Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

- A ty co taka nabuzowana? - tak oto przywitał mnie Harry, punkt dla niego za spostrzegawczość.

- Ja? Tylko ci się wydaje - pokręciłam głową i zamknęłam za brunetem drzwi.

Ściągnął buty i trzymając moją dłoń, przeszliśmy do kuchni.

- Przecież widzę, normalnie jesteś oazą spokoju, a teraz wyglądasz jak Etna przed atakiem na Pompeje - po tym stwierdzeniu aż pojaśniał z samozadowolenia, typowo.

Wyjęłam dwa kubki z szafki i postawiłam na blacie.

- Mama dzwoniła.

- I o to się złościsz? Nie powinno być wręcz przeciwnie? Przecież ostatnio miałaś pretensje o to, że nie dzwoni. Już nic nie rozumiem - unikałam jego spojrzenia, ale po głosie słychać było tą dezorientację.

- Harry, ona chce żebym się przeniosła do Chicago - powiedziałam cicho.

Ciszę między nami przerwał gwizdek czajnika. Zalałam dwie herbaty i przeniosłam na wyspę, przy której siedział brunet. Nadal unikając jego spojrzenia. Miałam mętlik w głowie, nie potrzebowałam go jeszcze większego, powodowanego obecnością chłopaka.

- Layla, teoretycznie jesteś już prawie dorosła i możesz odpowiadać sama za swoje decyzje. Aktualnie mieszkasz z ojcem, sąd przy rozwodzie nie odebrał mu praw rodzicielskich, jest też Liam...

- Też chce, żeby Liam się przeniósł. Harvard to bardzo dobry uniwersytet, najlepszy. Po nim mielibyśmy drzwi otwarte wszędzie.

Zmarszczył brwi patrząc na mnie.

- Po jakiego grzyba lecieć na drugi koniec świata do szkoły, skoro praktycznie pod samym nosem masz Oxford? Jest sens?

Chwyciłam za kubek, żeby nie zauważył jak zaczęły mi się trząść dłonie. To nie jest temat na lekką pogawędkę przy kawce. Tutaj chodzi o przyszłość moją i mojego brata.

- Mówisz tak, jakby ci nie zależało na dostaniu się na dobre studia. Nie wiem, może się mylę, ale takie odnoszę wrażenie. Nie można całego życia zmarnować na bycie leserem i życiu według filozofii carpe diem, czy tak jak dzisiaj się mówi... yolo.

- Takie masz o mnie mniemanie? W sumie prawie mnie nie znasz. W wielkim skrócie powiem, że moi rodzice też są po rozwodzie, mama znalazła sobie innego partnera, żyjemy w dobrych stosunkach, niczego nam nie brakuje, moja siostra Gemma studiuje na lokalnej londyńskiej uczelni i mieszka ze swoim chłopakiem, całkowicie się usamodzielniła. Ja w wakacje pracuję w piekarni kilka przecznic od domu, nie żeby pomóc rodzicom, tylko żeby mieć coś dla siebie... no i na te studia. Londyn ma przecież tak wiele możliwości, spokojnie można się tutaj osiedlić i zacząć dorosłe życie.

Zwróciłam się ku niemu skupiona. Zaplusował sobie powagą tematu, jeszcze jakiś czas temu pomyślałabym, że to zignoruje już na początku.

- Jak nie spróbujemy to się nie przekonamy, ale spokojnie - delikatnie pogłaskałam jego dłoń trzymającą kubek - jeszcze jest trochę czasu, najpierw muszę się skupić na egzaminach, a jeszcze wcześniej na olimpiadzie. Powinnam się uczyć, a nie spędzać czas na nicnierobieniu.

Chciałam wstać i odnieść swój kubek do zmywarki, ale Harry chwycił mnie za drugą rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na jego kolanach.

- Zrobiło się zbyt poważnie, nie sądzisz? - uśmiechnął się zawadiacko.

- Doceniam to, że da się tak z tobą porozmawiać. Ogólnie sprawiasz mylne wrażenie, jak się ciebie bliżej nie pozna. Chociaż tak jak twierdzisz, jeszcze w ogóle się nie znamy i w tym momencie rozmowa o przyszłości w naszym przypadku jest absurdalna. Nawet nie padło kilka podstawowych pytań, bądź nie przedstawiliśmy się nawzajem swoim rodzicom i co najważniejsze... Liam nic nie wie.

- I niech tak na razie zostanie, on jest groźny!

- Boisz się go, serio? - parsknęłam śmiechem na widok jego miny - przecież to kujon jakich mało.

Wywrócił oczami i przesunął swoją dłoń na moje udo, jednocześnie przybliżając nasze twarze.

- Właśnie, jest inteligentny i spostrzegawczy, a poza tym bardzo dba o swoją siostrzyczkę i nie chciałbym mu się narazić, gdyby usłyszał, że robię z nią wiele nieprzyzwoitych rzeczy, o które nigdy by cię nie podejrzewał - ostatnie słowa już wyszeptał w moje usta - zobaczysz, co z tobą będzie, jak zaczniesz częściej ze mną przebywać. Sama siebie nie poznasz... zamknij oczy, proszę.

Nie wiem jak on to robi, ale po takich słowach byłam w stanie wiele dla niego uczynić.

Posłusznie przymknęłam powieki i poczułam jego wargi muskające moje. O taką delikatność bym go nie podejrzewała, to tak jakby dotykał najcenniejsze dzieło sztuki, jakby otrzymał spotkanie sam na sam z rzeźbą Afrodyty... oczywiście wyolbrzymiałam tutaj swoją osobę, ale mówiąc o Harrym, nie da się inaczej. On jest jakby z innego świata, patrząc na niego, od razu nasuwają mi się takie słowa jak estetyka, delikatność i sztuka. Sama w sobie, cholerne dzieło.

Dłonie przeniosły się na moje włosy.

- Zostaw moje warkocze, tata mi je zrobił - uśmiechnęłam się szeroko.

- Mówiłem ci już, że są słodkie? - posłusznie jego ręce przesunęły się na moje plecy, a usta wróciły do całowania.

Gdybym nie miała obowiązków na głowie to tak mogłabym spędzać dnie i noce.

- Muszę się uczyć - sapnęłam, gdy przeniósł wargi na szyję.

Byłam w tym momencie wielkim kłębkiem sprzecznych emocji, a jego brak posłuszności mi w tym nie pomagał.

- Harry...

- Layla, I'm beggin', darling please... - mruczał, jedną dłoń kładąc na moim pośladku.

- To takie nie fair, Eric Clapton przeciwko mnie? Igrasz z moimi uczuciami, Styles - westchnęłam.

- Cieszy mnie to, że moje dokonania przynoszą jakiś skutek - powiedział dumnie z uśmiechem.

- Dokonania? - roześmiałam się - mówisz tak, jakbyś robił rzeczy na miarę podbojów Aleksandra Macedońskiego czy Napoleona.

Uśmiechnął się lekko zawstydzony, przez co dołeczki w jego policzkach stały się bardziej widoczne.

- Nie jesteś łatwym celem, Layla. Daj mi się nacieszyć, tym co mam.

- Ale bez pośpiechu i nic na siłę, Harry - powiedziałam, po czym wstałam z jego kolan - wstaw kubki do zmywarki, a ja idę na górę do sypialni.

- Będziesz czekać naga i gotowa? - poruszył zabawnie brwiami.

Spojrzałam na niego z politowaniem.

- Proszę cię... przypomnij sobie moje ostatnie słowa, a poza tym to... - spojrzałam na zegar - za jakąś godzinę Liam wróci do domu.

Harry po wykonaniu tego o co go prosiłam ruszył za mną do pokoju.

- Ten czas starczyłby nam w zupełności - klepnął mnie w pośladek.

- Aż taki słaby zawodnik z ciebie? Niecała godzina? Oh, Harry... - nie ma to jak naruszanie męskiej dumy.

Po wejściu do pokoju, zamknął za nami drzwi i położył się obok mnie na łóżku. W czasie, gdy ja robiłam notatki, on przeglądał coś na telefonie.

- Bal się zbliża coraz bardziej - powiedział, gdy natknął się na jakąś ofertę z garniturami.

- Egzaminy również, to jest większy priorytet - odpowiedziałam nie odrywając wzroku od podręcznika.

- No tak, ale wiesz... trzeba kupić coś do ubrania, zadeklarować osobę towarzyszącą - wymieniał.

Czyżby chciał mnie zaprosić na bal?

- Strasznie dużo z tym roboty, no i ta cała nagonka z królem i królową balu, Bella zapewne będzie robiła kampanię i zmuszała ludzi do głosowania na nią... o matko, czyli mogę się spodziewać zaproszenia od niej - burknął jakby niezadowolony.

Znowu Bella.

- Pewnie nie tylko od niej dostaniesz zaproszenie, więc nie załamuj się.

Spojrzał na mnie z uśmiechem. O nie, na mnie nie licz, Styles.

- A co? Może ty mnie zaprosisz?

Okej? Tylko teraz powiedział to z kpiną czy tak, jakbym mimo niechęci się tam wybierała?

- Może ja w ogóle nie mam ochoty iść? - zdjęłam okulary i odłożyłam długopis, chowając twarz w poduszce.

- Mówisz poważnie? Przecież to wydarzenie roku! Szkoda to ominąć - chyba niedowierzał w to co powiedziałam.

- Każdy ma swoje priorytety, Harry. Mamy wtedy więcej wolnego, może wybiorę się do mamy. Jeszcze niczego nie postanowiłam, a jak będziesz na mnie naciskać to tym bardziej nie pójdę - tymi słowami zakończyłam naszą dyskusję.

Brunet podniósł się z łóżka na co patrzyłam z lekką konsternacją.

- Chyba już pójdę, wolałbym nie mijać się z Liamem w drzwiach - klęknął przy mnie i pocałował w policzek - do jutra.

I wyszedł. Tak po prostu. Czy ja coś źle powiedziałam? Czasami wcale go nie rozumiem. Są między nami przeszkody, których nie da się inaczej pokonać, niż poprzez przedyskutowanie ich. Bez tego nie wejdziemy na kolejny etap naszej znajomości. Chyba, że Harry wcale nie ma na to ochoty. 

________________________________________

WIELKI POWRÓT!

Tysiąc słów, które mogłabym tu napisać nie odda w pełni tego, jak bardzo Was przepraszam, za to, że nie było mnie tutaj jakieś pół roku czy więcej. Moje życie przypomina rollercoaster i dopiero od kilku dni zaczyna się normować. W końcu wzięłam laptopa i mówiąc do siebie, że tak być nie może, napisałam COŚ, żeby się wreszcie ruszyć do pisania. Od października zaczynam drugi rok studiów, więc nie wiem jak to będzie. Cholernie się boję, ale jakoś to będzie. Musi. 

Niedługo może znowu coś wstawię. Może coś nowego? Nie wiem. Mam wuchtę pomysłów i trzeba w końcu je zacząć przelewać na bardziej stałą formę niż moja pamięć. 

Do następnego, tęskniłam mocno, A x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro