12
Szkoła po godzinach lekcyjnych sprawiała wrażenie jeszcze większej niż jest w rzeczywistości. Nie ma klejących się do siebie par, sukowatych cheerleaderek, nauczycieli opieprzających żartownisiów za kawały wycinane pierwszakom. Cisza i spokój.
- Payne! – przymknęłam oczy i westchnęłam ciężko.
Za szybko zaczęłam się cieszyć.
- Czego chcesz, Styles? – zamknęłam szafkę uprzednio wkładając do niej zbędne książki, a zabierając to co było mi potrzebne do nauki.
- Oh, więc teraz lecimy po nazwiskach? Ostro – oparł się o szafki z cwaniackim uśmieszkiem – za chwilę zacznie się nasza koza.
- No shit, Sherlock – przewróciłam oczami i minęłam go idąc w stronę klasy od języka angielskiego.
Z racji jego długich nóg dogonił mnie po kilku sekundach równając się ze mną krokiem.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka sarkastyczna damulka.
- Nie byłabym taka, gdybym nie musiała siedzieć po godzinach w szkole. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niedługo olimpiada, a moja nauka leży i kwiczy.
- Nie żeby coś, ale jestem pewien że i tak wiesz to wszystko czego tam wymagają – przytrzymał mi drzwi, żebym mogła wejść.
Zostawiłam ten gest bez komentarza, jak się okazało pan White już na nas czekał.
- Oh, jesteście. Mam dla was coś lepszego niż siedzenie w klasie. Jak już wiecie, a może i nie, nasze liceum wystawia w tym roku „Romea i Julię" w wersji przerobionej przez Kółko Literackie. Waszym zadaniem będzie pomóc scenografom przy malowaniu dekoracji. Tyle ile dacie radę to będzie dobrze, chodźmy.
Poprowadził nas do auli, gdzie miało się odbyć całe wydarzenie. Zostawiliśmy rzeczy na krzesłach i weszliśmy na prowizoryczną scenę.
- Tutaj są farby i pędzle, a tutaj macie rzeczy, które trzeba pomalować. Wasza kara ma trwać godzinę, nawet nie próbujcie uciekać – spojrzał w stronę Harry'ego znacząco, a on wywrócił oczami.
Kiedy tylko nauczyciel opuścił aulę zabrałam pędzel i puszkę z zieloną farbą. Wolałam zacząć od razu, może czas szybciej zleci jak się czymś zajmę. Stanowczo nie byłam ubrana do takiej roboty, bo spódniczka i buty na obcasie to nie było to samo co ubrania, których nie szkoda.
- Czemu masz minę jak Niall sikający pod prysznicem? – rzucił Harry malując inne drzewko.
- Chyba nie chcę wiedzieć skąd wiesz jaką mimikę ma Horan pod prysznicem – wcale nie byłam zdegustowana, ani trochę – nie mam nic na przebranie, a szkoda mi moich ubrań.
- Możesz wziąć moją koszulę – powiedział i zdjął z siebie flanelową czerwoną koszulę, zostając w samym białym podkoszulku. Starałam się nie patrzeć na jego tors i prześwitujące przez cienki materiał tatuaże.
Ekspresowo wsunęłam ubranie na siebie, zapinając guziki i podwijając rękawy. Długością odpowiadała spódniczce przez co wyglądałam jakbym nie miała nic na sobie poza nią i butami.
- Kurwa – odwróciłam się w stronę bruneta, który przesuwał oczami po mojej sylwetce, zarumieniłam się szybciej niż byłam w stanie pomyśleć o tym co on właśnie myśli – wyglądasz seksownie w moich ubraniach.
- Tak tak, Harry. Pewnie mówisz to każdej, która spędziła z tobą noc – prychnęłam, jednak komplement to komplement i przyjęłam go z uciechą.
- Za kogo mnie masz, Layla? Męska dziwka to nie jest mój przydomek – zmarszczył brwi patrząc na mnie, farba kapała mu z pędzla na gazety rozścielone na podłodze.
- Nieważne, Harry. I tak nie obchodzi cię opinia inna niż twoja własna – puścił to chyba mimo uszu, bo nie dosłyszałam się z jego strony żadnej ironicznej uwagi.
- White chce chyba z naszej szkoły drugie High School Musical zrobić – burknął Harry po jakimś czasie i wyrywając mnie z obliczeń.
- Cóż poradzić na jego artystyczną naturę – uśmiechnęłam się.
- Li, masz tutaj farbę – podszedł do mnie pokazując na swoją koszulę, spojrzałam w dół, a on w tym czasie maznął mnie pędzlem po policzku.
- Styles! – pisnęłam, a on się roześmiał.
Jako, że miałam w dłoni swój pędzel a on był zbyt zajęty śmianiem się ze mnie, przeciągnęłam narzędziem po całej długości jego twarzy.
- Uważaj, masz trzy sekundy – ostrzegł mnie, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Niestety mój czas minął, Harry chwycił mnie w pół chcąc ubrudzić mnie jeszcze bardziej, a ja piszczałam próbując mu się wyrwać.
Po chwili szarpaniny wyrwałam się stając naprzeciwko niego. Byłam pewnie rozczochrana, czerwona z tego małego wysiłku i cała umazana farbą.
- Nawet nie wiesz jak pięknie teraz wyglądasz – powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
- Teraz? Domyślam się, że właśnie wręcz przeciwnie – próbowałam trochę poprawić swoje poburzone włosy, ale chyba farba trochę je skleiła.
- A jednak, szeroko się uśmiechasz, masz przyspieszony oddech, urocze rumieńce i takie błyszczące oczy – szepnął będąc już na tyle blisko, że prawie stykaliśmy się nosami.
To on miał takie intensywnie zielone oczy? Wpatrywały się właśnie w moje usta, a ja tak jakby zapomniałam jak się oddycha. Czułam też jego dłoń na moim biodrze, drugą natomiast objął moją twarz, kciukiem przesuwając po mojej dolnej wardze.
- Layla... - szepnął, a mnie owionął jego oddech.
Tak jak zawsze kierowałam się racjonalnym myśleniem, tak teraz? Jedyne o czym myślałam to ten brunet wpatrujący się we mnie z niemą prośbą w oczach. Chciałam go pocałować, bardzo chciałam. Jednak czy to rozsądne? Serce tłukło mi się w piersi z powodu bliskości, która z każdą sekundą była coraz mniejsza.
O, pieprzyć to! Chociaż raz mogę zrobić coś zgodnie z tym co czuję, a nie tym co jest dla mnie odpowiednie.
W sekundę pokonałam ostatnie dzielące nasze usta centymetry i naparłam swoimi wargami na jego. Spodziewałam się, że całuje wspaniale, ale to przerosło moje wyobrażenia. Dłonie trochę mi się trzęsły dlatego przeniosłam je tam, gdzie zawsze chciałam żeby się znalazły – w jego włosy. Pociągałam za miękkie kosmyki nie mogąc się nadziwić ich fakturze.
Nagle rozległ się huk, przez co oderwałam się od bruneta. Okazało się, że jedno z pomalowanych już drzewek poleciało do tyłu. Spojrzałam ponownie na Harry'ego, który miał teraz włosy rozczochrane bardziej niż zwykle i usta delikatnie opuchnięte od pocałunków. Skłamałabym, gdybym powiedziała że nie wygląda gorąco.
Lecz wtedy doszło do mnie to co się właśnie stało. Ja. Harry. Koza. Pocałunek.
Cholera.
Zerwałam się i szybko zeszłam ze sceny, zabrałam swoją torbę i wybiegłam z auli ignorując nawołania Stylesa. Skierowałam się od razu na parking i dzięki wielkie za powrót mojego trzeźwego myślenia, bo mój brat właśnie pakował swoją torbę treningową do bagażnika.
Idąc w jego stronę szybko zdjęłam z siebie koszulę Harry'ego i upchałam ją w torebce. Przecież nie chciałam, żeby Liam domyślił się co właśnie się wydarzyło. Ekspresowo też zebrałam włosy do kitki, które pewnie wyglądały jak po przejściu tornada.
- Cześć, braciszku – wsiadłam na miejsce pasażera z przodu i zapięłam pasy.
- O hej, właśnie miałem iść po ciebie na aulę. Spotkałem pana White'a, który powiedział mi gdzie jesteś. Jak było?
Spojrzałam na niego i wymusiłam uśmiech, lecz jemu to chyba wystarczyło bo odpalił samochód i wyjechał ze szkolnego parkingu.
- Malowaliśmy dekoracje na szkolną sztukę, nic specjalnego. Chociaż wolałabym siedzieć w klasie i się uczyć.
Pokiwał głową, bąknął coś o zakupach spożywczych i włączył radio. Zwróciłam głowę ku szybie, żeby nie zobaczył mojego absurdalnie wielkiego uśmiechu.
Wolałam nie myśleć o tym co by się stało, gdyby Liam wszedł do auli i zastał mnie i Harry'ego całujących się między papierowymi dekoracjami.
_____________________________
Tak jakby wróciłam! Żyję i chyba mam się dobrze. 5 miesięcy przerwy od tego fanfiction przyniosło kilka nowych pomysłów, mam nadzieję że uda mi się je zrealizować.
Z racji tego, że zakończyłam swoje najlepsze opowiadanie (Lost Stars) to będę chciała skupić się na reszcie oraz tych, które planuję publikować. Będę starała się robić to w miarę regularnie, ale nic nie obiecuję ponieważ przez moje studia zostaje mi niewiele czasu na innego rodzaju przyjemności. Jednak dla czytelników, którzy są ze mną, zawsze znajdę jakiś czas, żeby coś naskrobać.
Miłego czytania, A xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro