Rozdział 19
Mijają kolejne godziny, a ja przymulona siedzę w pokoju. Zaczynam odczuwać złość. Powód? Oczywiście przez mój brak odwagi w sobie. Nie sądziłam, że mogę palnąć taką głupotę. ,,Koc potrzebuje, bo mi zimno"? Bardzo kiepska koncepcja do unikania konkretnego wyznania. Przez tą całą akcje, do głowy wleciał mi pewien dziwny pomysł. Nie wiem dlaczego się pojawił. Nie mam pojęcia nawet, czy słuchać swoich niekontrolowanych myśli. Pomysł był następujący:
Unikać przez pewien czas obiekt westchnień. Wtedy zobaczyłabym, czy z oby dwóch stron w jakiś sposób zależy na dobrym kontakcie. Zdaję sobie sprawę z tego, że po pierwsze jest to ryzykowne, a po drugie, wyszłabym na kompletnie nie dojrzałą i dziecinną istotę.
Z drugiej strony, może odpoczęłabym od ciągłych problemów emocjonalnych. Chociaż na chwilę.
Wstałam powoli z łóżka i postanowiłam iść do kuchni. Zachciało mi się mojego soczku pomarańczowego. Mój cały system się przegrzał i trzeba go jakoś naprawić. A soczuś jest lekarstwem na wszystko! Tak samo jak Pocky, albo czekolada. To są rzeczy, które muszą wystąpić w moim życiu.
Zeszłam na dół, a następnie poszłam do kuchni od razu otwierając lodówkę w celu wyjęcia picia.
- Znowu się spotykamy. - Usłyszałam nagle. Głos należał do Ayato.
Chciałam mu odpowiedzieć, lecz postanowiłam jednak zamilknąć. Otworzyłam picie i zaczęłam pić.
- Hm? A to co? Nie dodasz już swojego komentarza, jak to robisz zazwyczaj?
Odłożyłam sok z powrotem i zakryta włosami wyszłam z pomieszczenia
- He...?
Zrobiłam to... kurna, trochę kiepsko się czuję z tego powodu. Chciał chyba ze mną trochę porozmawiać jak przyjaciel z przyjaciółką. Ale nie powinno być chyba aż tak źle. No skoro potrafiłam przesiedzieć w pokoju całe dnie z nikim nie rozmawiając, to cała nagła sytuacja nie powinna być tak dużym szokiem. Przynajmniej tak myślę.
Weszłam do pokoju, położyłam się na łóżku i wyjęłam MP3 razem z słuchawkami. Włożyłam je do uszu i po chwili zaczęłam słuchać piosenek z playlisty, czując się nieco odprężona.
Nie minęło nawet pięć minut, a już do pomieszczenia wparował chłopak z lekko wkurzoną miną. Czyżbym go tym bardzo uraziła? W sumie to powinno być pytanie retoryczne, bo przecież on nie daje się tak traktować, więc na takie sytuacje reaguje od razu.
- Oi, wyjmij te słuchawki.
Doskonale go słyszałam, lecz nie zareagowałam na jego prośbę. Chwila... jaką prośbę? To był raczej rozkaz!
- Radzę ci to zdjąć. Chyba, że chcesz, abym zrobił to za ciebie.
- Mi tam pasuje. Leniwemu człowiekowi nie przegadasz. - Pomyślałam.
Chłopak podszedł do mnie i natychmiastowo wyjął słuchawki z uszu.
- No co ci... Jeszcze kilka godzin temu prosiłaś mnie o koc... A teraz nagle się nie odzywasz. O coś się obraziła?
Kiedy wspomniał o kocu, przypomniała mi się ta cała żenująca sprawa.
Poczułam na policzkach lekki gorąc. Czyli prościej mówiąc, zarumieniłam się. Chłopak natychmiast to zobaczył i przybliżył twarz do mojej, patrząc mi badawczo w oczy.
- Zmuszasz się. Hehe, ale jaki ma to cel?
Mimo jego słów, utrzymywałam w miarę poważną minę. Wzięłam ponownie słuchawki i włożyłam je z powrotem do uszu.
- O nie nie. - Wyrwał mi słuchawki. - Tak nie będzie.
- On naprawdę nie chcę, abym tak robiła...
Przyglądał mi się przez chwilę, po czym westchnął.
- Mhh... - Odsunął się i wstał z łóżka. - Wychodzę. Słuchawki zabieram ze sobą. Może w ten sposób zmuszę cię do rozmowy. - Po tych słowach wyszedł.
CO?! NIE! TYLKO NIE SŁUCHAWKI! Podleniec! Doskonale wie, że zabieranie mi słuchawek to to samo, co zabieranie dziecka!
Ale na razie sobie odpuszcze. Przez cały ten plan zaobserwowałam już dosyć dużo. Pierwsze, przejęcie się moją nagłą zmianą nastroju, drugie, robienie wszystkiego, abym się odezwała i spojrzała na niego, jak na istniejącą osobę, trzecie... To szantaż! Zabieranie słuchawek do momentu, gdy się nie odezwę... No po prostu miodzik!
Co mi innego pozostaje? Niech pomyślmy... O! Drzemka!
Ułożyłam się wygodnie, zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
*Dwie godziny później*
Otworzyłam delikatnie oczy, a następnie się przeciągnęłam. Czułam coś dziwnego... Tak, jakbym miała zaraz polecieć...
No i bingo. Dobrze myślałam, bo co się okazało, byłam na samej krawędzi łóżka. Przyznałam sobie rację wtedy, kiedy już wylądowałam na podłodze. Kurde, łóżko ma z dobre trzy metry, a ja akurat spałam na krawędzi. No brawo Yunusiu. Jeszcze się doczekasz lunatykowania i obudzisz się na dachu.
Wskoczyłam z powrotem na łóżko i przytuliłam się do koca Ayato. W sumie... Jak nie widzi to mogę sobie pozwolić, prawda?
Zaciągnęłam się zapachem kocyka. Miał zapach męskich perfum. Perfum, które używa Ayato. Mają bardzo przyjemny zapach... mieszanka ostrej i słodkiej wonii. Właśnie takie lubię najbardziej.
- Yo. Wreszcie się obudziłaś.
- H-he?! - Spojrzałam w stronę, gdzie usłyszałam nagły głos. No i jak zwykle, właścicielem głosu był Ayato.
Usiadłam szybko i odtrąciłam od siebie koc zalana rumieńcami. Ciekawe ile już tu stoi! Może... O nie... Może widział, jak spadam z łóżka i podniecam się zapachem jego koca? Oby nie!
Czerwonowłosy podszedł, po czym nade mną zawisł.
- Yuno... Naprawdę przejmuje się tym, że nagle przestałaś się odzywać... - Przyznał, wypowiadając słowa mało zrozumiale.
Popatrzyłam w jego oczy, a moje serce przyspieszyło rytmu. Usłyszeć od niego takie słowa...
- Ayato... - Odezwałam się. - Ja... Nie chciałam cię niepokoić ani nic z tych rzeczy... Tylko...
- Tylko co?
- Tylko... Byłam na siebie zła. Potem do głowy zaczęły wpadać mi głupie pomysły, który jeden z nich ujrzało światło dzienne... - Spuściłam wzrok nadal zarumieniona.
- Aha... A zła na siebie to za co niby?
- Przez... A-AH! Nie ważne, nie ważne! Kobiety po prostu tak mają. Czasem są złe o wszystko. To normalne. - Machnęłam ręką.
- Hmmm? Serio?
- Tak... A teraz jakbyś mógł, to proszę, nie zwisaj tak nade mną.
- Bo?
- Bo to niecodzienna pozycja, no nie?
- Ale najwyraźniej ci się podoba. - Uśmiechnął się cwanie i pstryknął mnie w nos. - Tylko jak zwykle nie chcesz tego pokazać.
- Nie prawda!
- Mam ci udowodnić? - Z tym samym uśmieszkiem przybliżył twarz do mojej i...
Pocałował mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro