19.
Patrzyłam na niego, szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wsunęłam niesforny kosmyk włosów, z powrotem za ucho i zapytałam najspokojniej jak potrafiłam.
— O mnie? Dlaczego?
Odetchnął cicho i przeczesał włosy rękami, kilka razy. Miałam wrażenie, że on po prostu stara się grać na czas.
— Cecil uważała, że jesteś... specyficzna – zaczął bawić się rękami, unikając mojego wzroku. Widocznie się denerwował. Przynajmniej wiedziałam, że jechaliśmy na tym samym wózku — krzyczała, że powinienem o tobie jak najszybciej zapomnieć. Zaangażować się bardziej w związek z Megan... Cholera, Laur! Ja tak nie potrafię!
Ostatnie dwa zdania wykrzyczał, zanim schował twarz w dłoniach. Patrzyłam zszokowana jak jego plecy podnoszą się i opadają, w rytm szybkich oddechów. Poczułam jak po moich własnych, przechodzą dreszcze.
— Nie rozumiem...
— Cholera, czego tu nie rozumiesz? Naprawdę jesteś aż taka ślepa? — podniósł się gwałtownie. Wstrzymałam oddech, pod wpływem jego palącego spojrzenia. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
Pokręciłam głową, nie byłam w stanie wydusić z siebie pojedynczego słowa. Dosłownie, zapomniałam języka w gębie. Praktycznie nigdy mi się to nie zdarzało.
— Naprawdę? Nic, a nic? – zapytał z niedowierzaniem, a gdy znów pokręciłam głową, zaklął pod nosem.
— Alex, myślę, że będzie lepiej, jak już sobie pójdę – powiedziałam dziwnie piskliwym głosem, gdy zaczęłam podnosić się z miejsca. Chciałam wyjść, przemyśleć to wszystko, ochłonąć. Jednak powstrzymała mnie jego dłoń, która szybko zacisnęła się na moim nadgarstku. Delikatnie, ale stanowczo sprowadził mnie z powrotem do pozycji siedzącej.
— Nie – poprosił cicho, rzucając mi wręcz błagalne spojrzenie – musisz się dowiedzieć. Ja nie mogę... Nie mogę już dłużej tego w sobie dusić.
Z szybko bijącym sercem, czekałam nad jego dalsze słowa.
— Musisz wiedzieć, że – przełknął z trudem ślinę i puścił mój nadgarstek. W tamtej chwili wyglądał jak mały zagubiony chłopiec, a ja nie marzyłam o niczym innym, jak o przytuleniu go. Mocno, tak jak skrycie chciałam. Jednak zamiast tego siedziałam sztywno, na skraju łóżka, chłonąc każde jego słowo jak gąbka – związałem się z Megan, tylko dlatego, że oboje byliśmy zranieni. Potrzebowaliśmy oparcia. Ona kocha się w Jeffie, od wielu lat, wiedziałaś o tym?
Zadał pytanie, jednak wcale nie czekał na moją odpowiedź.
— Jednak on wolał ciebie. Nawet po tym jak perfidnie go zraniłaś, on wciąż coś do ciebie czuł. Megan była załamana. W rozsypce. Dokładnie jak ja. A wiesz dzięki komu, taki byłem? Przez ciebie.
Zamilkł na chwilę, a ja poczułam jak moja broda zaczyna mi się trząść. Powoli zaczęło docierać do mnie, co usłyszę za chwilę.
— Od dawna, coś do ciebie czuję. I mimo że bardzo często, traktowałaś mnie jak najgorsze ścierwo, nie mogłem pozbyć się tego uczucia – potrząsnął szybko głową, a jego głos lekko się załamał. Jednak dzielnie ciągnął, jakby chciał jak najszybciej to z siebie wyrzucić — Widziałem, że mimo wszystko, jesteś wartościową osobą. Nawet gdy poniżałaś innych, zachowywałaś się jak... cholera, jak najpodlejsza suka bez uczuć, ja wciąż wierzyłem, że gdzieś tam daleko, ukryta pod skórą jadowitego węża, którą przybrałaś... Znajduje się prawdziwa Lauren, mająca serce.
— Przestań – wyszlochałam, przez łzy, które spływały szybko po moich policzkach.
Przed oczami, stanęły mi te wszystkie chwile, w których mieszałam Alexa z błotem. Nigdy nic mi nie zrobił. Po prostu był, w złym miejscu, o złym czasie. Bo ja, pieprzona idiotka Lauren Anderson, postanowiłam popisać się przed rówieśnikami. Dopiero w tamtej chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo żałosna byłam. Wyżywałam się na innych, chcąc ukryć swoje własne braki.
Pomyślałam o tych wszystkich osobach, które co chwilę raniłam. Bo niestety ich grono, było szerokie jak cholera. Alex, Eva, Jeff i wielu, wielu innych.
To nie była ich wina, że mój ojciec zginął. To nie przez nich, moja matka zaczęła pić.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, wycofałabym każde obraźliwe słowo, które padło bez powodu z moich ust. Wymazałabym każdy czyn, którym doprowadzałam kogoś do płaczu.
Byłam taką żałosną osobą. Brzydziłam się sobą i tymi wszystkimi obrzydliwymi czynami, które popełniałam przez taki długi okres czasu.
— I nagle coś się zmieniło – kontynuował chłopak, obserwując jak łamię się w pół i rozpuszczam, wreszcie odczuwając skutki swojej własnej głupoty i bezduszności – Wtedy, kiedy pomogłem ci ze szkłem. Zaczęłaś traktować mnie inaczej. Jak... człowieka.
— P-proszę, przestań! – krzyknęłam, z trudem łapiąc powietrze. Nie chciałam tego słuchać. Nie chciałam wiedzieć, jak cholernie raniłam człowieka, dla którego byłam taka ważna. Który, był ważny również dla mnie.
— Cecil zna cię jak nikt inny. Jest twoją najlepszą przyjaciółką – podniósł lekko głos, uporczywie brnąc dalej – ona też dostrzegała ludzkie uczucia, pod tą maską, która na siebie nałożyłaś. Znała cię jeszcze na długo przed tym, jak stałaś się taka... podła. I nie zamierzała cię opuszczać mimo wszystko, wciąż wierzyła, że stara Laur, jeszcze kiedyś wróci. Próbowała cię zmienić, jednak byłaś taka uparta w swoim postępowaniu...
Zamknęłam oczy, łapiąc głośne i urywane oddechy. Nie mogłam się uspokoić, a on nie przestawał wyjawiać mi bolesnej prawdy.
— Naprawdę sądzisz, że nikt nie wie o twojej matce? Cecil, nic nie mówiła, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego co dzieje się w twoim domu. Chyba właśnie dlatego, wciąż cię nie opuściła. Bo znalazła przyczynę twojego zachowania, wiedziała, że masz jakiś powód by być... taką osobą.
Te słowa, szczególnie mocno we mnie uderzyły.
Byłam pewna, że doskonale ukrywam ten sekret, poza zimnymi murami mojego domu. Tymczasem Cecil, o wszystkim wiedziała. Pewnie dlatego tak często proponowała mi nocowanie u niej, dlatego tak często mi gotowała, wręcz zmuszała bym zjadła coś z nią. Nie robiła wyrzutów z tego, że czasem więcej czasu spędzałam u niej, niż we własnym domu. A ja, pieprzona egoistka, nie zwracałam na to uwagi. Widziałam tylko czubek własnego nosa, nie patrząc jak wiele robi dla mnie, ta dziewczyna.
— Wiedziała o moich uczuciach do ciebie. Mamy, naprawdę bardzo dobry kontakt. Skrupulatnie, próbowała wybić mi ciebie z głowy, jednak bez skutku. Kiedy dowiedziała się o moim związku z Megan, dosłownie skakała ze szczęścia, aż pod sam sufit. Była pewna, że jakoś się z ciebie wyleczę, że zapomnę... Nie wiedziała jednak, że cała ta szopka z Megan, była jedynie pieprzonym układem...
Czułam, że moja głowa zaraz eksploduje od nadmiaru informacji. A serce, rozsypie się na kawałki. No właśnie, serce. Czy ja w ogóle je posiadam? Jak okropną osobą musiałam być, że najlepsza przyjaciółka, próbowała ochronić przede mną swojego brata.
— Układem, który miał sprawić, że ona zapomni o Jeffie, ja o tobie. – wzruszyłam ramionami, zaciskając mocno oczy – To było takie naiwne. Nic, z tego nie wyszło. Wciąż mi na tobie zależy, czego cholera, tak bardzo żałuję. Jedyna dobra strona tego wszystkiego jest taka, że Jeff otworzył wreszcie oczy. Porozmawiał szczerze z Megan, wyjaśnili sobie wszystko. Życzę im szczęścia, Megan to naprawdę dobra dziewczyna. Skończyliśmy ten nasz – zrobił palcami cudzysłów, w powietrzu – związek. Jednak, mi wcale nie pomógł. Wręcz przeciwnie, zdałem sobie sprawę, że nikt nie działa na mnie tak ja ty.
— Tamtej nocy – wyjąkałam z trudem – Cecil, dowiedziała się o tym, że skończyłeś z Megan? Dlatego była tak wściekła, dlatego się pokłóciliście?
— Dokładnie – objął swoimi dłońmi moje, ściskając je lekko. Jego dłonie drżały, tak samo jak moje – spójrz na mnie.
Zrobiłam jak kazał, byłam mu to winna. Brązowe oczy lśniły się dziwnie, jakby dusił w sobie łzy. Te piękne, ciemne oczy nigdy nie powinny być smutne. Tym bardziej przeze mnie.
– Wiem, że tez coś do mnie poczułaś. Zmieniłaś sposób swojego zachowywania się, Cecil coś wspomniała... - nadzieja, w jego głosie, bolała mnie chyba najbardziej. Bo wiedziałam, że muszą ją zniszczyć. Że jeszcze raz muszę go zranić.
— Nie Alex – przerwałam mu. Zamilkł, pozwalając mi mówić. Problem w tym, że ja wcale nie chciałam. Ale niestety musiałam – Nic z tego nie wyjdzie. Jesteś dla mnie tylko przyjacielem, rozumiesz? Nic do ciebie nie czuję. Zapomnijmy o tej rozmowie, zachowujmy się jakby nic się nie zdarzyło. Przepraszam, tak będzie najlepiej.
Wstałam gwałtownie i wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Wyparowałam na dwór, nie oglądając się za siebie. Nie chciałam ujrzeć zawodu, w oczach człowieka, którego kochałam. Człowieka, który był zbyt dobry, więc musiałam odejść. Cecil miała racje, nie byłam dla niego odpowiednia. Zasługiwał na kogoś o niebo lepszego niż ja. Nie chciałam dołożyć mu kolejnych cierpień, spowodowanych moją osobą.
Zależało mi na nim tak bardzo, że uciekłam wmawiając mu, że wcale nie jest dla mnie ważny. Nie zważając na serce, które rozpaczliwie krzyczało, że mam tam wrócić i go pocałować.
Nie mogłam tego zrobić.
Byłam zbyt podła, zbyt zła, zbyt beznadziejna...
A Alex, zdecydowanie był aniołem. Aniołem, na którego nie zasługiwałam, w żadnym stopniu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W 17 rozdziale pojawił się błąd, który już skorygowałam, dzięki czujnej czytelniczce. Chodzi o nazwisko Alexa. Nazywa się on oczywiście Martin, a ja - nie wiedzieć dlaczego - przypisałam mu nazwisko Laur, czyli Anderson.
Ah, jednak pisanie rozdziałów, w środku nocy, daje się we znaki.
Mam nadzieję, że się nie pogubiliście. W każdym razie, już wszystko zostało poprawione.
Ściskam Was gorąco, do kolejnego rozdziału! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro