząłem krzyczeć na Taekwoona.
Jung chciał mnie po prostu przytulić, kiedy stałem w kuchni, starając opanować emocje i gniew, który z nieznanych mi przyczyn tak we mnie buzował. Do tego nawet nie mogłem w spokoju pomyśleć o trasie, którą zaproponował mi menadżer Wonsika.
- Czy mogę chociaż przez chwilę być sam?! - wykrzyknąłem, odpychając Taekwoona od siebie. Przez chwilę myślałem o tym, że zaczynam zachowywać się, jak hyung, kiedy ma napady złości. Podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Coś do mnie mówił, ale potrząsnąłem głową, nie mając ochoty z nim rozmawiać. Próbowałem go wyminąć, ale trzymał mnie mocno. W końcu westchnąłem zrezygnowany, mówiąc mu, żeby dał mi spokój i mnie puścił. Oczywiście tego nie zrobił.
Przyglądał mi się przez moment, a ja próbując powstrzymać się od ponownego odepchnięcia go, odwróciłem głowę w bok.
- Sanghyukkie, wszystko dobrze? - głupie pytanie. Jakby było dobrze, raczej bym się tak nie zachowywał, prawda? Tylko problem był w tym, że nie wiedziałem skąd ta złość się wzięła. Najzwyczajniej w świecie wszystko zaczęło mnie denerwować.
- Taa... - tylko tyle z siebie wydusiłem, po czym w końcu zrzuciłem z ramion jego dłonie i udałem się do salonu, chcąc trochę przyciszyć muzykę, od której już pękała mi głowa. Dlaczego nie poszedłem sobie do pokoju, czy gdziekolwiek, gdzie miałbym trochę spokoju? Ano dlatego, że Jaehwan od razu by za mną pobiegł i tyle z mojej chwili samotności.
Usiadłem zrezygnowany na kanapie i patrzyłem, jak robią z siebie debili, śpiewając na karaoke. W pewnym momencie poczułem mocny uścisk na nadgarstku, a przed oczami pojawił się Taekwoon. Powiedział tylko, żebym szedł za nim, więc tak zrobiłem. Po chwili znaleźliśmy się na zewnątrz. Nie wiedziałem dokąd mnie ciągnie, ale to nie było ważne. Najważniejsze było to, że wokół panowała cisza.
Szliśmy dość długo. Spokojnie, spacerkiem, nigdzie się nie spiesząc. Wtedy zrozumiałem, dlaczego Taekwoon zawsze, gdy się denerwował, wychodził na spacery. To odpręża. W końcu dotarliśmy na całkowite obrzeża Seulu. Dalej były tylko lasy i łąki. Zatrzymaliśmy się na jednej polanie. Po środku stało wysokie drzewo z dość dużym otworem w korze. Taekwoon podszedł tam i z dziury wyjął jakiś pakunek. Wrócił do mnie, po czym wyjął ze środka koc i rozłożył go na ziemi. Położył się na nim, wskazując bym zrobił to samo. Tak też zrobiłem. Leżąc obok siebie, w ciszy wpatrywaliśmy się w gwiazdy na niebie, które świeciły bardzo jasno.
- Czyli to tutaj znikasz czasem na całe noce? - szepnąłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko mruknięcie. Poczułem, że Taekwoon zmienia pozycję. Zaraz czułem na szyi jego ciepły oddech. Po chwili położył głowę na mojej klatce piersiowej, wciąż patrząc w niebo.
- Powiesz mi, co się stało? - przekręcił głowę tak, by na mnie spojrzeć. Westchnąłem ciężko i jedną rękę podłożyłem pod głowę, a drugą złapałem dłoń Taekwoona.
- Sam nie wiem. Tak nagle zaczęło mnie wszystko denerwować. Potrzebuję chwili, żeby pomyśleć, ale oni byli zbyt głośni... - przymknąłem oczy, oddychając spokojnie. Byłem odprężony i w końcu mogłem spokojnie zastanowić się nad wyjazdem. Taekwoon nie mówił nic, najwyraźniej rozumiał, że potrzebuję chwili sam na sam ze swoimi myślami. - Hyung... Jakbym powiedział ci, że mam szanse na pojechanie w trasę koncertową... Co byś zrobił?
- Bym namawiał cię do wyjazdu. To przecież oczywiste. Nie możesz pozwolić na to, by twój talent się zmarnował. - roześmiał się, a po chwili poczułem jego usta na swoich. Uchyliłem powieki i w tym momencie Taekwoon odsunął się odrobinę. Uśmiechnąłem się lekko. Uniosłem dłoń, by zaraz przyłożyć ją do jego twarzy. Kochałem patrzeć w jego oczy. Zawsze, gdy mi się przyglądał, wydawało się, że świecą jak małe gwiazdki. Byłem pewny, iż patrzy w ten sposób tylko na mnie, a to sprawiało, że czułem się szczęśliwy. Najszczęśliwszy.
- A co jeśli miałbym wyjechać za kilka dni i wrócić za prawie dwa miesiące? - szepnąłem, przy każdym ruchu ust, dotykając nimi tych Taekwoona. Odsunąłem go odrobinę i w skrócie opowiedziałem mu rozmowę z menadżerem Raviego. Przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony, jednak zaraz uśmiechnął się szeroko i mocno mnie pocałował. Trochę zdziwiła mnie jego reakcja.
- Mój mały Sanghyukkie będzie gwiazdą... - westchnął szczęśliwy, przyglądając mi się. Parsknąłem śmiechem. - Nawet sobie nie wyobrażasz jaki czuję się szczęśliwy i dumny. - wyszeptał, a mi zrobiło się ciepło.
- Nie wiem, czy potrafię zostawić cię na tak długo...
- Szybko zleci, a ja będę codzinnie dzwonił.
- Ty chyba bardziej się cieszysz niż ja... - wywnioskowałem i uprzednio odsuwając trochę chłopaka, wstałem, by trochę się rozciągnąć. Jakby nie patrzeć, ziemia była twarda i zimna, a ja preferuje ciepłe, miękkie łóżka.
- Po prostu chcę, żebyś odniósł sukces. Zasługujesz na wszystko, co jest najlepsze. - Taekwoon podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu. Wtuliłem się w niego, splatając nasze dłonie.
- Kocham cię, wiesz? - w odpowiedzi jedynie odwrócił mnie i musnął lekko moje usta. Po chwili stwierdziliśmy, że trzeba już wracać. Nie mieliśmy ze sobą telefonów, ani zegarków, więc nawet nie wiedzieliśmy, która godzina. Poza tym, zostawienie reszty w domu samych, nie było najlepszym pomysłem, o czym przekonaliśmy się, gdy tylko weszliśmy do środka. Od razu w nasze nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach alkoholu, od którego aż robiło się niedobrze.
Udaliśmy się do salonu, gdzie otworzyłem wszystkie okna, a Taekwoon zaczął budzić gości, by sobie poszli do domu. Chciałem go namówić, żeby zostali do rana, ale ten się uparł, że nie będzie trzymał w domu pijaków. Co z tego, że to byli nasi przyjaciele. Choć z drugiej strony miał rację. Wiedzieli, że nie mamy ochoty na imprezę, a i tak zostali.
Gdy trochę się ogarnęli, zamówiliśmy im taksówki, po czym udałem się do łazienki z zamiarem umycia się szybko. Później od razu poszedłem do pokoju i rozłożyłem się na łóżku, czekając na Taekwoona. Przyszedł kilka minut później. Położył się, podobnie jak ja, na brzuchu i objął mnie ramieniem. Odwróciłem głowę w jego stronę. Uśmiechał się leniwie. Widać było, że był bardzo zmęczony, a mimo to przez dłuższy czas dalej nie szedł spać.
- Hyuung... Gaś światło i chodźmy spać... - jęknąłem w końcu, chowając twarz w poduszkę.
- Chcę napatrzeć się na mojego malucha, skoro mam go nie widzieć przez tyle czasu. - odparł, jak gdyby nigdy nic i zaczął głaskać mnie po włosach. Westchnąłem zrezygnowany, po czym wstałem i sam wyłączyłem lampkę. Zakopałem się pod kołdrę, układając się tyłem do Taekwoona.
Miałem mętlik w głowie. Jednak nie było mi dane pomyśleć, gdyż zaraz poczułem jego dłoń na biodrze, a na karku usta. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy Taekwoon składał morke pocałunki na mojej skórze. Odwróciłem się w jego stronę. Przez chwilę patrzyłem na cień jego twarzy, przez ciemność panująca w pokoju, niewiele mogłem zobaczyć. Przyłożyłem dłoń do policzka Taekwoona, a on przesunął ją na swoje usta i pocałował jej wnętrze. Uśmiechnąłem się lekko, mimo iż on nie mógł tego zobaczyć. Po chwili ucałował moje czoło, a później złączył nasze usta.
- Kocham cię. Bardzo cię kocham. - szeptał między krótkimi całusami. Chwilę później odsunął się trochę, a ja od razu wtuliłem się w jego ramiona. - Jesteś całym moim światem. Nie potrafię sobie wyobrazić swojego życia bez ciebie obok, wiesz?
- Gdyby nie ty, pewnie już dawno by mnie nie było. - czułem się coraz bardziej senny, przez co nawet nie mogłem skupić się na tym, co Taekwoon dalej mówił. Po prostu chwilę później usnąłem.
******
Nie mam pomysłu na opis, więc po prostu życzę miłego poniedziałku i czekam na Wasze opinie 。^‿^。
Do następnego! 👋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro