Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.

Moja ręka zatrzymała się, tuż przed zapukaniem do drzwi. Zmarszczyłam czoło i posłałam Cecil pytające spojrzenie.

— Może śpi? Nie chcę mu zakłócać spokoju, na pewno go teraz bardzo potrzebuje...

Blondynka prychnęła pod nosem, wchodząc z hukiem do pomieszczenia. Drzwi uderzyły o ścianę, a ona rzuciła swój plecak na fotel. Uniosłam tylko brwi do góry, podążając za nią.

— Hejka, jak się dzisiaj masz? – dobiegł mnie głos Cecil, gdy położyłam rękę na klamce. Domknęłam cicho te cholerne drzwi i dopiero wtedy, odważyłam się podnieść wzrok na Alexa.

Bałam się tego co mogę zobaczyć. Posiniaczona twarz, wykrzywiona w grymasie bólu na pewno, na długo zapisałaby się w mojej pamięci.

— Byłoby lepiej, gdybyś nie wpadała tu jak burza – odburknął, a ja usłyszałam chichot dziewczyny i odgłosy jakieś szamotaniny.

Zaciekawiona, spojrzałam na nich. Kamień spadł mi z serca, widząc jak chłopak trzyma Cecil w mocnym uścisku i czochra ją bratersko po włosach, a ona wierzga i śmieje się jak opętana.

Po chwili jakoś mu uciekła i z rumieńcami na ustach wzięła plecak, który rzuciła wcześniej na fotel. Podeszła do wyjścia i posłała mi rozbawione spojrzenie.

— No to ten, pogadajcie sobie.

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, jej już nie było. Typowe.

— Możesz do mnie podejść Laur – odezwał się łagodnie Alex, przerywając krępującą ciszę, która nastała – nie jestem umierający, czy coś. Jedynie trochę... obolały.

Wstrzymałam oddech, napotykając jego brązowe oczy, który wpatrywały się we mnie, z nieukrywanym zaciekawieniem. Obrzuciłam go szybkim spojrzeniem. Rozcięta warga, zmęczone, podkrążone oczy i słaby uśmiech na ustach. Siedział, podpierając się na łokciach, więc nie mogło być aż tak źle.

No tak, przecież gdyby było bardzo źle, nie wypuściliby go ze szpitala, kretynko – zrugałam się w myślach.

— Miło to słyszeć - odezwałam się w końcu, siadając na białej pościeli, na skraju jego łóżka. Odsunął się trochę, abym miała więcej miejsca. – Ostatnim razem gdy cię widziałam, nie byłeś w najlepszej formie.

— Regeneruje się, w zdumiewająco szybkim tempie – wzruszył lekko ramionami, a jego dołeczki stały się widoczne, przy kolejnym uśmiechu, który mi posłał.

— I co się tak szczerzysz? – uniosłam do góry lewą brew, nie mogąc powstrzymać się od tego pytania.

Cieszyłam się, że był w dobrym humorze. Był... normalny. Bałam się, że może zamknął się w sobie, nie chce nikogo widzieć, albo będzie wściekły za to co go spotkało i będzie rzucał obelgami, na prawo i lewo.

— Cieszę się, że cię widzę – odpowiedział, niewinnym tonem. A ja poczułam przyjemny uścisk, gdzieś w żołądku.

Tęskniłam za tymi jego ciemnymi oczami, dołeczkami w policzkach, blond włosami, które jakby czekały, aż wplotę w nie dłoń. Cholera, tęskniłam za nim całym.

Ogarnij się, Lauren. Nie powinnaś myśleć w taki sposób o pobitym chłopaku, który w dodatku ma dziewczynę.

— Ja też, możesz mi uwierzyć – mruknęłam i chcąc szybko zmienić temat, dodałam zaraz – Jak się czujesz?

— Całkiem nieźle. Mam obite żebro i wielkiego siniaka na brzuchu, ale ogólnie jest dobrze. Obyło się nawet bez wstrząsu mózgu, lekarz określił to 'niespotykanym szczęściem'.

Podciągnął do góry, szarą koszulkę odsłaniając swój brzuch i kawałek klatki piersiowej. Faktycznie, wielki, fioletowy siniak, gdzieś w okolicach żołądka, rzucał się w oczy. Podobny, widniał w dolnej części jego żeber.

Wciągnęłam ze świstem powietrze, odwracając wzrok od tego widoku.

— Jest aż tak źle? - zdziwił się, z powrotem zakrywając ciało.

— Nie, po prostu... Nie chcę myśleć, że cierpisz. Znaczy wiem, że tak jest, ale nie chcę się tym zamartwiać. Nie myśl sobie, że mi na tobie nie zależy bo tak nie jest – zaczęłam plątać się w słowach, żywo gestykulując rękami. Zdawałam sobie sprawę, że z każdym kolejnym słowem tylko pogarszam, swoją sytuację, ale nie mogłam powstrzymać niezrozumiałego potoku słów, który wylewał się z moich ust – Cholera, Alex! Jest mi tak strasznie przykro, że cię to spotkało...

— Cii, spokojnie Laur – położył swoją ciepłą, dużą dłoń na mojej, lekko drżącej. Ścisnął ją lekko, jakby chciał mi dodać otuchy. Zabawne, przecież to ja powinnam pocieszać teraz jego. Przecież po tu przyszłam. Tymczasem robiłam z siebie jakąś niedorajdę życiową.

— Spójrz na mnie – poprosił cicho, ale ja wciąż uparcie wpatrywałam się w swoje kolana. Miałam jakieś dziwne i niezrozumiałe poczucie, że to co spotkało Alexa, jest w jakiejś części moją winą.

Wtedy przeniósł rękę, na moją brodę, którą delikatnie przekręcił w swoją stronę. Chcąc nie chcąc, musiałam spojrzeć w te błyszczące, brązowe tęczówki.

— Mam wrażenie, że obwiniasz się o to wszystko – wyszeptał, przekręcając głowę lekko w bok – zupełnie niepotrzebnie. Wiem, że bardzo przejęłaś się tym co się stało i to dzięki tobie, przyjechała karetka. Jestem ci za to wdzięczny, inni po prostu stali, w ogóle nie reagując.

— Co tak naprawdę się wtedy wydarzyło Alex? – mój głos lekko drżał, gdy zadawałam to pytanie.

Ty razem to on odwrócił wzrok i zabrał rękę z mojej brody. A ja poczułam dziwny chłód, na brak kontaktu z jego ciałem. Tak, zdecydowanie było ze mną źle.

— Pokłóciłem się z Cecil, wybiegłem przed dom. Chciałem ochłonąć, wiesz o co chodzi... - zerknął na mnie, a gdy kiwnęłam głową, kontynuował swoja wypowiedź – zauważyłem jak Mike obściskuje się z Ruth, więc chciałem odejść w inną stronę, aby im nie przeszkadzać.

Wytrzeszczyłam oczy.

Mike i Ruth?

Przecież on ma dziewczynę! Poza tym, on i Ruth, nie znali się zbyt dobrze, co ja gadam, w ogóle się praktycznie nie znali.

Ale jakby połączyć fakty, nie widziałam chłopaka, od kiedy weszłam do domu Megan. A Ruth, ani razu nie przewinęła mi się przed oczami. Do tej pory nie zwróciłam na to większej uwagi, ale jakby połączyć fakty, to faktycznie, wszystko układało się w logiczną całość.

— Laur? Słuchasz mnie? – głos Alexa, wyrwał mnie z rozmyślań. Pokiwałam zmieszana głową, znów skupiając się na jego opowieści.

— Pokonałem, może z dziesięć metrów, gdy usłyszałam jakiś krzyk. Odwróciłem się, a Mike leżał na trawie, raniony przez jakąś osobę, która stała nad nim. W rękach trzymała jakiś podłużny przedmiot i chyba nim uderzyła go w głowę. Nie, nie mam pojęcia kto to był, światło padało jakoś dziwnie a gdy zacząłem krzyczeć i biec w ich stronę, ten ktoś ulotnił się z prędkością światła – rozłożył bezradnie ręce, a ja lekko potarłam jego ramię, chcąc dodać mu otuchy. Jego ciało spięło się lekko, w reakcji na mój dotyk więc szybko zabrałam swoją dłoń – Mike, stracił chwilowo przytomność. Chciałem wezwać pomoc, zrobić cokolwiek ale gdy przy nim klęczałem, ten dupek wrócił. Zaczął mnie okładać czymś ciężkim od tyłu, nie miałem szans się bronić. Dał mi spokój, dopiero gdy upadłem na ziemię. Nie mam pojęcia, ile tam leżałem. Potem znów, usłyszałem krzyk, gdy Mike się ocknął. Teraz to on, musiał pomagać mi. Resztę historii, już doskonale znasz.

Milczałam, przetwarzając informację.

— Ale chyba... nie myślisz, że to Ruth, mogła was zaatakować? – z trudem wydusiłam z siebie to pytanie – przecież Mike ruszył w pościg za chłopakiem! Był w szarej bluzie, sama widziałam...

— To był Ben. Może miałem zwidy, ale chyba trzymał w rękach aparat – Alex zmarszczył czoło, przypominając sobie wydarzenia z tamtej nocy – ale na pewno nie on, mnie uderzył. Wyszedł z domu, parę minut po całym zajściu, a ten dupek, który tak mnie urządził, uciekał w stronę ogrodu. Wyraźnie słyszałem tupot stóp.

Zaschło mi ustach. Nie, na pewno nie, Ruth nie byłaby do tego zdolna.

Pokręciłam energicznie głową, na ten nonsens.

— Nie wierzę, że to Ruth. Pogadam z nią i na pewno jakoś sensownie mi wytłumaczy, gdzie wtedy była – pewność w moim głosie, miała przekonać nie tylko Alexa, ale i mnie samą – Mike, też nie ucieknie przed rozmową w cztery oczy. Wszystko się wyjaśni. Dorwiemy tego dupka Alex, obiecuje ci.

— Cieszę się – przeniósł ciężar swojego ciała na lewy łokieć, odwracając się zupełnie w moją stronę.

— Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałam cię zapytać – bąknęłam, bawiąc się palcami. Nie chciałam, żeby czuł się jak na jakimś głupim, przesłuchaniu policyjnym. – O co pokłóciłeś się wtedy z Cecil? Wiem, że nie powinnam pytać, ale jestem po prostu ciekawa. Spotkałam ją potem i była całkowicie roztrzęsiona.

Musze przyznać, że byłam tego ciekawa, od momentu gdy dowiedziałam się o ich kłótni. Bardzo rzadko chociażby, dochodziło pomiędzy nimi do zwykłych sprzeczek, o poważnym kłótniach, w ogóle nie wspominając. A wtedy, pożarli się naprawdę mocno.

— Wręcz przeciwnie, dobrze, że zapytałaś – zdziwił mnie, poważny ton jego głosu. Twarz wyrażała jedynie skupienie, nie mogłam nic wyczytać z oczu – bo chodziło o ciebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro