81
- Nie śmiej się ze mnie! Co w tym śmiesznego?- spojrzałem na Brada ze złością. Opowiadałem mu co mi się przydarzyło w sekretariacie, a ten śmiał się jak nienormalny.
- Thomas ale ty jesteś kretynem! Tak w ogóle to dlaczego zacząłeś się z nim kłócić? I jeszcze o coś takiego! Nie no jesteś genialny.
- Jak możesz tak mówić? Jestem twoim przyjacielem!
- No właśnie jesteś moim przyjacielem! Nie powinieneś więc tak robić! Jeszcze pomyślą, że przyjaźnię się z jakimś świrem.- spojrzałem na niego z irytacją, a ten zaczął się śmiać.
- Bardzo śmieszne, naprawdę.- nie wiem czemu ale coś mi kazało spojrzeć na zegar.- Cholera! Za pięć minut szesnasta!
- No i co z tego?
- To z tego, że mam dawać korepetycji Dylanowi. Gdybyś pozwolił mi powiedzieć do końca, a nie śmiał się jak opętany, już byś o tym wiedział. A teraz wybacz ale się śpieszę.
- Tylko żebym wujkiem nie został!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro