Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DODATEK ŚWIĄTECZNY

Thomas

Dla mnie święta, to czas spędzony z najbliższymi. Rodzina, przyjaciele, pyszne jedzenie, wspólne śpiewanie kolęd i sprawianie innym radość. Właśnie to kocham w świętach. Najbliższe mi osoby w jednym miejscu, bez żadnych kłótni i dram. Tworzymy wspaniałą rodzinną atmosferę, gdzie nikt nie krzyczy, wszyscy traktują się z szacunkiem i nikt nie unosi głosu.

Niestety tak nie jest w moim przypadku. A przynajmniej nie jest tak odkąd zacząłem spędzać święta ze swoimi przyjaciółmi. Nie sądziłem, że to może być tak dramatyczne przeżycie. Rok temu prawie cała porcelana uległa zniszczeniu. Aż się boję, co stanie się w tym roku. Jutro jest Wigilia i wszyscy usiądziemy przy jednym stole. Jak ktoś nas zna, wie, że poruszamy dosłownie wszystkie tematy, nawet te kontrowersyjne. Właśnie, dlatego nasze wszystkie spotkania potrafią być tak burzliwe, mamy odmienne zdania w różnych kwestiach. Nie wiem jak Dylan może być taki spokojny przed jutrzejszym dniem. Wygląda tak jakby nic go nie martwiło, a jutrzejszy dzień będzie kolejnym zwykłym i normalnym dniem. Czasem mu zazdroszczę tego jak potrafi być spokojny w pewnych sytuacjach. Przez jego spokój, albo pozorny spokój, mam wrażenie jakbym musiał zamartwiać się za dwóch. To jest jeszcze bardziej frustrujące. Aż mam ochotę przywalić mu w twarz i zedrzeć ten jego pewny siebie uśmieszek.

- Mógłbyś, chociaż udawać, że się denerwujesz? Proszę?- Spojrzałem na niego z irytacją i wróciłem do krojenia warzyw. Zobowiązaliśmy się, że to my zrobimy wszystkie trzy sałatki. W tym roku świętujemy wigilię u Brad'a i Minha, ze względu na niespodziankę, którą Minho sprawił Brad'owi.

- A po co mam się denerwować? Dobrze wiesz, że w tym roku nie będzie tak jak ostatnio, przez stan Brad'a. Nie martw tak kochanie, wszyscy kochają twoje sałatki, więc o nic innego nie musisz się martwić.- Mężczyzna pocałował mnie w skroń i pomasował po plecach. Naprawdę cieszę się, że mam takiego mężczyznę i Alfę jak on. Lepszego nie mogłem sobie znaleźć. Opiekuńczy, kochany, dominujący i jednocześnie nie jest przewrażliwiony i chorobliwie zazdrosny jak parę osób z naszej paczki. Szczególnie Ian, Cody i Zayn. Naprawdę nie wiem jak oni mogą mieć swoich partnerów. To najwięksi zazdrośnicy, jakich znam.

- Oczywiście, że wszystkim zawsze smakują, w końcu to ja je robię.- Kroiłem dalej marchewkę i lekko uśmiechnąłem się pod nosem. Kocham się z nim przekomarzać, nawet, jeśli zawsze to on wygrywa.

- No oczywiście kotku, w końcu wszystko, co twoje jest najlepsze.- Dylan pocałował mnie w policzek i zaczął się śmiać. Dołączyłem do niego i na chwilę przerwaliśmy przygotowywanie jarzynki. Jestem naprawdę szczęśliwy będąc z nim. Myślałem, że nigdy nie znajdę sobie kogoś, kto mnie pokocha. Dylan jest kimś, o kim nawet nie śniłem, więc codziennie dziękuję Bogu za to, że zesłał go na moją drogę.

- Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś?- Zapytałem rozbawionym głosem. Kocham to, że między nami nie ma żadnych granic i niezręczności. Mimo, że jesteśmy parą, a nawet narzeczeństwem, to jesteśmy także przyjaciółmi.

- Oczywiście, że się do tego przyzwyczaiłem. W końcu kobiety zawsze mają rację.- Spojrzałem na niego z zaskoczeniem i otworzyłem szeroko usta. Kobietą? Tego mu nie odpuszczę. Mimo iż wie, że nienawidzę, gdy nazywa mnie kobietą czy dziewczyną, on nadal tak mnie nazywa.

- Kobietą? Zaraz ci pokarzę, co ta kobieta potrafi zrobić z zarozumiałymi Alfami!- Zacząłem go gonić po całym domu krzycząc, co mu zrobię, gdy go złapię. Dylan cały czas uciekał i głupkowato się śmiał. Naprawdę jest taki dziecinny, że czasami naprawdę mam ochotę mu przywalić.

***

Zapakowałem wszystkie sałatki i poprawiłem krawat. Za piętnaście minut powinniśmy być u przyjaciół, a Dylan dopiero poszedł się kąpać. Naprawdę z nim nie wytrzymam. Ja się strasznie staram, denerwuje i myślę, czego jeszcze nie zrobiłem a powinienem to zrobić, a on idzie się szykować parę minut przed naszym wyjazdem. Chyba nikt inny nie potrafi doprowadzić mnie do takiej wściekłości w zaledwie parę sekund.

- Dylan pospiesz się, zaraz się spóźnimy!- Zacząłem tuptać nogą, zawsze tak robię, gdy za bardzo się zdenerwuje. Nienawidzę się spóźnić i mój narzeczony dobrze o tym wie. Jeśli robi to wszystko specjalnie, by mnie zdenerwować, naprawdę mu się oberwie. Mam dość jego dziecinnego zachowania.

- Już idę kochanie, ze spokojem. Zdążymy.- Spiorunowałem go wzrokiem i zacząłem zakładać buty. Dla niego zawsze mam się uspokoić, bo przecież zawsze zdążymy!

- Nie pozwolę ci złamać wszystkich przepisów drogowych. Zakładaj buty i wychodzimy.- Razem wyszliśmy z domu i zapakowaliśmy jedzenie i trochę alkoholu do samochodu. Gdy wsiedliśmy do środka nadal się do niego nie odzywałem. Naprawdę mnie zdenerwował. Zawsze go proszę by się pospieszył, ale ten nigdy nie słucha. Dobijają mnie te hormony. Mam strasznie skraje uczucia, które potrafią zmienić się, co chwilę.

- Przepraszam, nie powinienem tak reagować.- Przetarłem dłonią twarz i oparłem ręce na kolanach. Naprawdę nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieję. Hormony buzują we mnie jakbym miał dostać gorączki, ale już ją miałem, więc to niemożliwe.

- Hej, nie przepraszaj. To ja powinienem się pospieszyć. Wiem jak ci zależy żeby wszystko poszło dobrze.- Dylan chwycił moją dłoń i mocno ją ścisnął. Nie powinienem się na nim wyżywać.

- Jedźmy już tam, chcę mieć to już za sobą.- Chłopak spełnił moją prośbę i pojechał pod dom Minha i od niedawna także Brad'a. Naprawdę cieszę się, że są ze sobą. Pasują do siebie bardziej niż ktokolwiek z naszej paczki.

- Thomas!- Usłyszałem, gdy wyszedłem z pojazdu, a potem poczułem silny uścisk na szyi. Brad jest tak samo słodki jak zawsze, a nawet bardziej. Teraz brzuch dodaje mu urody. Ciąża naprawdę mu sprzyja.

- Cześć Brad! Tęskniłem! Naprawdę świetnie wyglądasz.- Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem go w policzek. Cieszę się, że to właśnie u nich urządzamy wigilię. Brad zawsze chciał się poczuć jak ważna i pożyteczna Omega. Przygotowanie takiej uroczystości na pewno mu w tym pomogło.

- Chciałbym się tak czuć jak wyglądam.- Przez to, że niedługo mają wyznaczony termin rodzenie, ich mała fasolka jest strasznie nie spokojna i potrafi naprawdę narozrabiać. I pomyśleć, że jeszcze nawet nie ujrzała światła dziennego.

- Nie stójcie tak na środku, wejdźcie do środka.- Za plecami Omego pojawił się Minho, który jak zwykle promiennie się uśmiechał. Weszliśmy za gospodarzami i dotarliśmy do ich jadalni. Miele naprawdę piękny, nowoczesny i duży dom. W ich jadalni siedzieli już wszyscy. Zaczęliśmy się z nimi witać i składać nawzajem życzenia świąteczne. Potem Brad, Theo, Liam i ja poszliśmy do kuchni żeby zdecydować, co położyć na stole. Gdy już wszystko ustaliliśmy reszta chłopaków pomogła nam wszystko ustawić i przygotować. Włączyliśmy kolędy i zaczęliśmy posiłek. Było naprawdę magicznie, nawet z tymi wrzaskami i kłótniami.

- Thomas, przejdziesz się ze mną?- Spojrzałem ze zdziwieniem na Brad'a, ale poszedłem za nim. Zaprowadził mnie na ganek.

- O co chodzi? Coś się stało?- Naprawdę się zmartwiłem, bo Brad był w ciąży i pomyślałem, że coś się dzieje z nim albo z jego dzieckiem.

- Dlaczego nam nie powiedziałeś?- Zmarszczyłem ze zdziwieniem brwi. O czym nie powiedziałem? Kompletnie nie wiedziałem, o co mu chodzi. Próbowałem sobie przypomnieć czy mu o czymś nie powiedziałem, ale nic takiego nie przychodziło mi do głowy.

- Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi?- Brad wyglądał jakby o czymś mocno myślał, a potem zaczął mnie obwąchiwać, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej?- Mogę wiedzieć, co ty robisz?

- Jesteś w ciąży.- Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, a potem wybuchłem śmiechem. Te jego żarty są naprawdę genialne.

- Dobre Brad, prawię ci uwierzyłem.- Niestety cały mój wesoły nastrój zniknął, gdy zobaczyłem jego poważną minę. Cholera on nie żartuje.- A-ale jak to?

- Wiem jak pachnie Omega w ciąży, a ty właśnie tak pacniesz.- Spojrzałem na niego z przerażeniem. Jak to się mogło stać?

- Że co? Jesteś w ciąży?- Odwróciłem się i spojrzałem prosto w oczy Dylana. Chłopak był w ciężkim szoku, ale zaraz na jego twarzy pojawiła się ogromna radość. Od zawsze chciał być ojcem.- Będę ojcem!

Chwycił mnie w objęcia i zaczął kręcić mną wokół własnej osi. Objem go za szyję i zacząłem się śmiać jak opętany. To chyba naprawdę jest Bożo Nardzeniowy cud. 

***

Wesołych Świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro