Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Moje oczy gwałtownie rozszerzyły się, w reakcji na jego słowa. Zaschło mi w ustach, z trudem przełknęłam ślinę. Do tej pory byłam pewna, że nikt, oprócz Cecil i Ruth, nie ma pojęcia o moim prześladowcy. Nie brałam nawet takiej myśli pod uwagę. Poczułam jak moje ciało oblewa się zimnym potem, kto jeszcze oprócz Jeffa o tym wie? Oczami wyobraźni widziałam jak wszyscy się ode mnie odsuwają, mierzą przestraszonym spojrzeniem na korytarzu szkolnym. 'To ta, którą dręczy jakiś psychopata' zdają się mówić ich oczy, które tak łatwo przywołałam w swoich myślach.

- Skąd o tym wiesz? - wyszeptałam, zachrypniętym głosem.

Gwałtownie potrząsnął głową, przecierając rękami twarz.

- To chyba najmniejszy problem nie uważasz? - warknął zniecierpliwiony, miałam wrażenie, że z trudem powstrzymuje się od wywrócenia oczami - Jeśli tak bardzo cię to stresuje, wątpię żeby ktokolwiek inny wiedział o całym tym gównie.

Wypuściłam z ulgą powietrze z ust.

Jeff wyglądał, jakby chciał przywalić sobie w twarz. Mimo tej całej dziwacznej sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdowaliśmy, poczułam się trochę urażona. Chyba mam prawo martwić się o swoją reputację? Wariat, wypisujący do mnie wiadomości, jeszcze nie wykluczył mnie z życia społecznego.

- Lauren, do cholery! - Jeff gwałtownie uderzył otwartą dłonią, o pień drzewa, tuż obok mojej głowy. Wzdrygnęłam się, przestraszona jego wybuchem - Skup się, mamy mało czasu.

Pokiwałam ledwo zauważalnie głową, jego zdenerwowanie zaczynało mi się udzielać. Co chwilę zerkałam nerwowo ponad jego ramieniem, na drzewa, chowające się pod ciemnym niebem. Coś dziwnie skręcało mnie w brzuchu, a ja sama zaczynam drżeć. Nie tylko z zimna, ale i ze strachu.

- Mam solidne podstawy, żeby twierdzić, że masz do czynienia z osobą... nie całkiem zrównoważoną psychicznie

- To znaczy? - przerwałam mu, drżącym głosem.

Zawahał się i utkwił we mnie spojrzenie, jakby zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów.

- To znaczy nieprzewidywalną - opowiedział powoli, ważąc każde słowo - Zdolną do najgorszego. Musisz być niezwykle ostrożna, nie ufaj nikomu. Miej oczy i uszy szeroko otwarte.

- D-dlaczego mi o tym mówisz? - wyjąkałam, mając mętlik w głowie. Wyrządziłam mu okropne świństwo, za które powinien uskuteczniać otwartą nienawiść, do mojej osoby.

Jego spojrzenie złagodniało, położył dłonie na moich policzkach. Potarł lekko kciukiem, zaczerwienioną od zimna skórę.

- Może dlatego, że wciąż mi na tobie zależy - odparł, a ja mimowolnie zadrżałam.

Tysiąc myśli przebiegło przez mój mózg. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkich chodzi. Pomysły, zaczynały mi się powoli kończyć. A wciąż działo się coś nowego, stawiającego mnie w niewygodnej sytuacji. Czułam się tym wszystkim przytłoczona, potrzebowałam odetchnąć i zatrzymać się. Niestety nie mogłam.

Dlaczego Jeff postanowił się tu ze mną spotkać? Naprawdę mu na mnie zależało? A może to tylko jakaś gierka? Może po prostu chciał zamydlić mi oczy, jak wszyscy. Poza tym, wciąż nie miałam pojęcia skąd o tym wszystkim wiedział. Co kierowało tym chłopakiem?

- Dlaczego powybijałeś mi szyby w domu? - zapytałam podejrzliwie, a on odsunął ode mnie swoje dłonie i schował je do kieszeni.

- Byłem wściekły... Chciałem się wyżyć, zadać ci ból, chociaż w małym kawałku podobny do tego, który ty zadałaś mi. Nasze spotkanie miało początkowo wyglądać całkiem inaczej, chciałem... Właściwie nie wiem co chciałem. Może trochę na ciebie nakrzyczeć i kazać odwołać wszystko - wzruszył ramionami i obejrzał się niespokojnie. Jednak gdy nie zauważył nic podejrzanego, kontynuował swój monolog - Z czasem dotarło do mnie, że nie mogę tak po prostu o tobie zapomnieć. To co do ciebie czuje jest silniejsze od złości i jestem wściekły, że nie mogę tego zwalczyć.

Znów utkwił we mnie spojrzenie, a ja nie mogłam wytrzymać tego wręcz palącego wzroku, więc gapiłam się gdzieś w dół, moje dłonie stały się nagle bardzo interesujące. Nie bardzo wiedziałam, czego oczekuje ode mnie ten chłopak. Poczułam wyrzuty sumienia, powinnam bardziej liczyć się z jego uczuciami. Żałowałam tego co zrobiłam, pierwszy raz od kiedy pamiętam. Nie wiem co się ze mną działo. Mimo że, mu nie ufałam i nic do niego nie czułam, chciałam cofnąć czas i całkiem inaczej go potraktować. Zachowałam się podle i dopiero teraz zaczynało to do mnie docierać. Wcześniej jakoś nie myślałam o uczuciach innych, to była dla mnie zupełna nowość.

- Przepraszam - z trudem wydusiłam z siebie to słowo, ciążące na mnie jak ogromny kamień. Już drugi raz w przeciągu kilku dni, kogoś przepraszałam. To do mnie zupełnie niepodobne - Żałuje tego jak cię potraktowałam, nie zasługiwałeś na to.

Powoli podniosłam wzrok, przyglądając się uważnie jego twarzy. Bałam się zobaczyć na niej złość, ból albo smutek. Jednak on wydawał się po prostu... zamyślony.

- Cieszę się, że to powiedziałaś - posłał mi słaby uśmiech - Szczytem marzeń, jest usłyszenie z twoich ust, zapewnienia, że też ci na mnie zależy. Nie martw się, nie jestem głupi wiem, że to niemożliwe - w jego głos, wdarł się smutek, a ja poczułam się jak wiedźma - dobrze wiedzieć, że chociaż żałujesz tego co zrobiłaś.

Westchnął głośno, a nagły podmuch wiatru, zaszeleścił liśćmi, leżącymi wokół nas.

- Musimy zaraz iść, udawaj, że to spotkanie nigdy nie miało miejsca. Dla swojego, jak i mojego bezpieczeństwa. To nie jest zabawa Lauren.

Pokiwałam głową i już otwierałam usta, żeby zadać mu kilka dręczących mnie pytań, jednak był szybszy.

- Na razie nie mogę zdradzić ci nic więcej, ale pracuje nad tym, aby to wszystko rozszyfrować. Musisz mi zaufać. W szkole nie odzywaj się do mnie, wciąż jesteśmy obserwowani, tej osobie może nie spodobać się to, że mamy ze sobą kontakt - zmarszczył brwi, jakby nagle coś sobie przypominając - I jeszcze jedno,Laur. Pod żadnym pozorem nie idź na jutrzejszą imprezę Megan.

- Dlaczego?

- To może być dla ciebie bardzo niebezpieczne.

***

Odetchnęłam z ulgą, wchodząc na ulicę, przy której mieszkałam. Spotkanie w parku nic nie rozjaśniło w mojej głowie, jedynie jeszcze bardziej wszystko zagmatwało. To był istny obłęd, miałam dosyć otaczającego mnie chaosu.

- Uważaj!

Wpadłam na coś, a raczej na kogoś, a piskliwy krzyk wyrwał mnie z zamyślenia. Na chodniku przede mną, wśród porozrzucanych kopert, leżała Megan.

Wystawiałam w jej stronę rękę, chcąc pomóc jej wstać, lecz dziewczyna zignorowała ten gest, mierząc mnie pogardliwym spojrzeniem spode łba. Zaczęła szybko zbierać koperty i bez mojej pomocy stanęła na równe nogi.

- Przepraszam, nie widziałam cię - zaczęłam się tłumaczyć. Megan, była na mnie wciąż wściekła, od czasu imprezy Cecil. Nie chciałam dodatkowo pogarszać sytuacji.

- Może zacznij się rozglądać, zamiast bujać w obłokach! - fuknęła, licząc różowe koperty. Najwidoczniej wszystko się zgadzało, bo po chwili schowała je za pazuchę czarnego, jesiennego płaszczyka.

- Co to za listy? - zapytałam, z czystej ciekawości.

- Żadne listy, tylko lista rzeczy, które trzeba zabrać na imprezę. Imprezę, na którą nie jesteś zaproszona, ku ścisłości - odparła z wyższością, a ja uniosłam brwi do góry. Zapomniałam, jak irytujący potrafi być ten mały rudzielec.

Już miałam coś odpowiedzieć, gdy z domu Ruth wyszedł Alex.

- Cześć - powitał mnie uśmiechając się. Złapał Megan za prawą rękę, splatając razem ich palce. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się przykro na ten widok. Odpuść Laur, on nie jest ciebie wart.

- Hej - odpowiedziałam, ku niezadowoleniu dziewczyny.

- Dałeś Ruth listę? - zapytała, skupiając na nim swój wzrok - Wszystko weźmie?

Pokiwał głową, a uśmiech wrócił na jej twarz.

- Świetnie, została jeszcze twoja siostra i Harry. Chodźmy - pociągnęła go za rękę, nie zwracając na mnie większej uwagi. Alex po chwili odwrócił się i pomachał mi szybko, a ja uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku. Jeszcze przez chwilę odprowadzałam ich spojrzeniem, po czym ocknęłam się i ruszyłam w stronę swojego domu.

***

Zapaliłam światło i przekręciłam zamek, w drzwiach łazienki, gdy do niej wchodziłam. Jedyne o czym marzyłam to ciepły, relaksujący prysznic. Zawiesiłam piżamę na wieszaku i ściągnęłam bluzkę. Podeszłam do lustra, będąc pewną, że przerażę się własnym odbiciem.

Rzeczywiście się przeraziłam, jednak nie odbiciem, a słowami napisanymi ciemnoróżową szminką na jego tafli.

- Spróbuj nie pojawić się na imprezie rudej, a gwarantuje ci, że pożałujesz - przeczytałam na głos.

Pod lustrem na umywalce, leżała koperta. Identyczna jak ta, którą rozdawali Alex z Megan. W środku znajdowała się lista potrzebnych rzeczy, takich jak butelka własnego alkoholu. W normalnych okolicznościach, śmiałabym się z prostactwa Megan, jednak nie w tamtym momencie.

Byłam przerażona. Ten ktoś, znów tu był. Po moich plecach przeszły dreszcze, bo zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nigdzie nie jestem bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro