5.
- Jesteś pewna, że idziesz pieszo? Mój brat zaraz po mnie przyjedzie - zapytała po raz piąty Cecil.
- Jestem pewna - przewróciłam oczami. Doceniałam jej troskę, ale nie wpadajmy w paranoję.
Zapięłam fioletową torbę, do której spakowałam swoje rzeczy. Jeszcze raz przyjrzałam się białej, szpitalnej sali, w której spędziłam ostatnie dwa dni. Trafiłam tu z powodu podejrzenia wstrząsu mózgu, które i tak, się nie potwierdziło. Niestety, blondynka przejęła się trochę za bardzo i traktowała mnie jakbym była zrobiona z porcelany.
- Naprawdę, mam ochotę się przejść. - dodałam na widok jej nieprzekonanej miny. Gdy i to nie pomogło, ze znudzeniem wypisanym na twarzy, wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać najnowsze powiadomienia. Wszystko było lepsze, od mierzenia się ze świdrującym spojrzeniem koleżanki. Udałam, że nie dostrzegłam, jak wymownie spojrzała w sufit.
- Świetnie, kolejna pała z fizyki. Mam dosyć - warknęłam, chowając aparat głęboko do kieszeni.
- Jeśli naprawdę jest tak tragicznie z twoją fizyką, możesz wpaść do mnie na korki.
Podskoczyłam na widok Alexa, który właśnie wszedł do sali. Przewrócił oczami, na widok mojej reakcji, a ja miałam ochotę wgnieść go za to głęboko w podłogę.
Dopiero po chwili, zrozumiałam sens jego słów. Szybko przeanalizowałam sytuację. Moje oceny z dzieła szatana, nazywanego fizyką, były wręcz tragiczne. Alex był kujonem, miał świetną wiedzę z praktycznie każdego przedmiotu. Już miałam się zgodzić na jego propozycję, gdy wtrąciła się Cecil, która bacznie przyglądała się całej sytuacji z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Od takich rzeczy są konsultacje. Zresztą dlaczego chcesz jej pomagać?
Trochę zdziwiła mnie, ta reakcja.
- To twoja przyjaciółka. - wzruszył ramionami jej brat. - Jakby co, wpadaj Lauren.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Cecil opuściła sale zaraz za nim, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Była zła? Na miłość boską, chodziło mi o poprawienie ocen, a nie wyrwanie jej brata, jeżeli w tym widziała problem.
Westchnęłam cicho i samotnie udałam się w stronę recepcji, aby wypisać się ze szpitala.
Gdy załatwiłam wszystkie formalności, opuściłam szpitalny gmach.
- Hej, Lauren! Tutaj! - Nim zdążyłam zrobić trzy kroki, obróciłam się, słysząc tak bardzo znajomy głos. Moja siostra, Jesscia, stała na parkingu obok swojego czerwonego jeepa. Stała to zdecydowanie złe słowo, ponieważ ona podskakiwała, machając rękami jak wariatka, by zwrócić na siebie moją uwagę. Długie, brązowe warkocze podskakiwały razem z nią, co dawało komiczny efekt. Dopiero teraz zdałam, sobie sprawę z faktu, jak bardzo za nią tęskniłam.
Puściłam się biegiem w jej stronę, co było całkowicie sprzeczne z zaleceniami lekarzy, ale chciałam ją jak najszybciej uściskać.
- Tęskniłam za tobą, mój ty ośle - zaśmiałam się, biorąc ją w objęcia. Ostatni raz widziałyśmy się jakieś dwa miesiące temu. O dwa miesiące za długo. - Co cię tu sprowadza?
- Przyjechałam do was z zaproszeniami, ale gdy tylko dowiedziałam się o całej sytuacji, musiałam cię stąd odebrać. Co za perfidny gnojek z tego nauczyciela! To oburzające! - zrobiła się czerwona, na samą myśl o Justinie Moore. Tak samo jak miałam w zwyczaju robić ja, przez ostatnie dwa dni.
Byłyśmy z Jess, jak dwie krople wody, nie wliczając w to koloru włosów. Moje były kruczoczarne, a jej brązowe. Obie byłyśmy, dosyć wysokie, ale szczupłe. Miałyśmy duże błękitne oczy, pełne, malinowe usta, kilka piegów na nosie i policzkach. Często się sprzeczałyśmy i miałyśmy inne zdania na poszczególne tematy, ale naprawdę ją kochałam.
- Jakie zaproszenia? - zdziwiłam się - I błagam nie rozmawiajmy o tym człowieku, jestem zażenowana całą sytuacją. Poza tym... skąd właściwie o tym wiesz?
- Ktoś jeszcze tu ze mną przyjechał i myślę, że czeka nas długa rozmowa. - Jess wskazała ręką na siedzenie pasażera, a ja dopiero teraz dostrzegłam, że ktoś tam siedzi. Wybałuszyłam oczy na widok kobiety, w okularach przeciwsłonecznych, która bacznie obserwowała nas zza szyby. Moja mama.
- Dziękujemy serdecznie - moja siostra podała kelnerce pieniądze, za trzy duże kawy. Wychodziła z założenia, że dobra kawa pomaga we wszelkich problemach, więc nic dziwnego, że skończyłyśmy siedząc w naszej ulubionej kawiarni.
- To chyba, pierwszy raz od dwóch lat, kiedy wychodzimy gdzieś rodzinnie - ostrożnie spróbowałam przerwać ciszę, która nastała od kiedy wsiadłam do samochodu pod szpitalem. Mimo że mieszkałam z moją mamą pod jednym dachem, nie wiedziała o mnie praktycznie nic. Pewnie dlatego, że nie chciała wiedzieć. Nasze kontakty ograniczały się do kłótni, ignorowania się nawzajem czy obelg rzucanych przez dwie strony. Poza tym matka była wiecznie pijana i zaniedbana, więc byłam w wielkim szoku widząc ją ubraną w elegancką garsonkę, z włosami upiętymi w koka. A przede wszystkim zdziwił mnie fakt, że była trzeźwa.
Nie wiedziałam co przyczyniło się do tej nagłej zmiany, ale jakoś nikomu nie spieszyło się żeby mi o tym powiedzieć. Mama po prostu siedziała, patrząc na mnie zza tych wielkich okularów, a Jess wierciła się niespokojnie, chyba czekała, aż same zaczniemy rozmowę.
- Możesz zdjąć te cholerne okulary? - burknęłam w stronę matki, nie ukrywam, że cała sytuacja zaczynała mnie irytować.
Bardzo powoli zdjęła je i położyła na stole. Nie byłam specjalnie zdziwiona gdy okazało się, że ma podbite lewe oko.
- Twój kochany Denis, ma niezłe uderzenie - podsumowałam krótko.
Denis to najnowszy kochanek mojej mamy. Próbowałam jej wytłumaczyć, że jest agresywny i powinna skończyć, tą znajomość. Jak widać bez skutku. Wciąż miałam w pamięci jak po moich błaganiach, by przestała go ściągać do domu, rzuciła we mnie butelką i kazała się wynosić. Nie było mi jej żal, sama doprowadziła do sytuacji w jakiej się znajduje.
- Laur, proszę cię - rzuciła błagalnie Jess - nie jesteśmy tu żeby się kłócić, chcemy się pogodzić.
Prychnęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
- Jakoś nie dostrzegam większej inicjatywy ze strony osoby, która powinna nas przeprosić za dwa zmarnowane lata życia.
Dlaczego ona wciąż milczała? Kiedy zobaczyłam ją w aucie, uwierzyłam, że może być dobrze. Miałam nadzieję, że nasz koszmar dobiegnie końca i znów będziemy normalną rodziną. Niestety z każdą chwilą wychodziłam z tego złudzenia.
- Mam tego dosyć, cześć - odsunęłam się od stolika i już miałam wyjść, gdy Jess złapała mnie za rękę.
- Dyrektor szkoły przyjechał do naszego domu i poinformował mamę o całym zajściu. Akurat wtedy przyjechałam. Bardzo się przejęła. Gdy tylko upewniła się, że tym łajdakiem zajmuje się policja, kazała mi jechać pod szpital. Bardzo chciała cię zobaczyć bo się martwi...
- Leżałam przez dwa dni w szpitalu i nikt oprócz Cecil i policji mnie nie odwiedził w tym czasie! Wiesz dlaczego dyrektor musiał przyjechać, aż do naszego domu? Bo naszej kochanej mamusi, nie chciało się ruszyć dupy i przyjechać do szkoły, gdy ją wzywano, dwa dni wcześniej. Tak bardzo mnie kocha. Mam tego dosyć.
Nie czekając ani chwili dłużej, wyszłam z kawiarni. W drzwiach wpadłam na Megan, która spiorunowała mnie spojrzeniem, ale wtedy naprawdę miałam to gdzieś.
- Cześć Alex - przywitałam chłopaka, gdy otworzył mi drzwi swojego domu - Jest siostra?
- Poszła do Jeffa.
Jeffa? Nie wiedziałam co mogło ją skusić, do odwiedzin tego chłopaka. Po ostatnich wydarzeniach byłam śmiertelnym wrogiem Jeffa Harrisa, a Cecil, jako moja najbliższa koleżanka, nie powinna się z nim zadawać.
- Oh, powiedz jej, że byłam, gdy wróci - odwróciłam się i już miałam odejść, gdy Alex mnie zatrzymał.
- Czekaj, czekaj. A co z naszymi korkami? Możesz wejść, załatwimy to od razu.
Spojrzałam na niego udając zdezorientowanie. Miałam nadzieję, że o to zapyta. Po prostu nie chciałam się przyznawać, że przyszłam tu na korki.
Po chwili, udawanego, wahania, powoli przekroczyłam próg domu rodziny Martin.
- Widzisz? Nie taki diabeł straszny jak go malują. Trochę pracy i fizyka nie będzie dla ciebie żadnym wyzwaniem - pochwalił mnie Alex, gdy poprawnie rozwiązałam kolejne zadanie.
- Zrobiłam to tylko dlatego, że mam dobrego nauczyciela - mrugnęłam do niego, na co oboje wybuchliśmy śmiechem. Nigdy nie pomyślałam, że ten blondyn może być, taką przyjazną osobą. Dzięki niemu zapomniałam chociaż na chwilę, o tych wszystkich złych rzeczach, które mnie ostatnio spotkały. Tajemnicze wiadomości, nauczyciel francuskiego i inne paskudne sprawy, opuściły moje myśli. - Mam dosyć zadań na dziś. Jestem wykończona.
- Nie ma sprawy, pomęczę cię jeszcze trochę w przyszłym tygodniu - uśmiechnął się szeroko i zamknął książkę, z której rozwiązywaliśmy zadania. Dopiero teraz zauważyłam, że gdy się uśmiecha w jego policzkach ukazują się urocze dołeczki. Poczułam dziwną ochotę, aby wepchnąć palec w jeden z nich. Właściwie, miałam ochotę się zabawić. Podrywanie Alexa, w zamian za wkurzoną minę Cecil mogło okazać się całkiem fajną sprawą. Nie powinna tak przesadnie reagować w szpitalu, ani spotykać się z Jeffem, za moimi plecami. Dam jej niezłą nauczkę.
- Hej! - zaśmiał się Alex, próbując odsunąć się od mojego palca. Nie wierzę, że naprawdę to zrobiłam.
- Twoje dołeczki są do tego stworzone - oznajmiłam. Wstałam z krzesła, aby mieć lepszą pozycję do atakowania go. Śmiesznie marszczył nos w reakcji na moje poczynania.
- Dosyć tego - udał rozłoszczonego. - Teraz się zemszczę.
- Ah tak? - zachichotałam - Najpierw musisz mnie złapać.
Chciał chyba coś odpowiedzieć, ale mnie już nie było. Wbiegłam po schodach do góry i schowałam się za drzwiami jakiegoś otwartego pokoju. Przyległam plecami do ściany, mając nadzieję, że mnie nie zauważy.
Usłyszałam jak wchodzi po schodach. Chwile później kroki ucichły, chyba poszedł w inną stronę. Pogratulowałam sobie w duchu sprytu i już miałam opuścić kryjówkę gdy drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a przede mną stanął Alex Martin we własnej osobie. Opierał się rękami o ścianę, po obu stronach mojej głowy więc nie miałam gdzie uciec. Skubany, przechytrzył mnie.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy - miałam wrażenie, że kolana uginają się pode mną, gdy tak mierzył mnie spojrzeniem tych niebieskich oczu. - Naprawdę sądziłaś, że możesz mi uciec?
Nasze twarze znajdowały się bardzo blisko siebie, dzieliły je dosłownie centymetry. Mogłam poczuć jego ciepły oddech, na swojej twarzy. Pachniał miętą.
- Lauren?
Oboje podskoczyliśmy na dźwięk głosu Cecil. Byliśmy tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy wróciła. Alex odsunął się ode mnie, tym samym odsłaniając mi skonsternowaną twarz swojej siostry. Momentalnie się zaczerwieniłam. Co się ze mną dzieje? Nie zrobiłam nic złego.
-Gdzie byłaś? - zadałam pierwsze lepsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy.
- Na spacerze, ale to nie ważne.
Na spacerze? Alex powiedział mi, że poszła do Jeffa. Właściwie, o to wkurzyłam się na nią najbardziej.
- Powinnaś jak najszybciej udać się do domu, coś się wydarzyło. - dodała.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział nie należy do najciekawszych. Ale spokojnie, wszystko przed nami! ;)
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. To naprawdę motywuje do pisania. Pozdrawiam serdecznie, widzimy się przy kolejnej części!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro