Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

- Jak ma się Alex?

- Hej, Laur. Też się cieszę, że cię widzę - Cecil uśmiechnęła się krzywo, ale widząc moją powagę, zaraz dodała - wyliże się, lekarz powiedział, że trzy dni musi poleżeć w domu i będzie dobrze. Miał dużo szczęścia.

Pokiwałam głową, oddychając z ulgą. Kiedy zobaczyłam zakrwawionego chłopaka, wszystko wokół jakby się zatrzymało.

Panika.

Każda sekunda czekania na karetkę, wydawała się wiecznością. Kiedy zabierali go na noszach, biegłam tuż obok. Chciałam chwycić go za rękę, dając znak, że nie jest sam. Próbowałam nawet wpakować się do karetki, czego kategorycznie mi zabroniono. Więc zostałam tam, patrząc jak ambulans medyczny, zmienia się w mały, migający punkcik i ostatecznie znika za zakrętem. Dopiero wtedy pozwoliłam paru łzom, spłynąć po moich policzkach.

Poczułam jak ktoś obejmuje mnie desperacko w pasie i zaczyna szlochać. Kątem oka zobaczyłam blond kosmyk, który łaskotał mnie jednocześnie, w odkrytą skórę. Obróciłam się przodem do Cecil, przyciągając ją do siebie w mocnym uścisku. Już drugi raz, tej nocy.

- Będzie dobrze. Jestem z tobą - wyszeptałam, łamiącym się głosem - przepraszam, że cię opuściłam. Tak bardzo przepraszam.

Jedna dobra rzecz, wydarzyła się tamtej okropnej nocy. Zrozumiałam jak głupia byłam i pogodziłam się z Cecil. Kiedy mi wybaczyła, zrozumiałam, że taka przyjaciółka to prawdziwy skarb. Nie wiem czy ktokolwiek inny, byłby w stanie zapomnieć mi takie traktowanie. A ona to zrobiła, bez mrugnięcia okiem. Miałam ochotę przyłożyć sobie w twarz, za te wszystkie okropne słowa, wypowiedziane przeze mnie, w jej kierunku. Zachowywałam się, jak skończona kretynka.

Zdałam sobie sprawę, również ze tego, że cholernie zależy mi na jej bracie. Nie byłam z tego faktu, ani trochę zadowolona. Chciałam jakoś wyrzucić go ze swojej głowy, zapomnieć, zacząć unikać. Cokolwiek, naprawdę. Jednak ta druga strona mnie, która desperacko krzyczała, że muszę go zobaczyć - wygrała. Niestety.

Poza tym, chciałam dowiedzieć się kilku rzeczy. Z tego co mówiła Cecil, Alex podobno nie pamięta sprawcy. Coś mi podpowiadało, że chłopak mija się z prawdą.

- Zajrzę do was, wracając ze szkoły - rzuciłam, niby mimochodem - Przy okazji sprawdzę jak ma się Alex.

Cecil przewróciła jedynie oczami, jednak z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- No co? - klepnęłam ją przyjacielsko w ramię.

Wzruszyła jednie ramionami i ruszyłyśmy w stronę szkoły.Brakowało mi tego, brakowało mi jej. Mając ją przy swoim boku, nawet poniedziałkowy poranek, wydawał się jakiś przyjaźniejszy.

***

- Uh, Ruth mnie zabije - mruknęłam, przecierając dłońmi, zmęczoną twarz - przez ten czas kiedy z tobą nie gadałam, chodziłam z nią codziennie do szkoły. Będzie wściekła, że dzisiaj ją olałam.

Siedziałyśmy na jednej z wolnych ławek. Trwała dwudziestominutowa przerwa, właśnie kończyłam dojadać kanapkę. Czekałam z niecierpliwością na ostatni dzwonek, chcąc jak najszybciej zobaczyć jak się ma Alex. Wiedziałam, że ma dziewczynę, która jest pewnie załamana całą tą sytuacją. Jednak mijały dwa dni, od tragicznego zdarzenia na imprezie Megan. A ja przez większość czasu, myślałam o nim.

- Co u licha? - Cecil wyprostowała się, by mieć lepszy widok na grupkę poruszonych nastolatków, stojących obok automatu z batonikami. Żywo o czymś dyskutowali, wymieniając co chwilę konspiracyjne spojrzenia. W rękach coś trzymali i chyba ta rzecz była powodem ich podekscytowania.

Wzruszyłam tylko ramionami, zgniatając w kulkę papierek po kanapce. Wycelowałam i rzuciłam go w stronę kosza, jednak odbił się od jego obręczy i upadł jakiś metr obok.

Zrobiłam zawiedzioną minę i usłyszałam czyiś chichot.

- Masz niezłego cela - stwierdziła Dina, podchodząc do nas. Odsunęłam się trochę w prawo, aby mogła usiąść obok mnie i Cecil. W prawej ręce ściskała najnowszy numer szkolnej gazetki. Zabrałam go, jej z ręki i zaczęłam przeglądać.

- Jest tu coś ciekawego?

Dziewczyna obróciła się w moim kierunku, ze zdziwioną miną. Patrzyła raz na mnie, raz na gazetkę, jakby się nad czymś wahała.

- No dalej - ponaglała ją Cecil, z wysiłkiem powstrzymując ziewnięcie. Pogoda na zewnątrz była ponura i deszczowa, więc październikowe przemęczenie udzielało się nam wszystkim.

- Myślałam, że wiesz - Dina, zaczęła się nerwowo wiercić, czym nieco mnie zainteresowała.

- Wiem co?

- Po prostu... Otwórz na stronie dziesiątej - mruknęła, zrezygnowanym tonem.

Zaczęłam szybko przewracać kartki, chcąc zobaczyć o co tyle szumu.

- Alex Martin, pobity na imprezie własnej dziewczyny?! - krzyknęłam zbulwersowana, nie dowierzając własnym oczom - to szkolna gazetka, czy lokalny szmatławiec?

Cecil w sekundę pojawiła się obok mnie i zaczęłyśmy razem czytać artykuł. Moja wściekłość rosła z każdym przeczytanym zdaniem. Myślałam, że dostanę oczopląsu, czytając dane fragmenty.

Michael Grossman ruszył w pościgu, za domniemanym oprawcą. Jednak dorwał tylko, całkowicie niewinnego, reportera szkolnej gazetki. Zaczął na niego krzyczeć i chciał uderzyć, jednak gdy dowiedział się, że złapał niewłaściwą osobę, burknął coś tylko o 'bezmózgich pawianach' i odszedł.

Lauren Anderson, była niesamowicie rozhisteryzowana pobiciem chłopaka. Świadkowie twierdzą, że wręcz 'zachowywała się jak wariatka, kompletnie jej odbiło'. Czyżby Alex, wpadł jej w oko? A co na to obecna dziewczyna poszkodowanego, Megan Bailey?

Przyczyny pobicia nie są znane, jednak za sprawcę podejrzewa się nadmiar różnych środków zażywanych przez nastolatków, na tej imprezie. I nie, nie chodzi tu o soczek pomarańczowy, ani o landrynki.

Alex Martin nie doznał żadnych trwałych obrażeń, jedynie jest trochę posiniaczony. Do szkoły wróci z plastrem na głowie. Najbardziej ucierpiała jego fryzura.

Było jeszcze więcej, tych żałosnych fragmentów. Zostało nawet dołączone zdjęcie całej sytuacji. Alex, nad którym pochylałam się wraz z Cecil, oraz spora grupa osób, które nas otaczały. Kiedy zobaczyłam, kto jest autorem tego 'artykułu' poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.

- Gdzie. Jest. Ten. Kretyn?! - warknęłam, dokładnie akcentując każde słowo. Podarłam stronę, na której pisano te bzdury i oszczerstwa, zaciskając usta w prostą linię.

- Widziałam go przy klasie matematycznej, błagam Laur nie bądź dla niego zbyt ostra... - głos Diny był piskliwy, gwałtownie gestykulowała rękami.

- Jasne - zaszydziłyśmy z Cecil, w tym samym czasie. Wstałyśmy i bez słowa, ruszyłyśmy na spotkanie z Benem. Znów potrafiłyśmy porozumiewać się bez słów, jak dawniej.

Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Mimo wszystkich ostatnich zdarzeń, przyjaźniliśmy się! A on tak po prostu, przekreślił wszystko, dla jakiegoś żałosnego artykułu.

Już wiedziałam co było powodem poruszenia, tamtych osób, stojących przy automacie. Zapewne, wymieniali się własnymi spostrzeżeniami, na temat pobicia Alexa. Miałam ochotę rozłożyć szeroko ręce, na głupotę otaczających mnie ludzi.

Ben siedział pod ścianą, z wyprostowanymi nogami, które skrzyżował w kostkach. Był otoczony grupką rozbawionych chłopaków, których nigdy wcześniej przy nim nie widziałam. Właśnie skończył im coś opowiadać, na co ryknęli głośnym śmiechem, który nieprzyjemnie mnie drażnił.

- Co to ma być?!

Rzuciłam mu gazetkę, prosto w twarz. Skrzywił się, a towarzystwo umilkło.

- No nie wiem - opowiedział drwiącym tonem, obracając przedmiot w palach - może szkolna gazetka?

Odpowiedział mu basowy śmiech zebranych, a ja miałam ochotę tupać nogą, jak mała dziewczynka.

-Od kiedy bawisz się w reportera, co? - Cecil ruszyła mi z pomocą, patrząc na chłopaka, jak na wyjątkowo obrzydliwą ropuchę - I od kiedy wykorzystujesz własnych przyjaciół, dla zdobycia uwagi? Zawsze wiedziałam, że lubisz się popisywać, ale nie sądziłam, że jesteś zdolny do takich metod...

- Zluzuj majty, mała! Cała relacja, bardzo się wszystkim podoba. Zresztą nie napisałem tam nic niezgodnego z prawdą, więc możecie wrócić do swoich rozmów, o lakierach do paznokci - wykrzywił usta, w drwiącym uśmieszku - czy innych pierdołach.

Jego wzrok spoczął na mnie, jednak nie przerywał swojego monologu. Każde słowo bolało jak nóż, wbity w moje serce. Co mu odwaliło?

- Albo do rozmów o lizanku. Jak podobało ci się nasze ostatnie, co Laur? Chciałabyś to powtórzyć? - oblizał usta, w sposób wywołujący u mnie odruch wymiotny - Bo wiesz, ja zawsze jestem chętny.

Tego było już za wiele. W tamtym momencie poczułam nienawiść do człowieka, który udawał mojego przyjaciela przez tyle lat. Udawał, bo teraz okazuje się, że robił to tylko dla własnych, chorych korzyści. Gardziłam nim i każdą osobą, która cieszyła się z jego prostackich komentarzy.

- Jedyną osobą, która może zluzować majty jesteś ty - syknęłam, posyłając mu jedno z moich popisowych spojrzeń, wręcz ociekającym jadem - Przypuszczam, że żadna dziewczyna nie chciałaby ich nawet dotknąć. Dlatego rzuciłeś się na mnie, wtedy na plaży. Nie dziwię się, że jesteś niewyżyty, skoro żadna cię nie chce.

Umilkłam na chwilę, dając reszcie jego nowej bandy, czas na przetworzenie informacji. Właśnie niszczyłam opinię, którą Ben wypracował sobie w ostatnim czasie, jak domek zbudowany z kart. Wystarczyło jedno moje tchnienie, zaledwie parę słów i nasz mały Ben, był w kropce. Widziałam jak w jego spojrzeniu pojawia się strach. Wiedział, że byłam zdolna do zrujnowania mu życia w tej szkole, na całej linii. Nie tylko byłam zdolna, ale naprawdę chciałam zmieszać go z błotem, tak jak on mnie, Alexa, Cecil i wszystkich innych, od których tak po prostu się odwrócił.

- Żal mi cię. Gdybym to ja miała pisać jakieś farmazony, dla zdobycia uwagi - przerwałam, wzdychając ostentacyjnie - Szkoda słów. To musi być naprawdę kiepskie uczucie, zdobywać nowych kolegów, w taki sposób, prawda? Szkoda, że zapomniałeś wspomnieć, w tej twojej gazetce, że prawdopodobnie piszczałeś, jak zarzynana świnia, gdy Mike cię złapał. Sama widziałam jak uciekałeś, niczym przestraszona sarenka! Właściwie, jesteś nią. Jesteś skończonym dupkiem Ben i jestem szczęśliwa, że zakończyłam już znajomość z tobą.

Odwróciłam się, machając włosami niczym czarną kurtyną. Zatrzymałam się jeszcze, zerkając na niego przez ramię.

- Jestem ciekawa, kto pomagał ci w pisaniu tych wypocin? Wymyśleni świadkowie? Twoja mama? W każdym razie, brawa dla tej osoby. Chyba musiała poprawić każde zdanie, znając twoją tragiczną składnie...

Nie czekałam już więcej. Odeszłam w akompaniamencie chichotów, które tym razem mi nie przeszkadzały. Jakoś, żaden z nowych przyjaciół chłopaka, nie stanął w jego obronie. Kto by się tego spodziewał? Poczułam się trochę lepiej, gdy wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. Pierwsza podstawowa zasada, tego liceum. Nie zadzieraj z Lauren Anderson.

Jednak moja mina, ponownie zrzedła, na dźwięk przychodzącej wiadomości. Taki sygnał ustawiłam dla jednej, jedynej osoby, by wiedzieć zawczasu, że znów się odezwała.

Wow, nieźle załatwiłaś tego chłopaka!

Alex może czuć się jak bohater, dzięki niemu skończyło się tylko na bolącym żebrze i strachu. Coś mi podpowiada, że gdybyś ty leżała na jego miejscu, skończyłoby się o wiele gorzej! Miałaś kiedyś połamane kości, Laur?

Obserwuję Cię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro