Rozdział 14
Wbiegłam do pokoju i od razu walnęłam się na łóżko. To, co zrobiłam uważałam za słuszne. Szczerze mówiąc, ciągle daję się tak pieścić, co tylko świadczy o tym jaką jestem niedorajdą. Ale powinnam też zrozumieć fakt, iż moje przyjaciółki się o mnie martwią. Doceniam to, lecz czuję się ograniczana. Przez to wszystko w głowie ciągle pojawiają się nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa.
*Pięć lat temu*
Leżałam na łóżku szpitalnym, jedną ręką trzymając maskę tlenową, a z kolei druga ręka była podłączona do kroplówki. Przez dłuższy czas patrzyłam tylko na biały sufit oraz białe ściany. Przy mnie siedziała moja matka i Alex w swoich naturalnych, ciemnych, blond włosach. Mieliśmy wtedy po jedenaście lat, więc kolor włosów miała naturalny. Bo kto widział taką smarkule w niebieskich włosach? No chyba, że chodzi o jakieś rozpieszczone dziecko, to wtedy można było dostrzec kolorowe.
Zdjęłam na chwilę maskę aby się odezwać:
- Mamo, kiedy będę mogła wyjść na dwór, aby pobawić się z innymi dziećmi?
- Już nie długo skarbie. Musisz jeszcze troszkę tu zostać.
- Ale ja nie chcę... jestem tu już cztery miesiące. Tutejsze powietrze mnie mdli!
- Spokojnie. - Odpowiedziała rodzicielka. - Najpierw trzeba poczekać, aż twój organizm zacznie ochraniać cię przed przeróżnymi chorobami.
- Ale...
- Yuno-chan - Odezwała się Alex. - Będę odwiedzała cię codziennie, więc postaram się, abyś nie czuła się samotnie! - Uśmiechnęła się. - Jak narazie będziemy się bawić tutaj. Co ty na to?
- Jeśli mi to obiecasz, to jasne, że się zgadzam!
Matka jedynie uśmiechnęła się. Miała przepiękny uśmiech. Posiadała również czarne, długie włosy oraz głębokie, niebieskie oczy. Ponoć, kolor włosów odziedziczyłam po babci od strony mojego ojca. Niestety nie zdążyłam go poznać...
- Pani Tsukami. - Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Był to lekarz. - Chcę, aby pani na chwilę poszła do mojego gabinetu.
- Dobrze. - Odpowiedziała, a następnie wyszła razem z lekarzem.
Odprowadziłam matkę wzrokiem, po czym od razu zwróciłam się do przyjaciółki:
- Dlaczego nie przyszłaś z Yuki?
- Ona... - Zaczęła. - Ona nie może tu przebywać...
- Jak to?
- To jest szpital. Wiele osób ma pobieraną krew i w ogóle... dla niej to niebezpieczne. - Szeptała.
- Rozumiem...
- Naprawdę bardzo chciała przy tobie być.
Nie mogłam już nic powiedzieć. Poczułam, że znowu mam problemy z oddychaniem, więc szybko założyłam maskę tlenową.
*teraźniejszość*
Mama... dlaczego jej nie ma? Tak bardzo jej potrzebuję. Chcę zobaczyć jej szczery i ciepły uśmiech, chcę dotknąć jej ciepłych, delikatnych dłoni, a przede wszystkim chcę, aby do mnie wróciła...
Kiedy zmarła, przestałam o siebie dbać. Przestałam prowadzić zdrowy tryb życia, przestałam dbać o to, co jem... i dlatego też zachorowałam kilka lat temu na anemie z braku wielu składników odżywczych.
Nagle usłyszałam kroki oraz głosy na korytarzu. Postanowiłam podsłuchać rozmowę.
Zeszłam z łóżka i na palcach przybliżyłam się do drzwi delikatnie się o nie opierając. Jedynie co usłyszałam, to kłótnie pomiędzy Ayato a Yuki:
- Daj jej spokój. Ona chce być sama, nie rozumiesz? - Warknął Ayato.
- To ty nie rozumiesz! Nie rozumiesz jak się o nią martwię!
- Po prostu histeryzujesz. To chyba wystarczy?
- Przestań!
- Przestań? Chcę ci uświadomić, że nie potrzebne są twoje zmartwienia.
- Wystarczy! Ty nic nie rozumiesz! - W tym momencie usłyszałam, jak jej głos zadrżał. - Kiedy mnie potrzebowała, nie byłam w stanie jej pomóc! Kiedy leżała w szpitalu, męczyła się, płakała... - Pociągała nosem. - Chcę jej dać to, co nie dałam jej w dzieciństwie...
Zapadła kilku sekundowa cisza. Czekałam na dalszy ciąg rozmowy.
- Ehh... jak tak bardzo chcesz, to jej to powiedz prosto w twarz. - Odezwał się, po czym poczułam jak drzwi zaczęły się gwałtownie otwierać, na co automatycznie poleciałam w przód lądując prosto pod ich nogi.
- Auu...
- Yuno?! - Zdziwiła się. - Podsłuchiwałaś?
- Nie! Znaczy... trochę... tak.
- A czego się spodziewałaś Yuki? Stoimy przed jej pokojem. - Powiedział Ayato.
Wstałam z podłogi, a następnie zaczęłam ztrzepywać z siebie kurz i inne nieczystości.
- Yuno ja... to co słyszałaś...
- Nic nie szkodzi. - Przerwałam jej. - Wiem, jak bardzo przeżywasz dzieciństwo. Nie ma co do tego wracać.
- Mówiłem. - Wtrącił Ayato. - Nie potrzebnie tak wszystko przeżywasz.
- Przepraszam... - Powiedziała cicho spuszczając głowę.
- To ja przepraszam. - Powiedziałam. - Powinnam się domyśleć, dlaczego tak się martwisz. Tylko wyjaśnijmy sobie jedno. - Podniosłam jej głowę. - Potrafię o siebie zadbać.
Czarnowłosa kiwnęła głową uśmiechając się leciutko.
- Za podsłuchiwanie i tak dostaniesz karę. - Odezwał się czerwonowłosy, uśmiechając się standardowym, wrednym uśmieszkiem.
- Co?! CZEMU? To jest wyjątkowa sytuacja!
- Dla ciebie tak. Dla mnie nie.
Nadęłam policzki i tupnęłam nogą, na co ta dwójka zaczęła się ze mnie śmiać.
Wredne wampiry!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro