Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

5 Lipca

Godzina 7:00. Leżę wtulona w ciepłą i miękką kołderkę. W rezydencji jesteśmy już trzy dni. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego miejsca. Towarzystwo nie jest aż takie złe jak się na początku wydawało.
Nagle poczułam, że ktoś na mnie siada. Wypuściłam ciężko powietrze i spojrzałam na sprawcę tej czynności.

- Yuno, śpisz? - Spytała Alex pochylając głowę nad moją.
- Teraz już nie, bo utrudniasz mi oddychanie! - Odpowiedziałam.
- Ciii... bo obudzisz kogoś. Dobra, teraz do rzeczy... - Zeszła ze mnie i usiadła obok mnie. - Twoja Alex Evans jest głodna.

Spojrzałam na nią unosząc brwi do góry. Naprawdę? Tylko po to mnie budziła? Mogła doskonale pójść sobie do Yuki, bo przecież ona tutaj mieszka, a nie ja.
- Yuki śpi. - Wyprzedziła mnie z odpowiedzią. - A nie chcę jej budzić. Pójdziesz ze mną do kuchni? Proszę!
- Nie. - Odwróciłam się na drugi bok.
- Ja tu zdycham! Chyba nie chcesz stać przy moim grobie i potem mieć wyrzuty sumienia "Jednak mogłam dać jej żarcie".
- To sama nie możesz sobie wziąść? Ja chcę jeszcze poleżeć.
- Ale ja się boję tego rudego...
- Laito?
- Mhm.
- Ehh... - Westchnęłam. - dobra pójdę z tobą. - Wstałam z łóżka i ziewnęłam wyciągając przy tym ręce do góry. No to sobie odpoczęłam. Dzisiaj pewnie znowu będą jakieś kłótnie, Laito będzie chciał zaliczyć Alex, Ayato próbował mnie ugryźć i takie tam. Przynajmniej reszta braci ma na to wywalone, że tu egzystujemy.

Po kilku minutach byłyśmy już w kuchni. Oparłam się o blat, a niebieskowłosa przygotowała składniki potrzebne do zrobienia naleśników.
- Jakieś plany na dziś? - Spytałam.
- Raczej nie. A nie chwila, stop! Popracujemy w ogrodzie.
- W ogrodzie?
- No tak w ogrodzie.

Po chwili zauważyłam schodzącego po schodach, zaspanego Ayato. Jego włosy ułożyły się dosyć nieartystycznie, a biała bluzka  została zgnieciona od długiego spania.
- Czego tak wcześnie wstajecie. - Przetarł swoje zaspane oczy. - Przez was spać nie mogę.
- Nikt ci wstawać nie kazał. - Powiedziałam.
- Ore-sama robi co chcę. A teraz mówcie co robicie.
- Naleśniki. - Odpowiedziała Alex, wzruszając ramionami.
- A gdzie Yuki? - Spytał.
- Śpi.

Podniósł jedną brew do góry i udawał zamyślonego. Po kilku sekundach zrobił ten swój wredny uśmieszek i skierował go do mnie.
Na chwilę stanęło mi serce.
- Mam coś na ryju?
- Tak. Wczorajszy tusz do rzęs, który ci się rozmazał. - Powiedziała Alex z chichotem.
- Dzięki. - Odpowiedziałam sarkastycznym tonem.
- Tusz mi nie przeszkadza. - Odezwał się czerwonowłosy. - Bardziej przeszkadza mi pragnienie, które mi doskwiera. - Podszedł do mnie blisko i patrzył w moje oczy.
- Czy Yuki nie wspominała, że masz nas nie tykać? - Powiedziała Alex marszcząc brwi.
- Yuki kiedy śpi jest jak ten kamień i trudno ją obudzić. - Powiedział. - Kota nie ma, myszy harcują nie prawdaż?
- Jesteś nienormalny. - Podniosłam brew do góry.
- Hah, tylko tak powiedziałem. Jestem jak ten drapieżnik, więc się pilnuj.

Kiedy patrzę na jego oczy, dostrzegam u niego pewną, niebezpieczną część, którą posiada. Jasne, zielone oczy wpatrują się we mnie jak na ofiarę. Czyli chodzi mu tylko o jedno?
Odsunęłam się od niego ze zmarszczonymi brwiami i pokazałam swój środkowy palec.
- Nawet nie próbuj. - Powiedziałam.
- Zabronisz mi, Aniele? - Uśmiechnął się szyderczo.
- Tak.
- Zostaw ją w spokoju, bo Krzesław przybije z tobą piątkę. Ale w twarz. - Odezwała się Alex.
- Bo się boję. - Prychnął, a następnie pochylił się w moją stronę. - Dokończymy później kiedy zostaniesz sama. - Szepnął mi do ucha z szyderczym uśmiechem, po czym zniknął.
Przeklęta tereportacja.
Czasem mnie wkurza.

Po jakimś czasie naleśniki były już gotowe. Ich zapach rozprzestrzeniał się po całej kuchni. Oczywiście pomagałam swojej przyjaciółce w robieniu śniadania.
Niebieskowłosa położyła talerz na stole, a następnie usiadłyśmy na krzesłach. Wzięłam jednego i zaczęłam jeść.
- Kurna, ten zapach jest tak intensywny, że się rozbudziłam. - Powiedziała Yuki, która pojawiła się za nami.

Zakrztusiłam się jedzeniem i zaczęłam kaszleć.
Wspominałam już, że teleportacje są złe?!
- Cholera jasna! - Odezwała się Alex.
- Nie gadaj, że aż tak źle wyglądam po spaniu. - Poprawiła jako tako swoje włosy.
- Yuno ŻYJ!

Przestałam kaszleć, po czym skierowałam wzrok na wampirzycę.
- Nigdy... więcej...
- Ale o co kaman? - Zrobiła głupią minę.
- Nie zapominaj, że jestem tylko biednym człowiekiem, który może zawału dostać!
- Jej chodzi o to, że nas bierzesz od tyłu. - Na twarzy Alex pojawiła się zboczona mina.
- To brzmi dwuznacznie... - Stwierdziłam robiąc wielkie oczy.
- No i o to chodziło skarbie. - Posłała mi buziaczka.
- Nie ważne to wszystko. Cyganie wam naleśnika. - Wtrąciła Yuki i wzięła jednego.
- Ty darmozjadzie! - Powiedziała Alex.
- Nie mów do mnie brzydko. - Zniżyła głos i zmieniła go na dziecięcy.

Zaśmiałyśmy się i zajęłyśmy się jedzeniem.

*godzinę później*

Zabiję je. Alex powiedziała, że będziemy pracować w ogrodzie. A co z tego wyszło? Teraz to ja chodzę w jakiś zielonych ogrodniczkach i idiotycznych rękawiczkach na dłoniach, a one poszły do sklepu po zakupy.
Zostałam sama.
No może nie zupełnie sama, bo z Ayato. Tak, on mi pomaga. Nawet nie. Udaje, że coś robi.
- Czy mógłbyś proszę ruszyć swoje cztery litery i pomóc mi wyrywać chwasty? - Powiedziałam najgrzeczniej jak się dało. Serio.
- Grabie czyszczę.
- Nosz cholera jasna zrobisz to później!
- Później mi się nie będzie chciało.
- A to spierdalaj... - Powiedziałam pod nosem i wyrywałam szybciej niepotrzebne rośliny. - Przez te dwadzieścia minut siedzisz na ławce i tylko patrzysz jak się męczę. Yuki cię prosiła, żebyś pomógł.
- Mam gdzieś jej zdanie.

Matko. Niech mnie ktoś trzyma, bo coś mu zrobię!
Wstałam z ziemi i podeszłam do niego.
- Słuchaj mnie teraz. Nie rób z siebie nieroba.
- Nie uruchamiaj się.
- Co proszę?

Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął na swoje kolana.
- Wiesz, teraz jesteśmy sami.
- No i?
- Możemy się wreszcie zabawić. - Po tych słowach polizał mi szyję.
- Aj! Nie! - Próbowałam uciec z jego objęć, lecz był silniejszy. Jeden na jeden. Wampir z człowiekiem. To dobrze nie wróży.
- I co się tak szarpiesz? - Ścisnął mnie mocniej w pasie, na co ja cicho jęknęłam z niezadowolenia.

Chłopak przybliżył wargi do mojej szyi, ukazując swoje ostre kły. Byłam unieruchomiona jego silnymi rękoma, które mnie przytrzymywały.
W pewnym momencie poczułam ukłucie. Wzdrygnęłam się i jeknęłam z bólu, tym razem głośniej. Zamknęłam oczy, ścisnęłam dłonie w pięści i próbowałam nie wydawać z siebie jakichkolwiek odgłosów.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro