Rozdział 13
Po pewnym czasie, kiedy dziewczyny opuściły pokój, od razu wyszłam na dwór. Przechadzałam się wolnym krokiem po ogrodzie, oglądając róże. Są przepiękne!
Chciałam mieć kiedyś tego typu kwiaty, lecz zrezygnowałam z marzenia. Domyślam się, że po jakimś czasie przestałabym o nie dbać, ponieważ ciągle bym zapominała. Róże są przecież wymagające w pielęgnacji.
Mimo, iż jest Lipiec zrobiło się zimno. Chłodny, a zarazem mocny wiatr robił z moich włosów totalny artystyczny nieład, co zapewne wyglądało śmiesznie. Jasne, blond włosy ciągle pakowały się do ust, przez co bez przerwy odganiałam je od twarzy.
Nagle poczułam zimną, małą kroplę na głowie. Potem kolejną i kolejną, aż wreszcie zaczęła się dość spora ulewa. Wystawiłam swoją bladą twarz z malutkimi rumieńcami na policzkach od zimna, ku zachmurzonym niebie. Zamknęłam oczy i wystawiłam ręce przed siebie w celu połączenia się z przyrodą.
- Deszcz... to jedyny składnik, który zmywa oraz demaskuje wszystkie zmartwienia... - Powiedziałam do siebie lekko się uśmiechając.
Przez krople deszczu, zamiast jasnych, falujących od wiatru włosów, posiadałam już ciemne i idealne proste. Ciuchy przylegały delikatnie do ciała, stając się z minuty na minutę cięższe.
- Hej ty! Zgłupiałaś?! - Usłyszałam nagle krzyk skierowany w moją stronę. Otworzyłam oczy, prostując głowę i spoglądając na osobę, która przeteleportowała się przede mną.
Był to Ayato.
- Wracaj do domu! Chyba widzisz, że pada! - Chłopak złapał mnie za nadgarstek z lekko poddenerwowaną miną.
Nic z tym nie zrobiłam, tylko spuściłam głowę w dół, wsłuchiwając się w dźwięki opadającego deszczu.
Przyznam, że jest naprawdę zimno. Nawet bardzo.
Ayato chyba to zauważył, ponieważ nawet nie wiem kiedy, zaczęłam się trząść jak galareta i wampir od razu zdjął z siebie bluzę, tym samym mnie okrywając.
- Upierdliwa dziewczyna. Co się z tobą dzieję?!
- Nic.
- NIC? To wszystko nazywasz NIC? - Wzruszyłam tylko ramionami - Słuchaj. Wrócisz teraz grzecznie do rezydencji, okryjesz się i wysuszysz, jasne?
Czy ja... dobrze usłyszałam? Okryć, wysuszyć... Czy on się martwi?
- Nie rób sobie nadziei. Nie robię tego bezinteresownie. - Burknął. - No, rusz się. Oddałem ci bluzę i wiesz co ci powiem? Marznę!
Zaczęłam się cicho śmiać, przykładając delikatnie dłoń do ust. Jego reakcję mnie rozśmieszają. Jeszcze te przeróżne miny, które za każdym razem robi, aby bronić się przed prawdą. Świetne!
Chłopak jedynie podniósł brew do góry, a następnie przyłożył dłoń do mojego czoła, sprawdzając mój stan psychiczny.
- Tss! Gorące! - Odsunął się o dwa kroki, machając dłonią. - Idź do tego domu. Zwariowałaś.
Popatrzyłam na niego uśmiechnięta, zapinając bluzę, którą mi podarował. Jego wyraz twarzy zdradzał dosłownie wszystko. Miał leciutkie rumieńce na policzkach.
- Dobra, dobra... nie gap się tak tylko galopem... - Mruknął łapiąc mnie za ramiona i przekręcając tyłem od siebie. Następnie zaczął mnie lekko popychać w stronę rezydencji.
Kiedy już weszliśmy do środka, cała przemoczona stanęłam na wycieraczce, zdejmując buty oraz bluzę. Muszę się przebrać, bo inaczej...
- Apsik! - ... bo inaczej będę chora...
- Wiesz co? Jesteś głupia. - Powiedział odbierając swoją bluzę ze skrzywionym wyrazem twarzy. - Co cię natchnęło na zrobienie takiej głupoty?
- Musiałam odświeżyć myśli. - Nagle po całym moim ciele przeszedł nieoczekiwany dreszcz.
- Yuno! - Usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki Yuki.
Dziewczyna podeszła do mnie szybko i przytuliła. Kompletnie tego nie rozumiałam. Przecież nic złego nie zrobiłam. Wyszłam tylko na dwór, a przecież nie przewiduję pogody na najbliższe godziny czy tam sekundy. A tak poza tym to z cukru nie jestem.
Nagle zrobiłam coś, co nigdy wcześniej nie miałam odwagi zrobić. Odepchnęłam od siebie przyjaciółkę i bez słowa odeszłam od towarzystwa. Najpierw mówią, abym zaczęła wychodzić z pokoju i teraz co? Co tu widzę?
Nic z tego nie rozumiem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro