15.
— I jak wyglądam? – zapytała Eva, przeglądając się w swoim lustrze.
Siedziałam na jej łóżku, bacznie obserwując każdy ruch dziewczyny. Wybrałam jej piękną koronkową sukienkę, w kolorze pudrowego różu, kończącą się nieco przed kolano. Muszę przyznać, że zdziwiłam się, gdy odkryłam w jej szafie takie cudeńko. Sama chętnie, bym w niej pochodziła. No może w cztery rozmiary mniejszej, ale mniejsza o to. Nie mogę być wredna, bo cały plan spali na panewce. Gdy Eva nie zjawi się na imprezie, ja za to zapłacę.
Więc uśmiechnęłam się tylko, skanując wzrokiem jej ciało, od góry, do dołu. Rozpuszczone, polokowane włosy sprawiły, że muszę przyznać - wyglądała całkiem nieźle. Oczywiście, ja wyglądałam sto razy lepiej, w mojej czarnej opinającej spódniczce i crop topie, tego samego koloru. Jednak przemilczmy ten temat.
— Wyglądasz wspaniale. Załóż jeszcze te szpilki – podałam jej jasne buty, stojące koło łóżka. Niezgrabnie wsunęła je na stopy, przez co była o wiele wyższa.
— Wreszcie, jesteśmy równego wzrostu – stwierdziła.
— Modelki – zaśmiałam się, dodając w myślach, że na wybieg nadaje się tylko ja – Chodźmy już, Mike czeka.
Zabrałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłyśmy z pokoju. Eva chwiała się dziwacznie, gdy schodziłyśmy po schodach. Czy ta dziewczyna, nigdy nie miała ubranych wysokich butów? Że też takie osobniki, chodzą po ziemi. W myślach wyobraziłam sobie reakcję ludzi, gdy wejdę do domu Megan, razem z nią. Będzie ciekawie.
Nie byłam pewna jak zareaguje sama Megan, przecież wczoraj jasno dała mi do zrozumienia, że nie jestem u niej mile widziana. Cóż, zdziwi się. Może na mnie krzyczeć, ale ja muszę tam wejść. Jak nie drzwiami to oknem, jak mawia Ruth. Szczególnie po wiadomości, którą znalazłam wczoraj na lustrze. Nie chciałam podpadać temu psychopacie. Albo psychopatce? Nie mam pojęcia.
Będę bacznie obserwować Cecil, z pomocą Evy. Gdy tylko zobaczę coś podejrzanego, tak ją urządzę, że na długo mnie popamięta.
Mike stał oparty o czarne Audi swoich rodziców, pożyczone oczywiście bez ich wiedzy. To było typowe. Zawsze je kradł, a potem ściemniał panienkom, że to jego cacko. Chyba właśnie dzięki temu wyrwał swoją obecną dziewczynę. Nie wiem, nie wnikam.
Przybiłam z nim piątkę, na przywitanie. Szybko otaksowałam wzrokiem przednie siedzenia, jednak Clare nie było w samochodzie. No chyba, że skurczyła się do mikroskopijnych rozmiarów i schowała w schowku.
— A gdzie wywiało twoją drugą połówkę? – uniosłam brwi do góry.
— Moja druga połówka, chyba sama potrzebuje połówki, bo stwierdziła, że woli kuć na chemie niż przyjść na tę imprezę – wywrócił oczami, po czym otworzył mi drzwi. Zaśmiałam się i odwróciłam, zanim zajęłam miejsce w samochodzie, szukając wzrokiem Evy, która stała przestraszona kilka metrów dalej. Co za dzikuska. Mike też to spostrzegł bo zaraz posłał jej swój pokazowy uśmiech.
— Hej Eva, możesz wsiadać, naprawdę nie gryzę.
Uśmiechnęła się krzywo i po chwili usiadła obok mnie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że była w głębokim szoku iż Mike znał jej imię.
Po chwili ruszyliśmy, z głośną muzyką lecącą z głośników samochodu. Nie rozmawialiśmy dużo. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Piętnaście minut później, zatrzymaliśmy się przed królestwem Megan. Dom był duży, z basenem w ogrodzie bo jej rodzice byli dziani. Drzwi były otwarte, muzyka dobrze słyszalna, a parę osób kręciło się, po przednim ogrodzie . Wyszliśmy z auta, trzaskając drzwiami. Zapytam jeszcze Evy czy pamięta o tym, że ma pilnować Cecil jak oka w głowie. Pamiętała.
Powiedziałam jej, że to dlatego iż chcę się pogodzić z byłą przyjaciółką, jednak muszę wiedzieć czy nie znalazła sobie nowych znajomych, czy nie żywi do mnie urazy, bla, bla, bla. Uwierzyła.
Odgarnęłam niesforny kosmyk, czarnych włosów, z czoła i ruszyłam pewnym krokiem w stronę domu. Czas zacząć przedstawienie.
***
Tak jak sądziłam, gdy tylko przekroczyłyśmy próg, tej wielkiej chaty, wszystkie rozmowy ucichły, a oczy skierowały się na nas. Mike został jeszcze na zewnątrz i witał się ze swoimi kolegami. Właściwie to dobrze, zapewne by się wtrącał, a ja chciałam rozegrać to wszystko po swojemu.
— Jesteś głucha czy coś? – Megan mówiła tonem, wręcz ociekającym wściekłością. Odstawiła z hukiem szklankę na blat, przy którym stała do tej pory, z taką siłą, że połowa ciemnego napoju, który piła, wyleciała w przestworza. Wbiła we mnie wzrok, który zapewne miał mnie wystraszyć i podeszła do mnie powoli, powodując kołysanie się rudego kucyka. Zatrzymała się tuż przed moim nosem, podpierając ręce na biodrach, okrytych czarnymi bodami, wiązanymi na dekolcie. Na nogach miała krótkie jeansowe spodenki. Ah, typowa Meg.
Udawała, że chce mnie wystraszyć jednak, znałam ją zbyt dobrze, aby się na to nabrać. Wiedziałam, że w głębi ducha, jest szalenie ciekawa, powodu mojej wizyty.
— Co tu robisz? W dodatku z nią? – wskazała palcem na Eve, która stała dumnie wyprostowana, za moimi plecami. Cieszyłam się, że nie okazywała strachu, bo ta dziewczyna była taka płochliwa.
Uśmiechnęłam się pod nosem, na jej pytanie, no proszę, jeden zero dla mnie.
— Może stoję? – wywróciłam oczami, powodując cichy chichot wśród zebranych. – Daj spokój Meg! Powinnyśmy schować topór wojenny do kieszeni, nie chcę się z tobą dłużej kłócić. Zależało mi na naszej przyjaźni i wciąż zależy. Nic się nie zmieniło.
Smutek, w moim głosie, brzmiał naprawdę autentycznie. Właściwie, moje słowa, były po części prawdą. Miałam dosyć spraw na głowie, aby tracić jeszcze siły i nerwy, na kłótnie z Megan. Nawet trochę brakowało mi jej piskliwego, głośnego śmiechu. No i trzeba przyznać, że zawsze potrafiła mnie rozbawić. Jednak jest coś, a raczej ktoś, kto nie pozwala mi darzyć jej całkowitą sympatią...
Widziałam wahanie w jej spojrzeniu, które nagle straciło na zawziętości. Biła się z myślami, sama nie wiedząc co zrobić. Wywalić mnie czy wpuścić? Na pewno nie spodziewała się takich słów z moich ust. Mijały sekundy, a my wciąż stałyśmy naprzeciw w siebie, obserwowane, zaciekawionymi spojrzeniami reszty zebranych tutaj nastolatków.
Alex postanowił zainterweniować i poszedł do Megan, szeptając jej coś do ucha. Chociaż starałam się jak mogłam, mówił zbyt cicho, abym zdążyła wychwycić choć jedno słowo.
Gdy skończył, wyprostował się i objął dziewczynę ramieniem. Wyglądał tak dobrze, w luźnej czarnej koszulce, że aż poczułam dziwną złość, że to nie ja stoję na miejscu rudej.
Megan otworzyła usta, żeby coś powiedzieć ale zaraz je zamknęła, patrząc kątem oka na swojego chłopaka. Gdy ten delikatnie skinął głową, w końcu się odezwała.
— Niech będzie, możesz zostać – machnęła ręką, a do pokoju wrócił zwykły, imprezowy gwar. Byłam pewna, że ludzie spodziewali się jakiejś sensacji, może bójki dwóch dziewczyn, szarpiących się w szale za włosy. Gdy jednak okazało się, że nic takiego nie będzie miało miejsca, nagle stracili zainteresowanie naszymi osobami.
— A Eva? – wskazałam dłonią na dziewczynę, która stała za mną.
— Też – odpowiedziała zrezygnowanym głosem Megan – chodźcie, wszyscy siedzimy w salonie.
Alex ruszył pierwszy, za nim Megan i my. Gdy weszliśmy do pokoju powitały nas radosne okrzyki i powitania. Była tam Dina, Leo, Ben i o zgrozo - Cecil.
Na początku było trochę niezręcznie, ale potem jakoś zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, jak dawniej.
Po godzinie wszyscy, byli w wyśmienitych humorach, a alkohol się lał. Ja odmawiałam, chciałam pamiętać wszystko z tej nocy.
Po dwóch godzinach, tańczyliśmy i śpiewaliśmy. Ben przestał odnosić się do mnie z dużo rezerwą, ja chyba przestawałam się na niego złościć, było dobrze.
Po trzech godzinach Dina tańczyła na stole, a my byliśmy wierną publicznością. Eva siedziała na kolanach Leo, łapiąc się na jego słodkie słówka, jak ryba na przynętę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chłopakowi wcale na niej nie zależy i jutro zapomni jak miała na imię. Chciałam jej wyjawić smutną prawdę, jednak coś mnie powstrzymywało. Może uśmiech na jej twarzy, na którym właściwie nie powinno mi zależeć. 'To nie twoja sprawa Laur' myślałam, starając się zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Po trzech godzinach towarzystwo zaczęło, przenosić się do ogrodu, a ja odetchnęłam z ulgą. Było mi duszno w zatłoczonym pokoju, marzyłam o tym, aby wskoczyć do basenu w ubraniach. Co z tego, że zaczynał się październik.
Zaczęłam podnosić się z kanapy, kierując się za tłumem w stronę wyjścia, ciesząc się w myślach jak mała dziewczynka. Już dawno wyszłabym na dwór, ale obserwowałam wszystkich, licząc na jakieś niezwykłe zdarzenie. Może wskazówkę, która pozwoliłaby mi choć trochę zbliżyć się do rozwiązania zagadki. Jednak, nic ciekawego się nie działo, to była kolejna licealna impreza, taka sama jak setka innych. Jeff, chyba naprawdę się pomylił mówiąc, że będę w niebezpieczeństwie. Albo robił sobie ze mnie żarty, śmieszek nieśmieszny.
Obróciłam się w progu, rzucając szybkie spojrzenie na pijaną Meg, którą Alex kładł na kanapie. To był błąd. Akurat w tym momencie otworzyła oczy, spotykając mój wzrok.
— Chodź tu Laur – zawołała mnie, machając w dziwny sposób ręką. Po chwili czknęła i położyła ręce na brzuchu. Z pewnym ociąganiem ruszyłam w jej kierunku i usiadłam na skraju kanapy, obok jej ud.
— Możesz iść Alex – zwróciła się do blondyna, który po upewnieniu się, że niczego nam nie potrzeba, opuścił pokój. Zostałyśmy same, a ja zachodziłam w głowę, o co chodzi dziewczynie. Przeciągnęła się w śmieszny sposób, przewracając na prawy bok, tak aby patrzeć prosto na mnie.
— Cieszę się, że się pogodziłyśmy – zaczęła łapiąc mnie za rękę. Ścisnęła ją lekko, a ja odpowiedziałam tym samym – chociaż muszę przyznać, że miałam ochotę wydrapać ci oczy, za tę akcję ze zdjęciami.
— Wiem, to było podłe. Ale spokojnie, Jeff wysłuchał już moich przeprosin.
Uniosła brwi do góry, układając usta w kaczy dziubek.
– Cieszę się. A teraz powiedz mi – urwała, dźgając mnie lekko palcem w ramię – Jak długo podoba ci się Alex?
Poczułam jak coś dziwnie skręca mnie w żołądku, w reakcji na jej słowa. Nerwowo przełknęłam ślinę. Skąd ona to wiedziała? Nawet ja sama, nie przyznałam się przed sobą, że lecę na tego chłopaka. Byłam, aż tak słabą aktorką?
— Nie to nie tak, Meg – zaczęłam nerwowo się tłumaczyć – nigdy bym ci tego nie...
— Oh, daj spokój – zaśmiała się, a ja zmarszczyłam brwi. Wcale nie wyglądała na wściekłą z tego powodu, wręcz przeciwnie, była w dobrym humorze – nie jestem zła, tylko ciekawa. Ja na przykład mam oko na Jeffa, więc luz. Alex niedługo będzie do twojej dyspozycji, a ty korzystaj z okazji, mała.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Zastanawiałam się czy to wpływ alkoholu, czy Megan była naprawdę taką zdzirą. Było mi żal chłopaka, któremu chyba naprawdę na niej zależało. Poczułam nagłą złość i zapragnęłam oddalić się od rudowłosej, zanim powiem coś, czego potem będę żałować.
Wyjęłam z dużej, drewnianej szafy koc i okryłam nim dziewczynę. Swego czasu często bywałam w tym domu, więc wiedziałam co gdzie jest.
— Dobranoc – rzuciłam, zostawiając ją, zasypiającą na kanapie.
Kiedy przepychałam się przez korytarz, kierując się w stronę tarasowego wyjścia na dwór, dostrzegłam coś dziwnego. Cecil wpadła na jakąś dziewczynę, pośpiesznie ją przepraszając. Schowałam się, za plecami pulchnego chłopaka, o czarnych, kręconych włosach. tak aby nie mogła mnie zobaczyć. Zachowywała się, co najmniej podejrzanie. Przystanęła przy poręczy schodów, rozglądając się nerwowo. Kiedy uznała, że nie zwraca niczyjej uwagi, biegiem pognała schodami do góry. Nie zdawała sobie sprawy, że ruszyłam zaraz za nią.
**************************************************************************** ********
Przyznaję, bez bicia, że nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że kolejne będą lepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro