57
Próbowałem dogonić Brada na szkolnym korytarzu. Jak na omegę w ciąży szybko chodzi. Po tym jak dowiedział się co napisał Dylan, chwilę siedział patrząc się na mnie, a potem wstał i zaczął gdzieś iść. Trochę boję się na co on wpadł. Jego pomysły nie czesto dobrze się kończyły.
- Brad poczekaj!- chłopak ani myślał zatrzymać się chociaż na chwilkę. Właśnie w takich chwilach się go boję. Gdy nie wiem co mu chodzi po głowie. Szczególnie, że jest w ciąży, nie wiadomo na co wpadnie.
- Minho! Mam do ciebie przośbę.- ten pomysł nie jest jednak taki zły.
- Co sie stało kwiatuszku?- nawet w takich chwilach chce mi się rzygać tęczą na ich widok.
- Możesz kogoś dla mnie znaleźć?
- A co? Ktoś ci się spodobał? Mam być zazdrosny?- i jak tu im nie zazdrościć? Też tak chce. Dlaczego nikt mnie nie kocha?
- Nie po prostu obraził Thomasa i powiedział, że lepiej byłoby gdybym poronił.- on to jednak zawsze mówi prawdę i to dobitnie. Twarz Minho od razu zpowarzniała, a oczy zrobiły się ciemniejsze.
- Jak sie nazywa?- aż przeszły mnie dreszcze.
- Dylan. Thomas wie o nim więcej.- starszy chłopak spojrzał na mnie tak, że nawet jeśli wiedziałem, że nie jest zły na mnie, to nadal miałem ochotę uciekać.
- Czy byłbyś tak dobry i opowiedział byś co się stało?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro