Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❦ Rozdział 06.


Bora siedziała na białym biurku, machając nogami w powietrzu i nie spuszczała wzroku ze śpiącej dziewczyny. Donghae zdecydował się pojechać po obiad, gdy okazało się, że gość zamierzał pospać sobie trochę dłużej. Blondynka oczywiście zrezygnowała z niedzielnego latania po sklepach w poszukiwaniu kolejnych ubrań, ponieważ była ciekawa, dlaczego jej brat tak bardzo martwił się o tę obcą kobietę.

Nigdy nie rozmawiał z nią na temat swoich dziewczyn, ale przyznał, że nigdy się nie zakochał i raczej skakał z kwiatka na kwiatek, nie szukając zbędnych zobowiązań. Fakt, iż przyprowadził do domu mężatkę, kompletnie jej się nie podobał i miała nadzieję przegadać tej kobiecie do rozumu, gdy się obudzi.

Gdy wybiła godzina czternasta, znudzona zeskoczyła z biurka i podeszła do ogromnego łóżka, odkrywając nieznajomą. Dopiero pstryczek w nos sprawił, iż ta uchyliła zmęczone powieki i niechętnie rozejrzała się po obcym pomieszczeniu, ostatecznie skupiając na niej przerażony wzrok.

– Spokojnie, nie zostałaś porwana ani nic z tych rzeczy – zapewniła szybko Bora, siadając na rogu wygodnego łóżka. – Mój starszy brat, Donghae, przyprowadził cię tutaj prosto z klubu, ponieważ nie był w stanie cię dobudzić i spytać o adres. Jestem jego siostrą i mam na imię Bora.

Hyejin zmarszczyła powieki przez nagły ból, który zaatakował jej głowę. Pod jej nos momentalnie została podstawiona szklanka z wodą oraz aspiryna. Niepewnie podziękowała blondynce za pomoc i połknęła tabletkę, uważnie rozglądając się po niewielkiej sypialni. Ściany ozdobiono szarymi tapetami w paski. Nad ogromnym łóżkiem z czarno-szarą pościelą widniał czarno-biały obraz przedstawiający jakiś most, okna zasłaniały długie białe firany oraz czarne rolety, a przed łóżkiem stało białe biurko z laptopem i krzesłem. Po swojej lewej ręce miała niewielką białą nocną szafkę z lampą i ogromny kwiat w doniczce. Panele miały odcień ciemnego brązu.

Sypialnia była niewielka, ale bardzo ładna i musiała przyznać, że idealnie pasowała do mężczyzny.

Gdy zaczęła zastanawiać się nad imieniem dziewczyny, które brzmiało bardzo znajomo, usłyszała trzask drzwi dobiegający z innego pomieszczenia.

– Czas na obiad! – Bora radośnie klasnęła w dłonie i zaciskając palce na nadgarstku Hyejin, pociągnęła ją w stronę wyjścia z sypialni.

– Która jest godzina? – spytała przerażona Kang, niepewnie rozglądając się po obcym mieszkaniu.

– Czternasta. Do rannych ptaszków to ty nie należysz – skwitowała blondynka, skręcając w stronę kuchni, gdzie Donghae zdążył już wyjąć papierowe pudełeczka z jedzeniem. – Siadaj i jedz – poinstruowała, widząc jej zdziwioną minę.

– Nie krępuj się – Donghae skinął z uśmiechem na jedno z wysokich białych krzeseł.

Wiedziała, że Jisung musiał się o nią zamartwiać i powinna czym prędzej się z nim skontaktować, ale nie miała sumienia tak po prostu wyjść z tego mieszkania. Donghae zaopiekował się nią, gdy zalała się w trupa, a przecież wcale nie musiał tego robić. Nie znał jej, a mimo to przyprowadził ją do swojego domu i przywiózł dla niej jedzenie.

Usiadła przed białym blatem, który połączony był z kuchnią i zabrała się za jedzenie makaronu z wołowiną i warzywami. Musiała przyznać, że nawet kuchnia zrobiła na niej duże wrażenie, choć nie przepadała za białymi meblami.

– Normalnie sam bym coś ugotował, ale wstałem zbyt późno...

– Mój brat ma ogromny talent do gotowania – wtrąciła do razu Bora, posyłając Hyejin uroczy uśmiech. – No i robi z włosami prawdziwe cuda. Tylko spójrz na mój kolor. Ładny, nie?

Skinęła nieśmiało głową, upijając łyk postawionej przed nią wody.

– Zastanawiam się nad różowymi końcówkami, ale sama nie jestem pewna, czy to dobry pomysł...

– Bora, nie zawracaj Hyejin głowy takimi bzdurami – poprosił Donghae, patrząc na siostrę błagalnym wzrokiem. – Jak będziesz chciała mieć różowe końce, to ci je zrobię. Teraz jedz i błagam cię, przestań gadać.

Bora wydęła ze złości policzki, skupiając całą uwagę na jedzeniu. Naprawdę wiele kosztowało ją utrzymanie ciszy. Dawno nie miała okazji porozmawiać z kimś, kto nie był jej bratem albo rodzicami, dlatego obecność Hyejin napawała ją ogromną radością.

– Jak zjesz, odwiozę cię do domu – odezwał się Donghae, przerywając niezręczną ciszę. – Nie ma sensu, żebyś włóczyła się autobusem.

– Jesteś pewien? – spytała nieśmiało Kang, odstawiając puste opakowanie po jedzeniu.

– Oczywiście. Wypiłem wczoraj tylko trzy piwa, więc alkohol zdążył już zniknąć z mojego organizmu.

– Dziękuję.

Bora zmarszczyła brwi, dostrzegając tajemniczy uśmieszek na ustach brata. Zauważyła, jak ukradkiem spoglądał na Hyejin i naprawdę jej się to nie podobało. Nie chciała, by mieszał w czyimś związku, ale wiedziała też, że nie mogła mu nic na ten temat powiedzieć, ponieważ sama nie była święta. Kiedyś stanęła pomiędzy Jaebumem i Saną, chcąc za wszelką cenę mieć go tylko dla siebie. Szkoda, że dopiero dziś rozumiała, jak źle wtedy postępowała.

Widząc, jak Donghae zbiera się do wyjścia, pożegnała Hyejin szerokim uśmiechem. Obiecała sobie jednak, że jeśli znów się u nich pojawi, porozmawia z nią na temat swojego brata i tego, by trzymała się od niego z daleka. Nie chodziło już nawet o to, że Hyejin była od niego o pięć lat starsza, ale o to, że miała męża.

– Mam nadzieję, że masz mózg i się w niej nie zakochasz – pomyślała na głos, zbierając opakowania po jedzeniu.

Gdy tylko przeszła do salonu, ujrzała Jisunga siedzącego na granatowej kanapie z ozdobnym oparciem. Na stole dostrzegła ogromny bukiet błękitnych róż, które od góry zostały posypane różowym brokatem oraz jedzenie na błękitnych talerzach. Przy Jisungu na kanapie leżało pudełko z jej ulubionymi czekoladkami.

Do jej oczu momentalnie napłynęły łzy, a serce cisnęło się do gardła. Czuła wyrzuty sumienia, ponieważ nie dała mu nawet znać, że wszystko było z nią w porządku, a przecież znała jego numer na pamięć. W dodatku spała sobie smacznie w wygodnym łóżku Donghae i zajadała się przyniesionym przez niego obiadem, w ogóle nie myśląc o mężu, który czekał na nią z niespodzianką.

– Jisung... – zaczęła, ale mężczyzna momentalnie wszedł jej w słowo.

– Nic nie mów. – Podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach, uśmiechając się ze łzami w oczach. – Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Tylko to się dla mnie liczy.

Pozwoliła, by ją przytulił. Wdychała przyjemny zapach jego perfum, zaciskając dłonie na jego czarnej koszuli. Wiedziała, że śmierdziało jej z buzi alkoholem, a ubrania potem. Jisung jednak nie skomentował tego, w jakim stanie wróciła do domu, powtarzając przez cały czas, że cieszył się, iż nic jej się nie stało.

– Jedzenie już wystygło, ale zaraz je odgrzeje. Nie wiedziałem, kiedy wrócisz, dlatego...

– Nie jestem głodna – odpowiedziała zgodnie z prawdą, wyswobadzając się z jego uścisku. – Wezmę prysznic i do ciebie wrócę, okey?

Skinął głową i zajął miejsce na kanapie. Położył łokcie na kolanach i skrzyżował ze sobą dłonie. Nie potrafił odnaleźć słów, które mogłyby załagodzić zaistniałą sytuację. Czuł, że Hyejin podchodziła do niego z rezerwą i nie miał pojęcia, jak powinien się zachowywać. Wiedział, że bardzo cierpiała z powodu śmierci dziecka, ale osobiście nie uważał, by był to powód do tego, by niszczyć ich małżeństwo. W końcu nie każdy związek potrzebował potomka, by żyć szczęśliwie. On sam nigdy specjalnie nie myślał o zostaniu ojcem, ale gdyby jednak nim był, dałby z siebie sto procent. A tak mógł spełniać się zawodowo, wolny czas poświęcając żonie.

Hyejin nagle zatrzymała się w progu i nie odwracając się w jego stronę, oznajmiła:

– Nie potrzebuję kwiatów. To ciebie potrzebowałam w trudnych chwilach. Nic więcej.

– O niczym nie wiedziałem! – krzyknął, gwałtownie podnosząc się z kanapy. Od razu pożałował swojego gniewu, dlatego dodał łagodniejszym tonem: – Gdybyś powiedziała mi o ciąży, wszystko wyglądałoby inaczej.

– Znalazłbyś wtedy czas, by do mnie zadzwonić? – spytała uszczypliwie, posyłając mu rozczarowane spojrzenie. – Teraz mówisz, że nie miałeś kiedy, ale gdybym powiedziała ci o dziecku, to ten czas magicznie by się znalazł?

Pokręcił z niedowierzaniem głową, ledwie powstrzymując się od wyjścia z mieszkania. Naprawdę miał dość tych wszystkich insynuacji i zwalania na niego całej winy. Rozumiał, że Hyejin cierpiała, ale nie miała prawa o wszystko go obwiniać.

– Przestań. Naprawdę nie chce się z tobą kłócić.

Odeszła bez słowa, chcąc czym prędzej wziąć relaksującą kąpiel. Zamknęła za sobą drzwi, zdjęła ubrania, które od razu wrzuciła do kosza na pranie i podeszła do wanny. Widząc przygotowaną wodę, podgrzewaną przez jacuzzi oraz zapalone zapachowe świece na rogu wanny, rozpłakała się.

Naprawdę pragnęła, by relacje między nią a Jisungiem były takie jak dawniej. Wciąż go kochała, ale nie mogła nic poradzić na to, że każde spojrzenie w jego stronę przypominało jej o tych przeklętych dwóch miesiącach, podczas których nie miała z nim praktycznie żadnego kontaktu. Gdy nosiła pod sercem dziecko, pocieszała się myślą, że dzięki temu zrobi mu wspaniałą niespodziankę, ale teraz zrozumiała, iż tak naprawdę w ogóle go wtedy nie obchodziła. Był zbyt zajęty otwieraniem nowego klubu i imprezowaniu u boku Noori. Wykręcanie się różnicą czasową było słabe, ponieważ doskonale wiedział, że wyczekiwała jego telefonu i odebrałaby o każdej godzinie. Zrobiłaby wszystko, byleby go usłyszeć.

Weszła do wody i przymknęła powieki, zastanawiając się nad tym, co będzie dalej. Nie sądziła, że kiedykolwiek poczuje wątpliwości co do tego, czy powinna spędzić z Jisungiem resztę życia. Dotychczas była pewna, że tworzyli idealną parę, ale wszystko się zmieniło.

Ona się zmieniła.

Semi ostrożnie otworzyła drzwi do gabinetu swojego męża i z uśmiechem weszła do środka, uważnie rozglądając się po wnętrzu. Otaczało ją mnóstwo książek, słowników oraz zeszytów. Przed sobą miała Jaerima ubranego w czarną koszulkę, który nawet nie zwrócił na nią uwagi, zbyt pogrążony w tłumaczeniu książki amerykańskiego pisarza.

– Przyniosłam obiad i dzbanek z herbatą – poinformowała, w końcu skupiając na sobie uwagę bruneta.

Ten przetarł dłonią zmęczone powieki i uśmiechnął się, uważnie patrząc na tacę pełną jedzenia oraz dzbanek z herbatą.

– Jesteś taka kochana – powiedział rozczulony, patrząc na piękną twarz swojej żony. – Obiecuję, że za dwie godziny skończę i wspólnie coś porobimy.

Semi usiadła mężczyźnie na kolanach, obejmując jego policzki dłońmi.

– Jeszcze nigdy nie wziąłeś na siebie tylu tekstów do przetłumaczenia. Powinieneś trochę odpocząć.

– To przejściowe. Obiecuję.

Skinęła zrezygnowana głową i złożyła na jego ustach czuły pocałunek.

– Będę czekała na ciebie w sypialni. Poczytam jakąś książkę – poinformowała i wyszła, obdarzając go pięknym uśmiechem.

Gdy tylko zamknęła drzwi, Jaerim oparł się wygodniej o fotel i wziął głęboki oddech. Był przemęczony. Coraz trudniej szło mu udawanie, że wszystko miał pod kontrolą. Terminy goniły go jak szalone i chociaż starał się jak mógł, zmęczenie stawało się coraz bardziej odczuwalne, przez co ciężej przychodziło mu koncentrowanie się na tłumaczonym tekście. Nie mógł jednak zrezygnować ze zleceń, ponieważ pilnie potrzebował pieniędzy, a nie zamierzał brać ich z oszczędności, które odkładali z Semi na czarną godzinę. Ponadto nie chciał, by żona dowiedziała się o tym, że jego matka zadłużyła się na naprawdę ogromne pieniądze, które rozhulała i groziła jej eksmisja. Obie miały ze sobą do czynienia jedynie na ślubie, gdzie Haroo przyszła ubrana w brudne łachmany i jak zwykle przesadziła z alkoholem, przynosząc mu ogromny wstyd. Mimo wszystko była jednak jego matką i nie zamierzał całkowicie się od niej odwrócić, choć na plecach wciąż nosił blizny po gaszonych na nich papierosach. Gdy w ich domu zjawiał się kolejny nowy facet, potencjalnie mający zostać jego nowym tatusiem, Haroo zachęcała go do fizycznego wymierzania kary, gdy był nieposłuszny.

Nienawidził matki, ale gdzieś w głębi serca ją kochał i ta miłość nie pozwalała mu pozwolić na to, by wylądowała na ulicy. Wolał harować jak wół, by spłacić jej długi, niż pozwolić jej zamieszkać pod swoim dachem. Na to nigdy by się nie zgodził.

Ze smakiem zaczął jeść przyrządzony posiłek, dziękując Buddzie za to, że postawił na jego drodze Semi. To ona wprowadziła w jego życie światło i sprawiła, że uśmiechał się każdego dnia. Nawet jeśli samotnie dążył do zostania tłumaczem, bez niej nic nie wyglądałoby tak samo.

Gdzie znalazłby drugą taką dziewczynę, która nie pyta o rodzinę ukochanego i przeciwstawia się własnym rodzicom, wychodząc za niego za mąż? Semi była wyjątkowa i nie dało się temu zaprzeczyć. Chociaż czuł się źle z faktem, że jej stosunki z rodzicami pogorszyły się, odkąd wzięli ślub, za nic w świecie nie pozwoliłby jej odejść.

Dlatego też ustawił budzić na siedemnastą, obiecując sobie, że później resztę dnia spędzi u jej boku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro